Jak już wam pisałam wcześniej, we wpisie, na który powinniście zerknąć [KLIK], pogoda na Mazurach jest zmienna jak humor dwulatka. Niby świeci słońce, ale lepiej, żebyś nie wyskakiwała z burzowym planem pochłonięcia obiadku, bo zaczną bić po niebie pioruny, a wielki tajfun splądruje twoje nerwy i poczucie własnego przekonania o tym, że mimo wszystko jesteś całkiem dobrą matką. W każdym razie – ostatnio nam się udało!
Choć nie obyło się bez standardowej jazdy, bo mimo głośno wyrażonej chęci wyjścia nad jezioro, zanim dorwałam dzieciaka, przekonałam go do założenia butów, zanim chwyciłam torbę z rzeczami, to znów musiałam ganiać smyka po całym domu, gdyż w czasie sięgania po torbę Kosmyk zdążył już rozebrać się do naga i zaczął chować się z perlistym śmiechem w najtrudniej dostępne zakamarki chałupy. Ale, jak to śpiewa „Dora mała podróżniczka”, udało się! Nasmarowani, nakremowani, zabezpieczeni od słońca i udający, że czapeczka na głowę wcale nie zginęła po drodze, dotarliśmy zażywać kąpieli!
Kosmyk cały dzień nad wodą, a kąpał się chyba z cztery razy, spędził w kamizelce asekuracyjnej, ponieważ dzień wcześniej był tak miły, że w całym deszczowym rynsztunku, zechciał spróbować zejść do wody z najdalej wysuniętego pomostu, gdzie nie miał już gruntu. Musieliśmy więc powtórzyć wszystkie lekcje z zeszłego roku o bezpieczeństwie i wpoić mu te informacje od nowa, bo, szczerze mówiąc, kamizelka, którą ma na sobie Kosmyk, jest stara i szalenie niewygodna. Kiedy nasz syn, będzie zdawał sobie sprawę, że bezpieczniej jest bawić się w pobliżu rodziców, a najlepiej przy brzegu, pewnie mu ją zdejmiemy, bo jak on ma się nauczyć pływać w kamizelce? Bez sensu. Swoją drogą, na szalejącą pogodę przydałaby się na porządna kamizelka. Aż dziw, że żadna firma nie wpadła na pomysł, by u mnie takie rzeczy reklamować. Ciągle te ubranka i zabawki, a to mają przecież wszyscy – kamizelek i pływaków na blogach widziałam bardzo mało. A tacy jesteśmy idealni do tych tematów 😉
Ale już bardziej poważnie – jak tylko woda stanie się wystarczająco ciepła dla mojego nielubiącego zimna ciała, ruszamy z akcją „Pływaj Kosmyku”, czyli zaczynamy młodego uczyć machać rękami w wodzie. Wasze dzieci umieją już pływać? Macie jakieś doświadczenia? Rady? Piszcie!
moi 5 i 4 lata. Pływać nie potrafią ale śmigają w kółkach i od jakiegoś czasu nie boją się z nami chodzić na głęboką wodę. Kładą się i machamy rękami i nogami. Byle się teraz nie zrazili to może zaskoczą 🙂
Niestety pływać nie potrafię,mój Ślubny coś tam niby potrafi,ale na pewno zrobię wszystko,żeby Lidkę nauczyć. A Kosmyk taki rozczulający w tej wodzie…
Z tą kamizelką to dobry pomysł. Rok temu byliśmy na małym wypadzie nad wodą i nasz 2 letni wówczas synek absolutnie nie przyjmował do wiadomości, że nie należy skakać do wody tam gdzie jej głębokość sięga ok. 3 metrów z kawałkiem. Okrutnie się wtedy tą wycieczką zmęczyłam, bo upilnowanie takiego gagatka graniczyło niemal z cudem. O jak by nam się taka kamizela wtedy przydała.
Mój ma rok i nauka takiego bobasa a dwulatka to całkiem inna historia. Mój syn jak wskoczy do basenu to potrafi się z niego wydostać. I tyle naszych umiejętności 😉
Nasza Alkach macha tymi nogami i trzyma się deski piankowej. Ma jeszcze problem z koordynacją, bo jak tylko zaczyna płynąć do przodu, to tak się cieszy, że puszcza deskę i trzeba ją łapać 🙂
Faktycznie, jakieś niemrawe te firmy, a temat ważny dla każdego poważnego rodzica, który dba o bezpieczeństwo, zwłaszcza, gdy mieszka w pobliżu wody, ja nie umiem pływać, ale mąż uczy dzieciaki
Słodki jest Kosmyk i…. jakiś taki "dorosłowyglądający" w tej kamizelce:) Proponuję razem z powyższą akcją dołączyć akcję "Pływaj babciu". Może będziecie bardziej skuteczni niż trener, któremu przez cały rok nie udało się nauczyć mnie pływać w czasie obowiązkowego basenu podczas moich studiów;) Polecam się! KBD 🙂 babcia Kosmy 🙂 matka Damiana