Ile czteroosobowa rodzina wydaje na jedzenie?

O ile planowanie posiłków lubię i daje mi to poczucie bezpieczeństwa, tak w wakacje przestałam to robić w ogóle i żyłam z dnia na dzień. Dzieci co i rusz gdzieś wyjeżdżały, my testowaliśmy mazurskie knajpy, które, żeby nie skłamać, najlepiej karmią właśnie w okresie wakacyjnym, bo w zimowym karmić nie ma kogo i  tak przebimbaliśmy dwa miesiące nie martwiąc się, co i kiedy zjemy. Ale rok szkolny rządzi się swoimi prawami i kiedy na początku września po raz trzeci z rzędu jechałam do sklepu po jedną rzecz, której mi akurat brakowało, wkurzyłam się i ogłosiłam powrót do planowania.

 

 

Wpis powstał dzięki współpracy z Panią Swojego Czasu

 

A że nic nie mobilizuje tak jak setki wpatrzonych oczu, a wiem też, że wiele osób zwyczajnie ciekawi, jak to wygląda od praktycznej strony, postanowiłam zrobić z mojego planowania wyzwanie. Chciałabym, żeby komuś te moje zapiski pomogły, żeby zainspirowały, żeby zmotywowały te, które chcą, ale nie wiedzą jak się za to zabrać. To idealny moment, bo ja też chcę i kolejny raz zaczynam.

 

Jak zacząć planowanie posiłków?

 

Ja zaczynam od przejrzenia, co mam w lodówce i w szafkach. Bardzo dokładnego sprawdzenia.  Mam zgrzewkę mleka roślinnego i krowiego, zamrożoną kiełbasę, kawał zamrożonej szynki na gulasz, 3 kilogramy jabłek, borówki i maliny w zamrażarce, dwa serki homogenizowane, 3 kilogramy ziemniaków,  kilogram marchwi, dwa duże filety z piersi kurczaka, kiwi, serek topiony, ser żółty, masło, śmietanę, zamrożone pulpety, szpinak, cebulę, kawę, cukier, miód, kaszę mannę, jaglaną, zapas makaronu, w sumie dziesięć kilo różnych mąk: od pszennej po kukurydzianą, rodzynki, suszoną żurawinę, paczkę wafli i pięć paczek chleba typu wasa, który Chłop przywozi z poligonu, zapas musli, soki własnej roboty, dżemy i pikle.  Mam też duże zapasy cukinii i pomidory z ogrodu. Jestem też uprzywilejowana pod względem jajek – mój tata przywozi mi je ze znajomego gospodarstwa, więc sklepowe kupuję bardzo rzadko.

 

Całkiem sporo jak na prawie pustą lodówkę. Zawsze tak jest, że niby nic nie ma, a jednak jak się zbierze wszystko do kupy, robi się spory kawał jedzenia. Teoretycznie mogłabym wycisnąć z tych zapasów przynajmniej tydzień jedzenia bez dodatkowych zakupów, ale niestety – nie wychodzi.

 

Tydzień 9.09-15.09

Gotowy plan posiłków od Pani Swojego Czasu

 

W poniedziałek dojadamy kaszotto z kaszy gryczanej, pieczarek, cukinii, papryki  – mój ulubiony jednogarnkowy posiłek, którego zawsze robię dużo, bo Chłop może sobie wziąć potem do pracy w pojemniku na lunch. Zazwyczaj nasz jadłospis na następny tydzień planuję w weekend, konsultując się z chłopcami, ale w weekend penetrowałam szafki, więc do pierwszego tygodnia z planowaniem zabieram się w poniedziałek.

 

 

Planuję na suchościeralnej tablicy od Pani Swojego Czasu. Młodszy nie umie czytać, więc mu wszystko jedno, ale dla starszego ta przewidywalność tego, co będzie jadł, jest bardzo ważna. Swoje wstępne plany kreślę więc na papierowych kartach z planem posiłków od Pani Swojego Czasu, a potem przepisuję na suchościeralną tablicę na drzwiach lodówki.

 

 

Dopiero we wtorek wpadam na pomysł, co mogę zrobić na obiad z resztek, które mam w lodówce, a nawet nie wpadam na pomysł, tylko słucham młodszego, który poprosił o makaron z serem. Robię więc makaron z warzywami, dodając do niego resztkę żółtego sera i totalną resztkę świeżych warzyw połączonych z resztką zamrożonego groszku, fasoli i sporej ilości szpinaku [który zajmuje mi w szufladzie zamrażarki połowę jednej z półek]. Patrzę, co mi zostaje na następne dni do jedzenia i już widzę, że bez zakupów się nie obejdzie. Na kolację dojadamy parówki z chlebem typu wasa i kakao, na śniadanie grzanki z dżemem pigwowym i herbatą owocową. Odwożę starszaka do szkoły, z młodszym jadę na zakupy.

 

Kupuję: przecier pomidorowy, płatki owsiane, parówki [te z mięsa], kabanosy , szynkę, wafle ryżowe, pieczarki [a że rozplanowałam też kolejny tydzień, to kupuję ich dużo], pieczywo [w tym tostowe – sprawdzam zawsze, żeby było pełnoziarniste i bez oleju palmowego], podudzia [do zamrażarki], ser, szynkę, czosnek, paprykę, cebulę, po raz pierwszy od dawna natkę pietruszki, jogurty, kiełbasę, herbatniki dla chłopców i żelki.  A niech mają chłopaki.

 

Płacę 187,54 zł. Żelki i herbatniki to raptem 15 zł, więc 172 zł to mój budżet na ten tydzień. Widzę, że kupiłam zapas kabanosów, bo były w promocji, oczywiście kupiłam więcej masła, bo kupując trzy, cena znacznie spada i bardziej się opłaca. Sporo też kosztowała kiełbasa, bo lubię dobrą, a wiem, że wykorzystam całą do zapiekanki ziemniaczanej w przyszłym tygodniu, którą już planuję.

 

W czwartek po powrocie do domu wyciągam zawekowany wcześniej słoik rosołu – rozmrażanie trwa 10 minut. Chłopcy zjadają w pięć po pełnej misce.

 

W piątek rano po śniadaniu wyciągam mięso z zamrażarki i z młodszym szykujemy razem obiad. Gulasz w sosie koperkowo-śmietanowym. Kiedy starszak wraca ze szkoły i widzi gotującego ze mną młodszego, też chce coś pogotować – tym samym chłopcy sami sobie robią kolację – jabłka utarte z marchewką. Pozwalam im zużyć resztki syropu klonowego i tym samym dopisuję syropy do listy na następny tydzień. Następnego dnia – jajecznica, dojadanie wczorajszego gulaszu i odwiezienie chłopców do babci. Nie pamiętam i nie planuję nigdy, co będę jadła, kiedy chłopcy są u babci. Zazwyczaj wtedy pracuję w transie, ile się da i budzę się dopiero – kiedy wracają od niej do domu. Tym razem wrócili z ciastem, które sami zrobili i przywieźli na kolację.

 

Tydzień 16.09. -22.09.

Gotowy plan posiłków od Pani Swojego Czasu

 

Kolejny tydzień zaczynam w bardziej zorganizowany sposób. Poprzedni był chaotyczny, wyjazdowy, ale już w jego trakcie sprawdzałam, co mam, co się kończy, co mogę wykorzystać i planowałam, co zjemy. W poniedziałek miałam robić zapiekankę ziemniaczaną, ale w piątek narobiłam tyle gulaszu i on wciąż był dobry, że w poniedziałek dogotowałam do niego wszystkie ziemniaki, jakie miałam, wyciągnęłam pikle z piwniczki i miałam z głowy. Z ziemniaków, których nie zjedliśmy – następnego dnia zrobi się zapiekankę. Będzie na dwa dni. Na papierowym planie posiłków po lewej widać moje zamierzenia, i efekt końcowy na planszy.

 

 

W środę mieliśmy dojadać zapiekankę, więc korzystając z wolnego czasu, pojechałam na zakupy. Młodszy dostał szału na kabanosy, więc musiałam je w ostatniej chwili dopisać do listy. Kupuję syropy: klonowy i z agawy, na szczęście są w sporej promocji. Standardowe zakupy: ser i szynka –  tu tym razem zaszalałam i kupiłam ciut więcej [najwyżej się zamrozi]. Kupiłam też dwie cebule dymki, bo uwielbiam ten jej szczypior, dwa kefiry, zapas pieczywa, parówki [te z mięsem ; )], uzupełniłam zapas oliwy, dorwałam na promocji trzy kawały filetów z piersi kurczaka, do śmietany, bułki tartej, zapasu pieczywa, kaszy jaglanej, papryki, ogórków, żelek dla chłopców, cenę podbija kawa dla mnie, kaczka, na której widok ślinka mi pociekła i dwa „gotowe” obiady do podgrzania w piekarniku, które uratują mi pupę w wyjazdowy czwartek. Ostatecznie płacę przy kasie prawie 260 zł za samo jedzenie. I jestem przekonana, że jakbym jeszcze bardziej się spięła, zapłaciłabym mniej ; )

 

W piątek na obiad pozbywam się dwóch największych cukinii i zjadamy je jeszcze w sobotę z makaronem i kurczakiem w sosie alfredo. A też w piątek – z rozbiegu – smażymy z Chłopem multum placków z jabłkami, które jemy do niedzieli i nie przejmujemy się większym gotowaniem. Dopiero w niedzielę gotuję kaszotto [też z cukinią], które Chłop pakuje sobie do pracy, a ja zostawiam trochę na następny dzień.

  

Gotowy plan posiłków od Pani Swojego Czasu

 

W poniedziałek po południu ojciec przywozi mi kaczkę, co powoduje, że moja kaczka, kupiona wcześniej, ląduje w zamrażarce. Starszak wyraża potrzebę zjedzenia sushi, więc we wtorek rano nacieram kaczkę przyprawami i  ruszam na zakupy. Kupuję borówki, jabłka i banany na śniadania, rzeczone i obiecane sushi [trafiam na promocję], olej, uzupełniam zapasy groszku i kukurydzy, jogurtów, puszek rybnych, trafiam na szynkę indyczą w promocji, kupuję dwa duże brokuły, dwa mleka owsiane [bo nigdy nie chce mi się robić swojego], mleko krowie, masło. Nie wiem, czy to te sushi, czy mleko, rachunek przy kasie każe mi płacić 217 zł. A jeszcze chciałam iść do mięsnego po udka, których z kolei zażyczył sobie młodszy na wtorkowy obiad.

 

W czwartek funduję chłopcom McDonalda, sama zjadam dwa cheesburgery i wieczorem dojadamy owsiankę, której mi się sypnęło za dużo i trzeba było rozrzedzać – wyszło jej sporo. W piątek przyrządzam, ku radości dzieci, które już wysiadają z tą naszą cukinia, makaron z brokułami. Jest go dużo – starcza na sobotę i resztki dojadamy nawet w niedzielę, przed ogniskiem u rodziców. Wieczorem smażymy górę naleśników.

 

23.09-29.09

W poniedziałek po południu ojciec przywozi mi kaczkę, co powoduje, że moja kaczka, kupiona wcześniej, ląduje w zamrażarce. Starszak wyraża potrzebę zjedzenia sushi, więc we wtorek rano nacieram kaczkę przyprawami i  ruszam na zakupy. Kupuję borówki, jabłka i banany na śniadania, rzeczone i obiecane sushi [trafiam na promocję], olej, uzupełniam zapasy groszku i kukurydzy, jogurtów, puszek rybnych, trafiam na szynkę indyczą w promocji, kupuję dwa duże brokuły, dwa mleka owsiane [bo nigdy nie chce mi się robić swojego], mleko krowie, masło. Nie wiem, czy to te sushi, czy mleko, rachunek przy kasie każe mi płacić 217 zł. A jeszcze chciałam iść do mięsnego po udka, których z kolei zażyczył sobie młodszy na wtorkowy obiad.

 

W czwartek funduję chłopcom McDonalda, sama zjadam dwa cheesburgery i wieczorem dojadamy owsiankę, której mi się sypnęło za dużo i trzeba było rozrzedzać – wyszło jej sporo. W piątek przyrządzam, ku radości dzieci, które już wysiadają z tą naszą cukinia, makaron z brokułami. Jest go dużo – starcza na sobotę i resztki dojadamy nawet w niedzielę, przed ogniskiem u rodziców. Wieczorem smażymy górę naleśników.

 

 

Tydzień 30.09 – 06.10

Gotowy plan posiłków od Pani Swojego Czasu

 

Tydzień zaczyna się ciężko – wyjazdami. Ratuje mnie to, że mam przygotowane i śniadanie, i kolację. W przerwie między jednym a drugim wyjazdem na szybko robię gulasz z resztek mięsa, jakie mam w lodówce i warzyw. Typowy kocioł czarownicy z resztek, ale jest smaczny i chłopcy zjadają. We wtorek jadę na zakupy.

 

Kupuję zapas dobrych parówek, marchew, jabłka, pieczywo, zapas śmietany, ogórków, jogurtów, zestawy na rosół [mięso indycze, włoszczyzna, lubczyk i por, bo zawsze dodaję dodatkowego pora], młodszy chce zjeść ananasa, więc robię mu przyjemność, trafiam na dobrą drobiową kiełbasę i znajduję dobre mięso mielone, które miało być w promocji i jest [wiem, powinnam sama mielić, ale nie chce mi się nigdy zdejmować maszynki do mięsa z górnej półki, już raz mi spadła, ups]. Mięso to dalekie plany, bo ten tydzień mam  zaplanowany, ale korzystam, bo zawsze trochę taniej wychodzi. Płacę za zakupy 193 zł.

 

W środę wstawiam rosół. To jedyna zupa, którą moi chłopcy mogą jeść o każdej porze dnia i nocy. W czwartek po południu odławiam z rosołu mięso i warzywa, dodaję do nich bułkę tartą, jajka i przyprawy i robię pasztet, który tak smakuje wszystkim, że jest podstawą śniadań i kolacji przez następne dni [czego nie planowałam – myślałam, że będą jeść jogurty i parówki]. W sobotę zabieramy chłopców na włoskie jedzenie do pobliskiego miasteczka, a wieczór spędzam znów smażąc placki, które stają się kolacją, a staną dwoma posiłkami w następnym tygodniu.

 

 

Ile wydałam na jedzenie we wrześniu?

 

Po podliczeniu całej kwoty, jaką wydałam na jedzenie we wrześniu wyszło mi 1044 zł. Do tej kwoty trzeba doliczyć jeszcze 170 zł za obiady, które starszak zjada w szkole. Czy to dużo?  Moim zdaniem – średnio. Wiem, że czasami na jedzenie wydawałam więcej – porównując wydatki z karty – w samym sierpniu wydałam na jedzenie jakieś 700 zł więcej. I mimo że kwotę powinny obniżyć warzywa z ogrodu, to jednak brak planowania posiłków sprawiał, że strasznie dużo jedzenia się psuło.

 

Oprócz pieniędzy, zaoszczędziłam też sporo czasu – wyjazd do miasta na zakupy zajmuje od godziny [jeśli szybkie zakupy] do dwóch [jeśli większe i do tego trafi się kolejka]. Na zakupach byłam kolejno 11 września, 18 września, 24 września i 1 października. Od 1 października na zakupach nie byłam ani razu – planuję je na 14.10 dopiero.

 

Co za tym idzie – oszczędzam też paliwo, zostawiam mniejszy ślad węglowy, nie kupuję pierdół i niepotrzebnych rzeczy. Ostatnie lata planowania [oraz fakt, że mieszkamy na zadupiu] nauczyły też moje dzieci dobitnie, że jemy, co jest, a nie co możemy za chwilę kupić w sklepie. Chłopcy angażują się w planowanie jedzenia, wiedzą, że ich zdanie się liczy, proponują różne rzeczy, które chcieliby zjeść, ale wiedzą też, że nie dam im tego od ręki. Że każda ich prośba zostanie wysłuchana, rozpatrzona, ale być może  trzeba będzie na nią poczekać.

 

Świetnie też, w tym moim procesie planowania, sprawdza się tablica suchościeralna od Pani Swojego Czasu – jest duża, widoczna, starszak nauczył się czytać moje bazgrolenie i jest spokojny, kiedy wie, co będzie jadł po powrocie ze szkoły.  Miejsce na notatki to mój ratunek na wszelkie: „Mamo, ale ja chcę naleśniki! Teraz! Teraz!”. Kiedy nie chce mi się robić naleśników i muszę na jego „teraz” powiedzieć „nie”, zawsze zapewniam, że jego potrzeba/ochota jest dla mnie ważna i dla udowodnienia tego – zapisuję potrzeby dzieci w notatkach.

 

 

Kolejny tydzień zawsze planuję na papierze – wyżej pokazałam ci pięknie wypełnione plany posiłków, ale postarałam się je tak wypełnić wyjątkowo. No dobra, będę szczera: przepisałam moje bazgroły na nowo. Ale bieżącą listę zakupów zapisuję na suchościeralnym planerze posiłków. Bo to nie na papierze, ale w trakcie gotowania, widzę, co mi się kończy i co muszę dokupić. Zakupy zazwyczaj robię we wtorki i środy, posiłki planuję w niedziele/poniedziałki, suchościeralny planer ma więc ten plus, że lista zakupów, która tworzy się w czwartki, nie musi być w niedziele ścierana – przechodzi na następny tydzień.

 

 

 

Czy ty też musisz planować obiady na cały tydzień?

 

Ja wiem, że są wielcy przeciwnicy planowania obiadów, bo „nie wiem, co będę miała ochotę jutro zjeść”.  Zawsze na takie coś odpowiadam: zaplanuj więc to, co lubisz jeść. Ja, z racji tego, że nie po drodze mi awantury i przepychanki, planuję zwykle to, co lubią jeść moje dzieci. I co zjedzą bez gadania. Raz w tygodniu staram się [choć w tym miesiącu mi to wyszło tylko dwa razy] zaplanować coś nowego, żeby rozruszać kubki smakowe i pokazać dzieciom inne smaki.

 

Planowanie posiłków to też niekoniecznie rozpisanie całego tygodnia i obwieszczenie, że będzie tak i nic się nie zmieni! Suchościeralny planer sam temu przeczy, bo można na nim ścierać również dlatego – bo czasami się zmienia. Bywa, że i ja planuję z dnia na dzień, chociażby weekendy. A to dlatego, że czasem wyjedziemy, czasem chłopcy są u dziadków, a wtedy ja pracuję przy komputerze i jeśli Chłop nie zechce czegoś ugotować, to dojadamy resztki z lodówki. Albo jak sprawa z gulaszem – mogłam go zamrozić i twardo, zgodnie z planem robić zapiekankę. Ale miałam więcej wolnego i przełożyłam zapiekankę na drugi dzień.

 

Podsumowując – jedna z moich czytelniczek planuje zupełnie inaczej niż ja: zakupy robi codziennie, ale każdy z tych zakupów jest przemyślany i po coś. Wszystko się ze wszystkim łączy – jeśli kupuje fasolę i bułki, to wie, że  w domu ma kiełbasę i warzywa i jajka, i że zrobi fasolkę po bretońsku, a na kolację i śniadanie chleb jajeczny. Planowanie z dnia na dzień też jest możliwe, wcale tego nie wykluczam. Ale wtedy trzeba trochę więcej myśleć i kombinować – a na to, przyznaję, nie mam czasu i aż tyle kucharskich umiejętności [nie umiem robić na przykład kopytek i pierogów, a ciasta zawsze robię z zakalcem : )].

 

Jak zacząć planować zakupy na tydzień? 

 

  • Ja zawsze polecam wypisanie wszystkich potraw, które lubicie jeść. Od śniadaniowo-kolacyjnych po obiadowe. Od początku do końca. Jeśli macie w lodówce potrawy, które lubicie, z pewnością nic nie zostanie zmarnowane. 

 

  • Warto mieć bazę. Ze wszystkich potraw, które lubicie jeść, wybierz trzy, najprostsze, których składniki zawsze będziesz mieć w lodówce/szafce. Taka jajecznica – kupujesz 10 jaj więcej, w zamrażarce masz zamrożony szczypiorek/kawałek kiełbasy i w zasadzie jesteś w stanie zrobić coś  z niczego. Ja zawsze mam w domu: mleko, jajka, płatki owsiane, mąkę, kawałek piersi z kurczaka lub indyka, makaron, kawałek zamrożonej wędliny lub kiełbasy, zamrożony lub zawekowany rosół bądź inną zupę i paczkę zamrożonych warzyw. To są te produkty, których zawsze muszę mieć trochę więcej [a dzięki temu, mogę uzupełniać zapasy wtedy, kiedy chcę, czyli jak trafię na promocję na przykład albo ja chce mi się zupę gotować]. 

 

  • Znajdź swoje bedrock recipe. Czyli potrawę bazową, z której zrobisz kolejną. Moją bazową potrawą jest rosół – gotuję zazwyczaj 10 litrów w wielkim garze. Zazwyczaj dzieliłam cały rosół na dwie albo trzy części, z których jedna trafiała do zamrażarki jako bulion, drugą jedliśmy jako rosół właściwy, a z trzeciej robiłam inną zupę na kolejny dzień. Teraz, kiedy odkryłam, że pasztet z warzyw z rosołu jest przepyszny, mam jeszcze czwarte zastosowanie [pasztet jest mniej pracochłonny niż sałatka warzywna]. Ale moim bedrock recipe są wszelkie potrawy z ziemniakami – zazwyczaj przed zapiekanką z ziemniaków robię albo kotlety, albo gulasz, dzięki czemu za jednym razem gotuję duży gar ziemniaków: z jednych robię puree, drugie stygną i zostają na następny dzień. Zawsze też gotuję więcej jajek na twardo – jeśli zostaną, łatwo zrobić z nich pastę jajeczną na kanapki. 

 

  • Plan to nie cyrograf. Jeśli masz bazę produktów, które nie zepsują się za dzień lub dwa, nikt nie mówi, że musisz je od razu wykorzystać. Jeśli zaplanowałaś makaron z warzywami na środę, a w środę zachciało ci się odwiedzić nową restauracje w okolicy, twoje jedzenie spokojnie poczeka ten jeden dzień. Plusem planowania jest to, że kiedy masz zaplanowane, wiesz konkretnie co i jak zmienić, więc w efekcie – jesteś bardziej elastyczna. Ja na przykład na poniedziałek planowałam kaczkę, ale babcia wzięła chłopców do kina, Chłop wrócił późno, ja w ogóle nie byłam głodna, a że fasolka po bretońsku, którą planowałam robić następnego dnia nie miała prawa się zepsuć, przełożyłam ją bez problemu. 

 

  • Raz na dwa tygodnie rób przegląd szafek. Już nawet nie w celu sprzątania [to zrobisz przy okazji], ale przypomnienia sobie, co w tych szafkach masz.
     
  • Korzystaj z zamrażarki – kiedy stoi pusta, marnujesz prąd, kiedy stoi wciąż pełna i nic z niej nie wyjmujesz, zamrażasz swoje pieniądze, za które kupiłaś jedzenie. Raz w miesiącu przejrzyj jej zawartość – ja na przykład odkryłam ostatnio zagubionego loda z wakacji. Był pyszny : ) 

 

 

Co chcę osiągnąć?

 

Co miesiąc będę robiła jedzeniowe podsumowanie, żeby spiąć się i postarać nie tyle mniej wydawać na jedzenie, ile sprawniej je planować, ciekawiej komponować jadłospisy lub szybciej przygotowywać posiłki. Ten miesiąc jest testowy, ćwiczę. Listopad będzie lepszy, chociaż już teraz wiem, że „droższy”, bo czeka nas więcej wyjazdów. Ale wrzesień zaowocował na przykład ciekawymi wnioskami:

  1. odkryłam przepis na pasztet z warzyw z rosołu [znajdziecie w google bez problemu]
  2. stwierdziłam, że mój starszak, nazywany niejadkiem, bez problemu wciąga dwa obiady dziennie: w szkole, i w domu. Byłam przekonana, że tak jak w zeszłym roku, ten obiad w domu – dla mnie, Chłopa i młodszego, starszy będzie jadł z uprzejmości, symbolicznie. Teraz zjada więcej od brata. Apetyt mu urósł tak, że za chwilę pewnie znów wystrzeli w górę.
  3. po wrześniowych obserwacjach w listopadzie zaczęłam trenować opcję obiadokolacji. Nie wiem, czy przejdzie, bo chłopcy mają coś takiego, że przed snem i myciem zębów, nawet pół godziny po kolacji, wołają, że coś chcą przegryźć, ale mam ochotę zrobić takie podejście, bo kilka razy po późnym obiedzie, kolację jedli z ociąganiem i zjadali jej niewiele – może się uda, trzymajcie kciuki!

 

Czy do mnie dołączysz?

 

No dobra, a teraz jestem ciekawa, czy tylko ja jestem wariatką, co planuje posiłki. Pokaż mi, że nie! Pokażmy innym, że można i że wcale nie jest to trudne! Wrzuć swój plan zakupów [bądź pokaż zakupy] na instagram/facebook z hashtagiem #zakupynatydzien. Jak mnie oznaczysz, będzie mi miło – zbiorę wtedy wszystkie te plany/pomysły w jeden wpis. Żeby pokazać, ile planowanie ma korzyści i że wcale nie jest takie trudne! 

 

 

Wpis powstał dzięki współpracy z Panią Swojego Czasu

 

Joanna Jaskółka

Joanna Jaskółka – w Sieci znana jako MatkaTylkoJedna – od dziesięciu lat przybliża życie na wsi i pisze o neuroróżnorodnym rodzicielstwie w duchu bliskości. Autorka książki „Bliżej”.

Wspieraj na Partronite.pl

Możesz wesprzeć moją pracę, dołączając do moich patronek.

Spodobał Ci się mój artykuł?

Możesz wesprzeć moją pracę
i postawić mi wirtualną kawę.

Może Cię też zainteresować...

ADHD U DOROSŁYCH

ADHD u dorosłych – leki jak cukierki i z tego się wyrasta, czyli wszystkie bzdury, jakie słyszałaś

Rzuciliśmy szkołę! (2)

Tydzień na edukacji domowej – jak zorganizowałam chłopcom naukę?

Rzuciliśmy szkołę!

Rzucamy szkołę i przenosimy się do Szkoły w Chmurze [podkast]