Osiem lat piszę tego bloga i piszę [a raczej pisałam] go zawsze na kolanie. Pamiętam, że kiedy otworzyłam firmę i postawiłam na internetową działalność, obiecywałam sobie, że za zarobione na blogu pieniądze zrobię sobie wreszcie prawdziwe biuro. Niestety, wszystkie zarobione na blogu pieniądze wydawałam zawsze na jakieś głupoty: jedzenie, rachunki albo drzwi do domu.
I przez kilka lat nie miałam z tym problemu. Tułałam się z tym laptopem – a to pisać w łóżku, a to w łazience, a to przy stole w kuchni. Każde przygotowanie posiłku wiązało się tym samym: z uporządkowanem/wyniesieniem/przeniesieniem stosiku firmowych dokumentów ze stołu w kuchni na łóżko lub na podłogę. Jestem mistrzem w tworzeniu dokumentowych stosików na podłodze. Jeśli pracowałam nad jakimś ważniejszym tekstem i korzystałam z literatury – razem z komputerem wędrował stos książek, długopisów, mazaków, planerów i wszystkiego, co było mi potrzebne. Raz zabrałam wszystko i było ok, raz tylko część i latałam po chwili po domu, szukając drugiej części. Szukałam marnując często te rzadkie chwile, gdy chłopcy byli zajęci i siedzieli cicho.
Ale też i wiele się nauczyłam przez ten czas – pandemia mnie nie zaskoczyła. Jestem trochę specjalistką w zakresie pracy z dzieckiem w domu, bo od ośmiu lat codzienne, od rana do wieczora, pracuję z którymś moim dzieckiem obecnym w domu. Do 3 roku życia ze starszakiem, a potem non stop z młodszym, którego przedszkolna przygoda szybko się zaczęła i równie szybko zakończyła. Potrafię napisać status, czyli jakieś pół strony tekstu w 10 minut jednocześnie mieszając zupę i negocjując awanturę dwójki chłopców. Potrafię moderować grupę Wiejskich Matek, odpisywać na mail i pilnować, by młodszy nie zdemolował łazienki lub nie zamęczył kota.
Mimo że sobie radziłam i biuro wciąż było odkładane „na później”, trochę już byłam tą sytuacją zmęczona. Lawirowanie między zajęciem jednego dziecka, dopilnowaniem, by drugie było na lekcjach online i żeby pierwsze dziecko mu nie przeszkadzało, a potem, żeby drugie dziecko na przerwie nie przeszkadzało pierwszemu i jednoczesne ogarnianie tej mojej grupki ludzi, która siedzi w tym moim internetowym światku sprawiła, że na myśl, ile rzeczy muszę ogarnąć w krótkim czasie zwyczajnie nie chciało mi się nawet otwierać komputera. Powiedziałam dość i zdecydowałam: biurko to priorytet. I wybrałam. Zajęło mi to 20 minut, gdzie zazwyczaj mam problem z wyborem. Ale czarka mi się najwyraźniej przelała.
Miałam też w głowie to, co powiedziała mi psycholog, kiedy zaczęłam jej się skarżyć, jak mi ciężko pracować z wówczas jednym dzieckiem w domu i że on mnie ciągle rozprasza i że może mnie rozpraszać, kiedy sobie robię relaks na fejsie, ale kiedy mam ważnego maila lub kłopot na grupie albo piszę tekst, to każde gadanie do mnie totalnie mnie rozprasza. Spojrzała na mnie i zapytała, czemu nie zrobię sobie miejsca w domu wyłącznie na pracę? Kawałka miejsca. Z tabliczką: mama tu pracuje, nie podchodzić!
I konsekwentnie – kiedy pracuję, siadać w tym miejscu. A kiedy se marnuję czas na fejsie, robić to gdziekolwiek indziej. Biurka szukałam w Bonami, bo tam mi wpadło w oko kiedyś jedno biurko, na które się nie zdecydowałam i zostało wykupione. Wracam jak ćma w miejsca, gdzie coś mi się kiedyś podobało, więc wróciłam i znalazłam dokładnie to, czego szukałam.
Drewniane pudła – kupione w komisie wieki temu
A półka u góry na dokumenty i router – stara skrzynka na jabłka
Z racji tego, że Bonami wsparło mój projekt nowego biura w moim domu, mam dla was zniżkę. Kod OMATKO15 upoważnia do zniżki 15% na cały asortyment Bonami. Kod jest ważny od dzisiejszego wieczora od godziny 20.00 do czwartku 4 czerwca włącznie.
Zależało mi na biurku, które pozwoliłoby mi wyeliminować rozpraszacze. Po latach pracy z rozstawionymi kubeczkami na długopisy, zeszytami, kartkami, pierdołami, chciałam móc schować w półki wszystko, co mi niepotrzebne i co mnie dekoncentruje. Ja i tak nie jestem w stanie siedzieć kołkiem przez osiem godzin przy biurku – moje pisanie to stukanie w klawisze przez 30 minut i potem już mnie nosi, już wstaję, już idę do szklarni, do królików, uspokoić chłopaków. Po przechadzce wracam na pisanie i znów – rzadko siedzę kołkiem przy biurku, zależało mi więc, żeby kącik był ładny i zachęcający mnie do pracy. Czasem podstawiam sobie pod nogi jedną z tych skrzynek po prawej [pomaga mi to trzymać lepszą postawę], czasem walczę o krzesło z kotem, ale ogólnie miejsce do pracy spełnia swoją rolę: napisane mam ponad połowę e-booka i wieczorami nie mogę się doczekać, aż chłopcy pójdą spać nie dlatego, żeby sobie oglądać seriale, ale żeby usiąść i pisać. Bo mi w tym kąciku przyjemnie. A w dzień, kiedy muszę szybko odpisać na mail lub wiadomość – siadam do niego, dając rodzinie mocny sygnał: jeśli siedzę tu, to jestem w pracy.
Na własnej skórze przekonałam się kolejny raz, jak proste komunikaty potrafią ułatwić życie. Wcześniej, kiedy coś pisałam – na kanapie, w kuchni, czy w łazience, uznawano, że skoro nie wiadomo, co robię, to można ze mną pogadać, zapytać się, zaczepić. Nie miałam na czole napisanego „jestem w pracy”, to skąd mogli wiedzieć, czy jestem, czy nie jestem. A tak – określone miejsce w domu na pracę rozwiązało przynajmniej ten problem pracy w domu.
Zachwycona tym moim nowym miejscem – ścięłam włosy. Tyle czasu męczyłam się już z długimi, że pandemia znowu przelała czarę mojego wścieknięcia na kudły. Pokończyły mi się moje odżywki do naturalnej pielęgnacji, a wydawało mi się nieodpowiedzialne jeżdżenie w czasie pandemii po drogeriach i szukanie odpowiednich składów. Kupiłam prosty szampon do włosów w kostce online i na pierwszy wolny termin umówiłam fryzjera. Jest mi lżej, jest mi lepiej, jest mi prościej:
Czy ładniej? Nie wiem. I szczerze – bardziej mi zależy na tym, żeby ładnie wyglądało moje miejsce pracy oraz mój ebook o zabawach. Z całą resztą, ma mi być wygodnie : )
Post powstał przy wsparciu Bonami