Poniżej przedstawię sposób na niejadków i wszystkich jadków, ale kapryśnych. Moje dziecko należy do tej drugiej kategorii: zje wszystko i w każdych ilościach, ale tylko to, na co ma aktualnie ochotę. A często w porze obiadu, gdy zupa już stygnie w miseczce, Kosmyk stwierdza, że nie, nie zupka. Jednak kotlety. Albo ypka. Ostatecznie jakieś żelki lub batona. I weź człowieku nie oszalej.
Jednak istnieje sposób, który być może skłoni wasze dzieci do pożarcia całego obiadu. I nie mówię tu o porządnej zabawie na dworze, jakiej przedsmak dam wam na samym dole tekstu [dalsza część jutro!]. Chodzi mi raczej o wykorzystanie faktu, że dzieci są czasami nieświadomie złośliwe, a zamiast przez tę ich złośliwość losu cierpieć, lepiej tę przypadłość wykorzystać. Poniższy sposób jest autentyczny. No, może dwóch dni nie głodowałam, ale faktycznie miałam nadzieję dojeść zupkę po Kosmyku i liczyłam, że chociaż trochę mi skapnie na jęzor z jego miseczki. Zazwyczaj, im bardziej zachęcam moje dziecko do konsumpcji, ono tym bardziej niechętnie je. Wykorzystałam więc opcję odwrotną. I poskutkowało. Oto opcja:
1. Potrzebne będzie trochę zupki. Troszeczkę. Ale zupka musi być tak pyszna, że nawet jakbyś wszamał tysiąc wuzetek, to jeszcze byś miał ochotę na tę właśnie zupkę.
2. Nic nie jedz. Najlepiej przez dwa dni. Rodzice przecież czasem tak mają, no nie?
3. Powiedz dziecku, że wyjątkowo dużo nalałeś zupki, ale, żeby się nie martwił, bo mama/tata pomoże.
4. Przełykaj ślinkę i patrz, jak dziecko z wyjątkowym apetytem pochłania posiłek.
5. Zadaj bezsensowne w obliczu pochłaniania pytanie, czy może pomóc dziecku z tą zupką.
6. Kiedy usłyszysz odmowę, możesz co jakiś czas zadawać pytanie „Już nie chcesz więcej jeść, prawda?” i patrz się na znikający w ustach dziecka posiłek pożądliwym wzrokiem. Możesz przy tym ciężko dyszeć.
7. Kiedy na twoje nieszczęście okaże się, dziecko jednak chce zjeść więcej, staraj mu się obrzydzić tę zupkę. Stwierdzaj „Hmm… ta zupka wygląda nieciekawie, pozwól, że dokończę…”.
8. Na protesty dziecka reaguj smutnym kiwaniem głową i powtarzaniem „Na pewno chcesz jeść tę okropną zupkę jeszcze?” oraz kolejny raz zaoferuj swoją pomoc w pochłanianiu „Może mamusia/tatuś ci trochę pomoże?”.
9. Obserwuj, jak dziecko wylizuje miskę do ostatniej kropli i radośnie krzyczy „było pyszne!”.
10. Na obiad zeżryj kanapkę z przedwczorajszej bułki, starego sera i keczupu.
Na koniec muszę przyznać, że obiad konsumowany był po długim spacerze, którego efekty będziecie mogli podziwiać poniżej i jutro w osobnym poście. Muszę też się przyznać, że opcja testowana była raz, jej wynik nie mieści się więc w granicach błędu statystycznego 😉
A teraz, proszę, oto prawdziwy powód pochłonięcia obiadu [plus dodatkowo koty, bo ktoś mi zarzucił, że w dzień kota powstrzymałam się i nic o kotach nie wrzuciłam :D]:
U nas już całkiem ciepło, zrezygnowałam więc z puchowej kurtki, której Kosmyk i tak nie chciał założyć, bo „za gonca jest!” i ubrałam go po prostu trochę cieplej. Spodenki i buty – 5,10,15. Sweter – C&A. Koty ubrane w sierść najwyższej próby.
A wy schowaliście już zimowe ciuchy do szafy? Czy spodziewacie się jeszcze nagłego ataku zimy?
Jutro próbuję tę metodę z moim niejadkiem, mam nadzieję że się uda!<br />
My w ogóle nie mieliśmy tej zimy niczego puchowego, dziecię z jesiennej parce przełaziło całą zimę (bo teraz to wiosna jest). W mroźne dni po prostu zakładaliśmy jej pod spód cieplejszą bluzę z misiem. I po raz kolejny dohtorka się mnie ze zdziwieniem pyta, że tak zupełnie nie choruje? No a z czego ma chorować, jak kaloryfery wyłączone, cienko ubrana i ma dobre geny po tatusiu? ;)<br /><br />
Moja metoda jest podobna: "Nie naleję Ci zupki, bo to nie jest jedzenie dla dzieci" I nie nalewam, siadam i zaczynam jeść. Wtedy pędzi po łyżeczke rozsiada się przy stole i mówi" telaź ja". No to łaskawie się zgadzam i jak już zacznie to wpierdziela na dwie łyżki. Muszę tylko czasmai przypomnieć "nie jedz już, to jest niedobre" 🙂
Działa ta metoda, działa!
Nasza raczej prosi o "jecie ziupki-plosie plosie plosie"… A jak nie chce jeść to nie je,jak zgłodnieje to woła. Ciuchy zimowe tzn.okrycia wierzchnie,pod spodem lekko jak tylko się da. Zdjęcia cudowne,rozmarzyłam się…
U mnie deser przed nosem tylko pomaga – wtedy pelna mobilizacja przy jedzeniu :)<br />
Wiele bym dała, by Twoja receptura zżerania zupy jednak sprawdziła się na moim młodszym. Jego na razie nic nie bierze. Ale nie tracę nadziei a póki co stosuję swoja odwieczną zasadę "nie chcesz, nie żryj". <br /><br />Matuchno (Tylko) Jed(y)na! Ten kot jest porażająco piękny! To Wasz? Bywały i u nas na wsi podobne, ale to akurat umaszczenie jakoś się już wykończyło. Cudo! Wie Kosmyk za
Podobną metodę zastosowała kiedyś babcia mojego kolegi. Zastosowała ją jeden jedyny raz (więcej nie było potrzeby) a wszyscy, którzy o niej usłyszeli, ją przypominają :)<br /><br />Kolega ten pojechał z bratem ciotecznym do ich wspólnej babci na wakacje. Obaj przyzwyczajeni do McDonald's-a itp., a u babci na obiad jakaś zupka czy coś w tym stylu… Zaczęli marudzić, że oni tego jeść nie będą,
Ciekawa metoda ;)))<br />U nas na szczęście jakoś idzie gładko 🙂
Haha, mój niejadek też trochę przekorny, ale nie zawsze udaje się go tak wkręcić. Czasem mówi po prostu, "ok, to zjedz, ja nie chcę".
u nas taki myk z jedzeniem nigdy nie przeszedł, mała jest bardzo stanowcza od zawsze w kwestii pożywienia. my dalej lekko zimowo pomykamy, ja zasmarkana na max.
Mój sposób na zupkę (dla fanatyka soli czyli syna mego rodzonego)<br />-Synu, weź i spróbuj bo chyba znowu przesoliłam<br />Siooorb…<br />-Eeee tam. Pycha.<br />-No nie wiem… Chyba wyleję.<br />-Nie, nie, nie. Ja wszystko zjem. <br />:)<br />I w ukryciu jeszcze soli.<br />Dobrze, że ja prawie soli nie używam :)<br />
U nas (w Gdańsku) ZAWSZE wieje, więc zimówki wciąż w użyciu :))
Widzę, że i kozaki porzuciliście na rzecz półbutów. Ja sama jeszcze w kozakach chodzę więc i dzieciakom nie ściągam… Ale fakt, że piękną wiosnę mamy tej zimy!
ja dzisiaj do pracy popędziłam w szpileczkach :-))) taka wiosna!
no ja się spodziewam 🙂 🙂 <br />a te przekręty są boskie, znam, czasem sobie z Młodego jaja w ten sposób robię. je lepiej oczywiście (bo na przekór) ;)))
Gdybym z moim dzieckiem tak zagrała, to zapewne sama jadłabym sobie tą zupkę czy coś innego. Mam wrażenie, że bywa czasami inteligentniejszy niż ja 😛