Nie chciałam wam się zwierzać z tej informacji, bo dbam o jakieś tam moje bezpieczeństwo, ale teraz już mogę coś wyznać. Otóż chłop w zeszłą niedzielę znów wyjechał na poligon, a w zesżły poniedziałek na Cypr polecieli też dziadkowie, z którymi jak wiecie mieszkam. Zostałam na siedem dni całkiem sama w środku lasu i okazało się to tak ciekawe, że muszę się podzielić tym, co przez te dni robiłam…
Poniedziałek
Po pierwszym wybuchu radości, że wreszcie nikt mi na głowie nie siedzi, przeżyłam wybuch radości numer dwa, trzy i cztery. Wieczorem, zamiast słuchać, że już 23 i powinnam iść spać, do pół do drugiej w nocy segregowałam stare zdjęcia mojej okolicy. A do trzeciej zamykałam wszystkie okna, żeby potencjalny złodziej i zabójca nie wtargnął sprytnie do chałupy.
Wtorek
Łaskawy Kosmyk obudził się dość późno i spędziliśmy miły dzień, mając w nosie wszystkie reguły, jakie obowiązują ludzi dorosłych i ciesząc się, że nie słyszymy żadnych pouczeń i stękań. Wieczorem do godziny pół do drugiej segregowałam stare zdjęcia Kosmyka. Do drugiej szukałam klucza do swojego pokoju, żeby urozmaicić potencjalnemu włamywaczowi i zabójcy dostanie się do naszej kryjówki.
Kosmyk, sześć miesięcy |
Środa
Płaczące z głodu koty przypomniały mi, że wczoraj zachowywałam się trochę nieodpowiedzialnie, a jedynymi zwierzętami, jakie nakarmiłam poprzedniego dnia, były kaczki. Błąd naprawiłam, a dodatkowo podlałam kwiaty, wstawiłam pranie i odkurzyłam, odgruzowanie kuchni zostawiając sobie na dzień następny. Wieczorem za to miałam już dość wszelkich zdjęć i pozamykawszy wszelkie okna, drzwi, lufciki i pokoje, położyłam się spać. Do pierwszej w nocy układałam plan ucieczki przed mordercą/potworem/złodziejem lub kimkolwiek, kto włamuje się nocą do mieszkań i zabija samotną matkę i jej dziecko podczas snu. Wyobraziłam sobie, że ów złoczyńca poinformuje mnie o swojej obecności subtelnym waleniem siekierą w drzwi, więc o pierwszej wyszłam przed dom i podstawiłam pod okno pokoju rower, którym moglibyśmy czmychnąć przed wariatem [a w piątek mówiłam, że jeszcze zajrzycie do tego tekstu – chcecie wiedzieć, gdzie moje okno? KLIK]. Żeby umożliwić wyjście przez okno, przesunęłam łóżeczko Kosmyka bliżej mojego łóżka. Kosmyk się podczas przesuwania obudził. Wzięłam go do łóżka i do pół do czwartej opowiadałam bajeczki. O tym, jak to rozpoczniemy nowe życie, kiedy już uciekniemy przed włamującym się do domu złodziejem z siekierą. Jak tak sobie teraz to kalkuluję, to w sumie się nie dziwię, że nie chciał zasnąć.
Czwartek
Po radosnym i pełnym wrażeń dniu w zaciszu salonu [non stop lało jak z cebra], mój dom zwariował. Najpierw padł prąd w jednym obiegu, potem padł w drugim obiegu, a wrócił w pierwszy, i znów padł w pierwszym, a pojawił się w drugim. I tak do godziny 23 wieczorem. Kosmyk, znudzony widokiem matki latającej jak głupia z przedłużaczem po pokoju, zasnął na dywanie, a kiedy prąd się ustabilizował i znużona padłam na kanapę, dzieć się obudził z wrzaskiem, bo jakim prawem nie przyszło mi do głowy przenieść go do łóżeczka? Sama się zastanawiam – jakim? Ale dobrą stroną tych całych perypetii było to, że kiedy już Smyka uspokoiłam i przeczytałam trzy rozdziały „Muminków” na kolejne „dobranoc”, dochodziła trzecia w nocy i padłam jak trup, nie myśląc o czyhających za oknem wariatach z siekierą.
Piątek
Dzień równie mroczny, co deszczowy, ale jak zwykle niebanalny. Zaczęło się od tego, że Kosmyk zatrzasnął mnie na tarasie. Pół godziny stałam w mżawce, usiłując przekonać dziecko, żeby zrobiło to samo, co zrobiło wcześniej, tylko w odwrotną stronę. Udało się. Okazało się też, że próby dostania się do domu inną drogą niż drzwiami na taras jest praktycznie niemożliwe. Tej nocy spałam spokojnie, szczerze żałując wszystkich włamywaczy z siekierą, usiłujących dostać się do mojej twierdzy.
Sobota
Wreszcie przestało padać i wygoniłam dziecia na cały dzień na dwór. A że na dworze inwencja skończyła mi się po trzech godzinach, pojechałam poodwiedzać znajomych. Wróciłam zmachana, ale trud mój został wynagrodzony – cudowne chwile z kochanym maleństwem od godziny drugiej w nocy do piątej nad ranem. Tej nocy w sumie nawet czekałam na jakiegoś włamywacza, który przynajmniej przerwałby moje rytualne tańce mające spuścić na dziecko zasłonę błogiego snu.
Niedziela
Kosmyk był tego dnia bardzo upierdliwy. Próba ugotowania czegokolwiek kończyła się fiaskiem. Żeby sprecyzować, przytoczę dialog:
– Mama!
– Tak?
– Mama!
– Tak?
– Mama!
– Tak, Kosmyku?
– Mama! Hehe.
– Tak?
– Hehe. Mama!
– Tak, Kosmyku?
– Hehe. Hehe. Mama!
– O co chodzi, Kosmyku?
– Mama!
– Pokaż, o co ci chodzi!
– Mama!
– Yhy.
– Mama!
– No.
– Mama!
– …
– Mama!
– Tak?
– Kupa!
Wieczór spędziłam na przeganianiu spod płota ryczącego jelenia. Świeciłam na niego latarką i wołałam „a kysz! a kysz!” do około pierwszej w nocy.
[każdy, kto ma rykowisko pod domem, wie, jak trudno jest ponownie uśpić dziecko obudzone rykiem toczonego chucią jeleniowatego czy innej łajzy]
Poniedziałek
To dziś! Dziś! Dziś wracają rodzice, a za tydzień – chłop. Szczerze wam powiem, że pomimo wszystkich przeciwności losu, zostałabym sama z Kosmykiem jeszcze kilka dni – fajnie było! No ale co zrobić – rodziców na Cyprze wieczność nie zatrzymam, a zapasy żywności są już powoli na wykończeniu. Miałam ambitny plan zajęcia czymś Kosmyka i posprzątania chałupy. Jednak Kosmyk wykazał się sporą asertywnością:
– Kosmyku, chodź się przebrać…
– Nie.
– Kosmyku chodź zjeść śniadanie…
– Nie.
– Chodź poczytamy książeczkę.
– Nie.
– Chcesz pobawić się piłeczką?
– Nie.
– Ułożyć puzzle?
– Nie.
– Mógłbyś choć raz powiedzieć „tak”?
– Nie.
Podsumowując krótko: szczerze podziwiam wszystkie samotne matki, które bez żadnej pomocy radzą sobie z nie tylko z jednym, ale czasem z dwójką, trójką małych dzieci. Szacun dziewczyny! Mnie przez tydzień było całkiem fajnie – zawsze to jakieś doświadczenie i wiedziałam, że nie będzie to trwało wiecznie. Co prawda, odkurzanie z małym dzieckiem trzymającym uparcie rurę od odkurzacza i próbującym wyczyścić w ten sposób kota, podkładanie do pieca z wyrywającym się ze strachu szkrabem, wreszcie – gotowanie, które sprowadzało się do szybkiego podgrzania strawy i odganiania wspinającego się po nogach Kosmyka, usiłującego szybko włożyć łapska w podgrzewany posiłek… Na dłuższą metę – przeraźliwie męczące, ale jako swoisty projekt wynikający z konieczności losu – bardzo pouczające i pozwalające docenić chłopa, babcię, dziadka nawet i ogólnie – wszelką pomoc od rodziny, jaką do tej pory miałam na co dzień.
Chcielibyście spędzić weekend samotnie w lesie? Tylko weekend? Co byście ze sobą zabrali, żeby nie zwariować z nudów?
Nic bym nie zabrała. Tak dawno nie miałam czasu żeby się ponudzić, że już zapomniałam jak to jest… Akurat bym sobie przypomniała 😀
No i już jasne, skąd te cztery koty 😛 <br /><br />Ja bym sie zapewne wyniosła z domu na ten czas. Chyba bym miała pełne porty ze strachu. W dodatku przez tak długi czas.
dzielna jesteś,ja chyba bym padła na serce!
Z jednej strony kuszące – rzucić wszystko i tak się zaszyć samotnie w domu w środku lasu. Potrzebowałabym tylko trochę książek i muzykę. Z drugiej jednak strony zbyt wiele naoglądałam się w młodości horrorów i thrillerów, więc wyobraźnia niezdrowo by mi pracowała 😉 Aga
uwielbiam twój blog 🙂 w sumie jedyny jakie czytam 😉 <br />ja nie wiem co bym zrobiła sama w lesie, ale w sumie to nie pogardziłabym takim weekendem z dala od wszystkich i wszystkiego 😉
Co do tej wodnej malowanki to mój już 2,5 latek od roku takowej używa. Pędzla bądź pisaka wodnego używa dopóki nie dorwie jakiegoś kubeczka z woda. Raz nawet herbatke wylał na malowanke
Sama w lesie! Z dzikimi zwierzętami atakującymi namiot? Noł łej!<br />No chyba że z Kluską, ona mnie na pewno obroni. Już na sam jej widok wszystkie gadziny uciekną w popłochu 😉
Umarłabym ze strachu sama w ncy w lesie 😉
Od razu bym poszła! Nie tylko na wekkend, ja chcę tak żyć! Jak to co bym zabrała, żeby się nie nudzić – JUNIORY!! 😉
U mnie na pewno rachunek za prąd wzrósł by drastycznie! Zawsze gdy zostaję sama w domu to zapalam światła gdzie się da. I na zmianę- tu gaszę, tam zapalam (żeby potencjalny złodziej obserwujący dom myślał, że dużo nas jest i się ciągle przemieszczamy :P).
Ja to jednak podziękuję za taką atrakcję. Strachliwa jestem, za dużo się horrorów naoglądałam, spać bym nie mogła, a każdy cień na ścianie zwiastowałby dla mnie mordercę/gwałciciela/złodzieja – niepotrzebne skreślić. <br />Co bym wzięła na samotny weekend nie w lesie? Pewnie laptop z serialami, może jakąś książkę i telefon z ładowarką, zapas przeniezdrowych przekąsek i szczoteczkę do zębów, by
Super!! Dzielna z Ciebie mama:D Super zdjęcia, fajny post :)) Pozdrawiam
Kiedyś też się bałam, ale w tym roku kilka razy byłam sama z Córą w nadjeziornym domku, też w lesie… najgorsze te noce, szczególnie, że nasz doem, w porównaniu z twoją twierdzą, to chatka ze słomy 😉 I ci wariaci z siekierą… te same myśli miałam w głowie 😀 Ale dałam radę! I wypoczełam, szczerze mówiąc. A co wzięłam? Jako że TV tam nie mamy, to pozostały książki i laptop – puszczałam filmy na
Wariaci z siekierą to chyba są bardzo popularni w wyobraźni 🙂
podziwiam za odwagę. Tak z miasta na weekend do lasu sama? Nie wiem. Zabrałabym męża i dzieci. O tak!
Jeny…ja tak mam w bloku jak zostawałam sama z synem, jak bym młodszy..Na twoim miejscu pewnie od razu bym miała zawał… A jak chłopa nie było dłużej, nauczyłam, wprawdzie wtedy 3 latka obsługiwac telefon, jak wybrac numer do taty i babci w razie gdyby co….
Musze pamiętać, żeby nauczyć Kosmyka korzystania z telefonu!
Ja nawet w bloku sama nie zostanę 😛 Ostatnio mąż szedł na wieczór kawalerski, to ja pojechałam spać do mamy z młodym, bo bym umarła z nerwów 😛
Mam tak codziennie ,mieszkam prawie w lesie 🙂 Dlatego "prawie" ze las jest tuz obok. Z Mala jestem codziennie sama, co prawda rodzice mieszkaja niedaleko,ale maja swoje sprawy na glowie. Maz wraca z pracy o godz 17 -18 , wiec sprzatam, piore, odkurzam, gotuje obiad itd. z Mala przy nodze. Jak maz jezdzi do lasu, bo jest mysliwym to tez zamykam drzwi iokna przed wlamywaczem! Hehe
Czemu te chłopy, co mieszkają w lesie, zawsze muszą być myśliwymi? U mnie też – i dziadek, i chłop – ale przeważnie, jak jadą na polowanie, to zostaję w domu z babcią i jest jakoś raźniej…
Oj strachy by mnie zjadły…
Odważna jesteś matko! 😉
O nie! Samotnosc w lesie? O nie nie! Kosmyk na zdjeciu boski!
A ja zazdroszczę… :)<br />Mieszkałam w lesie od urodzenia do ślubu, czyli prawie 22 lata. Było super – wszędzie daleko, ludzi wkoło brak, można robić na podwórku co Ci się podoba i nikt nie zwraca na to uwagi, nikomu nie przeszkadzasz…<br />Teraz mieszkam w środku wsi – za oknem ruchliwa droga, sklep, przystanek, sąsiedzi wkoło… Przez pierwsze pół roku miałam problem z wyjściem na podwórko,
Ja dziękuję. :D<br />Boję się u nas w środku miasta na noc zostać, a w lesie? <br />Uciekłabym stamtąd gdzie pieprz rośnie.
Podobie jak przedmówczyni nie wiem czy nie skończyłoby się to tygodniową obstrukcją! Byłam z Lidką na wsi,bez męża-przez kilka pierwszych nocy nie mogłam spać. Ta cisza przeplatana szczekaniem psów,kumkaniem żab….oj to nie na moje nerwy! <br />Podziwiam cię Matko!!! <br />A korzyść widzę ewidentną-porządek w zdjęciach;-)<br />Na samotny weekend zabrałabym mój ukochany czytnik ebooków:-) i pudło
Medal za odwagę i puchar i owacje na stojąco.
Brzydko mówiąc byłabym posrana ze strachu 😀
ooo <br />a ja wiem coś wiem więcej na ten temat<br />http://4-udlaciebie.blogspot.com/2013/01/gdy-budzi-sie-wyobraznia.html<br />przeczytaj jakie cienie przemykają w moim domu 😉 kiedy jestem sama
Obsrałabym się po pachy siedzeniem w lesie SAMOTNIE. <br /><br />Ale tego jelenia to możesz ubić, bo za parę dni sezon łowiecki, a ja bardzo lubię dziczyznę 😀
Ja go nie ubiję, ale jak wróci chłop z poligonu, to pewnie z dziadkiem się na jelenia zaczają 😀
Oj ja tez nie chciałabym być sama w lesie i jeszcze z dzieckiem. Nie wiem Ty spałaś w nocy a ja pewnie nie zmruzyłabym oka i miała telefon pod ręką. Podziwiam 🙂 I jak czytałam tak czytałam to tylko jedno słowo mi przychodziło do głowy na przemian ze śmiechem: Jesteś szalona :):):)
Chciałabym. Potrzebowałam internet i mojego ipada. :). Matko miła, jesteś dzielna babka, mnie wyobraźnia by rozjechała. Bez sensu, że człowiek, kiedyś z własnej woli horory oglądał i jeszcze to lubił.
Półroczny Kosmyk….słodko-boski :)<br />no cóż Asik – chyba wiem, co przeżywałaś………….:) a nawet na pewno wiem :)<br />ale….doświadczenie całkiem nowe "samotnościowe" jest!<br /> <br />niemniej jednak SZACUN! dla Ciebie i Kosmyka za ten tydzień w głuszy – dla rogatego drącego mordę mniej…:)
Ja bym nie chciała być sama w lesie!<br />Ja się panicznie boję lasów.<br />Bym nic nie zabrała bo by nie miało to miejsca :)<br /><br />A Ciebie podziwiam 🙂