Kiedy myślę „wiosna”, do głowy pierwszy przychodzi mi twarożek ze szczypiorem. No może jeszcze rzodkiewka, ale to już po szczypiorku. Szczypior akurat nie jest w sklepach towarem deficytowym [spróbujcie kupić dobrą oliwę z oliwek, dobrą, a nie „jakąś tam”], ale jednak fajnie, kiedy po pęczek świeżego nie trzeba pędzić do sklepu i na dodatek szybko pożerać, bo zwiędnie. Dlatego też podkradłam mojej mamie sposób na to, jak wyhodować szczypior na parapecie. A jeśli już podkradłam, to się nim podzielę.
Dziwnym trafem przeprowadzka wyszła nam nader sprawnie i chociaż po remoncie na podwórku jest sajgon z cyklonem, to i w tym znajduję plusy, bo uratowało się mnóstwo rzeczy rodziców, które pewnikiem po sprzątnięciu już nigdy by w moje oczy nie trafiły. A trafił się garnek w serduszka. Emaliowany i już obtłuczony, więc i tak pożytku z niego by nie było, ale ja od razu zauważyłam w nim potencjał. Tym bardziej, że w korytarzu czekała kiełkująca już cebula…
Szczypior to co innego niż szczypiorek – szczypiorek to bylina i z cebulą ma niewiele wspólnego. Szczypior zaś to to, co wyrasta z głowy cebuli. Mało kto widzi między nimi różnicę, a jednak taka istnieje. Swój własny szczypior można wyhodować trzema sposobami: wsadzić cebulę w ziemię i czekać aż wykiełkuje, wsadzić w gazę nasączoną wodą lub kiełkującą cebulę zwyczajnie wsadzić do wody. Ponieważ Chłop kupił mi ziemię do palm [wpis tutaj], cierpię na brak niezmrożonej ziemi i postawiłam na wodę 🙂
Rondel [właśnie, to rondel, nie garnek] był dość głęboki, więc do wypełnienia dna, żeby cebulka ładnie mi wystawała, posłużyłam się walającymi się wkoło domu kamykami i resztkami dachówek.
Na parapecie prezentuje się całkiem ładnie. Muszę tylko pamiętać, żeby dolewać wody, którą namiętnie wypija Łajza.
I gotowe!
A teraz powiedzcie mi, jak rozróżniacie szczypior od szczypiorku? I kiedy zaczniecie hodować własny szczypior na parapecie? 🙂
Ooo! Super pomysł! Ja wsadziłam małe cebulki do pudełek po serkach ale kiepsko to wygląda, no nie dorasta rondelkowi do pięt! Albo przesadzę je do kamionkowego naczynia albo….skradnęTwój pomysł! Dzięki za inspirację 😀 pzdr
Miałam taki garnek w domu rodzinnym, pamiętam,że mama gotowała w nim mleko 🙂 Ciekawe, czy jeszcze gdzieś go ma.
A jeśli szczypior jest jeszcze o taki malutki? – Szach mat, językoznawcy 😀
Ja zawsze hodowałam w słoiku, tak, że dupkę cebula miała nad wodą, a do wody wypuszczała korzonki. W tym roku szukałam jakichś ładnych wazoników o odpowiednim kształcie i znalazłam. Na wiosnę. Przeznaczone do hodowania hiacyntów. W komplecie z hiacyntami. No i hiacynty stoją w fikuśnych wazonikach a cebula nadal w słoiku…
A jeszcze mi się przypomniał kolega z egzotycznego kraju, któremu cebula puściła szczypior, choć nie planował. „Miała być do obiadu, ale się zepsuła, wyrosła z niej taka… eee… roślina”. Bardzo był zdziwiony, jak mu powiedzieliśmy, że „roślina” jest jadalna.
Smichy chichy, ja tam w mowie to używam i szczypiorku, i szczypioru jako określenie jednego, a różnic jestem świadoma w piśmie i w głowie 🙂
Śliczny rondelek
Ja już mam jakiś czas 🙂
Masz drugi taki garnek? Też chcę takie cudo u siebie! 😀
Idę zaraz poszperać 😀
Czekam! Możesz mi nawet garnek wraz ze szczypiorem podesłać! 😀
u mnie już dwa tygodnie stoi 😉
Może dziwna jestem;) ale mnie bardziej niż szczypior, interesuje kolorowa, mozaikowa podkładka. Ładna! Czy to Asiu dzieło Danuty czy Twoje? Pozdrawiam! KBD
Moja siostra coś takiego robiła na jakichś warsztatach na wymianie w Niemczech 🙂
Smakuje Ci taki szczypior „z wody”?
Nie wiem, może jestem dziwna, bo mi nie. Uwielbiam za to taki z ziemi (z cebuli oczywiście) ale na niego muszę trochę poczekać.
Niby taki sam, jednak dla mnie jest różnica w smaku.
A wiesz, że nawet nie mam jak sprawdzić? 😀 Dopiero 16 będę w mieście i kupię sobie ziemię, żeby spróbować i drugi sposób, bo na razie Chłopu nie ufam i nie zlecam mu kupowania ziemi 🙂