I zawsze budzę się ręką w nocniku. I nie potrafię tego zrozumieć, że po urlopie chłopa w dalszym ciągu mam tyle samo rzeczy do zrobienia i jeszcze więcej do nadrobienia.
A przecież mam to, do czego cały czas tęsknię! Mam go na wyciągnięcie ręki, a on czasem zabiera Kosmyka na całe pół dnia! Mam całe pół dnia, żeby spokojnie nadgonić z pracą! To tyle, co… połowa dnia dla siebie niemalże!
Tyle że wtedy, rozochocona wolnym czasem, zaczynam prać, układać ubrania, sprzątać te miejsca, których przy dziecku nie sprzątnę nigdy… Łazienka. Cif! Dopóki nie ma Kosmyka, wyszoruję porządnie prysznic i kibel. On zawsze mi w to wkłada łapy, a tak to mogę sama. Teraz. Spokojnie.
Halo? Nie, nie potrzebuję. Nie, dziękuję. Co ja miałam zrobić? A, ubrania! Muszę poskładać ubrania!
Kurde, kto znów i czego chce. Kosmyk jest mokry? To wracaj, zaraz przygotuję mu ubranie.
Już. Spoko. To jedźcie jeszcze, mam sporo rzeczy do zrobienia.
I zaczynam. Tekst. Muszę napisać tekst.
Że co mam, mamo, zrobić? A, nie ma Kosmyka, to faktycznie, poodkurzam. Tak, pomyję. Tak, nakarmię. Lecę do królików. Kurde, znowu zapomniałam im sianem klatek wyścielić. Która godzina? 13? Czas na drzemkę Kosmyka! Dzwonię do chłopa. Wracaj, człowieku, dziecko trzeba położyć spać. A spał już, w samochodzie. Jak pojechałem na budowę, to zasnął.
O szit. O szitowy szit. Czyli godzina wolnego odpada.
Ale my tu jeszcze pobędziemy, Aśku, pracuj spokojnie.
Co to znaczy „spokojnie”? No nic, siadam. Odpisuję na maile. Co tam mamo? A, pralka się wyprała. Ta cudowna, sprezentowana pralka, która pierze dzień cały, a i tak trzeba ją ręcznie na płukanie i wirowanie przełączać. Przełączam. Następne przełączenie za półtorej godziny. Jeszcze mam kupę czasu. Piszę. Mam już dwa zdania.
Hej, Aśku, byś mi zszyła tę zieloną koszulkę. Będzie mi potrzebna, jak wrócę do roboty, a jest lekko rozdarta przy rękawie.
Dobra. Zszyję. Mam jeszcze kupę czasu.
Obiad!
Dobra, siadam. Z pełnym brzuchem napiszę jak z bicza strzelił. Najpierw maile.
O kurde, już 15? Ja dopiero napisałam trzy odpowiedzi i dalej nie mam tekstu! A co z pokojem? Ubrania rozbabrane leżały, jak leżą. Szybko, szybko… Nie zdążę.
Aśku! Już jesteśmy!
Fakin szit, szit.
Już? Jak fajnie! Jak się bawiłeś z tatusiem, Kosmyku? Nie moglibyście jeszcze gdzieś pojechać? Na wycieczkę, no nie wiem, na jakieś 10 dni?
Dziś kolejny raz nie udało mi się ogarnąć rzeczywistości. Zupełnie nie rozumiem, jak ją ogarniam, kiedy nie ma w pobliżu chłopa… Czy u was też tak jest? Że kiedy oni są w pracy, robicie wszystko jak po maśle, a kiedy tylko zjawią się na cały dzień w domu, nie wiecie w co ręce włożyć?
Dokładnie! Dlatego trzeba męża wysłać na jakieś nowe studia, na pewno jest coś, co go zainteresuje;) Tak mamy już prawie 12lat weekendów hahaha
Ja kiedy bylam sama z noworodkiem i 1,5r u nogi plus 11l … (maz pracowal w delegacji) to latwiej/szybciej wszystko ogarnialam niz w weekendy kiedy to powrot meza burzyl mi caly moj swiat
Mam tak samo! Jak mąż jest w domu cały dzień a zdarza się to naprawdę rzadko wówczas zabiera Córę na pół dnia, jeżdżą rowerem po lasach i zwiedzają wszystkie napotkane ambony a ja w tym czasie mam mnóstwo rzeczy do zrobienia. Zazwyczaj kończy się na tym, że jak wracają z wycieczki to ja nawet nie mam w połowie zrobionego tego co zaplanowałam. Jak jestem z Córą sama w domu to wszystko zawsze
Miałam Małża przez miesiąc 24/24. Mieszkanie nieogarnięte, obiadu nikomu gotować się nie chciało. Masakra. Odetchnęłam z ulgą jak powrócił do pracy. No i tęsknie znowu za nim, czekam na powrót,ale niech mi się z domu wyrwie choć na dwie godziny dziennie 😉
Mam dokładnie tak samo. Im więcej czasu, tym mniej czasu…;)
Klasyka:)
Mam dokładnie tak samo jak położę Nilę spać! Te 3 godziny wolności tak mnie ograniczają, że z wielkich porannych planów co dziś zrobię wieczorem (odpiszę na maile, przygotuję n-te papiery do n-tego urzędu, zadzwonię do mamy, przygotuję obiad na 3 dni naprzód) najczęściej kończy się na otworzeniu czekolady, włożenia nóg pod koc i wyłączenia mózgu przy jakimś nieprzyzwoicie głupim serialu…
Nie inaczej. Zawsze mojemu mężowi powtarzam, że psuje mi porządek dnia. No taka niestety smutna prawda.
Jak się trzeba spiąć to zawsze daję radę, a jak mam za dużo wolnego, to nawet mniej wypoczęta jestem ;O
Hej! Witaj w klubie 😉 Mam dokładnie tak samo: jak jestem z dzieciakami sam na sam- wszystko idzie zgodnie z planem. Przychodzi sobota i niedziela a w domu istny kosmos i nic nie jest tak jak być powinno-co mnie doprowadza do szewskiej pasji. Teraz już się tym tak nie przejmuję, ale wcześniej siwiałam z z tych wrażeń;) <br />Anetaa
Ciekawe co ja mam powiedzieć jak mój facet pracuje w nocy więc około pół dnia i prawie cały wieczór jest ze mną i naszym synkiem w domu i zawsze mi mówi- zostaw to odpocznij sobie a obiad?? coś na szybko zrobimy… i tak leci dzień za dniem i to prawda, że jak się ma więcej czasu to nic się nie chce a tak wiesz, że musisz liczyć tylko na siebie i zawsze się wyrabiasz:-)) ale codzień myślę sobie
Od zawsze. Jak Piotrek jest w domu, to zwyczajnie nie potrafię się zebrać do kupy…
U mnie identycznie! Aż się boję tego 3-tygodniowego urlopu, który mąż zacznie w poniedziałek;D
Ja tak mam zawsze…<br />Im więcej mam "wolnego" czasu tym bardziej nie wyrobiona jestem…życie… 🙂