Cyc albo nic

Nie czytaj tego tekstu, jeśli jesteś wojującą laktatorką. Nie czytaj tego tekstu, jeśli karmienie piersią jest dla ciebie obrzydliwe. Nie zamierzam usprawiedliwiać ani jednej, ani drugiej strony. Nie stoję po żadnej stronie. Jestem po prostu matką, która odstawiła swoje dziecko od piersi, kiedy miało trzy tygodnie. W momencie, gdy zaciskające się palce zostawiły na skórze noworodka ślad. Jednego się dowiedziałam, czytając wywody piewców lub przeciwników karmienia – na świecie jest za dużo idiotów.

 

 

Nie poruszałam nigdy tego tematu, bo w sumie przez długi czas byłam wściekła na wszystkie namawiające mnie do karmienia i piętnujące moje rzekome lenistwo i brak zaparcia laktatorki. Kilka razy podchodziłam do tematu, ale go zostawiałam w odmętach, bo przecież „nie wypada”.

 

 

Nigdy o tym nie pisałam. Omijałam ten temat, nie odpowiadałam na pytania. Coś tam kiedyś skrobnęłam, że nie lubiłam, ale „nie lubiłam” to mało powiedziane. Za każdym razem, kiedy przystawiałam synka do piersi, mój świat się walił. Jedyne, co czułam. to przeraźliwa niechęć do dziecka, siebie, wreszcie przerażenie, że zamiast być zła na swoje uczucia, zaczynam być zła na to trzytygodniowe maleństwo. Kochałam je tylko wtedy, kiedy nie ssał. Kiedy ssał, miałam ochotę rzucić nim o ścianę. W efekcie karmiłam i wymiotowałam w ukryciu pod nogi. Z żalu. Z niemocy. Z niechęci do siebie. Gdy to się kończyło, a on zasypiał, siedziałam z nim bezsenna, czekając na kolejną pobudkę i płacząc nad nim, że czuję, co czuję, dając mu to, co najlepsze.

 

 

No nie wypada. W Polsce nie wypada rozmawiać o karmieniu inaczej niż w peanach nad piersiami mlekiem płynącymi albo głębokim oburzeniu, że ktoś ośmiela się ich używać do czego innego niż seks, a jak jeszcze do tego publicznie, to już masakra, pożoga. Nie można być pomiędzy, bo i tak wsadzą cię i dosadnie poinformują za kim stoisz.

 

 

Przeczytałam wywiad z Hafiją i niestety przeczytałam komentarze. Potem natknęłam się na kilka żywych dyskusji w necie. Jeszcze rok temu zapewne przyłączyłabym się do wyrażonego przez wielu zniesmaczenia, ale teraz, kiedy coraz bardziej zbliża się ten moment, gdy będę musiała nakarmić piersią drugie dziecko, zwyczajnie jestem wściekła. Wściekła na siebie, bo już wiem, z czym wiązała się moja niechęć do karmienia. Wściekła na idiotów, co wrzucają Agatę do worka „laktacyjna terrorystka” i „wariatka”. A to właśnie ona potwierdziła mi, że to, co czułam, wcale nie tkwi w mojej głowie, jak starały się mi się udowodnić laktacyjne pseudo znawczynie. To D-MER. Fizjologiczna przypadłość, która związana jest z gwałtownym spadkiem dopaminy w trakcie wypływu mleka. To nie moja głowa, to nie moja psychika. To czysta fizjologiczna rzecz, która mnie dopadła i na którą, wbrew obiegowym opiniom, nie miałam zupełnie wpływu. Szerzej pisze o tym Mataja:

 

 

 

Podłoża D-MER upatruje się w gwałtownym spadku poziomu dopaminy w momencie wypływu mleka. Dopamina to taki neuroprzekaźnik (przenosi sygnały pomiędzy komórkami nerwowymi), który przyczynia się m.in. do odczuwania przyjemności. Cała reszta to już chemia karmienia – dopamina działa hamująco wobec prolaktyny (hormonu odpowiedzialnego za produkcję mleka), w związku z tym aby mleko mogło się produkować poziom dopaminy musi na chwilę spaść. Znakomita większość karmiących tego spadku nie zauważy, niemniej u kobiet z D-MER jest on na tyle silny i gwałtowny, że kobieta odczuwa go jako nagłe uderzenie fali negatywnych emocji.

 

Innymi słowy D-MER ma podłoże hormonalne, fizjologiczne, a nie jak sądzi większość kobiet – psychiczne. Zresztą w nomenklaturze angielskiej określa go słowo reflex, czyli odruch. I tak samo jak nie możemy nic poradzić na odruch źreniczny (zwężanie pod wpływem światła) czy kolanowy (wymach nogą po tym uderzeniu młoteczkiem w kolano), tak samo karmiąca z D-MER nie może nic poradzić na pojawianie się dysforii. Ta świadomość istotnie poprawia komfort życia (i karmienia) wielu kobiet, bowiem zwykle przed diagnozą upatrują one źródła swoich problemów w psychice (obawiają się depresji lub zaburzeń psychicznych, obwiniają się o to, że nie kochają swego dziecka i że są dziwne bo przecież mówi się tylko o tym jak cudownie jest karmić) i przeszłości (traumatyczne doświadczenia).

 

 

 

Dopadł mnie D-MER. I to dość silny, bo autoagresja zaczęła się przerzucać na dziecko. Internet i doradczynie laktacyjne sugerowały albo zaciśnięcie zębów i podstawienie sobie miski na wymioty, albo przejście na butelkę. Nic pomiędzy, bo to wyłącznie wina mojego mózgu. Wiedza o D-MERZE w Polsce jest zerowa. Nic dziwnego, biologia to trudna sprawa. Trzeba znać tyle rzeczy, a samo napisanie słowa „dopamina” nastręcza już wielu trudności. Wybrałam to, co najlepsze w tamtym momecie. Butelkę. Butelkę, z którą wreszcie mogłam normalnie przytulić moje dziecko podczas karmienia, patrzeć mu w oczy bez złości, cieszyć się tym, że je i rośnie.

 

 

Rozmowę o karmieniu piersią w naszym kraju zawładnęły dwie frakcje. Anty i Za. Przedstawiciele obu są w dużej mierze idiotami, bo w sumie albo cyc, albo nic. Do tego się cała dyskusja sprowadza. Albo jesteś za karmieniem i jesteś fajny dla tych, co są za karmieniem. Albo jesteś przeciwko i jesteś fajny dla tych, co są przeciwko. Żadnych pomiędzy, żadnego półśrodka. Nie ma półśrodków, gdy chodzi o dziecko. I ostatecznie sprowadza się do tego, że każda ze stron walczy trzema argumentami:

 

 

Laktatorki operują standardem:

 

 

– nie karmi, bo nie wie, że mleko matki jest najlepsze, więc jej to napiszę, jak tysiąc osób przede mną

– nie karmi, bo nie dostała odpowiedniej pomocy, więc zamiast jej pomóc, po prostu to napiszę, że potrzebowała pomocy

– nie karmi, bo pewnie myśli, że butelką prościej, więc jej napiszę, jak to przyjemnie nie wstawać tylko w półśnie „wyciągnąć mleczarnię”

 

 

Ci, co są przeciw, zazwyczaj się brzydzą:

 

 

– ona nie ma prawa przyznać się, że karmi piersią, bo to obrzydliwe, ale ja mam prawo jej to napisać

– jeśli karmi i pisze, że to lubi, pewnie jest odmóżdżoną idiotką, bo przecież nikt normalny nie lubi, kiedy ktoś inny je

– patologia, bo ja tego nie robiłam, a mieszkam na Żoliborzu

 

Ostatecznie, każda rozmowa o karmieniu piersią może mieć tylko trzy scenariusze: 

 

 

– Będziesz karmić piersią? To dobrze, bo to najlepsze dla dziecka.

– Nie będziesz karmić piersią? To źle, bo to najlepsze dla dziecka.

– Nie będziesz karmić piersią? To dobrze, bo to obrzydliwe.

 

 

Albo cyc, albo nic.

 

 

Zastanawiam się, co mogłam zrobić, żeby pokonać swoją fizjologię, żeby zwalczyć to paskudne uczucie, którego nienawidziłam. Mataja pisze „myśl jak Harry Potter podczas ataku dementora o najszczęśliwszych chwilach życia”. Myślę już teraz, bo przygotowując się do porodu, na samo przypomnienie tego uczucia przeraźliwej mlecznej zapaści oblewam się potem, a ręce zaczynają drżeć. Z czego to wynika? A z tego, że dopadły mnie laktacyjne stereotypy „wina głowy” i „nie starałaś się” oraz nie laktacyjne standardy „daj butlę, dla świętego spokoju”. I wkurza mnie to, że w kwestii karmienia trzeba być koniecznie za, a nawet przeciw. Hejtować albo sikać ze szczęścia. Brakuje mi zwyczajnej, prostej zasady „żyj i daj żyć innym”. Mimo mojej przypadłości, nie przeszkadza mi matka karmiąca przy mnie piersią, nie czuję obrzydzenia na widok wszystkich laktacyjnych akcesoriów, nie przeszkadzają mi „cyce na ulice”, wiem, że z dzieckiem i tak dość trudno wyrwać się z domu [o rany, wiem to lepiej, niż wy wszyscy, mieszkając w środku lasu], czemu jeszcze to komplikować obawą, żeby nikt nie zobaczył moich piersi? Czyim problemem jest karmiąca piersią kobieta w miejscu publicznym? Kobiety? Czy tego faceta, co nie potrafi odwrócić wzroku, tylko się bezczelnie na nią gapi? Nie wiem, jak wy, ale jeśli ja widzę coś, co mi nie pasuje, zwyczajnie staram się na to nie patrzeć – polecam wszystkim, życie staje się łatwiejsze.

 

Przejmujemy się wyborami innych ludzi* niemalże jakby to właśnie przez te wybory szef nie wypłacił nam pensji o czasie, wszechświat się zatrzymał, włosy na nogach zaczęły bardziej rosnąć, a dziecko zbiło talerz z najnowszej zastawy. Jednocześnie utrzymujemy uparcie, że cudze wybory nic nas nie obchodzą, jesteśmy tolerancyjni i akceptujący! A potem spędzamy godziny produkując elaboraty i udowadniając, że mimo że nic nas to nie obchodzi, to i tak wybrałaś źle, bo inaczej niż ja. Głupia pipo.

 

I chociaż wiem, że z drugim dzieckiem spróbuję jeszcze raz i powalczę, tak przeraża mnie myśl, że będę to robić w kraju, w którym dziewczyna prowadząca specjalistycznego bloga, mająca szereg kursów, tysiąc rozmów i prawie czteroletnie doświadczenie w karmieniu jest hejtowana przez szarą masę, bo przecież lepiej wysłuchać durnowatych rad koleżanki z półrocznym stażem niż opinii doświadczonej kobiety z papierem. Z jednej strony staramy się być oświeceni, mądrzy, tolerancyjni, ale kiedy wychodzi babka, co potrafi, wie, ma doświadczenie i może pomóc tysiącom kobiet z laktacyjnymi chęciami i kłopotami, jednocześnie nie wciskając na siłę swojej ideologii, mamy z tym problem, bo jak to można mówić tak otwarcie o jedzeniu, nie zmuszać batem, tylko celebrować macierzyństwo, opowiadać  o swoich poglądach na rodzicielstwo. Tylko my mamy poglądy. Nikt inny.

 

Będę walczyć sama, nie tylko z fizjologią, ale też cholerną polską mleczną schizofrenią: karm, bo to najlepsze dla dziecka, ale rób to tak, żeby nikt o tym nie wiedział, nikt się nie domyślał. W komfortowych warunkach kibla na stacji benzynowej, za śmietnikiem, pod parasolem, w bagażniku, z miską na wymiociny. Karm, ale też nie waż się wyrazić swoich wątpliwości – to niemodne, a poza tym zbanujemy każdego, kto będzie chciał ci pomóc.

 

Albo cyc, albo nic.

 

Proste.

 

Bo przecież pozwolić ludziom robić to, na co mają ochotę nie można. Na świecie jest za dużo idiotów.

 

 

Co pod *Od momentu, w którym ogłosiłam ciążę, dostałam ponad 200 pytań o to, czy będę karmić piersią, a jeśli nie, to czy wiem, jak karmienie jest dobre dla dziecka, a niekarmienie złe. Nie dziwiło mnie zainteresowanie, ale dziwiła oczywista chęć oceny mojego wyboru i próby przekonania do jedynej słusznej mlecznej drogi. Co dziwne, największym zaparciem cechowały się matki piersiowe. Butelkowe miały więcej luzu w tej kwestii i nie drążyły, kiedy odpisywałam, że nie wiem. Niemniej nie czuję żalu, a co będzie, to będzie. Temat piersiowy zamknięty do odwołania 🙂
Joanna Jaskółka

Joanna Jaskółka – w Sieci znana jako MatkaTylkoJedna – od dziesięciu lat przybliża życie na wsi i pisze o neuroróżnorodnym rodzicielstwie w duchu bliskości. Autorka książki „Bliżej”.

Wspieraj na Partronite.pl

Możesz wesprzeć moją pracę, dołączając do moich patronek.

Spodobał Ci się mój artykuł?

Możesz wesprzeć moją pracę
i postawić mi wirtualną kawę.

Może Cię też zainteresować...

ADHD U DOROSŁYCH

ADHD u dorosłych – leki jak cukierki i z tego się wyrasta, czyli wszystkie bzdury, jakie słyszałaś

Rzuciliśmy szkołę! (2)

Tydzień na edukacji domowej – jak zorganizowałam chłopcom naukę?

Rzuciliśmy szkołę!

Rzucamy szkołę i przenosimy się do Szkoły w Chmurze [podkast]

0 0 votes
Ocena artykułu
38 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
AgaInAmerica.com
8 lat temu

Nie miałam pojęcia o tej sprawie hormonalnej! Aż muszę podzielić się tym z mężem.

Karmiłam moją córę piersią przez 3 miesiące i bardzo to lubiłam mimo tego, że miałam też i gorsze momenty. Uwielbiałam tę bliskość, jej dłonie ściskające moje piersi jakby chciała wycisnąć więcej mleka :D, to jak patrzyła mi w oczy, jak zasypiała, itp. Dlatego bardzo ciężko zniosłam moment, kiedy to zdecydowała, że nie chce już tego robić, a stało się to ledwo po tym, jak skończyła 3 miesiące. Zaczęła się wkurzać, płakać, nie chciała ssać. Próbowałam mnóstwo razy i robiłam to, co radziły konsultantki laktacyjne oraz inne kobiety w internecie – nic nie pomagało. Przypuszczam, że to dlatego, iż parę razy w tygodniu zaczęła dostawać butelki (bo ja nie chciałam siedzieć w domu cały czas) i stwierdziła, że z butelki łatwiej… Sporo łez wylałam, ale w końcu doszłam do wniosku, że zrobiłam już wszystko, co mogłam. Teraz odciągam pokarm i uzupełniam innym mlekiem, bo, dodam szczerze, jestem ogromną przeciwniczną mleka modyfikowanego.
I jakoś leci. Przypuszczam, że jeszcze spróbuję kilka razy, ale bez większych nadziei.

A co do tego, że połknęłam bloga w weekend… No akurat skorzystałam z faktu, że mąż w domu i może zająć się małą, a ja miałam okazję polenić się z laptopem na kolanach :)). Ale jeszcze trochę mi zostało do poczytania!

Pamela Mati
Pamela Mati
9 lat temu

Nasuwa mi się tu analogia do instytucji małżeństwa i jej postrzegania przez kościół*, niestety z autopsji.
Brak rozgrzeszenia za rozwód bo co Bóg złączył człowiek niech nie rozdziela. Nieważne, że lał, bił, kopał, wyzywał, może kiedyś by zabił, ważne że nie wolno się rozwieść i należy tkwić w chorej realcji, zaciskać zęby, przyjmować cięgi.
*Teraz tak myślę, że nie tylko Kościół, niektórych zdulszczonych bliskich też – „bo co ludzie powiedzą?”. Tak, tak, nawt w tych czasach ciągle.

Carola
Carola
9 lat temu

Kurcze, jak to jest, jak Ty dajesz radę? Porod, zmeczenie, problemy z karmieniem, a Ty jeszcze możesz pisać teksty…w szpitalu!

Maharet1986
Maharet1986
9 lat temu

Podobało mi się karmienie, ale wygrała wygoda. Bardzo szybko zaczęłam ściągać swoje mleko i podawać z butli, żeby mała się porządnie najadła i dała odpocząć, przy okazji sama się wyspała. Oczywiście położne itp itd głośno komentowały mój wybór, jakby to była jakaś różnica, skąd to mleko poleci. Mleko to mleko. Każda matka wie co jej i jej osobistemu dziecku odpowiada. A położne, których wiedza i kompetencje utknęły gdzieś w latach osiemdziesiątych powinny durne teksty i porady zachować dla siebie. Szczególnie „ale te młode matki wymyślają” podniosło mi ciśnienie. Ciekawe co by powiedziały słysząc, że młoda mając 7 miesięcy nie dostaje papek a normalne jedzenie w kawałkach i sama potrafi pochłonąć pół banana – toż to istna herezja!

monika8411111
monika8411111
9 lat temu

Jejciu właściwie co za różnica, która mama jak karmi. Syna karmiłam 2,5 roku piersią. Nigdy nie zaznał mm i żyje. Córkę karmiłam może z tydzień bo pokarmu praktycznie brak, teraz ma 10 miesięcy i też żyje 😛 Na początku było mi przykro, że laktacji nie mogę rozkręcić mimo dobrych chęci ale po jakimś czasie zaczęłam nawet się cieszyć, że natura sama podjęła taką decyzję. Szczerze to pod koniec karmienia syna czułam złość i agresję. Wkurzało mnie już to. Że taki duży chłopczyk jeszcze ssie. Obrzydliwe to jest. Ale jak dotarło do mnie, że jeszcze raz i zamorduję swoje dziecko odstawiłam go nagle. W jeden dzień.

Polka S.
Polka S.
9 lat temu

Smyka urodziłam w szpitalu, który wyposażony był w doradcę laktacyjnego, co wstępnie uznałam za plus. Pani Kasia, na pozór chodząca dobroć, wiedza i zrozumienie. Ponieważ miałam nagłą, nieplanowaną cesarkę (Mały tracił tętno) w znieczuleniu ogólnym czyli pod narkozą i przez pierwsze kilkanaście godzin po porodzie byłam nietomna, dzidziuś był karmiony przez ten czas mlekiem modyfikowanym. Później zaczęło się karmienie piersią… Zastanawiałam się jak opisać ten ból komuś, kto nigdy go nie doświadczył… Coś jakby rozpalony do czerwoności nagwintowany pręt wciskany powoli w środek mojej piersi, a potem powoli wyciągany. Do tego pocięty brzuch po cesarce. Nie wiem, może są różne progi odporności na ból. Ja chyba mam niski. Marzyłam by ktoś oskalpował mnie z przedniej części ciała, zabrał ode mnie to wszystko, co tak boli, albo chociaż dał garść przeciwbólowych. Zaciskałam zęby tak mocno, że bałam się, że popęka szkliwo, łzy płynęły strumieniami. Każde karmienie było koszmarem.
Pani Kasia, robiąca codziennie obchód, zwiedziała się, że poprosiłam wieczorem położną o nakarmienie dziecka mm… no i zamieniła się w królową lodu. Kuliłam się na łóżku pod jej spojrzeniem i słowami, wbijając się w totalne poczucie winy, bo oto kazałam podać dziecku najgorszą na świecie truciznę! Mleko modyfikowane! Zła matka! Zła!
Kosmyk skończył niedawno pół roku, nadal karmię go piersią, jednak od początku dokarmiałam go mieszanką, tak po prostu, by zaspokoić jego głód (i nie chce mi się słuchać gadania o tym, że każda matka ma wystarczającą ilość pokarmu, że trzeba często przystawiać, by zwiększyć produkcję, bla bla bla, bo robiłam to wszystko książkowo, Młody ryczał z niedojedzenia). Trwałam ciągle w poczuciu winy, aż kiedyś przyjaciółka powiedziała mi, że nie jestem OSM Łowicz i nie muszę wyprodukować każdego dnia normy, a może i więcej, co by na zsiadłe odłożyć. Daj dziecku jeść. Otrząsnęłam się trochę.
Jest zdrów jak ryba, ma piękną skórę, póki co żadnych alergii na wprowadzane już produkty stałe. Swój pokarm traktuję jak syrop na uodpornienie, więc daję Młodemu co mogę.
Z pierwszych dni macierzyństwa pamiętam tylko okropny ból, Panią Kasię i moje ogromne poczucie winy. Wkurza mnie brak zrozumienia i empatii. Wkurza mnie, że mleko modyfikowane traktowane jest jak najgorsza trucizna (przecież jego skład ustalają ludzie, którzy mają na ten temat spora wiedzę, a nie kretyni, którzy nasypali tam byle czego; myślę, że większość mojego pokolenia, dziś trzydziestolatków karmiona była mm, gdyż wówczas istniało przekonanie, że to mleko jest najlepsze dla dziecka, i jakoś żyjemy, dajemy radę, studia pokończyliśmy). Wkurza mnie, że kobieta w ciąży jest wszystkim, a w połogu staje się niczym.
A tak poza tym, mam nadzieję, że każdy Kosma wyrasta na fajnego chłopaka 😉 Twój na takiego wygląda 🙂

Magda Gawron
Magda Gawron
Reply to  Polka S.
9 lat temu

O! rozpalony pręt wyciągany powolutku przez całe ciało! To odczucie karmienia piersią właśnie – bardzo dobrze opisane 🙂
I żaden doradca laktacyjny, który go nie przeżył i nie nauczył się unikać, nie będzie umiał tego pokazać zbolałej matce.

szczypiorki.pl
9 lat temu

Po przeczytaniu tytułu pomyślałam, że będzie to kolejny wywód zagorzałej przeciwniczki. Ale znów zaskoczyłaś mnie pozytywnie. Dziękuję!

P.s. Hafija na Prezydenta! 😉

Klaudyna Futbolowa Maciąg
9 lat temu

Dobrze powiedziane. Przed następną ciążą będę musiała sobie ten Twój tekst przypomnieć i odtwarzać co jakiś czas. Uczucia wobec dziecka miałyśmy podobne. Karmienie naturalne okazało się dla mnie jedną z największych traum, a blizn z brodawek nie pozbędę się chyba nigdy. Po dwóch tygodniach rzuciłam karmienie piersią w cholerę i choć słyszałam zewsząd, że to niemądre zabierać dziecku to, co najlepsze, odetchnęłam z ulgą. Okej, teściowa do tej pory chamsko komentuje tę decyzję, ale mąż i mama mnie wsparli, bo oboje dobrze wiedzieli, że obie z córką się męczyłyśmy, obie przy każdym karmieniu płakałyśmy – na samo wspomnienie przechodzi mnie dreszcz i mam ochotę podsunąć sobie miskę. Może dzięki takim tekstom jak Twój przestanę bać się kolejnej ciąży i ewentualnego karmienia… 🙂

moniowiec .
Reply to  Klaudyna Futbolowa Maciąg
9 lat temu

Ja po dwóch tygodniach miałam rany że ho ho! Jak mnie położna środowiskowa zobaczyła na wizycie po miesiącu od wyjścia ze szpitala, to pokręciła aż głową. A ja już miałam zaleczone, ładne strupy, z których się mega cieszyłam!
Przed każdym karmieniem już wyłam z bólu. Bo dzieć gryzł niemiłosiernie. Kiedy ojciec dziecka widział w jakim stanie jestem i jaki jest efekt karmienia spytał tylko czy można coś z tym zrobić. Powiedziałam że są nakładki na sutki, ale one niby zaburzają laktację blablabla.
Kupił mi je. Udało się. Nie dzięki położnej czy radom innych. Pół roku karmiłam. Nas uratowało. O dziwo – kolejne dzieci takiego problemu mi nie sprawiały. Może Tobie pomoże, warto spróbować.

Klaudyna Futbolowa Maciąg
Reply to  moniowiec .
9 lat temu

Żałuję, że bardziej nie przyłożyliśmy się do kupna tych nakładek. Założyłam, że skoro mam mały biust, dobry będzie dla mnie najmniejszy rozmiar. Ale okazał się zły i to było jak gwóźdź do trumny – poddałam się. Nie mogłam znieść tego, jak mała krztusiła się moją krwią i na samą myśl o karmieniu dostawałam histerii. Jestem pewna, że przy drugim dziecku poradzę sobie lepiej, bo jak widać po innych – da się 🙂

Joanna Jaskółka
Reply to  Klaudyna Futbolowa Maciąg
9 lat temu

Nakładki na fizjologię związaną z dopaminą nie pomogą, ale na popękane brodawki jak najbardziej! Sama z nich korzystałam, dopóki karmiłam i faktycznie ból był mniejszy, prawie w ogóle go nie było 🙂

Klaudyna Futbolowa Maciąg
Reply to  Joanna Jaskółka
9 lat temu

Za późno na to wpadłam, niestety i zniechęciłam się po tym minimalnym rozmiarze, który nijak nie chciał pasować 😉 Nauczka na przyszłość.

moniowiec .
Reply to  Klaudyna Futbolowa Maciąg
9 lat temu

Jako posiadaczka biustu A-mini 😉 podpowiadam, że sutki są ważne w ocenie wielkości nakładki i mało kto ma te S-ki.

nu
nu
9 lat temu

Nie wiem czy poprzedni komentarz się pojawił, nie widzę go, ale mniejsza o to.
O przypadłości DMER nie slyszałam. Dobrze wiedzieć. Na wszelki wypadek. Hafiji blog czytywałam przez chwilę jakieś trzy lata temu i pomógł mi wyjaśnić kilka problemów czy rozwiać wątpliwości,czegoś się dowiedziałam ale presji, że muszę, że jak najdłużej nie odczuwałam. Karmiłam tyle ile karmiłam. Bez robienia tragedii z tego, że w koncu zaczełam dokarmiać,bez żadnego sugerowania się tym co ktoś (Hafija czy komentujące po obu stronach barykady) mówił. Wiedziałam że będę karmić tyle ile będę. Poprostu. Probowalam wyeliminowac problemy – jesli sie udalo ok, jesli nie – tez ok bo widocznie tyle mialo byc.
I doceniam Hafiji roznoraka pomoc – to objasnianie informowanie. Ale kompletnie nie przemawia do mnie Joanno „doswiadczona kobieta z papierem” 🙂
Doswiadczona tak. Papier pewnie tez jest. Ale to brzmi strasznie! Jakby papier mial tu byc argumentem na plus. Na plus nie jest nawet doswiadczenie 4 letnie. Na plus jest ze jej sie chce,że robi to z pasją, że niejedna jej rada pomogła niejednej kobiecie, ze jest merytoryczna.
Pozdro

Anna Malec Pacek
Anna Malec Pacek
9 lat temu

Matko, ja karmiłam Lidkę przez 10 msc., potem obie złapałyśmy jakieś choróbsko , ja dostałam antybiotyk a dziecko butelkę.I już.Bez żalu i lamentu. Początki tez miałam trudne,choć nie tak jak ty. Kiedy jednak Lidce rosły zęby-płakałam przystawiając ją do piersi. Butelka pojaewiła sie w naszym życiu w idealnym momencie.
Mam przyjaciółkę, jeszcze ze studenckich czasów, i ona też nie dała rady karmić piersią. To dzięki niej zrozumiałam,że mam wybór. I ta możliwość sprawi,że jestem matką najlepszą na świecie, bo wybieram to,co sprawia,że i ja i moje maleństwo jesteśmy szczęsliwe.

nu
nu
9 lat temu

To ja tylko jedno. Bo oczywistosci o tym ze cyc, butelka,dziecko i mleko to sprawa tylko matki. Nie majac nic do publicznego karmienia – ale chlop ktoremu przeszkadza takie nie jest jak piszesz bezczelny bo sie gapi, tzn moze tacy są, ale ci, ktorym moze to przeszkadzac poprostu nie wiedzą jak sie zachowac i to skrępowanie powodujące dyskomfort przebywania w pobliżu obcej karmiącej kobiety sprawia, że tego nie lubią. Nie przeszkadza im karmiąca, przeszkadza im to, że czują się niekomfortowo- nie patrzą bo na co tu patrzec, w sensie erotycznym, mysle że karmiąca pierś jest automatycznie nie erotyczna, ale jakby nie bylo część ciała, która zwyklejest schowana a tu na wierzchu, bez żadnego podtekstu zwracać może uwagę a chlop nie wie gdzie oczy podziać, żeby ktoś nie pomy$lał, że gdy bezwiednie w stronę karmiącej wzrok poleci, on zostanie uznany za erotomana, dewianta itd itp.
Zrozum chlopa.

Joanna Jaskółka
Reply to  nu
9 lat temu

Ale ja to doskonale rozumiem! To że akurat facet patrzy napisało mi się na szybko, bo nie twierdzę, że tylko dla faceta może to być dyskomfort, dla wielu kobiet też! Tylko to nie problem karmiącej kobiety, że kiedyś baba miała siedzieć w domu i nie wychodzić z dzieckiem, to mentalność, z którą trzeba walczyć właśnie poprzez brak obaw przed takimi spojrzeniami 🙂 Im więcej kobiet z dziećmi w miejscach publicznych, tym bardziej tej widok oswoimy. Proste.

nu
nu
Reply to  Joanna Jaskółka
9 lat temu

No to sie rozumiemy 🙂
I fakt – dla kobiety to tez krepujace gdy widzi karmiącą. Nawet jesli sama karmila dopiero co.

MotherDeerest
9 lat temu

Długo szukałam takiego tekstu ;] i wiedziałam, że jak gdzieś mam go znaleźć, to prędzej czy później – właśnie tu! Faktycznie nie słyszałam o D-MERZE, ale i tak nie mam pewności, czy mnie akurat to dotyczy (popędliwa z natury jestem, łatwo się denerwuję, łatwo też mnie potem rozbawić etc) – nie musi jednak, bo ta informacja powinna być czerwonymi literami na ścianach porodówek wypisana! Kobieto, nie katuj się, nie obwiniaj się, nie wpadaj w spiralę nienawiści na samą siebie! Hormony rządzą się nami jak chcą i nawet jeśli to ma pomóc trochę na placebo (że u mnie na przykład) to dobre i to!
Ja miałam to wspaniałe szczęście mieć wsparcie w bliskich. Tylko że już i mama, i mój partner powoli nie wytrzymywali moich pisków, płaczów i jęków przy karmieniu, a ja nie przechodziłam na mieszankę. Zaciskałam zęby, o tak, zaciskałam co mogłam, i histerycznie się bałam jego nocnych pobudek, chociaż paradoksalnie wtedy mogłam sobie popłakać trochę dłużej i głośniej, bo nikogo nie narażałam na patrzenie na to.
Teraz karmimy się nadal, ale uparcie przemy ku stałym pokarmom, bo od pół roku chodzę tylko w koszulach albo rozpinanych kieckach i mam dość, reszta szafy mi zapleśnieje./
Tyle jeśli chodzi o szlachetne, racjonalne i wyższe pobudki 😀

Michalina Góra
Michalina Góra
9 lat temu

Karmiłam 1,5 roku.Karmiłam bo mały tego chciał,bo wymiotował po obiadkach deserkach itp.Skutek jest taki,za nienawidze swoich piersi.NIenawidze jak ktos ich dotyka.nienawidze na nie patrzec i co najwazniejsze boje sie znowu być w ciąży zeby nie daj Boże znowu nie karmić.od pierwszych dni walczyłam by karmić bo sutki nie takie,bo jem nie to,bo ludzi np w parku patrzyli z obrzydzeniem jak karmiłam.Wkońcu i ja zaczełam nienawidzić.

Katarzyna Skibinska
Katarzyna Skibinska
9 lat temu

Nazywam sie Katarzyna i nienawidzilam karmic pierworodnego. Poza poczatkowymi problemami z przystawieniem teoretycznie wszystko bylo ok. Mleko lecialo, dziecko jadlo. A ja tego nienawidzilam. Mialam ochote odczepic go, draznil mnie, czulam odraze agresje. Bylam pewna, ze problem lezy w mojej glowie. Po miesiacu zaciskania zebow i krzyczenia w poduszke zaczelam dokarmiac mm. Jak mlody mial 8 miesiecy przestalam karmic piersia i byla to ulga dla mnie. Z corka nie bylo problemow. Nie bylo oczywiscie wielkich wzlotow, wzdychania i delektowania sie chwila. Je to je, zero jakichkolwiek uczuc.
Jestem bardzo wdzieczna za ten tekst. Mam nadzieje, ze teraz bedzie lepiej. A jaj nie, to chociaz mam nadzieje ze uda sie karmic mm bez wyrzutow sumienia i linczu otoczenia.

Kresca
9 lat temu

Nie doczytałam do konca bo za dlugi… Ale zgadzam się, miałam podobnie jak Ty. Myślałam ze zwariuję…. Po 3 tyg odstawilam i zaczelam delektować sie macierzynstwem…. Córka odnpoczatku na butli, mimo sprzeciwu wszystkich dób okola… Nie czuje sie bynajmniej gorsza od matek karmiących piersią do 5 roku zycia potomstwa….

Kachna Kozłowska
Kachna Kozłowska
9 lat temu

Asiu, ja jako kobieta, która nie ma jeszcze dzieci z ogromną przyjemnością czytam Twojego bloga! Rzeczowo, konkretnie, bez zbędnego 'piania’ nad dzieciakami i stawiania ich na piedestale (choć bez wątpienia są priorytetem), bez matczynej nadgorliwości, wprowadzasz mnie w temat z którym z pewnością kiedyś się zetknę.
Powodzenia, trzymam kciuki za szczęśliwe rozwiązanie! 🙂

Joanna Jaskółka
Reply to  Kachna Kozłowska
9 lat temu

Uwielbiam bezdzietnych na moim blogu 🙂 I do tego tak miłych 🙂

Iwona A.
Iwona A.
9 lat temu

A jest jakas odwrotna choroba? Bo ja cierpialam jak nie moglam karmic dzieci. Jedno karmilam poltora roku, drugie 14 miesiecy i musialam odstawic. Po tym juz wiedzialam jak czuje sie niewydojona krowa. Masakra. Owszem, tak jak inne tu mamy, zaraz po porodzie karmienie bolalo jak jasna cholera, ale sie przyzwyczailam. Na temat karmienia piersia moge mowic bardzo duzo bo doswiadczenie w tym mam, na temat karmienia z butelki nie mam nic do powiedzenia bo nie przezylam. Wiadomo ze mleko matki jest najlepsze dla dziecka, ale rozumiem ze jak sie nie da to sie nie da, nic nikomu do tego. Nie podoba mi sie tylko postawa niektorych (o tak, takie tez sa) matek, ktore pomimo ze maja go duzo prosza o tabletki na zanik pokarmu bo… chca sie napic i sobie zapalic. No jakas odpowiedzialnosc w tym jest, ale mimo wszystko…
Pozdrawiam, a Ty sie nie przejmuj, z nastepnym bedzie latwiej, cokolwiek wybierzesz 🙂

Beta Kobieta
Beta Kobieta
9 lat temu

trzymam kciuki żeby tym razem było lepiej, łatwiej, łagodniej.
Wybacz, ale ja jednak w tym wszystkim dopatruje się braku wystarczającej wiedzy i dostępu do wykwalifikowanego personelu. Nie dlatego, że mleko matki jest świętością. Dlatego, żeby podejmować świadome decyzje. Czy nie byłoby pięknie gdyby położna w szpitalu lub ta na wizytach domowych umiała dostrzec problem i mogła kierować do specjalisty, który wyjaśnił by mechanizmy? Tylko po to by podjąć decyzję w zgodzie z sobą.
Tak na marginesie dotyczy to nie tylko karmienia – w szpitalu z racji powikłań okołoporodowych musiałam podjąć kilka istotnych decyzji. Sek w tym, że proponowano mi zabiegi pytając czy wyrażam zgodę ale bez uzasadnienia dlaczego powinnam się zdecydować i jakie to niesie konsekwencje.

Mam też przekonanie, że gdyby znakomita większość kobiet otrzymała by stosowne wsparcie bez oceniania to nie wyzywałaby się tak na innych.

Magda Motrenko
Magda Motrenko
Reply to  Beta Kobieta
9 lat temu

Lekarze często mają do czynienia z pacjentami, którzy są dobrze obeznani w swoich dolegliwościach i mam wrażenie, że zapominają zapytać, czy wszystko jasne. Dlatego sama zawsze pytam, jak coś mnie interesuje i chcę zgłębić temat, i jeszcze nigdy moja prośba nie została zlekceważona.

Beta Kobieta
Beta Kobieta
Reply to  Magda Motrenko
9 lat temu

Ja pytałam i byłam lekceważona. Ośmielił się też twierdzić, że rolą lekarza jest upewnić się co do zrozumienia przez pacjenta jego stanu i sposobu leczenia.
Tak samo jak rolą położnych i lekarzy na oddziale polozniczym i podczas owych wizyt jest ocena ogólnego stanu zdrowia matki i dziecka oraz wsparcie w razie problemów zgodnie z najnowszą wiedzą. Idea Szczytna, a wykonanie beznadziejne.

Betula
Betula
9 lat temu

Jaskółko, kocham Cię za ten tekst!
Sama, mimo olbrzymich chęci, nie byłam w stanie wykarmić wyłącznie piersią żadnego z moich dwojga dzieci. W połączeniu z tym, że (mimo teoretycznie sprzyjających warunków fizycznych) nie byłam też w stanie urodzić ich siłami natury-spowodowało to traumę, z której otrząsam się do dzisiaj i zamieniło początki mojego macierzyństwa w koszmar.
Moje szczęście w nieszczęściu, że bardzo szybko trafiłam na doradczynię laktacyjną, która stwierdziła, że na prawdę nie jestem w stanie nastarczyć z pokarmem, bo mam za mało tkanki gruczołowej w piersiach, że to się zdarza (rzadko bo rzadko, ale jednak) i że to nie moja wina (prawie jej uwierzyłam). Pierworodnego dokarmiałam piersią przez 13 miesięcy i musiałam zrezygnować z przyczyn zupełnie niezależnych (podejrzenie boreliozy). Podczas karmienia, o które walczyłam, nasłuchałam się od jednych, że niepotrzebnie męczę siebie i dziecko, od drugich-że na pewno robię coś nie tak albo nie wszystkiego spróbowałam. Dobre słowo usłyszałam raz (!), od faceta zresztą. Drugorodną, do której podeszłam na znacznie większym luzie, bo już wiedziałam, że głową muru nie przebiję, karmię do dziś (za 3 dni będą 2 lata 😉 )-i coraz częściej nawet bliskie mi osoby dają do zrozumienia, że może już starczy. Pod postulatem „żyj i daj żyć innym” podpisuję się obiema rękami, nogami i wszystkim, co się da. Dziękuję Ci za ten tekst i życzę mnóstwa radości z karmienia Drugiego Dziecka-niezależnie od tego, jaką metodę podyktuje sytuacja czy jaką sama wybierzesz!

Matka Debiutująca
9 lat temu

Ja coraz bardziej się przekonuję że gros tej walki o kp rozgrywa się w sieci a nie w codzienności. Nie neguję kiepskiej edukacji służby zdrowia, braku powszechnego dostępu do poradni laktacyjnych czy istnienia szeroko rozpowszechnionych mitów dotyczących kp. Obawiam się jednak że za wiele energii jest marnowanych w sieci na zwalczanie i obrażanie jednej frakcji przez drugą zamiast na spokojne informowanie i propagowanie akceptacji oraz szacunku i wsparcia dla każdej z matek niezależnie od opcji karmienia, wybranej świadomie; nieświadomie kub z konieczności.

AniaGra
AniaGra
9 lat temu

Jako Mama dwójki szkrabów chciałabym dodać coś od siebie, co być może Cię pocieszy. Przy pierwszym dziecku myślałam, że umrę, jak karmiłam. Przez pierwsze 3 tygodnie prawie za każdym razem płakałam z bólu. Mleka było dużo, dzidzia miała apetyt, ale moje piersi… No cóż, nawet moja własna Mama było lekko przerażona, jak je widziała. Poznałam co to popękane brodawki, zatory, zapalenie piersi (kilka razy), okłady z kapusty itd. Na początku było tak, ze mąż albo mama trzymali mnie, żebym nie upuściła dziecka, a ja wyłam jak głupia. Miałam oczywiście kryzys i chciałam zatrzymać laktację farmakologicznie, ale postanowiłam powalczyć jeszcze trochę. Dałam sobie na prawie dobę spokój z karmieniem, odciągałam delikatnie pokarm, żeby cycki nie eksplodowały a małej dałam mieszankę z butelki. Troszkę odpoczęłam, zebrałam siły do dalszej walki i następnego dnia znowu karmiłam. Nie było łatwo (było koszmarnie), jak już pisałam, ale zrozumiałam, że malutkiej nic się nie stanie, jeśli ja nie dam rady i ją odstawię i to, paradoksalnie, dało mi siłę do dalszego karmienia piersią. Dopiero prawie po miesiącu pierwszy raz odczułam przyjemność z karmienia.
Po tym wszystkim strasznie się bałam, co będzie przy drugiej córce. Normalnie bardziej się obawiałam karmienia niż cesarki i bólu po niej. Wiedziałam, że nie dam rady znowu tego przeżyć, bo muszę znaleźć jeszcze siłę na opiekę nad starszą. I tu nastąpiła niespodzianka. Tym razem wszystko przebiegało prawie idealnie. Oczywiście był ból, krew itp., ale to było nic w porównaniu z tym, co działo się za pierwszym razem. Prawie od razu było dobrze. Myślę, że to dlatego, że postanowiłam mniej słuchać się rad wszystkich dookoła i robić to, co uważałam za najlepsze dla dziecka. Jak miałam wrażenie, że jest głodna po karmieniu, to sama poprosiłam o dokarmienie mieszanką. Jak byłam zmęczona, oddałam ją na kilka godzin położnym i odpoczęłam. Nie byłam idealną mamą i wyszło mi to na dobre. Postanowiłam, że nie dam się sterroryzować i jeśli będzie znowu źle, to odpuszczę, żeby nie zwariować. Nie warto tak się przejmować tymi wszystkimi wariatkami, które mają mord w oczach, jak tylko słyszą, że ktoś nie chce karmić, ani tymi, dla których to obrzydliwe. Ale warto spróbować, bo to w sumie fajna rzecz jest, ten cyc dla dziecka, no i jednak wygoda dla mamy. Dlatego nie nastawiaj się, że będzie znowu źle, bo wszystko może być zupełnie inaczej. a nawet jeśli problem się powtórzy, to po prostu szybko dasz dziecku butelkę i będzie dobrze. Życzę powodzenia, duuuuużo optymizmu i spokoju po porodzie.

Iwona A.
Iwona A.
Reply to  AniaGra
9 lat temu

A ja mialam bardzo podobne doswiadczenia, tylko ze napotkalam na swej drodze swietna polozna ktora pokazala mi jak prawidlowo masowac piersi po karmieniu i najwazniejsze, jak prawidlowo je oprozniac. Trzeba je oprozniac do konca po kazdym karmieniu zeby nie bylo zapalenia.

Asia Prezentuje Prezenty
9 lat temu

OMG! To w kontekście gwiazdki i tego co się pod nią kryło – nie wyobrażam sobie pytania kogokolwiek poza może siostrą/szwagierką/najbliższą przyjaciółką jak zamierza karmić swoje dziecko. Jego dziecko, więc o ile tylko jakoś będzie je karmił to nie moja sprawa!
I cieszę się, że napisałaś ten tekst – bo co prawda wywiad z Agatą czytałam na szczęście w środku nocy gdy jeszcze prawie nie było komentarzy, to widziałam też te internetowe dyskusje (i Twoje w nich głosy) i naprawdę wkurzyło mnie to, że ludzie mają Agatę za jakąś nawiedzoną laktoterrorystkę, podczas gdy ona jest jedną z niewielu osób, które naprawdę nie twierdzą, że koniecznie musisz to albo koniecznie musisz tamto tylko chce sensownie pomóc. W pewnym sensie mnie 'namówiła’ na niepodejmowanie nawet próby karmienia! To chyba świadczy o tym jak daleko jej do jakiegokolwiek terroru.

Edyta
Edyta
9 lat temu

Miałam na początku takie same odczucia, karmiłam i płakałam, że tego nie lubię. Byłam bliska odstawienia, z zaciśniętymi zębami obiecałam sobie dociągnąć chyba do 6 tyg., dociągnęłam do 3 miesiąca już bez płaczu, choć i bez wielkiego zachwytu, po czym okazało się, że dziecię ma alergię na białko mleka krowiego, nie tolerowało żadnego sztucznego mleka, (tak, nawet specjalistycznych dla alergików) i w koncu karmiłam 15 miesięcy. Jakby mi ktoś w tych pierwszych tygodniach powiedział, że tyle będę karmić, chybabym pękła ze śmiechu (przez łzy). Po pewnym czasie niechęć znikła, karmienie piersią stało się taką zwykłą czynnością użytkową jak karmienie łyżeczką, ale nigdy nie poczułam tego niezwykłego błogostanu, w które ponoć wpadają niektóre karmiące, co to więź niezwykła z dzieckiem, patrzenie w oczka i w ogóle…

MMM
MMM
9 lat temu

Nie wyobrażam sobie jak okropne to musiało być doświadczenie… choć sama jestem gorącą zwolenniczką karmienia naturalnego, nigdy nie przyszło mi do głowy komentowanie czyichś wyborów w tej sprawie. Zwłaszcza że nigdy nie znamy całego kontekstu…
A na te D-MERy nie ma jakiegoś leku, farmakologicznego wspomagania? Coś okropnego!
Trzymam kciuki za początek Twojego drugiego macierzyństwa. Koniec końców i tak te wszystkie kwestie które tak zajmują młodych rodziców i o które toczą się takie boje w internetach – co pije, w co sika, je marchew od rolnika czy ze słoika – potem okazują się nieistotne… liczy się miłość 🙂

Dziulkacrew
Dziulkacrew
9 lat temu

Ja chciałam 2 rzeczy Ci napisać. Po 1 moje karmienie to akurat luz i łatwizna prawie od początku, więc jak przeczytałam u Matai o D-MER, przeraziłam się. Matko (tylko jedna:) ), ale to musi być koszmar! Zwłaszcza dla młodej mamy, która i bez tego co 3 minuty się zastanawia, czy na pewno wszystko robi dobrze i czy nie zniszczy życia swojemu dziecku jeśli je przewinie 3 sekundy za późno albo dostarczy nieodpowiedniego bodźca. Koszmar, przykro mi, że na Ciebie padło.
A 2 rzecz to taka, że wiadomo, walcz, bo mleko wspaniałe itp, wiesz sama. Ale gdzieś przeczytałam i zapadło mi w pamięć, że najwazniejszą rzeczą dla rozwoju dziecka, najważniejszym elementem otoczenia, nie wiem jak to najładniej ująć, no, najważniejsza jest mama. Więc tak na mój chłopski, niespecjalistyczny rozum, to ważniejsza jest mama szczęśliwa, zdrowa, kochająca i karmiąca butelką niż mama karmiąca piersią za cenę traumy, stresu, horroru.
A jeszcze 3, chcialabym, żeby z dziećmi było tak jak z resztą rodziny. To znaczy nikt Cię nie pyta, co gotujesz mężowi, a jak gotujesz pierogi a nie schaboszczaki to znaczy, żeś zła żona, no nie? Więc chciałabym, żeby informacje o mleku i karmieniu były dostępne dla wszystkich chętnych bez problemu, żeby każda mama prosząca (!!) o pomoc, poradę, wiedzę, mogła ją otrzymać od razu i na poziomie. Żeby nie było tych bzdur i wprowadzania w błąd. I żeby to była sprawa mamy, taty i dziecka i nikogo więcej.

Monika | wikilistka
9 lat temu

Matko Bosko jak ja akurat dziś potrzebowałam tego wpisu! Dziekuję Ci po stokroć!