Kiedy rozmawiałam z siostrą o tym, że Kosmyk wyjechał na ponad dwa tygodnie do babci, siostra się spytała, czy tęsknię za synkiem. Moja odpowiedź, że nie, wprawiła ją w zdumienie, bo przecież naturalnym jest, że matka tęskni za dzieckiem, rwie włosy z głowy, że dziecko ją opuszcza, płacze po nosach ściskając niewyprane ubranka dziecka. Ale czy tak musi być? Czy można nie tęsknić za dzieckiem?
Chociaż, gdy czytam różne fora dla mam, widzę, że rozstanie z dzieckiem to jeden z największych kłopotów mam. Współczesny świat, niesamowicie angażujący nas w każdej dziedzinie życia, a do tego świadomość, potęgowana przez czasopisma [i blogi :D] jak ważne są chwile spędzone wspólnie, rodzinnie, sprawia, że myśl o wyjeździe dziecka, kojarzy nam się z brutalnym odebraniem tego najcenniejszego w naszym i dziecka życiu czasu.
To atak, który musimy odeprzeć łzami, to najazd na nasze rodzinne gniazdo, to wreszcie odebranie naszego najcenniejszego skarbu – dziecka i chwil, których w czasie nieobecności, nigdy nie przeżyjemy razem.
Czytałam gdzieś wypowiedź jednej z mam, która żaliła się, że nie może pogodzić się z faktem, że jej syn woli spędzać czas z babcią, która mieszka w domu naprzeciwko. Mama nie mogła sobie poradzić z tęsknotą za dzieckiem, bo widziała, że choć syn jest blisko, to jednak się od niej emocjonalnie oddala. Chciała mieć synka całego dla siebie, cały czas, bez ustanku. Babcia stała się wrogiem, bo zabierała jej to, co było najważniejsze – uczucia synka.
Najważniejsze, że mama zdawała sobie sprawę z problemu i prosiła o pomoc, jak to uczucie tęsknoty połączonej z zazdrością zdusić, pokonać.
Po co jest tęsknota?
Uczucie tęsknoty jest ważne. Pomaga nam utrzymać więzi, wzmacnia nasze uczucia. Ale to jedno z tych doświadczeń, które trzeba przeżywać mądrze, żeby czerpać z niego to, co najlepsze. A tęsknić uczymy się od najmłodszych lat. Pisałam wam już, że poród jest pierwszym momentem, gdy rozstajemy się z dzieckiem i potem każdego dnia będziemy się z nim po trochu rozstawać? To nie były puste słowa – pierwsze kroki dziecka to nic innego jak oddalanie się od matki, pierwsze wypowiedziane z pełną świadomością „nie!” również. Dziecko każdego dnia, dorastając, powoli odchodzi od rodziców, a naszym zadaniem jest sprawić, żeby to odchodzenie było zarówno dla dziecka, jak i dla nas – płynne.
Tęsknota to problem rodzica, nie dziecka
Faktem jest, że zazwyczaj większą tęsknotę odczuwają rodzice za dzieckiem, a nie dzieci za rodzicami. W większości przypadków odchodzenie dziecka od rodzica jest naturalne. Jeśli dzieci dostają w domu taką dawkę miłości i akceptacji, jakiej potrzebują, jeśli mają rodziców „w bród”, jeśli w miejscu, w którym są, czują się dobrze i bezpiecznie, ich tęsknota nie będzie paraliżująca, nauczą się sobie z nią radzić. Gorzej jeśli tęsknotę zabiorą z domu…
Niestety ale tak jest. Nasze lęki, chcąc nie chcąc, przelewamy na dziecko. W słowach [nie, błagam, nie dotykaj!], w działaniach [kurczowe uściski], nawet w naszym samopoczuciu. Jeśli dziecko wyczuje, że panicznie boimy się go wypuścić spod skrzydeł, naturalna dla niego będzie obawa przed ich opuszczeniem albo… z przekory, wkurzony tymi lękami, zacznie te skrzydła opuszczać jak najczęściej i to nie z potrzeby doświadczenia, a wyłącznie po to, żeby zagrać ci na nosie, ryzykując przy tym bardziej i działając pod wpływem emocji „ja jej pokażę!”. Mój wniosek jest prosty: jeśli my nauczymy się radzić sobie z tęsknotą, to nasze dzieci nie będą miały z nią problemu.
Buduj pewność siebie!
Pisałam już, że odejście dziecka od rodziców jest naturalne, powinnam dodać: jeśli temu nie przeszkadzamy. Kiedyś usłyszałam, jak jakiś ojciec mówi do swojego synka: „Mówiłem, że jak pójdziesz sam, to się przewrócisz? Mówiłem?”. Z tryumfem w głosie. Jeśli dziecko słyszy przynajmniej raz w ciągu dnia takie satysfakcjonujące „A nie mówiłem”, to będzie robić wszystko, żeby nie słyszeć tego więcej. Czyli nic, bo po co ryzykować. Nie odważy się wychylić nosa zza maminej spódnicy, każdy samodzielny krok będzie musiał skonsultować z tymi, co zawsze wiedzą najlepiej, bo przecież „oni mówią i zawsze mają rację”. To od naszego wsparcia w tych pierwszych przejawach samodzielności zależy to, czy swoje następne kroki dziecko będzie umiało robić samo czy z nieustanną asystą. Czy z uśmiechem będzie pędziło w świat, czy raczej z niepewnością i strachem będzie się wlokło wzdłuż autostrady. To, o czym mówię, świetnie obrazuje filmik, który w ostatnich dniach robi w necie zawrotną karierę:
Podaj dalej, warto zawsze być czujnym rodzicem, nauczycielem, wychowawcą….
Posted by KreatywnaPedagogika on 31 lipca 2015
A potem… zaakceptuj!
Tak. Jednym z najgorszych chwil w moich życiu było uświadomienie sobie, że Kosmyk chodzi. A skoro chodzi, to zaraz odejdzie. Przepłakałam dwie noce, dwa dni chodziłam jak struta, a potem… pogodziłam się z tym raz na zawsze. Przeżyłam jego pierwsze kroki mocno, ale potem, gdy już świadomie próbował nowych rzeczy, miałam tę jego chęć wyrwania się z moich ramion przepracowaną. Cieszyłam się z jego samodzielnych odkryć, nie mogłam wyjść z dumy, gdy słyszałam jego pierwsze słowa. Świadomość, że próbuję tego po raz pierwszy była wspaniała, uczucie, że prawdopodobnie już nigdy nie będzie tak jak teraz nie było dojmujące, ale dodawało tej potrzebnej w niektórych potrawach goryczy.
Czy można nie tęsknić za dzieckiem?
Nie można – powiedzmy sobie to szczerze. Kochamy nasze dzieci i cierpimy, kiedy odchodzą/wyjeżdżają nawet na kilka dni. To jest tak naturalne, że zamiast rwać włosy z głowy, płakać do zdjęcia lub zamykać dziecko w domu i podążać za nim krok w krok, powinniśmy naturalnie ten fakt zaakceptować i się z nim pogodzić. Łatwo powiedzieć, ale jak zrobić – powiecie. Jak najwcześniej. Przeżywajmy tęsknotę za dzieckiem od pierwszych dni, wyobrażajmy ją sobie, uczmy się ją akceptować i wśród codziennych czynności przeżywać, żeby, gdy dziecko wreszcie wyjedzie na dwutygodniowe wakacje, spokojnie się nad tym faktem pochylić i… kompletnie z nim pogodzić. Wtedy, zamiast rozmyślać, czy jemu na pewno jest dobrze i czy nie lepiej byłoby w domu, skupisz się na tym, co jest najważniejsze zaraz po dziecku – wreszcie na sobie. Co mi przez te dwa tygodnie dobrze zrobiło i z radością powitałam synka na łonie rodziny 🙂
A tak sobie myślę, że …
tęsknota to nic złego i dobrze, że jest. Sposób w jaki ją przeżywamy to już nasza działka.
Inaczej reagują ojcowie, a inaczej mamy. A to i tak uogólnienie i generalizacja, bo inaczej reaguje każda osoba z osobna.
Wydaje mi się, że jednym z kluczy do 'dobrego’ tęsknienia jest właściwie budowana relacja rodzic-dziecko. Dziecko nie jest własnością rodzica, jest odrębnym swoim człowiekiem.
I jak to zwykle najtrudniej to wszystko uporządkować, przerobić, zaakceptować przy pierwszym dziecku.
u mnie wszystko zależy gdzie dzieci są bo jeśli z jedną babcią Danusią to oki jestem pewna że są bezpieczne mają ok opiekę niestety martwie się kiedy jadą do drugiej babci na wieś bo tam wypuszczone są samopas może t i dobrze bo sobie radzą sami ale to bardziej mnie stersuje…
Dziękuję. Za wzmiankę o akceptacji sytuacji, akceptacji dorastania. Nie tkwisz w przeszłości, kiedy Kosmyk był malutkim berbeciem, zależnym od Ciebie. Cieszysz się z jego dorastania. To jest tak piękne, że cieszę się, że dzielisz się tym z innymi.
Czytam z zaciekawieniem, bo jak sobie tak myślę, to nie miałam jeszcze szansy tak porządnie zatęsknić za starszą. Myślałam, że jak będę w szpitalu z rodzącą się młodszą to wtedy, ale nie. Myślałam, że może jak wyjechałam kiedyś na trzy dni, ale nie. Ja sobie tak myślę, ale to pewnie dlatego, że tego nie przeżyłam, ze może jednak fajnie jest czasem porządnie zatęsknić. Może to jakoś odświeża czasem zmęczone, znużone relacje z dzieckiem.
I jeszcze jedno… Uwaga! Pochwała matki i teściowej;)))
Kosmyk był bardzo dobrze przygotowany do rozstania z rodzicami: 1) Dużo wcześniej wiedział, że jedzie do babci na wakacje bo: „każdy ma wakacje”. 2) Zabrał ulubione zabawki. 3) Zabrał ulubioną książkę. A mój udział – często rozmawialiśmy o Rodzicach, którzy go bardzo kochają i o Jedzeniorku co „na drugie imię” ma Adaś.
A teraz ja muszę dać sobie radę ze swoją „babciną tęsknotą” :(((
Ostatnio jak wyjechaliśmy na weekend, Marcin zadzwonił wieczorem z iPada. Już taki zmęczony, z łóżka, jak nas zobaczył, to się popłakał. No to i mi się chciało płakać! Ale wiem, że zdarzało mu się płakać i za samochodem, jak zostawał na parkingu koło lotniska w czasie wakacji, więc staram się mieć do takich rzeczy dystans 😉 Większe obawy mam, że coś może się stać. Jak jedziemy gdzieś razem, to spoko – jak będzie wypadek, to najwyżej wszyscy zginiemy. Zdarza się! Ale jeśli jesteśmy osobno i to jemu coś by się stało… albo nam? I on by czekał, i czekał, i czekał i już się nie doczekał naszego powrotu? Takie rzeczy nie dają mi spokoju! 🙁
Mi te dwa tygodnie też dobrze zrobiły :))) nawiązaliśmy z Kosmykiem bardzo ciepłą relację (Ciotka Olga też skorzystała) To był fajny urlop……i za to bardzo dziękuję Synowej i Synowi:) A tęsknota rodziców???Co ja jako matka trójki dzieci powiem? Emocja trudna, wpisana w rodzicielstwo. Każdy przeżywa ją po swojemu. Jest wpisana w miłość i więź międzyludzką. Ale, jak słusznie Asiu zauważyłaś, może „uwiązać” i ranić małego człowieka i przede wszystkim stać się dla rodziców tzw. lękiem separacyjnym. Pozdrawiam! KBD 🙂 babcia Kosmy i Adasia 🙂 matka Chłopa