Kiedy słyszę lub czytam od jakiejś narwanej mamuśki synusia, że jego żona powinna dać mu odpocząć, bo przecież on pracuje, a ona siedzi w domu – otwiera mi się nóż w kieszeni. Nie komentuję, bo świata nie zmienię, a i przekonań średniowiecznych też nie, ale ocierając pot z czoła podczas kąpieli dwójki dzieci, usiłując jednocześnie zamknąć swój własny dzień pracy, a do tego utrzymać jako taki porządek, żeby nie kiblować na szmacie do późnej nocy, dochodzę do wniosku, że takie rzucane lekko sugestie, jakoby kobieta poddańczo ma w obowiązku hołubić swojego mężczyznę, powinny być karalne.
Drogi mężczyzno,
Jesteśmy matkami. Czasem „tylko”, więc zdaniem ogółu siedzimy w domu i malujemy paznokcie. Czasem „jeszcze”, więc oprócz malowania paznokci, dodatkowo pracujemy, dorabiamy, żeby zamknąć domowy budżet. A nawet jeśli nie dorabiamy, nie mamy takiej możliwości… to co?
Ktoś dawno temu ustalił, że twoja praca jest bardziej „ważna” niż kobiety. Szczególnie, jeśli kobieta swoją pracę wykonuje w domu. Teściowe, ciotki, babcie uczulają nas, żeby szanować pracę mężczyzny, bo nawet jeśli przez pół dnia pierdzisz w stołek i z kolegami grasz w pokera, to w dalszym ciągu „masz gorzej”. Bo musisz wyjechać z domu.
Serio?
40 minut w samochodzie z muzyką i bez krzyku dzieci jest taką katorgą? To takie poświęcenie, którego nie możesz unieść, które ja powinnam ci zrekompensować?
Patrząc realnie. Chodzisz do pracy, ja siedzę w domu. Świat zakłada, że to kobieta jest na uprzywilejowanej pozycji. Dobrze ma – mówi babcia. Powinnaś dać mu odpocząć, on jest przemęczony – mówi teściowa. A może dasz mu się wyspać? – sugeruje koleżanka. Z każdej strony kobieta musi odpierać aluzje, jakoby to, co ona robi, było mniej stresujące, mniej ważne, mniej odpowiedzialne, a praca mężczyzny jest manną z nieba, błogosławieństwem, najdroższym darem. Takie zlewki z poprzedniego systemu i trochę propaganda z ambony, której skutkiem są wyprane mózgi i zero refleksji.
Powiem ci coś, mężczyzno.
Chodzisz do pracy – racja. Masz masę obowiązków – to fakt. Ale wracasz o tej szesnastej, siedemnastej czy którejś do domu i twoja praca się kończy. Nie ma jej. Twoja mama pogłaszcze cię po głowie i powie, że teraz powinieneś odpocząć, bo ktoś jej kiedyś powiedział, że praca kobiety w domu nie wymaga trzeźwego umysłu. Ale wiesz co?
Ta kobieta, która przez dwadzieścia cztery godziny na dobę zajmuje się twoim dzieckiem, też musi być wypoczęta. Może to głupio zabrzmi, ale nikt nie jest w stanie trzeźwo i rozsądnie myśleć, będąc non stop na każde zawołanie, non stop aktywny, non stop coś robiący, myślący, szacujący, bez chwili oddechu, bez chwili odpoczynku, bez szansy oderwania się od życia z salonu do kuchni i z powrotem. Zadbać o dzieci, zadbać o dom, zrobić obiad, posprzątać, ogarnąć swoją pracę, dać ci dupy , no dobra, zupy, żebyś nie narzekał.
Nosimy na rękach wasze dzieci. Karmimy je. Każdego dnia, w każdej chwili podejmujemy tysiąc decyzji, które mają wpływ na życie i zdrowie twoich dzieci. Oszacowanie tego, czy zdążymy z wózkiem i tobołami przejść przez ulicę. Zdecydowanie o tym, co będą jadły, co będą piły, co będą czytać, oglądać, zadbanie o to, żeby wzięły leki [jakie leki, czy bezpieczne?], czy można je zostawić w tym momencie same i iść do łazienki, czy jestem na tyle silna, że mogę je podnieść z podłogi, czy dam radę przenieść je na rękach, czy się nie przewrócę, czy nie zasnę podczas karmienia, nie przygniotę, nie uduszę cyckiem ze zmęczenia [ty się kładziesz na łóżku i od razu zamykasz oczy, ja, karmiąc nasze dziecko, nadludzką siłą przed zaśnięciem muszę się powstrzymać, bo obok jest drugie, które nie może zostać bez opieki].
Naprawdę twoja potrzeba odpoczynku jest ważniejsza od bezpieczeństwa twoich dzieci? Bo to o to tu chodzi, a nie rozpieszczanie żony. Nie rozpuścisz nikogo, pozwalając mu na 30 minut chwili dla siebie. Tu chodzi o bezpieczeństwo twoich dzieci. Nawet jeśli bardzo mnie nie lubisz, a nawet nie kochasz, to na razie tylko ja zajmuję się TWOIMI DZIEĆMI. A będąc niewyspaną i przemęczoną, nie będę w stanie zająć się nim odpowiedzialnie.
Drogi mężczyzno. Swoim dzieciom do samochodu kupujesz najdroższy fotelik, na głowę zakładasz kask, kupujesz bezpieczne łóżeczka, bramki, ochraniacze, ubezpieczasz je na tysiąc różnych wypadków, a osobie, która na co dzień sprawuje nad nimi opiekę, pozwalasz na permanentne wykończenie, na nieustanne bycie na granicy świadomości i wyczerpania przy jednoczesnym aplauzie społeczeństwa, które utwierdza cię w przekonaniu, że twoja żona tak naprawdę ma szczęście, że nie musi pokonywać dziennie tych 40 kilometrów i siedzieć przy biurku?
Constance Hall napisała:
Nie mamy w domu szefa, który by nas zwolnił, jeśli zaśniemy za kółkiem przy dziecku. Nie ma oficjalnych ostrzeżeń, jeśli dokonamy złego wyboru i odwrócimy się na sekundę podczas kąpieli dzieci. Tylko konsekwencje są nieco bardziej tragiczne niż wyrzucenie z pracy.
Więc błagam, mężczyzno. Nie słuchaj się mamy, cioci, siostry, księdza. Spójrz na swoją wymęczoną kobietę i pozwól jej do cholery odpocząć.
Zastanawiałam się, czy nie zmienić niepodobającego się kilku osobom słowa „pozwolić” w tym moim pamiętnym tekście. I stwierdziłam, że nie. „Pozwolić” to też „umożliwić coś, dopuścić do czegoś, nie przeszkodzić czemuś”. I tak też, drogi mężczyzno, o to właśnie chodzi.
„Nosimy na rękach wasze dzieci. Karmimy je. Każdego dnia, w każdej chwili podejmujemy tysiąc decyzji, które mają wpływ na życie i zdrowie twoich dzieci. Oszacowanie tego, czy zdążymy z wózkiem i tobołami przejść przez ulicę. Zdecydowanie o tym, co będą jadły, co będą piły, co będą czytać, oglądać, zadbanie o to, żeby wzięły leki [jakie leki, czy bezpieczne?], czy można je zostawić w tym momencie same i iść do łazienki, czy jestem na tyle silna, że mogę je podnieść z podłogi, czy dam radę przenieść je na rękach, czy się nie przewrócę, czy nie zasnę podczas karmienia, nie przygniotę, nie uduszę cyckiem ze zmęczenia”
Daj tę możliwość, nie przeszkadzaj, nie budź, jak drzemie,nie zawracaj gitary, umyj te gary, wyjdź z dzieckiem w domu, zajmij się na sobą na tyle, by ona nie musiała jeszcze po tobie gaci dopierać. Pozwól. Tak jak pozwalasz komu przejść przed ciebie w kolejce albo przesuwasz się na prawo na schodach ruchomych.
JA NAMAWIAM KOLEŻANKI DO STRAJKU: BRAK WYCHODZENIA ZA MĄŻ, BRAK DZIECI, I WTEDY ZOBACZYCIE ILE TA PRACA JEST WARTA/… NIE BĘDZIE LUDZI NA ŚWIECIE! JA JEDYNIE O CO MOGĘ ZADBAĆ TO O PSA, BO FACETOWI PRAĆ I GOTOWAĆ ZA BRAK SZACUNKU NA PEWNO NIE, I TAK, JESTEM DUMNA Z MIANA STARĄ PANNĄ I CHCĘ NIĄ BYĆ DO ŚMIERCI
czasem czytając takie teksty czuję, że jestem w związku idealnym. my się tak dzielimy obowiązkami, że obydwoje codziennie mamy przynajmniej godzinkę tylko dla siebie. czasem jedno z nas potrzebuje odpoczynku bardziej, czasem to drugie. obydwoje chodzimy na zajęcia sportowe (ja na aerobic, on na siłownię) po równo. obydwoje podobną ilość czasu dziennie poświęcamy na obowiązki ja w domu, on w pracy. ja wstaję do dziecka na tygodniu, on w weekendy. jeśli jesteśmy niedospani, to z reguły obydwoje podobnie. wiele obowiązków w domu czy przy dziecku robimy razem, dzięki czemu jednocześnie spędzamy czas ze sobą. a mój mąż jest takim ojcem, że ja się nie boję zostawić z nim dziecka nawet na cały dzień jeśli trzeba, bo wiem, że będzie zadbane, nakarmione i szczęśliwe, nie wiem skąd mój mąż ma taki doskonały instynkt rodzicielski, bo ja go niczego nie uczyłam. ale też od zawsze mój mąż był dla mnie ostoją, był odpowiedzialny za siebie i za mnie i długo przed ślubem pokazał mi, że będzie mnie traktował jak swoją wartościową partnerkę, a nie służącą. i tak własnie jest
Dostałem dziś link do tego artykułu z przesłaniem „zobacz o co mi chodzi” i szlag mnie trafił, przeczytałem więc wyjątkowo cały, razem z komentarzami, ale od początku…
Fakt, z drugim dzieckiem wystartowaliśmy trochę niefartownie – kłopotliwy poród, 3 tygodnie w inkubatorach, sporo stresu dla mnie i żony, wspólne modlitwy w samochodzie, codzienne obcowanie z ludźmi na Prokocimiu, których dzieci umierały – to nie zostaje bez śladu w psychice, szczególnie, że z pierwszym nie mieliśmy absolutnie żadnych przygód. Dla mnie oznaczało to 3 tygodnie wycięte z corpo-realiów do których trzeba było wrócić. Po szpitalu praktycznie zamieszkaliśmy u teściów 50km poza miejscem zamieszkania, żeby żonie było lżej. Dla mnie oznaczało to dojazdy, które z dobrym samochodem jaki mamy nie wydawały się (i nadal nie wydają się) większym problemem w porównaniu do tego co zyskujemy. Podporządkowałem więc praktycznie każdą minutę w ciągu dnia pod nasz nowy tryb:
1. pobudka 5:00 gdy starsze dziecko wstaje (taka uroda)
2. przewiniecie i ubranie
3. przygotowanie śniadania i lekarstw tak aby 7:30 móc wyjechać w godzinną podróż marzeń do świata corporanów
4. (opcjonalnie nie w każdy dzień) zaglądniecie do naszego mieszkania na 7-10 minut w zależności od korków, żeby zobaczyć czy wszystko ok i odebrać pocztę
5. praca 8h (w naszym aktualnym słowniku 8h mojego odpoczynku)
6. godzinna podróż powrotna
7. zakupy które w ciagu dnia dostanę przez sms + standardy jazzowe z karta rosnę (pampers, wkładki, chusteczki, bobo fruty no i morele niesiarkowane)
8. gnanie żeby zdarzyć przed kąpaniem
9. wyłapanie po przybuciu młodszego dziecka na ręce
10. kąpanie Nr 1 – współudział
11. zrobienie i podanie kolacji starszemu dziecku
12. kąpanie Nr 2 – praca indywidualna
13. czytanie bajki
14. opcjonalnie godzina TV/Internetu/robienia przelewów jeśli nie padnę na twarz podczas p.13
I tak codziennie, z wyjątkiem weekendów, kiedy mogę poświęcić więcej czasu młodszemu dziecku.
Drogie Panie, Żono – uznacie mnie za ignoranta, który nie odróżnia Hafiji od Matki która jest tylko jedna. Ale jeśli czytam „kobiety do mnie piszą…” to ja się pytam, skoro są tak uciemiężone – kiedy mają czas pisać? Bo ja nie mam. Czemu w trakcie karmienia marnują energię i wzrok na czytanie blogów parentingowych reklamujących za kasę wózki albo inne cuda techniki, zamiast spróbować wtedy właśnie odpocząć? czemu po wszystkich kąpaniach i karmieniach gdy wieczorem mogłyby położyć się wcześniej spać, oglądają Singielkę z tvn playera, bo szkoda im jedynej chwili kiedy mają na to czas? zamiast odpocząć.
Podczas gdy człowiek próbuje zapewnic byt rodzinie, mając na sobie trywialne corpo problemy, od których jednak zależy to czy da sie zrobić przelew za tkaną hustę z madagaskaru w której Waszemu i naszemu dziecku będzie wygodnie.
Podczas gdy człowiek w przerwie obiadowej jedzie z dzieckiem na rehabilitacje udając przez telefon że jest cały czas w biurze
Podczas gdy człowiek bierze pracę z domu i trzymając na jednej ręce płaczące dziecko filtruje wzorkiem spływające maile w sprawach „wagi nieziemskiej”
Lub podczas gdy człowiek zatrzymuje się na stacji benzynowej na hot doga, żeby nie tracić czasu na normalny posiłek w ciągu dnia i żeby móc zdążyć jak najszybciej do rodziny za która się zwyczajnie stęsknił żyjąc cały tydzień w samochodzie
I jeszcze jeden smaczek który wyłapałem – matki, babki i prababki, które w zaściankowy sposób dają Wam znać że jesteście miękkie. Bo jesteście! ostatnią osobą która mi to powiedziała była Pani Pediatra u której byłem z dzieckiem.
Nasze matki i babki wychowywały po 5,7,10 – oro dzieci. Same. Nie miały Duli, Niań, Blogów parentingowych i Planów porodów. Rodziły i wychowywały dzieci w trakcie wojen, wiezień i bidy jakiej większość z Was nawet nie zaznała. W tym czasie nie mając większego wsparcia w naszych ojcach i diadkach, którzy mieli w nosie czym różni się mediderm od linomagu bez cynku, bo mieli skupić się na tym żeby zarobić na chleb i zbyt dużej części przychodu nie przepić, co już było godne pochwały.
Możecie nadal pisać, użalać się, porównywać się do „psów z miską w metalowej klatce którym po zdjęciu kłódki nie chce się już biegać…” – btw to też dostałem, ale to chyba z jakiegoś innego super bloga – co nie zmienia faktu że zgodnie z adresem tej strony matka jest tylko jedna, i czego byśmy nie robili, jak byśmy Was nie próbowali wesprzeć, wyręczyć czy docenić – nigdy nie będzie tak, że nagle ojciec będzie samowystarczalny, zostanie sam na całe tygodnie z dziećmi, nakarmi piersią, ugotuje, posprząta a Wy na macierzyńskim będziecie siedziały w SPA – pobudka, to się nigdy nie stanie. Może warto byłoby na samym początku pomyśleć czy przypadkiem czegoś jednak nie robimy?
Pomysły pod tytułem –„ Drogi mężczyzno, zadbaj, aby Twoja żona miała jeden dzień dla siebie” są super, ja się pytam – czy my domagamy się dnia z kolegami? Bo na swoim przykładzie nie pamiętam czegoś takiego:D zapierdzielam co dzień równo, ale to i tak jest nic w porównaniu do serca matki! – to tyle z drugiej strony szafy, abyście nie popadły w poczucie, że tylko Wy się staracie i nie stygmatyzowały wszystkich ojców w jednym worku, jako leniwych padawanów (chociaż i tak byłem zdziwiony że w komentarzach trochę obiektywizmu się trafiło)
Brawo dla tego Pana!
Primo: jesli maz tak ciezko pracuje – powinno go byc stac na pania do sprzatania, prania i prasowania. Kobieta ma wtedy czas na zajecie sie dzieckiem i nie bedzie zmeczona.
Secundo: „Oszacowanie tego, czy zdążymy z wózkiem i tobołami przejść przez ulicę” to tez jest problem? Czy kobieta jest jakas istota podrzedna, ktora nie potrafi podstawowych rzeczy robic bez strasu i problemow?
Tertio: Jesli nie chcesz siedziec w domu – idz do pracy. Pare miesiecy po porodzie – mozesz wyslac je do zlobka albo zatrudnic nianie. Potrzebujesz bliskosci kiedy jest male – poczekaj, az pojdzie do przedszkola. Chcesz byc kura domowa – nie narzekaj.
Nikt nikogo nie zmusza do posiadania dzieci – sa ludzie, ktorzy to robia i maja jeszcze sporo energii na inne rzeczy. jak ktos nie potrafi sie zorganizowac – to potem narzeka w interecie jak to mu/jej zle. Ludzie, ogarnijcie sie…..
Takie teksty mnie przerażają. Tak samo jak przerażają mnie koleżanki z pracy, które nie mogą uwierzyć w to, że mój mąż gotuje. I tak jak przeraża mnie facet mojej przyjaciółki, który spokojnie odpoczywa przed telewizorem, kiedy ona uspokaja płaczące w niebogłosy dziecko. I ci wszyscy pseudo-macho, którzy chwalą się tym, że uciekają z domu, w którym jest małe dziecko. Ja mam trochę nietypową sytuację, bo mój mąż to „kur domowy” – pracuje w trybie home office i oprócz tego często jeszcze gotuje, robi zakupy, sprząta i nie tylko trafia brudnymi skarpetkami do kosza, ale również umie włączyć pralkę! 😉 Dlatego kiedy ja przychodzę z roboty, to chociaż cholernie mi się nie chce, robię np. kolację albo obiad na kolejny dzień. Co prawda jestem zmęczona, ale w końcu on też się cały dzień nie opieprzał. I wiem, że kiedy pojawi się mały człowiek, to K. też będzie miał świadomość, że nie padam na ryj, bo cały dzień oglądałam seriale.
Jak ja się cieszę, że mój mąż też zajmuje się dzieckiem i domem 🙂
Dopóki kobiety będą z dumą mówić, że mają dobrze, bo mężczyzna „pomaga im w domu” to nic się nie zmieni. Bo jak pomaga, to znaczy, że to dobra wola i ulżenie w tym, co tak naprawdę jest obowiązkiem kobiety. W domu się nie pomaga. Dom się prowadzi wspólnie, bo razem się w nim żyje.
Matka mojego meza urzadzila mu osobna sypialnie w naszym (nie jej) domu. Stwierdzila ze synus musi sie wysypiac. Zaczal nowa prace po 1,5 roku na bezrobociu z wyboru. Ja pracowalam mimo maluszka w domu, a mu sie nie chcialo. Nie wazne ze ja Tez zmeczona wracalam z pracy. Dziecko odebrac z przedszkola, zrobic zakupy, ogarnac dom – to wszystko z dzieckiem na reku, Bo maluszek steskniony po calym dniu w przedszkolu. Caly dom na mojej glowie, a mezus po pracy zamykal sie w Swojej sypialni ze smartphonem az do rana. Ja nie wiedzac co sie dzieje plakalam po nocach.
Najbardziej żałosny jest fakt że bierzecie sobie za mężów takie fajtłapy a potem wielkie zdziwienie że nie chcą pomagać. Same jesteście sobie winne takiej sytuacji więc dupa w troki i do roboty.
mój mąż dojeżdża 500km w weekendy do nas cały tydzień jest w pracy w ogóle mnie nie docenia i to że siedzę z 3 dzieci uważa że mam łatwiej i chętnie zostałby w domu „ale ty zarób te 4000 to ja chętnie w domku z dziećmi posiedzę” mawia kiedy mówię że mnie nie docenia i jest mi czasami ciężko i czasami mam ochotę po prostu przespać noc. Wiadomo że tyle nie zarobie ile on w wojsku jestem ciekawa jak pójdzie na emeryturę jak wtedy będzie szukał pracy itp. jak będzie pracował za może 2 tys….
Choć sama w wielu aspektach nie mogę narzekać to mam taką wizję:
Tatuś nie może być zmęczony, bo rano jedzie do pracy – wsiada do samochodu, włącza muzykę lub nie, ogrzewanie lub nie i kontemplując okoliczności dba tylko o to by sam dojechał bezpiecznie i na czas. Zaś na miejscu dba o to by superważne dokumenty nie zamokły.
Często niewiele później owa mama, która przecież tak wypoczęta być nie musi, wraz ze swoim ’ stadkiem’ wychodzi z domu; często już zmęczona i rozdrażniona, prowadząc jedno dziecko za rękę, gdy drugie się wyrywa przez parking lub ulicę do samochodu; pilnując kluczyków i smoczka i torebki z dokumentami oraz tego super ważnego misia do zasypiania; wsadza dzieci kolejno do auta pilnując by żadne nie wpadło pod ruszający pojazd sąsiada; w akompaniamencie serii krzyków i abstrakcyjnych pytań zapina dzieci w superdrogich i ekstrabezpiecznych fotelikach nie zapominając przy tym by pasy odpowiednio do ciągnąć; rusza i od razu włącza ogrzewanie – wszak dzieci dla bezpieczeństwa bez kurtek i co z tego, że jej za gorąco i oczy się kleją; włącza płytę fasolek by nieco uciszyć zachęty do akrobacji (mamo podaj mi tego mandmsa, który wpadł pod twój fotel) ignoruje wrzawę i niepokojące okrzyki (patrz! Uważaj! Taki ładny gołąb za oknem) wszak trudne warunki drogowe nie wymagają ciszy; i odwozi dziecko do przedszkola/szkoły/na wypasione zajęcia/do lekarza dbając wyłącznie o to by bezpiecznie i na czas dowieźć siebie i całą swą gromadkę. Na miejscu zaś wysiada, zabiera jedynie torebkę i smoczek i misia i dzieci, z których każde ma inny kierunek i zwrot aktualnego biegu, bacząc by owe nie wpadły pod kółka samochodów i lekkim krokiem, z uśmiechem na twarzy zamyka drzwi punktu docelowego.
Masz bardzo mądrego tatę 🙂
I ja też o tej równości i potrzebie wspierania się NAWZAJEM w swoich rolach, realizowaniu się w roli ojca itp. to w Kościele 🙂 Może nie z ambony, ale w środowiskach kościelnych 🙂
Odnośnie podziału „kobieta w domu, mąż w pracy” – ostatnio spotkałam się jeszcze z opinią, że to normalne, że kobieta musi PROSIĆ męża o pieniądze, skoro sama nie pracuje, tylko zajmuje się dziećmi. Dla wszystkich, którym również wydaje się to oczywiste: wyobraźmy sobie, że kobieta wraca do pracy i razem z mężem zrzucają się na opiekunkę albo przedszkole i żłobek. W Warszawie to będą lekką ręką dwa tysiące, czyli mąż musi dorzucić się tysiaka. A odejmując tysiaka od żony, plus licząc jeszcze jej dojazdy, obiady poza domem i konieczność zatrudnienia sprzątaczki, pensja żony raczej nie poprawi specjalnie budżetu domowego. Więc zamiast oddawać swoje dzieci w ręce obcych osób, może lepiej docenić pracę żony przydzielając jej sprawiedliwą kwotę na własne wydatki, żeby nie musiała się poniżająco tłumaczyć z każdej złotówki? Ręce mi opadły, jak zobaczyłam, że można jeszcze myśleć na zasadzie „on pracujący = jej pan i władca”. Kosmos! Na co dzień dziwię się feministkom, że im się chce te marsze robić, skoro żyjemy w wolnym kraju i każda kobieta może sobie zarządzać swoim życiem, jak jej się podoba. Ale zdarzają się chwile (gdy wychylę się ze swojego bezpiecznego światka), kiedy zupełnie im się nie dziwię i aż mnie korci, by stanąć z nimi w pierwszym szeregu. Ale na szczęście to nie zdarza się zbyt często!
Dobry temat poruszyłaś!
Kobieto, która to napisałaś, współczuje Ci, że masz takie doświadczenia. Ale nie wrzucaj wszystkich do jednego worka… masz problem, to go rozwiąż, a nie płacz i narzekaj na mężczyzn.
O LOL 😀
Asiu, mam wrażenie, że tego tekstu nie mają szans zrozumieć osoby, którym nigdy nie było dane zmęczyć się opieką nad dziećmi, bo zawsze w porę ktoś je wyręczał.
Spotkałam się ostatnio z koleżanką, która jest obecnie w czwartej ciąży. I wśród różnych dziwnych rzeczy, które od niej usłyszałam było zdanie, że jej priorytetem kiedy urodzi się maleństwo będzie to, żeby jej mąż się wysypiał, bo przecież chodzi do pracy. Gdy skończyłam spotkanie i wsiadłam do samochodu zadzwoniłam do mojego męża i powiedziałam mu, że chyba jestem beznadziejną żoną, bo to absolutnie nie jest moim priorytetem. Owszem, kiedy widzę, że autentycznie pada na pysk mówię mu, żeby poszedł się zdrzemnąć. ALE on to samo mówi mi, a nawet więcej, wstaje o 2 w nocy, żeby przez 2 godziny nosić nasze dziecko zanim ono znów zaśnie. I właśnie dlatego uważam, że jedną z podstawowych decyzji dotyczących rodzicielstwa jest 'z kim mieć dzieci’, bo jak facet ma wpojone takie bzdury w głowie o których piszesz to nie wiem czy wiele mu pomoże…
Jak się za Wilka w liceum brałam, to przyjaciele się w czoło stukali. Bo takie z nas narwane trochę dzieciaki były. Ale ja to wyczułam. Wyczułam jak pies myśliwski. Ten facet chce mieć dzieci i chce się nimi zajmować.
Ja jestem z gatunku leniem. Nie dość, że w domu z mamcią, to dziecko ino jedno i to w dodatku grzeczne, pojętne i ciekawe. Ale i tak bywam zmęczona. I tak bywam rozzłoszczona. A mężczyzna wraca po pracy i zmęczony czy nie, synem się zajmie z bananem na paszczy.
Ze względu na to, że w naszym (i wielu innych) kraju zawód „rodzic domowy” nie jest sprawiedliwie dofinansowywany (obawiam się że to cudowne zesłane z manną pińćset ominie wielu, którym by się przydało), to w mentalności społeczeństwa nie istnieje jako taki. Nie przynosi dochodu, a więc nie istnieje. Niejednokrotnie w ciągu dnia dopada mnie poczucie winy, że oto Wilk zapieprza, a ja nie. Ale to on właśnie mnie przekonuje, że tak nie jest, że bardzo ceni to co robię i wie, że jesteśmy partnerami.
Tak się chciałam pochwalić.
Hm… jak odpisać, żeby się nie denerwować? W sumie to tak, że Ci, do których skierowałaś post, raczej Twojego bloga nie czytają, a Ci którzy już czytają, to raczej się z Tobą nie zgodzą, bo właśnie robią tak jak powinni. Praca pracą, zmęczenie zmęczeniem, a partnerzy powinni się wspierać. Cokolwiek facet by tu nie napisał, to będzie i tak źle. Ale jak fanie jest po marudzić na swojego chłopa? Co nie, drogie Panie? Będę złośliwy i napiszę, żeście same sobie winne, gdy takiego jegomościa pojęłyście za męża. W sumie dawno przeszła mi już myśl, że gdy facet pierze (umie nastawić pralkę), ładuje zmywarkę, sprząta, gotuje, myje okna, a dzieci przy nim z głodu i chłodu nie umrą, to jest taki jakoś nie męski. No pantofel przecież… A jutro jest sobota… wstanę rano, tak 4:30, zrobię kanapki żonie (idzie na 6:00 do pracy), potem koło 8:00 śniadanie dzieciom zrobię, sprzątanie, pranie, obiad. O taka zwykła sobota z bliźniakami w wieku 5 lat. W międzyczasie trzeba iść z chłopakami kupić coś mamie na walentynki. Może nawet uda mi się skończyć wpis na blogu „jak złożyć wniosek o 500+ przez internet”. Nawet czuję się męsko o tym pisząc… Tylko co z tego, skoro jestem postrzegany wokół, zarówno przez mężczyzn, jak i kobiety, jak dziwoląg? Zwłaszcza, gdy o tym głośno mówię.
Mój mąż jak mu zrelacjonowałam Twój wpis Jaskółko, to też miał taką refleksję, że nie trafi on do tych, którzy tak robią, i których mógłby odmienić.
Bartku, mój mąż też taki „dziwoląg” jak Ty, jutro ja idę na przyjemności, fryzjera, a on od rana ogarnia zakupy z synem, a potem sprzątanie i obiad.
I zgadzam się, że trochę tak jest, że widziały gały co brały… Wśród swoich znajomych mam kilak takich par, które się rozstały, bo ona liczyła, że jednak on się odmieni, i będzie partnerem, a nie tylko beneficjentem jej usług.
Znam też sporo takich, gdzie on pracuje, w domu i przy dzieciach ogarnia, ale ile by nie robił, to i tak źle…
Myślę, że Jaskółka nie marudzi na swojego Chłopa, tylko używa takiej formy wyrazu, by było jak najbardziej obrazowo. Nie mówi „Chłopie”, tylko „mężczyzno”, tak ogólnie; sama wypowiada się jakby w imieniu statystycznej kobiety, niekoniecznie swoim własnym. I też nie ma co brać tego do siebie. Ja do mojego męża żadnych zastrzeżeń nie mam, ale z tekstem jak najbardziej się zgadzam – bo wiem, że nie w każdym domu jest tak partnerski i sprawiedliwy podział obowiązków, jak w naszym.
Tytuł piękny, ale… Jeśli to facet wyłącznie zarabia na rodzinę to kobieta powinna zająć się domem, dziećmi, wspierać partnera by odniósł sukces zawodowy a wtedy znajdą się pieniądze na nianię czy pomoc domową, i wszystkim będzie lżej. W dużym mieście nie da się pracować 8-16 i zarobić na rodzinę, zwykle haruje się 12h na dobę, i czasem jeszcze w domu coś się kończy. Podstawowa różnica między pracą zawodową a pracą w domu polega na tym, że ta pierwsza jest ceniona i podziwiana a druga przeciwnie. Piszę z perspektywy kobiety, która, i utrzymywała rodzinę, i była na utrzymaniu męża.
Podoba, podoba. Chociaż moj chłop stosuje sie i narzekać nie mogę, ale niestety jest wielu, ktorzy kompletnie nie rozumieją
Zgadzam się w 100%. I nie ma dyskusji z próbującymi dyskutować, że przecież zmęczenie itp itd.
Niestety współcześnie wciąż pokutuje takie właśnie podejście, z żartami typu – „leżę i odpoczywam, bo co jak będę musiał nagle pracować i będę zmęczony?” Ale… 🙂
Przed, i chcę to podkreślić mocno, przed pojawieniem się potomka, dobrze jest podyskutować z przyszłymi tatusiami jak widzą tę swoją nową rolę.
Nie chcę tutaj, odkręcać kota do góry ogonem, ale drogie panie „testujcie” swoich parterów jeszcze przed pojawieniem się potomka.
Jeśli nie potrafi (czyt. nie chce mu się) zaangażować się w kuchni, w domu w jakichkolwiek aktywnościach, to jest duże prawdopodobieństwo, że będzie bardzo „zapracowanym” tatusiem.
Jest takie powiedzenie, że kobieta zdradza męża ze swoim dzieckiem (mąż przestaje istnieć), mężczyzna zdradza żonę z pracą (o czym właśnie jest powyższy artykuł).
Pozdrawiam serdecznie.
Piotr
Tato Na Wyspach blog.
Nie mam dzieci i po przeczytaniu tego tekstu, tym bardziej mieć na razie nie chcę. Mój mężczyzna pomaga mi w domu, ale dopiero jak go pocisnę. Jak ma zły humor to ni cholery, nic nie zrobi. Stara się, ale wciąż to mało, bo to ja odkurzam, myję podłogi (i tu mnie wkurza tym, że w ogóle tego nie szanuje i łazi w butach po całym mieszkaniu jak wychodzi i czegoś zapomni, zamiast je zdjąć i dopiero pójść po daną rzecz), nie włączy prania bo „nie umie”, czasami to pranie powiesi jak się na niego zdenerwuję.
Także póki go nie wychowam nie chcę mieć dzieci… jeśli go w ogóle wychowam. Małe i duże dziecko to zbyt dużo.
—
edit.
żeby nie było, to nie jest wszystko, ale nie mam siły wymieniać więcej,
Spróbuj zrobić test i na miesiąc zrzuć swoje obowiązki na niego. Powiedz, że zawsze Ty robiłaś, to teraz chociaż miesiąc niech on spróbuje. I serio nie tykaj nic! To najważniejsze. Jeśli lubisz porządek, może być Ci ciężko, ale spróbuj.
To może średni przykład, ale podział obowiązków dotyczy wszystkich domowników, więc się podzielę – moja mama też zawsze uważała, że nie jestem w stanie nic zrobić. Ale co ja miałam robić, skoro wszystko zawsze już było zrobione, nim zdążyłam o tym pomyśleć? Żeby nastawić pranie, muszę najpierw odczuć pustki w szafie. Żeby odkurzyć, muszę najpierw zobaczyć kurz na podłodze. A tego nigdy nie było! Może Twój partner też potrzebuje więcej czasu, żeby się ruszyć? Wiem, że nie o to chodzi, by był syf w domu na stałe – ale to tylko tymczasowo. Jak już się ruszy, to łatwiej będzie podzielić obowiązki na przyszłość na nowo w taki sposób, by robił je szybciej. Oczywiście różnie może być, ale może moje doświadczenia okażą się dla Ciebie przydatne 🙂 Moja mama naprawdę była przekonana, że mam dwie lewe ręce, ale jakoś jak się wyprowadziłam, to się okazało, że umiem w domu wszystko zrobić 🙂
I BARDZO DOBRZE, POPIERAM, SAMOTNOŚĆ JEST LEPSZA NIŻ NIESZCZEŚCIE, nie myślimy, że nieszczęśliwa matka to też nieszczęśliwe dziecko?:) JA JESTEM ZA SAMOTNOŚCIĄ I ZAWSZE BĘDĘ, PIES JEST MOIM PRZYJACIELEM, FACET MOŻE BYĆ WROGIEM, ZRESZTĄ BYŁ…
O taaaak! Świetny tekst! Mój mąż też uważa że wszystko mu sie należy bo on pracuje, a że ja nie przespalam od ponad dwóch lat ani jednej nocy to co… Obowiązkowo udostępnie u siebie.
U nas, w partnerskim związku (takie wzorce – obie nasze Mamy to niezależnie babki, żadne z nas nie widziało zasuwającej mamy i odpoczywajacego taty, Rodzice i w pracy, i w domu zasuwali po równo) i tak było w tym względzie sporo do poprawy. Przekonałam się o tym, kiedy, z różnych względów, to ja częściej zaczęłam „wychodzić do pracy” (do szesciorga dzieci zamiast jednego ;)). Zamiana ról bardzo odświeża perspektywę – mój Mąż ma pojęcie o tym, jak wyglądało moje życie przez pierwszy rok i czasem mu się wyrwie, że nie wie, jak dawałam radę, a ja z drugiej strony widzę, że praca to praca, stres i nerwy, nie większe, tylko zupełnie innego rodzaju, i nawet jeśli się o niej marzy, żeby wyjść wreszcie z pieluch, to czasem naprawdę bywa niewesoło. Grunt to nie stracić kontaktu z rzeczywistością tej drugiej osoby – jeśli się go nie ma, bardzo łatwo zlekcewazyc to, co robi…
I bardzo ważne jest to, co piszesz o bezpieczeństwie. Permanentne zmęczenie (lub choroba – bo przecież „mamy nie biorą zwolnienia”) opiekuna jest po prostu niebezpieczne dla Dziecka!
Dokładnie, trudno zrozumieć tą drugą perspektywę gdy się jej nie zna. Wiem jak czuje się człowiek po kilkunastu godzinach intensywnej pracy umysłowej dlatego nie podsuwam pod nos mężowi odkurzacza jak tylko pojawi się w domu. Po prostu jest brudno. Mąż też wie jak trudno ogarniać niemowlaka, bo od 6. tygodnia życia małego zostaje z nim sam w jeden z dni weekendu, i dzięki temu nie pyta co na obiad po przyjściu z pracy. Po prostu jedzenie robi sobie sam.
Ale zarabiasz taką kasę jak on wtedy? Ja bym chętnie się zamienił na np. pół roku, ale żona przynosi jakieś 1/3 tego, co mąż, nie oszukujmy się. Ciekawe jakie by było pierdolenie, że na nic nie starcza.
Jestem freelancerką, więc bywa różnie, ale często zarabiam więcej niż on wtedy. A najlepsze jest to, że dziecko też jest zaopiekowane przynajmniej równie dobrze, jak wtedy, gdy to ja byłam w domu ;).
Z kolei to, na co starcza, a na co nie, to u nas wspólny problem (a nie powód do „pierdolenia”) – Mąż był w kłopocie, ja poszłam do dodatkowej pracy, teraz mnie się coś posypało – Mąż odciążył. Ja tak widzę partnerstwo.
Brawo Ty
Czasy się zmieniają, ludzie również. Dawniej chłop (specjalnie z małej, nie piszę o Twoim ;)) miał pracę czysto fizyczną, przy czym cholernie ciężką. Baba (przepraszam za określenie, ale do wątku mi pasuje) miała za zadanie nakarmić chłopa, zająć się bachorami i „dać” chłopu w łóżku.
Teraz baba ewoluowała do kobiety, której narosło obowiązków i ma możliwość zarobku. Ba! Niejedna z pań zarabia więcej od swojego chłopa, który ewoluował do mężczyzny. Choć u płci męskiej ten proces przebiegł problematycznie i jest jeszcze dużo osobników chłopa.
Także na dzień dzisiejszy nie można już szufladkować wszystkich „menów” razem. Mój ojciec z tego co jest mi wiadome bardzo pomagał matuli, gdy jeszcze na kupę mówiłem papa, później pojawiła się wrzeszcząca siostra. Było im cholernie ciężko, ale oboje mieli równy wkład w zajmowanie się nami. Ja jestem jeszcze młody i o dziecku nie myślę. W razie ewentualnej wpadki wziąłbym odpowiedzialność za siebie i stanął na wysokości zadania. Droga Jaskółko, piszą do Ciebie matki z problematycznymi mężulkami, ale zwróć uwagę, że to jest tylko mały ułamek reszty, która jest zadowolona ze swych mężczyzn. OK, jest jeszcze sporo pań, które siedzą cicho z podkulonym ogonem, ale mimo to uważam, że my faceci zdecydowanie poprawiliśmy swoje funkcje ojcowskie i z czasem powinno być co raz lepiej 🙂
Aś się rozpisałem…
I dobrze, żeś się rozpisał! Fajnie, że już teraz myślisz, co by było gdyby!
Ja tam ze swojego Chłopa jestem zadowolona, choć moja babcia to za głowę się łapała, gdy brał nasze dzieci na spacer – sam! 😀 Najgorsze jest właśnie to – że wcale nie twierdzę, że faceci nie chcą pomagać, nie chcą się włączać, Chcą! Ale często jest to im utrudniane przez takie właśnie gadanie „innych”, że to i tak „dużo”, jakby to, że matki robią to na co dzień było „mało”.
Piszesz, że ułamek… no nie wiem. Patrząc na zachwyty nad tym, że mój potrafi zostać sam z dziećmi, nie wiem, czy ułamek…
Ja widze roznice taka – moj eks malz mi bardzo pomagal, nie przecze. Ale po tym pomaganiu jego odpoczynek polegal na tym ze on musial sie odstresowac, najczesciej na komputerze lub z kolegami w pubie. Moje odstresowanie (w czasie gdy tatus zajmowal sie dziecmi) polegało na sprzataniu, gotowaniu i prasowaniu, bo gdy tylko siadlam na komputer to bylo „Znowu na tym komputerze siedzisz, nic nie robisz tylko grasz”. I takie to rownouprawnienie kurde felek.
Teraz, jak widze jak moja dorosla corka obiadki swojemu chlopakowi gotuje po przyjsciu z pracy, pierze jego gacie, sprzata, podczas gry on wraca pierwszy i sam moglby to zrobic, to az mnie trzepie ze zlosci. Ale ona nie chce sluchac. Mam nadzieje ze na razie.
Niestety to prawda. Nawet jak mamy wspaniałych mężczyzn to przychodzi dzień, że mamy wszystkiego dość, bo pracujemy na etacie, tak samo dojeżdżamy do pracy 40 minut, zawozimy dzieci do lekarza, też robimy zakupy, a potem odrabiamy z dziećmi lekcje, gotujemy obiad na kolejny dzień, pierzemy, sprzątamy … A potem przychodzi weekend, ale nie dla nas 🙂 My nadal mamy obowiązki. Ale po wielu latach takiej pracy na kilka etatów i wielu podobnych rozmów z koleżankami, doszłam do wniosku, że w części same jesteśmy sobie winne. Zgadzam się z Twoim apelem „Mężczyzno ogarnij się, nie jesteś pępkiem świata”, ale dołączę jeszcze jeden „Kobieto ogarnij się, nie musisz być za wszystko odpowiedzialna. Zajmij się sobą, a świat się nie zawali. Twój mężczyzna sobie poradzi :)” I wiem to z autopsji. Pozdrawiam Cie mój kochany mężczyzno 🙂
też się zgodzę! Mam taką ogólną refleksję, że matki dają córkom przykład, że to one wszystko muszą ogarniać, a synów utwierdzają w przekonaniu, że to jest bardzo ok. Tylko możemy z tym walczyć – obie strony, mężczyźni też. Bo wiem, że istnieją tacy, co chcą 🙂
Zgadzam się! Ja też często słyszę od koleżanek, że całą drzemkę dziecka sprzątały, gotowały, nie zdążyły kawy wypić. Ja mam jedną zasadę – drzemka jest czasem dla mnie. Te 2-3 godziny dziennie, kiedy mogę obejrzeć serial, pomalować paznokcie, zjeść i się napić kawy. Mam o tyle dobrze, że moja Mała lubi jak sprzątam i gotuję razem z nią, więc całe 'zajmowanie się domem’ robimy razem w formie zabawy. Dzięki temu i drzemka i później wieczór jest czasem wolnym. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie każde dziecko lubi te wszystkie czynności, pewnie wszystko też inaczej wygląda przy większej liczbie dzieci. Ale tak czy inaczej musimy być trochę egoistkami i brać dla siebie każda wolną chwilę, która się nadarzy. I nie wyręczać naszych partnerów, z tym też spotkałam się u znajomych – umęczona mama, która jednocześnie nie pozwala wziąć na ręce dziecka mężowi, bo przecież coś mu się stanie i ona zrobi lepiej.
Na początku tekst mnie rozbawił, ale po przeczytaniu całości i tego komentarza zachciało mi się…płakać. Nie wiem może to jeszcze hormony. Wydaje mi się, że mamy gdzieś głęboko zaszczepione, że powinnyśmy być perfekcyjnymi paniami domu. Osobiście zajmować się dziećmi, w domu utrzymywać porządek na błysk, zawsze witać męża pysznym obiadem po pracy i jeszcze tryskać urodą i energią. I jeszcze te wyrzuty sumienia, że chcemy zająć się przez chwilę sobą, a nie dzieckiem. Może warto trochę przystopować i pozwolić innym sobie pomóc.
Zdecydowanie przystopować 🙂 Znaleźć czas dla siebie i nie zapominać, że Ty też masz prawo do odpoczynku.
A to fakt, najebane we łbach. Najczęściej po pojebanej mamusi.
Tu jest rozmowa o przypadkach, że kobieta w domu siedzi, a mąż zapierdala, nie mieszaj tematów.
Temat można podsumować jednym zdaniem: „Chciałeś bachora, to się nim teraz zajmuj.”. I już.
Po pierwsze – trzeba dobrze wybrać mężczyznę z którym się spłodzi te dzieci, po drugie – trzeba trochę naginać gałązkę którą mamusia uczyła przez 20-30lat, że to ona podaje obiadek pod nos, zabiera talerzyk, zmywa, prasuje, pierze, skarpetki zbiera z podłogi…
To drugie stwierdzenie o naginaniu podchodzi pod pierwsze 🙂
Uwierz, że to, co uczy mamusia facet sam musi potrafić zweryfikować w swoim życiu.
Przeczytałem ten głos.
Powinnaś użyć słowa „chłopcze” w kilku formach. Bo według mojej definicji po tym właśnie rozróżnia się „mężczyznę” od „chłopca”. Bo mężczyzna bierze na swoje barki efekt świadomego lub mniej dania dupy z konsekwencjami pojawienia się małej istoty. Po robocie czasami padam na pysk, ale wiem, że muszę zająć się starszakiem, czasami zabrać oboje na spacer, żeby żona mogła odpocząć i wiem, że odpoczywa sprzątając mieszkanie, doprowadzając łazienkę do ładu, ale szanuję i kocham ją za to jaka jest i co robi dla mnie i dzieci. Ale uważam, że teraz faceci inaczej podchodzą do wszystkiego. Lepiej i pełniej starają się przeżywać życie z rodziną…
I po drugie – zawsze z tyłu głowy mam myśl, że moi synowie mnie obserwują i się uczą ode mnie, od nas.
Po trzecie – przychodzimy z pracy, zajmujemy się dziećmi. Nie wyrzucajcie nam, że za mało się opiekujemy, że chcemy wyjść z kumplami na piwo raz na 4 miesiące lub do kina na jakiś sensacyjny film. My także wychowujemy dzieci i też uczestniczymy w tym wszystkim i mamy masę rzeczy na głowie, o których nie wiecie, bo do nas należy zorganizowanie wszystkiego tak, żeby Wam niczego nigdy nie brakowało, a to także niezła sztuka jest…
Masz rację – coraz więcej facetów się stara, mój też, nie ma wyjścia, jeśli chce ze mną być 🙂 Zresztą sam widzi, jak się zmienia jego kontakt z synem, kiedy musi wyjechać z domu na kilka tygodni czy miesiąc. I wie, że musi pracować nad tym. Natomiast piszą do mnie dziewczyny, które uważają, mają wpojone, że starać musi się tylko kobieta. Tylko ona ma dbać o rodzinę, na jej barkach ma spoczywać ciężar i to ona ma pchać ten wózek. To straszne, że tak można komuś mózg wyprać.
Do „po drugie” – bardzo dobra uwaga.
Do „po trzecie” – jestem za podziałem obowiązków i to stosuję, jeśli ja wyjechałam gdzieś tam na dzień, ty też wyjedź na cały dzień z kolegą, gdzie tam chcesz. Na razie się sprawdza, tylko ja na jeszcze nie mam kiedy swoich dni wykorzystać, bo pracuję 🙂
Ale co masz na myśli, pisząc „inne rzeczy, o których nie wiecie”, jakie rzeczy? Kochanki? Bo, jeśli chodzi o opłaty, sprawy administracyjne, umowy, rachunki, pilnowanie terminów i wszystkie sprawy domowe, to większość dziewczyn, które do mnie pisały, sama to robi, gdyż „siedzi w domu i ma czas”, a mamusie wprost mówią, że „on nie ma do tego głowy”.
W „po trzecie” mam na myśli ogarnianie tematu, żeby nigdy na karcie nie brakło kasy. To przy dzisiejszych wydatkach, pracy jednej osoby kolosalne obciążenie dla faceta. Ja zostałem tak wychowany, że to ja mam o to dbać. Moja żona wychowuje dwójkę dzieci i nie zastanawia się czy jej w sklepie karty nie odrzuci. Rachunki – to także moja broszka, ale to pewnie wynika z wykształcenia / analityk ekonomiczny / 🙂 Fakt, czasem zapominam coś zapłacić, ale prądu jeszcze nie odcięli.
Odnośnie kobiet z „takich domów”. Napiszę jedno – przeważnie te, które najbardziej krzyczą przed ślubem dobrze widziały, co sobie wybrały, że dwie lewe ręce, że najlepiej z boku wszystkiego być, a one od samego początku się starały, bo w garniturze, bo pracuje, kasa na koncie jest… a po ślubie mają pretensje do całego świata… Przepraszam za brutalność, ale uwierzcie – my faceci nie zmienimy się dla kobiety. Bierzecie nas takimi jakimi jesteśmy od początku i sorry, ale jak chodziłem na wódkę codziennie to po ślubie nie przestanę chodzić.
Wybaczcie, ale tak to jest zbudowane. Tacy jesteśmy. Amen.
hahahah, wybacz, strzelę prywatą, gdybym pozwoliła mojemu ogarniać naszą kasę, to byśmy nie mieli ani złotówki, wydałby wszystko przez dwa dni 🙂
I nie zabierając nic tobie – wiem, że są faceci, co potrafią wszystko to ogarnąć i nie obciążają innych, i to jest super, ale też wiem, że duża rzesza kobiet po prostu sama dba „żeby starczyło”.
Ja do życia potrzebuję kupić rano 3 bułki do pracy, wziąć kawałek sera, jakąś wędlinę 🙂 Kosztuje to budżet rodzinny średnio 5 złotych w dni robocze 🙂
A co do wydawania – wydawać trzeba, bo wszystko kosztuje niestety. Kwestia, żeby to robić mądrze 🙂
Czyli dla Ciebie ser i wedlina nic nie kosztuje, a po pracy nie jadasz nic i nie wypijasz nawet herbaty. Zagotowanie wody w czajniku tez kosztuje jakbys nie wiedzial, czajnik tez trzeba kupic i kubek jakis na te hrbate, a potem ten kubek umyc, do tego jest potrzebna woda i plyn do mycia naczyn, jakas scierka czy gabka, to wszystko kosztuje. Kapiesz sie tez pewnie w 45 stopniach przez pol godziny. Wiec jezeli uwazasz ze zuzywasz 5 zlotych dziennie to sie troszke mylisz. Odkad rozeszlam sie z moim eks malzonkiem, mam znacznie wiecej kasy na koniec miesiaca niz kiedy mielismy dwie wyplaty, a on zarabial znacznie wiecej od mnie. Widze o ile mniej wydaje w sklepie a nie zaluje sobie i nie kupuje najtanszych rzeczy. Facet przezera dwie trzecie domowego budzetu. Taka prawda.
Zatkało mnie 🙂 Dokładnie wiem ile wydaję, ile co kosztuje i na co idzie kasa. Proszę czytać ze zrozumieniem – ja wydaję około 5 złotych dziennie na swoje rzeczy – tylko moje, czyli jedzenie do pracy. Wiem co jem w domu, wiem ile kosztuje woda i wiem też, że potrzebuję 3 minut, żeby wziąć wydajmy prysznic.
Wybacz Iwono, ale określenie „pewnie” już świadczyło, że masz uprzedzenia do mężczyzn, a cała Twoja wypowiedź kwituje się w stwierdzeniu „odkąd rozeszłam się”… Cieszę się, że teraz masz więcej, że możesz dysponować swoimi pieniędzmi, ale trochę za daleko poleciałaś w swoich dywagacjach o mężczyznach i „przeżeraniu” budżetu. Taka prawda!
Ech, chlop… Pochlaniacie duzo wiecej i taka jest prawda. Jezeli Ty potrzebujesz 3 bulki dziennie to Twoja zona 1 i to jest Twoje trzy czwarte. No ale Twoja zona je „w domu” to sie nie liczy. Jestem matka dwudziestolatka i tez wiem ile taki pochlaniacz wciaga. A moje „uprzedzenia” do mezczyzn sa wynikiem swiadomosci niesprawiedliwosci spolecznej i jawnemu ich przyklaskiwaniu przez mezczyzn wlasnie – czytaj: Twoje ogarnianie tematu. Wiekszosc matek pracuje zawodowo, a pieniadze ida do wspolnego kosza. Z ktorego wiekszosc kasy, po zaspokojeniu potrzeb dzieci, idzie na JEGO potrzeby. Bo ON zarabia to ON wymaga. Nie da sie rowno podzielic obowiazkow domowych, ale mozna chociaz sprobowac zrobic to sprawiedliwie.
OMG serio ? Musiałaś mieć jakiegoś mega pecha, bo ja zauważam raczej odwrotną tendencję u siebie czy wśród znajomych 😉 Jedzeniowo może trochę więcej idzie na faceta niż kobietę, no ale prawda jest taka ze jednak są więksi i mają większe zapotrzebowanie energetyczne. Ale poza tym to kobiety dłużej się kąpią raczej :p i kupują małe dość drogie rzeczy zwane kosmetykami wszelkiej maści. nie mówiąc o ciuchach, torebkach i butach 🙂 serio. znam chyba jedną parę co do której mogłabym stwierdzić że facet kosztuje więcej 😉
Grunt to szacunek. Wzajemny. I rozmowa o tym co nas boli. Do zrobienia w domu jest to, to i to i trzeba się jakoś dzielić. Jak jedno nie wypełnia, to drugie musi zwrócić uwagę a to pierwsze nie odburkiwać tylko zrobić. Na tym polega wzajemny szacunek w pchaniu wózka zwanym życiem. miedzy innymi oczywiście :p
Jak „siedziałam” w domu dziećmi przez pierwsze parę miesięcy życia drugiego dziecioka, to nie wyliczałam „halo, wróciłeś z roboty, to oboje mamy za sobą 9 godzin pracy a teraz po równo zapieprzamy w domu”… czasem mam ja lżejszy dzień „w domu” a czasem on „w pracy”. Jak miałam lżejszy dzień to nie udawałam ze było ciężko i byłam gotowa zrobić więcej „po godzinach”, jak miałam gorszy to pierdolnęłam wszystko w cholerę jak tylko wracał z roboty i szłam spać/czytać/wyjść przed dom i podstawą było dla mnie to, że nie muszę o to prosić.. pytać, czy nie ma z tym problemu – tak – ale nie prosić, jakby mogło mi się nie należeć.
O, dokładnie. Poza tym facet nie ma takiej roboty, że może z ryjem niewyspanym np. zamknąć oczy trzymając klawiaturę komputera przy piersi. To jest robota z odpowiadaniem twarzą, działaniem, że patrzą ludzie, itd.
Dłużej się kąpią… ja biorę żołnierskie prysznice po 3 minuty, Boże nie chcę Cię spotkać, bo zwymiotuję
Kurwa, to my, chłopy, obetniemy kasę domową o 60 procent. BY BYŁO KURWA ZĘBY W ŚCIANĘ, bo 80% budżetu po rachunkach idzie na pomysły kobiety, głównie związane z wychowywaniem dziecka.
Szkoda mi Ciebie, ale jesteś głupi…. szkoda, że Twoja mama się zdecydowała na urodzenia, aborcja byłaby w tym przypadku lepszym rozwiązaniem… takie nieudane wybryki nie powinny istnieć
Ale pierdolenie, boszzz…
Ja bym jeszcze dodała, że jest cała rzesza kobiet, które dbają by starczyło, łatają ten budżet dorabiając w domu albo pracując na etacie czy w jeszcze innej formie. Te nie dość, że znają smak tych 'innych’ zmartwień to często to są zwyczajnie och codzienne zmartwienia.
Juz nie wspominając o sytuacji gdy to jej, a nie jego, zarobki stanowią gro budżetu domowego. Co nie jest tak rzadką sytuacją jak się wydaje.
No to ciekawe kto przynosi kasę, ale chyba nie ty?
chyba ja.
Brawo Ty również : )
Współczuję Ci troszkę bo to musi być męczące , mój mąż ogarnia wszystkie rachunki sam choć z racji że też pracuje ale tylko na pół etatu chciałam przejąć połowę rachunków , nie zgodził sie…co do dziecka i domu u nas panuje schemat partnerski i podział obowiązków .
Kocham mojego faceta 🙂 p.s.nie chodzi o to co mowia inne mam na mysli starsze madrzejsze hmmm wydawaloby sie ale o to ze madry facet nigdy nie bedzie potrzebowal uzalania nad nim ze strony mamy babci itp, itd.jest mezczyzną,ojcem,swiadomym czlowiekiem a mali chlopcy to juz zupelnie inna kategoria szkoda ze czasem metryka mowi co innego …co ? Narzekac albo zmienic!
Super wpis i mimo że mój mąż mi pomaga troszeczkę to widzę w oczach ludzi do okoła że jest dokładnie tek jak mówisz, że co ja jeszcze tego chłopa męczę zabawą z dziecmi jak on powinien teraz przy piwku mecz oglądać i odpoczywać bo przecież robi na mnie. Taki tekst powinnien przeczytać każdy powinny być wieszane na bilbordach !!!1
Ojej, mój biedny synek, jaki on nieszczęśliwy musi być [w domyśle: z tobą głupia pipo] 😀
Kiedyś słuchałam jakiejś audycji radiowej (kurczę… co to było za radio… chyba jakieś religijne w stylu radia Józef :P) o długich związkach, jak udało im się przetrwać okres po urodzeniu dzieci – jak się dzielili obowiązkami, jak to przeżywali, czy się kłócili, czy uprawiali seks itp. I dzwonili różni ludzie i opowiadali. Zapadła mi w pamięci pani, która mówiła, że jej mąż, jak wracał z pracy koło 16-17, to ją wyganiał z domu. Mówił, żeby nie wracała przed 19. Sam się wtedy zajmował dzieckiem, a ona miała ochłonąć, spotkać się z koleżankami, pójść na zakupy, cokolwiek, żeby tylko oderwać się od opieki nad dzieckiem. I wieczorem wracała, kąpali malucha, kładli spać, w nocy ona wstawała, rano on do pracy i tak codziennie. I mówiła, że wtedy trochę ją to nawet denerwowało, że ją tak wypycha do ludzi, ale że tak po latach ocenia (bo dzieci już dorosłe), że to była genialna strategia męża; że dzięki temu nie miała kiedy wejść w wir zmieniania pieluch i zapomnieć o tym, że jest też kobietą. Musiała o siebie dbać i to bardzo dobrze im obojgu zrobiło. Pan z radia pytał, skąd mąż miał siły, by po pracy jeszcze dzieckiem się zajmować, a ona na to, że przecież mąż nie pracował w przedszkolu, w związku z czym zabawa z dzieckiem była dla niego nie dalszą pracą, ale relaksem – możliwością zapomnienia o tym, co robił wcześniej, oderwania się od tego, nad czym myślał pół dnia.
Bardzo mi te słowa zapadły w pamięci!
Z założenia się zgadzam. W szczegółach już mniej. Ale może brak odpowiedniego doświadczenia nie pozwala uwierzyć że rzeczywiście tak wygląda sytuacja w wielu, zbyt wielu domach. Chyba szczęśliwie nie muszę pokazywać tego tekstu swojemu mężowi.
Spotykam się z opisami takich sytuacji na forum matek i wiem, że mój mąż jest aniołem. Po powrocie z pracy pełen podział zadań przy kąpieli i usypianiu, w nocy ja wstaję do Małego (karmię, pobudki niestety częste :/), on do Starszej (teraz już rzadko), obiady je w pracy, w domu posiłki robi sobie sam, a często i mnie, wykazuje pełne zrozumienie dla mojego zmęczenia, raj. Moi (tak, moi) rodzice załamują ręce, jaki mój mąż jest biedny, zaharowany (praca umysłowa, 15 min. spacerem od domu, nie że rowy kopie w sąsiednim mieście) – on już długo tak nie pociągnie. Mama mojego męża nie może pojąć, czemu nie może do niej wpadać po pracy, bo jak to – nie ma czasu? Jak ja się skarżę na niewyspanie i zmęczenie byciem w ciągłej gotowości 24/dobę, 7 dni w tygodniu, to słyszę od nich, że no tak, tak, matki tak mają…
Jakbym moją mamę słyszała: „no przecież matką jesteś, matki tak mają”, „podaj czasami mężowi herbatę” to jak widzi że sobie sam robi. Wkurza mnie to jak nie wiem, bo traktuje go jak inwalide. Ale ona tak została wytresowana przez mojego ojca, jak tylko usłyszała dzwonek do drzwi to w podskokach biegła z obiadem do stołu, z widelcem, kawką czy każdą pierdołą. Ojciec tylko leżał po pracy, rano jak szedł do samochodu to nawet śmieci nie wyrzucił bo przecież on pracuje. Dlatego ja takiego męża nie mam, bo tyle się napatrzyłam, że powiedziałam nigdy w życiu:)
Świetny wpis, zaraz go chyba udostępnię. Pokaże też mamie, bo zawsze mówi, jak to mój mąż mi „dużo pomaga” w opiece nad naszymi dziećmi i we wspólnym domu.
Brawo, brawo , brawo! Dla Ciebie Jaskółko, że tak pięknie ubrałaś to w słowa. To święta prawda, najczystsza prawda.