Dochodzi północ. Impreza się rozkręca. W blasku święcącej kuli i wśród dźwięków ze sporego głośnika wystawionego na pomost bawi się cała impreza. Ognisko płonie. Wino się leje Wszyscy dobrze się bawią. W zacumowanej niedaleko żaglówce śpi rodzina, w następnych dwóch siedzi dopiero co przybyłe towarzystwo.
Siedziałam tyłem, więc nie zauważyłam tego, co zaczęło się dziać. One zdjęły koszulki, oni spodenki. Dopiero plusk wody skłonił mnie do odwrócenia głowy.
Ludzie skakali do wody, a jedna żaglówka dryfowała pomiędzy pomostami.
– Wypływamy! Wypływamy! – krzyczeli mieszkańcy!
– Woda jest strasznie zimna – krzyczały dziewczyny w wodzie.
– Co wy robicie? Co tu się dzieje? – pytam się, trzeźwiejąc od lampki wina w jednym momencie [niektórzy są czasem na rauszu od samej radosnej atmosfery].
– Wszystko w porządku! Wy się bawicie, a my się chcemy wyspać, więc wypływamy!
– O północy?
– A o której? Prawdziwy żeglarz to wiadomo po czym nawet popłynie!
Żaglówka utknęła na płytszej wodzie, więc majtkowie również zakosztowali orzeźwiającej rześkości wrześniowych Bełdan. Na nic to. Nie wypchną łódki. Na drodze do wyjścia stoi im żaglówka ze śpiącą w środku rodziną.
Najwyższy i najbardziej patykowaty ze wszystkich mężczyzna, postanawia wziąć sprawy we własne ręce. Rozkazuje kolegom odczepiać wadzącą łódkę, a sam ładuje się jej pokład i uprzejmie wali w suw klapę.
Ze środka wychyla się zaspany mężczyzna. Minę ma nieco bardziej niż wściekłą, nieco bardziej niż stojąca za nim w koszuli nocnej żona. Zresztą, ciekawa jestem, jakie wy byście mieli nastroje, gdyby przez cały wieczór banda niewydarzonych trzy i czterdziestolatków pałętała wam się po okolicy, tańcząc, śpiewając, kąpiąc się na nago w jeziorze, puszczając co chwila coraz głośniejszą muzykę i nawołując się wrzaskami.
– Przepraszam, czy mogę pana przeparkować? – pyta się długi mężczyzna – My wychodzimy z tej imprezy i stoi pan nam na drodze. Proszę się nie krępować, my tylko przestawimy waszą łajbę bardziej na lewo, żebyśmy mogli sobie stąd wyjść! Proszę iść spać, my się wszystkim zajmiemy!
Co byście zrobili, gdybyście siedzieli w samochodzie, a banda rozwrzeszczanych ludzi zaproponowała wam, że przeniesie wam samochód trochę bardziej na lewo, żeby mogli sobie przejść? Zdumienie? Szok? Przerażanie?
Nie wiem, co byście robili wy, widziałam natomiast reakcję żeglarza. Popatrzył się na długiego mężczyznę nieprzytomnym wzrokiem, ogarnął spojrzeniem zdemolowanych zabawą ludzi i powiedział:
– Chwileczkę! Tylko podniosę miecz! Będzie wam prościej!
– Kochanie, zły fał ciągniesz! Ten drugi – doradziła zaspana żona.
I poszli spać.
Żaglówki wypłynęły. Z oddali dolatywał nas jeszcze gromki śpiew oddalającej się załogi. „Żegluj, żegluj!”. Ludzie powoli zaczęli wychodzić z wody. Rodzina smacznie spała w przestawionej łajbie. Ognisko powoli zaczęło dogasać.
– Nie kąpiecie się już?- spytałam się koleżanki.
– E, ja się kąpię tylko przy Led Zeppelin – odpowiedziała.
Faktycznie. Z głośnika leciały już „Kasztany”.
***
Na specjalne życzenie czytelniczki, która dziś miała okazję oglądać Kosmyka na żywo i zachwyciła się jednym elementem jego stroju, wspomnę jeszcze o bucikach, w których młody od jakiegoś czasu szaleje. Marka Coqui jest nowa na naszym rynku, ale mają ciekawy wybór butów, szczególnie chodaków i kaloszy [chociaż przymierzam się i na buty zimowe :)]. W każdym razie są świetną alternatywą dla popularnych Crocsów i mają coś lepszego… wyjmowaną wkładkę, która momentalnie zmienia buty w obuwie idealne do wody.
Buciki można kupić tutaj. Nie mają zbyt wygórowanej ceny, co jest ich dodatkowym atutem. Co prawda poszalałam i zamówiłam buty z delikatnym zapasem [nie wiedziałam, że jeszcze będzie tak słonecznie i ciepło:)], ale mojemu synowi nie robi to żadnej różnicy, sam je zakłada [właśnie na tych klapkach wreszcie się nauczył samodzielnie zakładać buty] i biegnie… biegnie… biegnie…
Dopóki ja go nie złapię 🙂
No, przyznajcie się rodzice, kiedy ostatnio byliście na porządnej nocnej imprezie? I jak potem wrócić do rzeczywistości, kiedy nieprzytomni z niewyspania, stajecie rano przed okrutnym malcem, który chce jajecznicę, placuszki, spacer i mnóstwo zabawy, najlepiej natychmiast? 😀
Na takiej imprezie byłam rok temu…oj wstyd!
oj już dawno nie szaleliśmy 🙂 …. ostatni raz na sylwestra ale też nie do końca bo już maluszek był na świecie 😀
Musze to napisać- cudny masz kolor rajstop!!!
Dobierane specjalnie pod kolor łódki 🙂
Jak Tymon miał 2,5 miesiąca poszliśmy na Sylwestra zostawiając go z dziadkami. Odkąd jednak mamy dwóch Zbójów czas imprez się skończył. Może jak Mieszko podrośnie (ma teraz pięć miesięcy) jeszcze do tego wrócimy, chociaż na ten moment jakoś ochoty brak… Pozdrowienia M.
szaleństwo do rana hmm… ostatnio rok temu na weselu siostry męża :p czasami trzeba się wyszaleć nawet dorośli fotrzebują luzacko
Oczywiście!
Mnie się jeszcze czasem zdarza zaszaleć do białego rana ale bardzo rzadko . Musze być wtedy pewna ze na drugi dzien moim dzieckiem bedzie mial sie kto zająć 🙂
Właśnie to! Żeby miał kto zastąpić na drugi dzień, to wtedy można balować 😀
Ha, poszłamostatnio na urodziny. Piłam grzecznie cydr. Wróciłam prawie jak kopciuszek, dziesięć minut po północy. Od samego rana, czyli od 6.30 ( i tak późno, mogło być gorzej) modliłam się by Bestia padła na popołudniową drzemkę. Gdy padła, przyszli pod blok panowie z kosiarkami. Modliłam się do wieczora. O 22 padłam razem z Bestią. Pomimo, było warto.
Oj było 🙂
Nie mam dziecie wiec jak juz sa nocne imprezy to nie ma mowy o ciezkich porankach z takim malcrem 🙂