Matki mają marzenia. Mają ambicje. Mają co do swoich dzieci plany i oczekiwania. Jednym z pierwszych pytań, jakie mi zadano po porodzie było nieśmiertelne „Jak myślisz, kim będzie, gdy dorośnie?” A kiedy odpowiedziałam, że dla mnie ważne, żeby był zadowolony, usłyszałam „nie marzysz o żadnym zawodzie dla niego?”. I jak się później okazało, mój brak ambicji wobec własnego dziecka nie jest godny pochwały.
Szambiarkę, która pozwala nam aktywnie korzystać z prysznica i dobrodziejstw cywilizacji, zamawiamy średnio raz na dwa, trzy tygodnie. Czasem rzadziej, jeśli jest poza sezonem. Ale zamawiamy i ta szambiarka zawsze była niesamowitą atrakcją dla Kosmyka. Wiecie – ogromny samochód, beczka, rura, poważnej postury pan, otwarta klapa do wielkiego zbiornika i te wszystkie sprawy powodowały, że każde opróżnianie szamba musiało się odbyć przy pełnej asyście mojego synka. A pewnego dnia, kiedy szambiarka kończyła swoją robotę, Kosmyk oznajmił panu szambiarzowi, stojącej nieopodal pani i wszystkim, którzy tylko mogli go usłyszeć, że on kocha szambiarkę i kiedyś też będzie taką jeździł.
Zadowolona, że jakieś plany co do przyszłości ma, kiwnęłam głową i powiedziałam, że chętnie mu w tym pomogę. Czemu nie?
– Naprawdę nie przeszkadzałoby pani, gdyby syn został szambiarzem? – spytała się stojąca obok mama.
– Nie – odpowiedziałam – zawód jak zawód. Zresztą on już chciał być budowlańcem, listonoszem, sklepikarzem, pomywaczem, więc pewnie mu się jeszcze z trzy razy zmieni. Przecież to jeszcze dziecko!
– No wie pani, dziecko, ale jakieś ambicje trzeba mu od najmłodszych lat wpajać. Żeby miał perspektywę. Pani mu wmówi, że dobrze, jak będzie wykonywał prymitywny zawód i on nigdy nie będzie miał wyższych aspiracji. Dziecko trzeba namawiać, żeby bawił się jakieś takie zawody społecznie bardziej cenione. Pani nie ma żadnych marzeń co do jego przyszłości?
Zanim odpowiedziałam, przypomniałam sobie w myślach te wszystkie koleżanki, które rodzice wozili po lekcjach na trzydzieści różnych zajęć dodatkowych, żeby dziewczyny miały start w życiu. Te wszystkie stojące pod tablicą mumy, które zamiast myśleć zakuwały całe strony książek, żeby przypadkiem średnia nie spadła o pół punktu. Przypomniałam sobie zajęcia na studiach i tępe miny, gdy wracaliśmy do czegoś, co było w liceum. Nie zapomnę słów znajomej „ale przecież to już wykute, wyplute i zapomniane”. Ale ja nie zapomnę. Szczególnie pełnych gorzkiego żalu słów matki, która, patrząc się na wykonującego podrzędny zawód syna, powiedziała: „A marzyłam, żebyś był prawnikiem… a ty po prostu jesteś kurierem”.
Wszystko to ułożyłam sobie w głowie, spojrzałam z uśmiechem na matkę chłopca w takim samym wieku jak mój synek, ładującą dwulatkowi ambitne marzenia na przyszłość i z pełną powagą odpowiedziałam:
– To nie są moje marzenia. I nie do końca moja przyszłość.
Szambiarka odjechała. Zostały po niej ślady kół i czyste szambo.
– Mamo?
– Tak?
– A mogę być rąbaczem drzew?
– Jeśli będziesz chciał, to oczywiście, że tak.
– Mamo! Przecież ja jeszcze nie umiem trzymać siekiery, głuptasku!
Ach. No tak 🙂
Tytuł tekstu: piosenka Formacji Nieżywych Schabuff
Moi czytelnicy, spytani na fejsie, jak myślą, kim będą ich dzieci w przyszłości, jednogłośnie odpowiedzieli, że grunt by były szczęśliwe. Taka odpowiedź mnie zadowala, ale jestem ciekawa – może ktoś ma inne zdanie i powinniśmy projektować przyszłość naszych dzieci na wielu płaszczyznach, opierając swoje marzenia właśnie o te ambitne, świetnie płatne i przynoszące ogromny prestiż?
Pytanie, co z ewentualnym rozczarowaniem, jeśli doskonale przygotowane do pełnienia najambitniejszych funkcji świata dziecko, pójdzie własną, zupełnie inną drogą, również pozostawiam otwarte.
Jeśli uważasz, że temat jest ważny lub pomocny, daj znać o tekście swoim znajomym – kliknij „Lubię to” albo zwyczajnie udostępnij. Będzie mi miło w ten zasmarkany wieczór, gdy głowa boli, a gardło ledwo zipie 🙂
Mój syn jest od małego uczony, że będzie pracował "u siebie ",a nie na etacie. Uczę go myślenia, kreatywności, odwagi w podejmowaniu decyzji. Może mieć warsztat garncarski,ale ważne, by był szefem dla siebie -umiał myśleć i nie bał się ryzyka.
Mnie tylko zastanawia fakt, że wszystkie jak jeden mąż (kurczę, chyba raczej żona) zapewniamy, że pozwolimy dzieciom być kim chcą, ale jak przyjdzie co do czego to i tak wpadniemy razem z dziećmi w tą paskudną rywalizację, która panuje w szkołach. By być najlepszym, pójść na najlepsze studia, będziemy dzieciakom przesadnie pomagać w lekcjach, wypychać na tańce, karate i inne chińskie, by pokazać
Zgadzam się z tobą, re wszystkie srutututu -"chcę, by bylo szczęśliwe",a potem "znowu mierny z polaka??!!!!". Błagam Was,to się nazywa HIPOKRYZJA
Nie mam co prawda jeszcze dzici ale dla mnie bedzie wazne zeby dziecko bylo szczesliwe:) i robiło w zyciu to co lubi 🙂
Oboje z mężem jesteśmy prawnikami i jedno jest pewne – nie chcemy żeby nasi chłopcy poszli w te same ślady. Dlaczego? Bo zawód trudny, nudny i wymagający… Mówimy, że będą robić to, na co będą mieli ochotę. Jednak czasami się zastanawiam, czy faktycznie będę w stanie bezdyskusyjnie zaakceptować ich wybory. A co jeżeli nie będą chcieli się uczyć? A co jeżeli postanowią wybrać profesję, która nie
Jako dziecko wiecznie kopane do przodu, wiecznie patrzące na niezadowolone miny otoczenia, zmuszona do zrobienia szkoły, której wcale nie chciałam (LO językowe zamiast technikum gastronomicznego), ze zmarnowanymi trzema latami, bez zawodu, za to chętnie do dziś przesiadujące w kuchni… cóż…<br /><br />Niech robią to, co sprawi im radość.<br /><br />Mam nadzieję, że to samo będę w stanie mówić,
dokładnie, bardzo często jak dzieci są małe to każdy mówi, żeby niech robiły to co lubią a potem jak się okazuje, że jako nastolatki nie radzą sobie w szkole najlepiej i powinny się udać do technikum i zawodówek zamiast liceum i nie koniecznie należy zmuszać je by poszły na studia, to już rodzicie przestają być tacy tolerancyjni…<br /><br />Marta
Jak widzę co dzieje się w klasie mojej córki, która przecież jest tylko o te 3-4 wiosny od Kosmyka starsza mam ochotę postawić Ci flaszkę, a że nie pijesz, to nie wiem.. jabłko dla królików :)<br />To smutne, że już takim małym dzieciom układamy przyszłość własnymi puzlami. Wciąż powtarzam, że jest różnica między dawaniem szansy na ambitny rozwój a pędem ku rozwoju, kiedy ten co ma się rozwijać,
Wydaje mi się, że jedną z gorszych rzeczy jest przelewanie własnych nie spełnionych marzeń czy ambicji na własne dzieci. Ja na przykład marzyłam o lataniu, ale moje życie potoczyło się tak a nie inaczej i pilotem nie jestem. Choć zamiast przelewać moje niespełnione ambicje na dziecko, postanowiłam dalej inwestować w siebie i rozwijać tak, żeby zdążyć spełnić swoje pasje, dlatego ciagle w planach
Uważam, że nie należy dziecku wciskać na siłę swoich marzeń i dążyć do tego,żeby ono osiągnęło, to, czego nam się nie udało, bo wtedy ono będzie tylko nieszczęśliwe. Najważniejsze,żeby to nasza pociecha sama sobie znalazła pomysł na życie, a my jako rodzice możemy wspierać w jego realizacji 🙂
Najważniejsze,żeby dziecko było zadowolone ze swojej pracy i robiło to co lubi,a my rodzice powinniśmy wspierać dziecko w każdym wyborze 🙂 Od tego jesteśmy,a nie od narzucania własnych marzeń 🙂
A widziałaś kiedyś szczęśliwego szambiarza? Ludzie budują dzieciom scenariusze bo nie wyobrażają sobie, że można być szczęśliwym pracując w mało prestiżowym zawodzie. Tak naprawdę większość pragnie by ich dzieci były szczęśliwe tylko to szczęście różnie pojmują.
A ja jestem żoną takiego faceta, który pracuje zgodnie ze swoją pasją. Naprawdę rzadko można za to utrzymać rodzinę i zapewnić spokojny byt. Dla niego najważniejsze jest, żeby się spełniać zawodowo, a że pracuje za darmo – to już schodzi na dalszy plan.<br />Uważam, ze trzeba szczęścia w życiu szukać poza pracą. Zarobić na to, żeby rodzina była bezpieczna i nakarmiona. To też jest szczęście.
No właśnie…. Mam osiemnastolatka. Motywuję do ukończenia liceum, które sam wybrał…. Ciężko. Nie mam planów co do niego, fajnie, gdyby robił to co lubi…. Ale trzeba jeszcze jakoś żyć. Przerobiłam już to, że łatwo jest mówić o marzeniach, mieć swoje wartości, itp. gdy mąż mi byt zapewni….. Z moich marzeń pewnie trudno byłoby utrzymać rodzinę i dzieci wychować;) Doszłam po 20 latach pracy,
Ala jest w tej chwili na etapie "Jak będę…". Z moich obserwacji wynika, że będzie buddystką, bo wcieleń będzie mieć mnóstwo 😀 "mamo, a jak będę mewą to też będę pływać w morzu i będziesz mi rzucać chlebek!", "Jak będę małym dzidziusiem, to…", "Jak będę drzewem to mnie nie dosięgniesz!", itd… Zawód wybiera w zależności od aktualnie poznanej osoby 🙂 A
nie mam planów co do przyszłości moich dzieci- chcę aby byli szczęśliwi, aby robili to co sprawia im frajdę, ale żeby też nie liczyli grosza od pierwszego do pierwszego. Nie wiem jaki zawód im to zapewni bo wszystko się zmienia więc w tym sensie nie projektuję im przyszłości. Ale skłamałabym gdybym powiedziała że całkiem ich los był mi obojętny. Już w ciąży marzyłam o tym aby moje dzieci
Myślę tak, jak Ty. Nawet powtarzam Mateuszowi, że po gimnazjum sam wybierze czy chce iść do liceum, technikum czy raczej do zawodówki. To tylko i wyłącznie jego życie i jego marzenia – ja mogę go tylko wspierać, a nie narzucać mu swoje chore ambicje. I chyba udaje mi się do tego przekonać młodego, bo gdy kiedyś moja ciocia zakręciła nosem na to, że eM chce zostać sklepikarzem, bo to mało
To co się robi trzeba lubić, bo bez tego nie ma sensu 🙂 Trza być szczęśliwym w życiu i już 🙂 My z mężem robimy to co zawsze chcieliśmy, a z Olina śmiejemy się, ze będzie miał ekogospodarstwo rolne :):):) Bo traktorów w domu mamy chyba ze 30, a największą nagrodą jest jechać do wujka pooglądać maszyny rolnicze :):):)
Bardzo mądry tekst!
My jesteśmy na etapie-jak będę taka duża jak mama to pójdę do pracy. Zabieram ją czasem do szkoły i chyba jej się spodobało,tzn.na lekcjach nigdy nie była,ale budynek i cała oprawa są jej znane. I wiesz,masz rację,niech będzie kim chce,ale może niekoniecznie nauczycielką…
U mnie było odwrotnie. Ja miałam swoje marzenia, a rodzice uważali, że nie dam sobie rady. Mylili się.
Lepiej być najlepszym szambiarzem niż najsłabszym prawnikiem. <br />I lepiej być słabo zarabiającym artystą kochającym swoją pracę niż dobrze zarabiającym księgowym, który przeklina każdy dzień w biurze. <br />A dzieci i tak zrobią po swojemu 🙂 Tak jak my!<br /><br />A swoją drogą, prawnicy są jacyś tacy przereklamowani… 😛
Ej faktycznie, też ostatnio zauważyłam, że zawód bardziej ceniony niż na przykład lekarze 🙂
Kiedyś oglądałam jakiś program o śmieciarzach. I tam jeden pan się wypowiadał, że jedynie dzieci obdarzają ich zawód podziwem i szacunkiem. No w końcu jak ktoś jeździ takim wielkim autem, trzeba go szanować, nie? 😉 Nasz Klusek też podziwia wszystkie napotkane śmieciarki. Szambiarki chyba jeszcze nie widział 🙂
ja ostatnio utknęłam u siebie na ulicy bo jest wąska i jednokierunkowa. Przede mną jechała śmieciarka i zgarniała kosze. Zanim dojechaliśmy do mojej kamienicy do zaliczyliśmy z 6 postoi. Chłopcy zachwyceni a ja klnąca pod nosem 🙂
Potrzebowałam tego posta , bo się ostatnio pogubiłam w układaniu przyszłości mojemu dziesięciolatkowi…<br />Też uważam, że najlepszy jest złoty środek….no i słuchanie swego dziecka….zdecydowanie jestem za tym ,aby to dziecko decydowało, na jakie zajęcia pozalekcyjne chce chodzić…no i niech dogania SWOJE marzenia…<br />pozdrawiam<br />Ewelina z Olsztyna
🙂
Ja mam jedna odpowiedź co do przyszłości mojej córki. Cokolwiek wybierze i wogóle jakąkolwiek decyzję podejmie będę ją wspierać i zachęcać do działania:)
Jestem zdania, ze my – rodzice jesteśmy od tego, by stwarzać okoliczności do poznania. Dziecko potrzebuje różnorodnych bodźców. Potrzebuje obserwować/doświadczać. Ze mną zobaczy zawód pilota/ szambiarza/ listonosza albo tancerza baletowego. Wybierze juz sam kim chciałby byc 😉
Magdo, zdecydowanie się z Tobą zgadzam. <br />Dziecko uczy się od nas. To my pokazujemy mu świat. A on już sam wybierze co dla niego dobre :)<br />Mam taką nadzieję :)<br />
A może coś pośrodku? Nie mówić: "będziesz prawnikiem/lekarzem/architektem", nie zmuszać do dziesiątek zajęć dodatkowych, nie wymagać samych piątek w szkole, nie pokazywać, że zawód szambiarza, kuriera, kelnera jest "be, niedobry, ty taki nie będziesz", ale delikatnie zachęcać do większego wysiłku, nienachalnie rozbudzać ambicje poprzez książki, filmy, teatr, muzykę i zajęcia
Wyśrodkowanie zawsze w cenie:) pani panią, ale serio znam matki, które przeżyć nie mogą, że ich dzieci nie są tym, kim ona, matki sobie kiedyś wymyśliły, że będą 🙁
Dzieci i te ich pomysły… moi będą "samochodziarzami" 🙂