Rzadko kiedy produkuję się w sobotę, ale dziś wyjątkowo postanowiłam coś skrobnąć. Właśnie skończyłam pisać plan blogowych postów na na następny tydzień i zamiast zapełnić następny tydzień.... zapełniłam dwa i naszłam kawałek na trzeci. Albo będzie wielka obsuwa [w sensie w listopadzie będziecie czytali posty z wczesnej jesieni], albo będę musiała wziąć się ostrzej do pracy... Co będzie trudne, bo ostatnio bardzo dużo się dzieje...
Już pomijam wizytę blogerek, które denerwują mnie nie tylko dlatego, że wyjeżdżają [zobaczcie tutaj], ale też mobilizują do odwiedzenia miejsc, do których nie chce nam się ruszyć tyłków, do sfotografowania rzeczy, na które przestaliśmy zwracać uwagę, do obgadania spraw, których na co dzień nie jest nam danem porządnie obgadać.
Dla takich spotkań warto przyrządzić kilka smakowitych wpisów, naprawdę warto i zapewniam, że będzie ich kilka - a wy podobno też lubicie te nasze spotkania w realu i wszystkie związane z tym wrażenia? Wiem, że tak 🙂
Oprócz blogowych randek, szykuje się jedna fajna akcja, o której wkrótce, a przy tym nasza prywatna impreza - trzecie w tym roku wesele, na którym mój chłop będzie pełnił funkcję świadka. Od razu możecie mi napisać, czy chcecie relację, ale zastrzegam - zamiast nowej kiecki, kupiłam Kosmykowi kilka nowych ubranek, więc tylko na poprawinach zaświecę nową kreacją 🙂
I oczywiście przetwory - czy ja wreszcie dodam te przepisy, a co więcej - czy uda mi się je wszystkie wyprodukować? Trzymajcie kciuki - ja się spinam i zaczynam tworzyć. A na razie obejrzyjcie sobie zdjęcia z kosmykowych zabaw z Tosią i jej tatą*.
Czy już wiecie, kto nas ostatnio kilka razy nawiedził? Oczywiście, że Minimaliv, na której blogu możecie przeczytać fantastyczną relację z wizyty w Galindii, zobaczyć mój tyłek i Kosmyka odżywiającego się samym niezdrowym jedzeniem. Serdecznie polecam.
Dla ciekawych - na ostatnim zdjęciu Mira stoi na ruinach, pfuuu, yy, szczątkach, eee, stoi przed naszym nowym starym domkiem, a ja, niczym prawdziwy paparazzi, robię jej zdjęcie zza winkla, czym, oczywiście później Mira mi się z całą serdecznością odwdzięczyła:
Zdjęcie pochodzi z Instagrama. Możecie obserwować tam zarówno Minimaliv [KLIK], jak i mnie [KLIK]. Pozwalam. I życzę przyjemnego sobotniego wieczoru, ewentualnie niedzielnego poranka 🙂
* zaznaczam, że podczas spotkania żadna blogerka nie opiekowała się naszymi dziećmi. Same se latały. Te rzadkie chwile, które spędziły z Luckiem, były tak niesamowitym wyjątkiem, że aż musiałyśmy je obfotografować. [Tak! Ktoś kiedyś rzucił zarzut, że blogerki spotykają się po to, żeby mniejsza blogerka opiekowała się dziećmi tej większej. To nieładnie tak oceniać ludzi na podstawie wagi. Wstydź się osobo!].