Przereklamowany bunt dwulatka, czyli o tym, jak zrobiłam dziecku krzywdę

Nie wiem, czy to dlatego, że moje starsze dziecko jest już sławne z tego, że nie da sobie lecieć w kulki i twardo broni swojego zdania, czy może dlatego, że młodsze coraz bardziej, ku mojej rozpaczy, zbliża się do tego wieku, ale zdania/teksty/rozprawy o rzekomym buncie dwulatka i o tym, jak podczas tego buntu się zachowywać, zalewają mnie zewsząd i doprowadzają do rozpaczy. Czy wściekam się na bzdury, jakie są tam napisane? W dużej mierze nie, ale wkurza mnie szafowanie określeniem „bunt dwulatka”. Bo nie ma czegoś takiego jak bunt dwulatka.

 

 

Zszokowani?

 

Pewnie tak.

 

Pewnie już w komentarzach piszecie, że „oj, Asiu, nie znasz się, nie widziałaś mojego dziecka, które…” albo „co ty wiesz o buncie, Jaskółko, moje dziecko robiło to i to, i miało książkowy wręcz bunt dwulatka.

 

Nie zaprzeczam. Na pewno tak było. Pewnie też chodziłaś wtedy wykończona i struta, a wrzaski  i krzyki nie raz doprowadzały cię do łez. Rozumiem. Przechodziłam przez to samo, dopóki nie zmieniłam narzuconego przez portale dziecięce i psychologów myślenia. Dopóki nie zrozumiałam, że nie ma czegoś takiego jak bunt dwulatka, a skoro go nie ma, ja tak naprawdę nie mam z czym walczyć, nie mam z czym się szarpać, nie muszę się stresować.

 

Mam wrażenie, że coraz częściej rodzice każde nowe zachowanie swojego dość mało mobilnego i dość niewiele rozumiejącego dziecka od razu wtłaczają w ramy. O, krzyczy, bo nie chce czerwonego kubeczka – to bunt! O, nie chce wyjść na dwór – to już bunt. O, nie chce obiadu – na pewno bunt. Wrzeszczy, bo chce lody – jaka mała buntowniczka. Często towarzyszy temu zgarnięcie wyimaginowanego potu z czoła i pobłażliwy uśmiech, bo to przecież „takie humory”, miną, każdy mówi, że miną, przecież. Ojej. Mam złą wiadomość.

NIE MINĄ

Ale o tym za chwilę. Najpierw przypomnij sobie, co byś czuła, gdyby coś bardzo by ci się nie podobało, czegoś byś bardzo nie chciała, a wszyscy wokół mówili ci: „Oj, przestań, to tylko takie twoje humory, bo pewnie hormony ci buzują”. Jednym z najgorszych komentarzy, które skrupulatnie usuwałam w czasie ciąży było między innymi zdanie „Oj, chyba ci się hormony ciążowe rzuciły na mózg” albo „Oj, chyba Chłop się w nocy nie postarał”. Jakby to, że myślę w taki, a nie inny sposób, było zależne wyłącznie od moich hormonów. Jakbym nie była normalnym człowiekiem, tylko bezwolną kobiecą istotą, nie potrafiącą myśleć bez porządnego kopa spermy w macicę. Pomyśl, co by było, gdybyś była bardzo smutna, zmęczona, rozżalona, a twój partner, najbliższa osoba, skwitował to krótkim zdaniem „E tam, marudzisz, bo przed okresem jesteś”. No, pomyśl.

 

A teraz tę sytuację przełóż na swoje dziecko 

Nie zna świata, nie zna nawet swojego mózgu, nie zna zasad, jakie panują na świecie, ledwo co pamięta, jak ma na nazwisko. Jego mózg buzuje, przyswajając milion nowych informacji, przecież wszystkie te okresy występowania „buntu” powielają się z okresami najsilniejszego rozwoju mózgu. To czas, w którym maluch najbardziej na świecie kocha swoją matkę, jest pewny, że ona zrobi dla niego wszystko, a kiedy ona stawia sensowną dla niej granicę, dziecko odbiera to jak najmocniejszy policzek. I się wścieka. To czas, kiedy maluch widzi, że może być niezależny – potrafi chodzić, potrafi już praktycznie sam jeść, potrafi sam zrobić wiele rzeczy, a jednocześnie nie może praktycznie nic. Zupełnie nic, bo albo ktoś mu czegoś zabrania, albo… orientuje się, że jednak nie wszystko mu wychodzi. Czujecie, jak wielką to może wywołać frustrację? Pomyślcie, jakbyście się czuli w pięknym pokoju, bogatym we wszystkie dobra, których nie możecie ani dotknąć, ani zabrać, bo… zamknęli was w niewidzialnej klatce?

 

Między 16. a 23. miesiącem życia następuje „faza ponownego zbliżenia” – malec uczy się, że jest odrębny od matki i doświadcza sprzecznych uczuć wobec niej: od rozczarowania (bo nie pozwala na wszystko) po uwielbienie (bo to z nią chce dzielić wszystkie doświadczenia). To faza konfliktu między potrzebą autonomii a zależności. Nie może więc dziwić fakt, że dziecko w tym czasie czuje się zagubione i jest rozchwiane. – Margaret Mahler, badaczka rozwoju dzieci [źródło]

 

 

Dziecko nie wie. To taka prosta prawda, którą wszystkim rodzicom powinno się literować wielkimi literami. Dziecko nie wie, czemu nie może, dziecko nie wie, czemu nie powinno, dziecko nie wie, czemu tobie zależy, żeby zrobiło konkretnie to, a nie tamto. Mało tego – nawet jak mu powiesz, to zapomni. Cała jego wina, za którą cierpią miliony.

 

 

Jak zrobiłam dziecku krzywdę 

Korzystając z rad, jakie znalazłam w internecie, zrobiłam swojemu dziecku krzywdę. Przykro mi, ale taka jest prawda. Buntując się przeciwko domniemanemu buntowi mojego dziecka, zszarpałam sobie i jemu nerwy, doprowadziłam nas oboje do przepaści, z której albo możemy razem skoczyć i niech się dzieje, co chce, albo się objąć i wrócić, trzymając się za ręce. Wróciliśmy. w najlepszym momencie. I nie puszczam tej ręki do teraz. Nie puszczam jej, kiedy się wścieka, bo nie rozumie, że rzucanie kubkami nie jest sposobem na wycieczkę do babci. Trzymam, kiedy zielone spodenki są ubłocone i nie można ich założyć. Trzymam, kiedy on myśli, że ja słyszę jego myśli i się wścieka, że jednak nie. Trzymam, bo moją rolą nie jest utemperowanie jego rzekomego buntu, a pomoc w zrozumieniu tego, jak ten świat działa  i maksymalne wsparcie w rozumieniu emocji, jakie nim targają.

On tak specjalnie!

Kiedy napisałam o histeriach [też paskudne słowo, wstydzę się go] mojego dziecka, dostałam masę wiadomości i maili od mam, które szukały pomocy i wytłumaczenia zachowania swojego dziecka. Tak wiecie, jak od mamy. Często słyszałam – on to robi specjalnie i włos mi się nad ustami jeżył. Warto pamiętać – kiedy twoje dziecko się złości, nie robi tego specjalnie, nie robi tego tylko po to, żeby cię wkurzyć. Ono krzyczy ci w twarz, a tym krzykiem prosi: błagam, pomóż mi, pomóż mi mamo, zrozumieć, co się ze mną dzieje, błagam. W takiej chwili obarczenie go dodatkowo twoją złością za „marudzenie” i „bunty” jest okrucieństwem.

 

Ono nie wie, dlaczego musi rzucić tym kubkiem. Ono nie wie, dlaczego musi podrzeć tę gazetę. MUSI. Właśnie runęła cała jego wiara w to, że zawsze będziesz robiła to, o co on prosi, właśnie w tym momencie został kompletnie sam ze swoją potrzebą, która twoją potrzebą nie jest wcale, ty chcesz zupełnie co innego. Możesz to sobie wyobrazić? Ono nawet nie wie do końca, co się z nim dzieje. I to możesz sama sprawdzić – zapytaj się swoje dziecko, czy pamięta, co robiło podczas wybuchu złości. Na pewno sobie nie przypomni. To często są zbrodnie w afekcie. To znaczy przez rodziców traktowane jako zbrodnie, bo normalny sąd coś takiego z miejsca by uniewinnił.

 

 

Smutna wiadomość – bunt dwulatka nie minie

Niestety. Ja wiem, że bunt dwulatka słyszy cały świat i pół galaktyki  – doskonale ją pamiętam, do tej pory mam problemy ze słuchem. Ale ściema, że to minie, jest największą bzdurą w historii. Twoje dziecko będzie się rozwijać, jego mózg pracować, jego emocje będą szaleć, a napady złości atakować wcale nie do końca zgodnie z tym, co wymyślili psycholodzy. Masz dwa wyjścia – albo walczyć z tym i tłumić emocje swojego dziecka [nie polecam, o tym wkrótce], albo zwyczajnie się z tym faktem pogodzić i znaleźć sposób na to, żeby skutecznie dziecko na te wszystkie emocje związane z wchodzeniem do świata przygotować i ich nauczyć. I być z dzieckiem, być przy nim w tych najtrudniejszych momentach, wspierać je, nawet kiedy cię odpycha, a przede wszystkim, starać się postawić w jego sytuacji. Ja też, kiedy chłop nie kupi mi czekolady, mam ochotę czymś w niego rzucić.

 

 

Zdjęcie: Olga Pozdina

[jakoś nie mogłam znaleźć wściekłego dwulatka]

 

 

A jeśli padasz już na twarz i nie masz siły walczyć z ciągłym „nie!” i „nie!” dziecka – w moim e-booku znajdziesz aż 150 zabaw, które zorganizujesz za darmo w domu i zajmiesz dziecko przynajmniej na chwilę, żeby odsapnąć.

 

Joanna Jaskółka

Joanna Jaskółka – w Sieci znana jako MatkaTylkoJedna – od dziesięciu lat przybliża życie na wsi i pisze o neuroróżnorodnym rodzicielstwie w duchu bliskości. Autorka książki „Bliżej”.

Wspieraj na Partronite.pl

Możesz wesprzeć moją pracę, dołączając do moich patronek.

Spodobał Ci się mój artykuł?

Możesz wesprzeć moją pracę
i postawić mi wirtualną kawę.

Może Cię też zainteresować...

ADHD U DOROSŁYCH

ADHD u dorosłych – leki jak cukierki i z tego się wyrasta, czyli wszystkie bzdury, jakie słyszałaś

Rzuciliśmy szkołę! (2)

Tydzień na edukacji domowej – jak zorganizowałam chłopcom naukę?

Rzuciliśmy szkołę!

Rzucamy szkołę i przenosimy się do Szkoły w Chmurze [podkast]

0 0 votes
Ocena artykułu
37 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Fibi
Fibi
7 lat temu

Bunt dwulatka to po prostu nie jest bunt a etap. I tyle każda matka powinna sobie przyswoić. A jak ten etap się przejdzie, zależy od głównie naszej postawy. Jak się będzie maluchowi znienacka narzucać swoje zdanie i mówić rozkazami, to będzie się on bardziej wzbraniał i złościł. Bo jak to tak? Do tej pory można było wszystko.. 🙂 Sporo dobrych rad na temat radzenia sobie z „buntem dwulatka” znalazłam tutaj: http://babyonline.pl/bunt-dwulatka-7-sposobow-na-zbuntowaneg-dwulatka,bunt-dwulatka-artykul,6469,r1p1.html. Gorąco polecam!

Buntownik z wyboru :)
Buntownik z wyboru :)
7 lat temu

Niestety nie mogę się z Panią zgodzić w kwestii tak dużej awersji do zwykłego zwrotu, mającego dziesiątki lat. „Bunt dwulatka” – to pewien przełom w rozwoju dziecka, określenie zmian i przemian, jakie występują globalnie ujmijmy : „w młodziutkim człowieku”.
Samo w sobie słowo: „bunt” nie brzmi mi pejoratywnie, nawet w najmniejszym calu. Bo bunt, to pewna reakcja na coś, co dla nas jest niecodzienne, odmienne, z czym się nie zgadzamy, czego nie rozumiemy. Bunt przecież bywa w pełni zasadny i potrzebny. Sama buntuje się przynajmniej kilka razy w ciągu dnia i nie czuję się pozbawiona roli „partnera”, w sprawie, przeciw której się buntuje.
Ten przełom w rozwoju Młodego Człowieka musiał być jakoś nazwany, aby psychologom ułatwić komunikację. Żeby nie tłumaczyć w dwudziestu zdaniach o co chodzi, tylko zamknąć wszystko w jednym określeniu. A skąd akurat taka nazwa? Być może, gdyby ów zmiany, występujące w dziecku sygnowane były: „przełomem dwulatka” – nie niosłoby to za sobą żadnej informacji, nie uczulałoby rodziców na zmiany, które bardzo często są niezwykle wymagające, często trudne, na które dobrze się przygotować. Gdy wiemy, że coś takiego istnieje, jest w pełni normalne i rozwojowe u dziecka, mamy mniejszy lęk, mniejszą bezradność, co wtórnie może pomóc nam radzić sobie z własnymi emocjami, które pojawiają się w sytuacji wystąpienia zachowania trudnego u dziecka.
Myślę, że problem rozpoczął się wtedy, gdy nomenklaturę, jakby nie było, psychologiczną, przeniosło się do życia codziennego, przyjęło w mowie potocznej i z tego określenia zrobiło się jakąś poczwarę. Gdzieś tutaj na linii podziało się coś, co skrzywiło rzeczywiste znaczenie tego określenia. Pierwsze słyszę, żeby jakikolwiek psycholog o zdrowych zmysłach kazał „tłumić bunt”, krzyczeć na dziecko, stawiać do kąta, czy po prostu terroryzować tego biednego człowieka za to, że próbuje odnaleźć się w przestrzeni, w sposób najbardziej dla siebie dostępny i przystępny.
Określenie „bunt dwulatka”, stało się tak samo nietrafne znaczeniowo, jak zwrot: „mam depresję” – gdzie ludzie na co dzień stwierdzają u siebie taki stan rzeczy, gdy jest brzydka pogoda, albo nie udało im się kupić ubrania na wyprzedaży. A według psychologów słowo „depresja” ma całkowicie inne znaczenie.

Reasumując, to nie „bunt dwulatka” jako taki jest zły, nietrafny, przereklamowany i zasługujący na potępienie, a to, jak się na niego reaguje, jak się go rozumie. Bunt dwulatka istnieje – jak już wspominałam, to ogromny przełom w życiu człowieka, kiedy dowiaduje się, że jest jednostką odrębną, mającą wpływ na otaczającą rzeczywistość, ale nie mogącą zawsze i wszędzie spełnić swojej potrzeby, co gorsza nie mogącą jej zakomunikować, w sposób zrozumiały dla otoczenia, a na domiar złego w rzeczywistości tej istnieją jakieś reguły, których nie zna, według których działają rodzice, w sposób dla niej niezrozumiały, co doprowadza do sytuacji, w której czuje się bezradna, bezsilna, zagubiona, potrzebująca pomocy i wsparcia, zezłoszczona, smutna. Tragedii nie ma końca, bo nie wie, co się z nim dzieje. Próbując sobie pomóc, znajduje sposób najbardziej dostępny, przystępny oraz taki, który dostrzegają najbliższe mu osoby i na niego reagują.
Myślę, że jeśli odepchniemy, to określenie, nie zastąpiwszy go żadnym innym, wystąpi poważne ryzyko, wystąpienia sytuacji, w której : skoro czegoś nie ma, to nie trzeba na to w ogóle reagować (zostawmy dziecko w spokoju „samo się naprawi”), bądź – „Nie wiem, co się dzieje, moje dziecko jest jakieś dziwne, coś w niego wstąpiło, takie było grzeczne, a teraz diabeł wcielony, trzeba szybko spacyfikować, bo sobie w przyszłości nie poradzę”. I tutaj znów – etykietka, przeciw etykietce i dywagacja, która trafniejsza, która lepsza.

Bardzo dobrze, że taki tekst się pojawił, bardzo dobrze, że wskazuje ścieżkę, co robić, żeby tego naszego ukochanego Dziecia nie skrzywdzić, żeby się zastanowić nad sobą i dobrze, że staje Pani w obronie tych, którym ciężko się samemu obronić :), jednak boję się, że gdy będzie wzięty jeden do jednego, bez głębszego zastanowienia DLACZEGO to określenie budzi taki wstręt i niepokój, pojawi się „nacjonalizm myślowy” , a zakładam, że nie chciała Pani uzyskać takiego efektu ;). Pozdrawiam serdecznie 😉

Niupki
7 lat temu

Bardzo przydatny artykuł… dzięki za otworzenie mi oczu na pewne sprawy 🙂

Ela Łabaj
Ela Łabaj
7 lat temu

Jeden z najlepszych i najważniejszych tekstów jakie przeczytałam. Uważam, że można by było (a może powinno się) tego typu myślenie rozciągnąć również na innych ludzi wokół nas – ludzi, którzy niekoniecznie potrafią radzić sobie ze swoimi emocjami, a swoimi reakcjami niejednokrotnie wołają o pomoc i współczucie.

Marco
Marco
7 lat temu

Czyli…. jednak mąż znów nie sprostał…..

Joanna Jaskółka
Reply to  Marco
7 lat temu

A panu żona znów nie dała.

Marco
Marco
Reply to  Joanna Jaskółka
7 lat temu

no i jeszcze podesłała ten „wspaniały” artykuł domorosłej psycholog 🙂

Joanna Jaskółka
Reply to  Marco
7 lat temu

Proszę przekazać współczucia, że tkwi w związku z męskim szowinistą. Serdecznie jej współczuję.

Marco
Marco
Reply to  Joanna Jaskółka
7 lat temu

Oczywiście, jak tylko wyjdzie z kuchni.

Slow Mama
7 lat temu

A mnie denerwuje, że inni ludzie mówią, że mam niegrzeczne bądź rozpieszczone dziecko. Bo przykładowo płacze, gdy tata idzie do pracy, bądź woli zostać ze mną, a nie z babcią. Nie rozumieją chyba więzi, jaka jest między nami – spędzam z nim całe dnie i noce. I być może nie jest to idealnym rozwiązaniem ale jak można mówić, że dziecko jest niewychowane bo chce być przy matce.

Buntu u mojego dwulatka nie zauważyłam 😉 ma lepsze i gorsze dni, jak każdy z nas. Za to mąż twierdzi, że ma charakter po mnie… :O

Mam do siebie tylko żal, że czasem tracę panowanie nad sobą i na niego krzyknę. Czytając Twój tekst, uzmysłowiłam sobie, dlaczego to robię. Mam zamiar to zmienić.

Edyta Kubska
Edyta Kubska
8 lat temu

Zgadzam sie ze jakiekolwiek etykietki sa przereklamowane, zgadzam sie tez ze stwierdzeniem ze dziecko nic nie robi specjalnie. Ale nie zgadzam sie ze stwierdzeniem ze bunt dwulatka nie minie, wedlug mnie owszem, minie, gdy dwulatek nauczy sie radzic z targajacymi nim emocjami, w czym mozemy mu pomoc! Nie bede sie madrzyc bo rozwiazanie naprawde zalezy od dziecka (mam ekstremalny przypadek blizniakow z ktorych jedno jest wyjatkowym wrazliwcem a drugie wyjatkowym twardzielem ;)). Bunty bardzo ekstremalne przerabialismy na etapie 2 lat, 4, a i teraz (6) tez sie zdarzaja. Juz nie tak histeryczne jak pomiedzy 2-4 (hurrrraaaa, jest nadzieja!), ale jednak… I dla mnie wszystko sie sprowadza do tego czego dziecko w danym momencie potrzebuje: czasami jest to podbudowanie i wzmocnienie wlasnej wartosci (w przypadku wrazliwca), a czasami stanowcze „nie” i postawienie granic (w przypadku twardziela). Jednym slowem, hodujmy te wielkie czujki i uszy zeby wyczuc o co im w danym momencie chodzi 😉

AgaInAmerica.com
8 lat temu

Ja już szczerze mówiąc jestem zmęczona tym tematem, bo co się nie obejrzę, tam ludzie narzekają na swoje dzieci, że są nieznośne i tak dalej, po czym tłumaczą „cóż, taki wiek, bunt dwulatka, postawię do kąta i się uspokoi”…

Tak, czytam wszystkie posty po kolei 😉

lavinka
8 lat temu

Krzyczenie specjalnie to dopiero domena trzylatków (a bywa że i jeszcze starszych), tu się zgodzę. To znaczy takie teatralne buaaa, patrzcie na mnie, jak ja cierpię, buaaaa. A potem chwila milczenia, by sprawdzić, czy zadziała (w odróżnieniu od typowych ucieczek w stylu nie pozwolę się ubrać, nie będę się kąpać, chyba że mnie przekonasz, nie idę z placu zabaw, ja tu mieszkam etc., bo to się nie zmieniło od 10 miesiąca życia młodej). Zdecydowanie wolę to od dwóch wcześniejszych lat awantur o pierdoły, najczęściej z nudy lub zmęczenia, bo to daje pole manewru do prymitywnej, ale jednak rozmowy. Wydaje mi się, że bunt jest wpisany w naturę człowieka, tylko wraz z wiekiem przybiera nieco inne formy. Oczywiście wiele osób uważa, że moje dziecko się „buntuje”, bo mu na wszystko pozwalam, więc „robi, co chce”. Nu, pewno coś w tym jest, ale ja chyba wolę, by dziecko się wykrzyczało, niż żeby tłumiło swoje emocje lub łykało po cichu łzy, kiedy odeślę je „do jego pokoju”. U nas w domu jest wybuchowa mieszanka miłości i nienawiści, ale chyba z przewagą tej pierwszej. Raz mała awanturka o to, że mama na coś nie pozwoliła, za chwilę jestem napadnięta i znienacka wycałowana. Raz mama sio, raz maaamaaaa chooodź.

Joanna Gruszczak
Joanna Gruszczak
8 lat temu

Bardzo bym chciała, bardzo, umieć to wszystko w życie wdrożyć, ale zapadam się w czarną dziurę gdy mój syn ( 2 lata 7 mcy) robi tak:
-w czasie choroby zabrany do mojej pracy na 3 godziny (mus) zamienia mi pracę w armageddon: rozwala towar, bawi się kasą fiskalną, terminalem.. po godzinie jestem załamana, spocona i zmęczona zabieraniem mu non stop z rąk towaru, ochroną kasy, w międzyczasie codzienne obowiązki. A przecież zabrałam mu z domu książeczki, autka, bajki… Przebywa w mojej pracy od urodzenia. Setki razy tłumaczyłam dlaczego nie można niszczyć towaru, dotykać kasy… I gdy widzę jak on z szelmowskim uśmiechem wali rękoma po klawiszach nabijając mi 98 tysięcy złotych… tracę panowanie nad sobą. Co robić w takich sytuacjach, gdy on niczym nie chce się zainteresować.. tylko rozwałką wszystkiego?
-gdy po 3 godzinach zabrała go babcia, wieczorem był na mnie obrażony, odpychał, krzyczał mama ić! I znów mi smutno.. że nie mam komfortu zostania z nim w trakcie choroby, że mnie odpycha, że nie rozumie… i czy mam go tulić na siłę? Pójść sobie wedle życzenia? Bezradność..
-gdy bawiąc się autkiem, nagle z tym znanym mi uśmiechem wali mnie w twarz metalem… chce mi się ryczeć, boli mnie, szczerze to mam ochotę w takim momencie przylać.. agresja mi się uruchamia.. Czy to jest niemowlak, by nie wiedział że sprawia mi ból?? Gdy kolega w przedszkolu go pogryzł to tydzień obnosił się z siniakiem i każdemu pokazywał. Tłumaczyłam nie raz, że mnie tak samo boli, że nie można bić mamy…
-w trakcie obiadu rzuca jedzeniem, wpycha elementy stałe do szklanki z wodą.. Nie chce jeść, ale zabierając mu ten talerz słyszymy krzyk NIE! Powtarzam się, ale to nie niemowlak! Tłumaczone wiele razy że jedzenie nie jest do zabawy. Gdy był młodszy, w granicach naszej wytrzymałości nie protestowaliśmy gdy eksperymentował przy stole.. wiadomo.. nowości, jakie to w dotyku, jak się zachowuje rzucone.. Znienawidziłam wspólne spożywanie posiłków, szorowanie kanapy, wydłubywanie buraczków z dywanu..Najchętniej ukryłabym się z talerzem w kącie, bo syn mi wybiera jedzenie, choć ma swoje, identyczne.

-każdy poranek jest koszmarem, gdy trzeba syna ubrać do wyjścia. Ucieka, wchodzi pod meble, krzyczy jak go ubieram na siłę, buntuje się przy każdym elemencie odzieży, rzuca. Próbowałam iść w tym kierunku, że wyciągam dwie bluzki i pytam: którą zakładasz? z pingwinami czy ciuchcią? Oczywiście wybiera chętnie, ale potem ucieka, lub robi wszystko by mu tej bluzki nie włożyć. Buty nieraz zakładałam mu klęcząc na ziemi bo leżał na brzuchu. Kurtkę też. Przychodzę do pracy zmęczona, spocona, nieumalowana, bo żaden makijaż nie przetrzyma potyczek z dzieckiem. Chciałabym by poranki były inne, żebym więcej już nie kładła się spać z przerażeniem, że o świcie będę walczyć z nim… Wiem, że gdybym włączyła mu bajkę o 6 rano, zrobiłabym z nim wszystko.. ale nie uznaje tej metody. Bajka jest na dobranoc, a nie jako zabijacz czasu.

-odbieranie dziecka z przedszkola to kolejna zgroza dla mnie.. biega po szatni, nie pozwala się ubrać.. ostatnio spędziłam 15 min w szatni usiłując zapanowac nad nim. Pokazywałam obrazki na ścianach, zachęcałam opowiadaniem co też fajnego zrobimy w domu ( dotrzymuje słowa).. bez skutku.. Ubrany na siłę.. na dworze odmówił pójścia na nogach.. tylko bach na kolana i sobie tak pełznie.. w lutym, po mokrym i zimnym.. Wyszła do domu przedszkolanka i zdziwiła się że jeszcze tu jesteśmy, ogarnęła wzrokiem sytuację i mówi do mnie.. że syn ma kłopot ze skoncentrowaniem się na tym co ma robić. Ona zagarnia dzieci do kółeczka by poczytać albo pośpiewać, a mój syn gania po sali, lub zajęty autkiem w kącie nie współpracuje. Byłam z babcią na dniu babci.. na własne oczy zobaczyłam, że on wcale nie jest zainteresowany tym co robi grupa. Pytałam w przedszkolu czy on wymaga psychologa, ale usłyszałam, że nie.. tylko trzeba dużo z nim rozmawiać… Rozmawiam! i tata też! Już nam brak sił na setne tłumaczenie co robimy a co nie robimy, że idziemy do domu, że włóż buty, daj rękę, nie uciekaj.

Nie jestem spieszącą się matką, która wlecze dziecko po ulicy zajęta myślami o obiedzie.. Specjalnie odbieram go z przedszkola bez wózka, idziemy niespiesznie, przez park, nie protestuję gdy włazi na murki, idzie przez krzaki.. ale słabnę gdy w lutym postanawia taplać się w błocie, ucieka, idzie w kierunku przeciwnym niż ja. Wpada w histerię, leży na chodniku, wyje.. nie podnoszę go, stoje nad nim, czekam.. ale zwykle muszę reagowac bo nie wstanie.. a nie zostawię go przy ruchliwej ulicy na chodniku by udawać że odchodzę.. bo samochody za blisko.

Coraz częściej z tatą dziecka rozmawiam o swojej bezradności rodzicielskiej. Jesteśmy oboje 40-latkami, dziecko zaplanowane i chciane, a ja miewam myśli, że przeceniliśmy swoje siły.. Jaskółko.. trudno mi uwierzyć, że to nie bunt, że to nie specjalnie.. by zobaczyć jak mama zalewa się krwią walnięta w twarz.. Ze wszystkich sił próbuję wcielić się w skórę małego człowieka.. ale nie daję rady.

darkankha
darkankha
Reply to  Joanna Gruszczak
7 lat temu

Czy sytuacja sprzed roku ulegla zmianie?

Joanna Gruszczak
Joanna Gruszczak
Reply to  darkankha
7 lat temu

Bohater mojego komentarza na dniach kończy 4 lata, przyznaję, że cienie rodzicielstwa łatwo umykają w niepamięć, to chyba konieczne, by kochać swe dziecko i nie pamiętać złego. Przypomniałaś mi tamten czas.
Sytuacja uległa zmianie, bo to JA popracowałam nad sobą. Nie nad dzieckiem. Miałam depresję, nie powiem że na skutek zachowań syna, bo kryzys wtedy życiowy miałam, ale jego zachowanie było tym kamykiem, który przeważał szalę. Momentami nienawidziłam tego cierniowego macierzyństwa. Poszłam do psychologa w Centrum Interwencji Kryzysowej, zapytać, czy to ja oszalałam, czy też mam dziecko szatana. Zasięgnęłam porady psychiatry, który orzekł depresję, zapisał leki. Wyciszyłam się, 8 miesięcy chodziłam na rozmowy z psychologiem o swoim macierzyństwie. Dowiedziałam się, że problem leży w nas, rodzicach, we mnie.. dziecko odbijało jak lustro moje emocje.

Gdy skończył 3 lata zaczął pięknie się już komunikować z nami, a ja zaczęłam pytać.. każda jego gwałtowna reakcja pociągała za sobą moje pytanie: jesteś zły? jesteś smutny? On nauczył się rozpoznawać swoje nastroje, i jak odpowiadał to pytałam dalej: a dlaczego jesteś smutny? jesteś zły na mnie? I zaczęłam otwierać buzię ze zdumienia słysząc: mama jestem zły na Ciebie bo krzyczysz! ( a ja nie zarejestrowałam że podnoszę głos).
Albo ja do syna: jestem na Ciebie zła bo jesteś niegrzeczny.. a on do mnie: Ty też jesteś niegrzeczna!
Mamy za sobą setki podobnych dialogów, i choć nieraz zastanawiam się, czy nie przesadzam dyskutując z kilkulatkiem o jego uczuciach zamiast autorytatywnie tupnąć nogą i zasłonić się rodzicielskim: ja mam zawsze rację!… to jednak daje to konkretne korzyści. Syn przestał urządzać spektakularne awantury, by zwrócić uwagę, bo wie, że jego prawo do smutku i złości jest szanowane. I staram się pamiętać, że spędza w przedszkolu 9 godzin, więc po pracy oddaję mu cały swój czas, by nie musiał zabiegać o naszą uwagę złym zachowaniem.

Gdy przebywa u mnie w pracy, staram się nie nadużywać „nie wolno”. Pozwalam podawać towar klientowi, daję pewną wolność, nauczył się układać towar na półkach 🙂
Syn wszedł w rytm, który mu wyznaczyliśmy. Wstaje o 6 rano bez marudzenia, ubiera się chętnie, staramy się w trakcie zagadywać np o obrazku na bluzce, o kolorach skarpetek. W przedszkolu ma już ulubione towarzystwo, do którego tęskni. Do pewnego stopnia w szatni sam się obsługuje. Wieczorem wie, że ogląda dobranockę do konkretnego momentu, potem sam wyłącza tv i idziemy do niego. Opowiadam mu bajkę, lub rozmawiamy o minionym dniu. O 20 już śpi.

Nie oszukujemy go, jak nie mogę lub nie chcę mu czegoś kupić to mówię, nie kłamię, że jutro/na wypłatę. Bywa, że jęknie zawiedziony, ale.. trudno. Życie to nie usuwanie spod stóp każdej kłody, i on to musi wiedzieć.

Zakończyłam spotkania z psychologiem, antydepresanty przyjmuję w minimalnej dawce bo nadal choruję na depresję, kłopoty i kryzysy nas-dorosłych nadal trwają, ale umiemy już je trzymać z daleka od dziecka. Niczego nie udaję, jak raz popłakałam się przy nim, zapytał, czy jestem smutna.. potwierdziłam… zapytał o powód.. odpowiedziałam, że czasem jestem smutna. Bez wnikania w szczegóły.

Lubi się wygłupiać przy stole, pozwalamy, do pewnych granic, ale jak zaczyna robić burdel na stole, i marnować jedzenie.. natychmiast jest odsyłany od stołu, nieważne czy zjadł czy nie. Bywa że płacze, zły. Trudno. Nie jest łatwo pogodzić się ze świadomością, że moje dziecko mnie nie lubi w danym momencie. Wiem, że kocha 🙂

Syn miewa obecnie napady złości, gdy coś mu nie idzie.. rozwali puzzle po pokoju, bo nie może skończyć układać.. podrze coś bo mu nie wychodzi.. podsuwam mu wtedy poduszkę i mówię, by walił w nią pięściami jak jest wściekły.
Nie nazywam tego buntem żadnym 4-latka.. tylko etapem rozwoju, nauką ogarniania swoich emocji.

Raz, na moje słowa: dasz radę! Wrzasnął z furią: nie dam rady! nie umiem! Od tej pory raczej zachęcam go do kolejnych prób, lepiej dobieram słowa.

Podoba mi się ta nasza obopólna współpraca. Jest męcząca, bo wymaga ciągłego rozmawiania, odpowiadania na setki pytań, nieraz trudnych.

Ale warto.
Blog Asi jest dla mnie ogromną inspiracją. Do pewnego momentu był tylko teoretyzowaniem, ale zauważyłam, że konsekwencja i własny upór doprowadził mnie do praktyki.
Najważniejsze dla mnie to było przyznać się sobie samej, że.. to ja muszę zadbać o siebie, by móc zadbać o swoją rodzinę.

Joanna Jaskółka
Reply to  Joanna Gruszczak
7 lat temu

@J@joannagruszczak:disqus szacun. Naprawdę jestem pod wrażeniem, wspaniałą jesteś mamą 🙂

Groszek z Marchewką
Groszek z Marchewką
8 lat temu

No to mam o czym myśleć… Do dziś wydawało mi się, że właśnie przechodzimy apogeum tegoż słynnego buntu. Muszę pokombinować jak to ugryźć z korzyścią dla obu stron, bo póki co, to gryzie mój Groszku i to boleśnie 😉

Pani Fanaberia
8 lat temu

Ja się śmieje, że bunt dwulatka mam od ponad roku. Żeby nie było moja Zo kończy 2 lata za niecały miesiąc. Od kiedy zaczęła się przemieszczać zaczęły też się histerie. Walczyłam z nimi, aż w końcu (na szczęście) zmądrzałam. Oczywiście wyznaczam granice, ale kiedy trafia nam się sytuacja kryzysowa (na szczęście coraz rzadziej) staram się na to spojrzeć z perspektywy mojej córki. Rezultaty są niesamowite. Owszem, czasem nie daję rady, jestem tylko człowiekiem, ale muszę przyznać, że histerie z kilkunastu/kilkudziesięciu minut(!) skróciły się do kilku sekund. Wystarczy, że w momencie histerycznym podejdę do Zo z rozłożonymi rękami. Taka moc przytulaka;))
PS Wiem, że wszystko przed nami, ale na teraz cieszę się, że przytulanie ma cudowną moc;))

Nika
Nika
8 lat temu

Fantastyczny tekst ! Pewnie już Ci to mówiło mnóstwo ludzi (ja dziś Twój blog odkryłam i zerwałam ze swoją żelazną zasadą, że jak dzieci małe śpią to ja też spię… jeszcze 5 minut w Twom świecie i idę spać !) ale Twoje dzieci mają ogromne szczęście ! Pozdrawiam bardzo serdecznie !

Matka Debiutująca
8 lat temu

Mnie ostatnio zadziwiło stwierdzenie, że u trzynastomiesięcznego dziecka zaczął się już bunt dwulatka. yyy, co? Ja ci już chyba kiedyś pisałąm, że podziwiam za konsekwencję i ten jakiś taki spokój bijący od ciebie. A może to mazury? 😉

Mamapasjioddana.pl blog
8 lat temu

Zgadzam się, ze trzeba przede wszystkim wspierać i akceptować dziecka uczucia, zwłaszcza gniew i frustracje, ponieważ wchodzi w świat pełen emocji, uczy się ich, rozpoznaje i uczy jak je opanowywać. Kto ma tego nauczyć jak nie rodzic? A gniew i irytacja będzie nam towarzyszył całe życie i całe życie będziemy walczyć, by je temperować.

NIEKONWENCJONALNA
8 lat temu

I love! Coraz częściej spotykam rodziców, którzy nie używają „buntów”. Szkoda, że ludzie szukają niedociągnięć w dzieciach, zamiast starać się zrozumieć.

wieloświaty
8 lat temu

Odkąd to zrozumiałam, kamień spadł mi z serca. A zrozumiałam to, kiedy zobaczyłam, jak moja mama krzyczy na mojego syna, że coś przelewa/rozlewa/rozsypuje/psuje. Zawsze sobie powtarzam, że to jest jedyny sposób na poznanie – swobodne działanie i emocje, które temu towarzyszą. Sztorcowanie/napominanie jest bez sensu, bo dziecko i tak nic z tego nie rozumie. Ja-rodzic mogę tylko być obok i towarzyszyć w tej poznawczej podróży. Myślę o tym, kiedy stoję 25tą minutę na przystanku, autobus nie jedzie, a synek kładzie się na chodniku. Pomaga!

Nastasja Filipowna
Nastasja Filipowna
8 lat temu

etykietowanie dzieci „zbuntowanymi dwulatkami” to kolejny dowód na to, że nie traktuje się ich, jak równych sobie. bo łatwiej „zwalić” niewygodne dla nas zachowania na siłę wyższą, nie? w takich sytuacjach powtarzam sobie jak mantrę: „więcej empatii dla własnego dziecka” – pomyśl, zastanów się, postaw na Jego miejscu. fajny test.

Dorota
Dorota
8 lat temu

Tak, zgadzam się w 100%. Ja też to zrozumiałam, mam nadzieję że nie za późno. I pozwalam mojemu 3 latkowi na złość. Staram się tłumaczyć że ma prawo być zły i tłumacze jak sobie z tym radzić. A do tego dziecko to też człowiek. Naszym zadaniem jaki rodziców -pisałaś chyba kiedyś o tym – jest nauczyć dziecko a nie wytresować.

mama za miastem
8 lat temu

Święte słowa. Jak mnie wkurza, że wszyscy mówią: To bunt dwulatka, zrób coś z tym bo wejdzie ci na głowę! Ahhhh!

Martyna Cebula
Martyna Cebula
8 lat temu

Mnie przede wszystkim ten artykuł uspokoił. Już nie będę się bała tego jak moje dziecko się zachowuje, nie będę panikowała, że jesteśmy teraz na okropnym etapie życia „buntu dwulatka” i nie wiem jak sobie z nim poradzić, już wiem jak następnym razem się zachowam 🙂 Dziękuję

Dominika
Dominika
8 lat temu

No tak, ale chyba okazywanie wszystkich swoich emocji w każdej sytuacji nie jest normalne. Jak chcesz w chłopa rzucić bo nie kupił czekolady to jednak się powstrzymujesz. Czy nie powinno się jednak dzieci uczyć, że nie zawsze reakcja tego typu jest akceptowalna? Bo rzucanie, krzyczenie, czy niszczenie nie jest zachowaniem normalnym póki co w społeczeństwie. Rozumiem, że to dziecko i tego jeszcze nie rozumie, ale rolą rodzica jest chyba uczenie co można a czego nie, a nie tylko akceptowanie, że to są tylko emocje.

Joanna Jaskółka
Reply to  Dominika
8 lat temu

„Trzymam, bo moją rolą nie jest utemperowanie jego rzekomego buntu, a pomoc w zrozumieniu tego, jak ten świat działa i maksymalne wsparcie w rozumieniu emocji, jakie nim targają.”

Pisząc o pomocy w zrozumieniu tego, jak ten świat działa, przecież właśnie o tym wspomniałam. Poza tym nie nauczy się dziecka zrozumieć mechanizmów w świecie w minutę, my dorośli czasem potrzebujemy więcej czasu, żeby pewne rzeczy zrozumieć. O tej strasznej rzeczy – rozmowie z dzieckiem – już sporo pisałam, ale pewnie jeszcze raz napiszę 🙂

Pau - 5razones
Reply to  Joanna Jaskółka
8 lat temu

My dorośli to potrzebujemy czasami całego życia, żeby zrozumieć swoje emocje, frustracje, histerie. Nie bez przyczyny wielu dorosłych kończy na różnych terapiach, spotkania z psychologami, na których to dociera do źródła swojego gniewu, i dogrzebuje się właśnie do różnych zaniedbań, zaniechań z okresu dzieciństwa.

rose&vanilla
8 lat temu

Piknie to napisałaś! Na prawdę jestem pod wrażeniem i nawet się wzruszyłam trochę, bo to takie prawdziwe. Pozdrawiam serdecznie 🙂

Ola Kępka
Ola Kępka
8 lat temu

Ja mam 30 lat a czasem się tak zachowuję (jak ten dwulatek, żeby było jasne). I tez nie robię tego specjalnie. Może dzięki temu łatwiej mi zrozumieć moje dziecko… Lena ma 18 miesięcy i wspólnie uczymy się panować nad emocjami. Bardzo dobry tekst Asiu. Pozdrawiam!

Anna Malec Pacek
Anna Malec Pacek
8 lat temu

To mi dałaś temat do przemyślenia…

Joanna Jaskółka
Reply to  Anna Malec Pacek
8 lat temu

Myśl, myśl, będzie łatwiej!

Ola
Ola
8 lat temu

Mądre. Prawdziwe. Szalenie trudne do wprowadzenia. Ale możliwe. Amen.

Joanna Jaskółka
Reply to  Ola
8 lat temu

Dzięki! Absolutnie możliwe! Amen.