Co myślę o…

 

 

Kosmyk dalej skacze po folii bąbelkowej, chłop na służbie czy gdzieś, dziadkowie pojechali w świat [oby wrócili wieczorem], więc, przeglądając ankietę, którą jeszcze można wypełniać, szybciutko odpowiem na kilka pytań, które się w niej przewijały i maznę kilka słów o ostatnich wydarzeniach, bo wyraźnie daliście mi znać, że interesuje was moja opinia. Co cieszy, ale zmusza jednocześnie do przeglądania tych wszystkich beznadziejnych niusów, których połowa powstała rękami stażystów mających nadzieję na etat w redakcji TVN 24.

 

 Paczki ze słodyczami

 

 

A jeśli już o TVN mowa. Kilka słów o paczce pełnej słodyczy, jaką dostały dzieci w pewnym przedszkolu [info tutaj]. Kilka osób podesłało mi ten link z prośbą, żebym odpowiednio wyraziła swoje oburzenie. Więc się oburzam – rodzice, serio nie macie wpływu na zawartość mikołajkowych paczek? Przecież Rada Rodziców zatwierdziła ten prezent, jeśli nie interesuje was, co się ustanawia w Radzie Rodziców, to do kogo pretensja? To jest trochę tak jak z wyborami. Jeśli na nie idziesz, nie głosujesz, to się nie czepiaj wybranego rządu, który został wybrany przez tych, którym chciało się ruszyć kopyto do urn.  Wiecie, sytuacja by wyglądała inaczej, gdyby pisząca list mama od początku znała zamiary RR, wiedziała, jak paczka będzie wyglądać i silnie starała się temu przeciwdziałać.  Ale najwyraźniej tak nie było, bo mamusia zawartość paczki obejrzała po fakcie. I przeżyła szok, bo ktoś, zachęcony jej brakiem inicjatywy, postanowił za nią. A w ogóle co to za problem z tą paczką pełną słodyczy? Co? Raz na rok się dziecku nie należy? I czy trzeba ją zjeść na raz? Pamiętam, że moje paczki parcelowałam przez miesiąc albo dwa i byłam najszczęśliwszym dzieckiem na świecie, bo nie musiałam nikogo o nic prosić, tylko sama sobie dawkowałam. I uwierzcie, rodzice nauczyli mnie dawkować przyjemności. Tylko, kurde, jest taki problem, żeby dziecku wytłumaczyć pewne rzeczy, trzeba wyjść z inicjatywą, porozmawiać, zająć się, a to, jak wiemy, niektórych boli. Za bardzo.

 

 

Ciąża

 

 

Z ogółu do szczegółu, czyli szybki odzew na wasze prośby, żebym więcej pisała o swojej ciąży. Miałam taki zamiar, ale… No właśnie jest to „ale”. W drugiej ciąży czuję się okropnie i źle. W porównaniu do tej, leżąca ciąża z Kosmykiem była sielanką i SPA. Jeśli nie wymiotuję, to mam zgagę, jeśli nie mogę spać przez trzy dni, to potem spałabym przez tydzień. Nie ogarniam, nie cieszę się, najchętniej wpierniczałabym czekoladę [nawet z paczki – tutaj] i konserwy. Jedyną moją zdrową zachcianką była marchewka z groszkiem, która po przygotowaniu kompletnie mi nie smakowała i czułam niesmak do samej siebie, że poczęstowałam się tak niemiłym wrażeniem w ustach. Remont domu ciągle się przedłuża, więc siedzę na walizkach i jestem trochę zablokowana, do tego przytyłam [z taką dietą? nic dziwnego!] i nie mieszczę się w stare ciuchy, ale ciąża widoczna jeszcze nie jest, więc kupowanie nowych ubrań zdaje mi się bezsensu. I tak tkwię w tym „pomiędzy” i czekam, aż jakiś grom mnie ogarnie. A najchętniej poszłabym spać. O, chwila, Kosmyk mnie potrzebuje do malowania.

 

 

 

Syn Superniani

 

 

 

A jeśli już o ciąży i dziecku mowa. Kilkanaście osób wysłało mi link z niusem o synu Superniani, Doroty Zawadzkiej. Że podobno zgwałcił i pobił. Już pomijam fakt, że wszyscy opierali się na artykułach „Faktu” i „Super Expresu”, gdzie ta informacja była prawdopodobnie między cyckami a artykułem o kosmitach, ale cała sprawa jest tak niejednoznaczna, że poczekałabym z wydawaniem osądów. Gdzieś tam mi mignęło, że dziewczyna chciała się zemścić, gdzie indziej, że faktycznie byli wcześniej razem i ona już mu groziła, że zrobi mu piekło, skoro on ją rzuca. Znalazł się też ktoś, kto twierdził, że również został pobity [o gwałcie nie wspomniał]. Pogmatwanie z poplątaniem. Jedynym minusem jest to, że pani Dorota, zapewne zbombardowana setkami linków „a widziała już pani?” o swoim synku, zamknęła możliwość publikowania na jej tablicy i teraz blogerki są w impasie, bo gdzież one będą się promować? 😀 W każdym razie, współczuję pani Dorocie. Już widzę, jak tysiące głupio mądrych będzie chciało jej dowalić, pisząc, że jakie ona ma prawo radzić rodzicom, jeśli jej własny pełnoletni syn zrobił coś takiego [bez wyroku, bo wiadomo, że jak „Fakt” pisze, to znaczy, że zrobił]. Jakby rodzice mogli całe życie być odpowiedzialni za to, co zrobi ich pełnoletnie, całkiem już dorosłe dziecko…  Jakby opanowanie dwulatka, trzylatka, czterolatka i sprawienie, że będzie współpracował z rodziną, jadł obiad, kolację, mył ręce i spał w nocy,  dawało pieczątkę na całe życie „dobry, nieomylny człowiek”…. Oj, ludzie… takich rzeczy to wam nawet ksiądz po kolędzie nie zagwarantuje.

 

 

 

Ankieta

 

 

 

A przyczepiając się do głupio mądrych komentarzy… W ankiecie naliczyłam ich aż piętnaście [dwa wczoraj] na ponad 500. I mam z nimi problem, bo z jednej strony fajnie, że widzicie minusy, a z drugiej… pisanie o pojedynczym zdarzeniu jako o mojej „stałej właściwości” jest… no jakie jest? Bo mi ręce opadły. „Wiesz, nie pisz już o wojenkach blogerek, bo to nudne”, czytam. Czytam i od razu wyszukuję, kiedy ja kurde pisałam o wojenkach blogerek? Wczoraj nie. Przedwczoraj też nie. Miesiąc temu? Nie. Dwa miesiące temu? Też nie. Czyli muszę się zagłębić dalej, przewinąć sto tekstów, żeby znaleźć ten jeden… Nie znajduję go, bo się dawno temu odcięłam od wojenek i o. Mam problem, bo jak mam traktować „dobrą radę” opartą na nieaktualnym zdarzeniu? Na szczęście cała piętnastka głupio mądrych sugestii była mniej więcej w tym stylu i cieszę się, że to był tylko procent wszystkich odpowiedzi. O wynikach ankiety wkrótce na blogu – zaraz wyjdę z Kosmykiem na spacer i zabiorę się za to wieczorem. A odpowiadając na sugestię, że czasem jestem niegrzeczna w komentarzach – nic się nie dzieje bez przyczyny i nigdy nie uderzam mocniej od atakującego 🙂 W sumie… biorąc pod uwagę, że wszyscy jedziemy na jednym wózku [tak często mi to przypominacie!] i każdy z nas jest od siebie zależny, nie widzę nic złego w tym, że na 100 komentarzy usiłujących przekonać mnie do mojej głupoty, na 101 odpowiem ostro i z umiejętnie kamuflowaną złośliwością [każdy, kto słyszał mój głos, wie, o czym mówię :D]. Pogódźcie się z tym 🙂

 

 

 

Na koniec przypomnę o filmiku, którego przygotowanie zajęło mi sporo pracy, a wam może podpowiedzieć, co robić z dzieckiem we wszystkie wolne świąteczne dni [tutaj] i zachęcę do przesyłania mi kolejnych niusów do skomentowania [możecie mi je wysyłać na fejsie albo na mail w kontakcie]. Zaczyna mi się podobać  ta zabawa 🙂

 

 

 

 

 

 

Joanna Jaskółka

Joanna Jaskółka – w Sieci znana jako MatkaTylkoJedna – od dziesięciu lat przybliża życie na wsi i pisze o neuroróżnorodnym rodzicielstwie w duchu bliskości. Autorka książki „Bliżej”.

Wspieraj na Partronite.pl

Możesz wesprzeć moją pracę, dołączając do moich patronek.

Spodobał Ci się mój artykuł?

Możesz wesprzeć moją pracę
i postawić mi wirtualną kawę.

Może Cię też zainteresować...

ADHD U DOROSŁYCH

ADHD u dorosłych – leki jak cukierki i z tego się wyrasta, czyli wszystkie bzdury, jakie słyszałaś

Rzuciliśmy szkołę! (2)

Tydzień na edukacji domowej – jak zorganizowałam chłopcom naukę?

Rzuciliśmy szkołę!

Rzucamy szkołę i przenosimy się do Szkoły w Chmurze [podkast]

0 0 votes
Ocena artykułu
5 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
olguska
9 lat temu

hm… ciekawe a że co niby syn super niani nic do mnie jeszcze nie doszło pewnie jakies bzdury msakryczne a jak chcesz coś komentować to co uważasz na temat morderstwa rodziców tego chłopaka co z dziewczyną zabił rodziców

Beata Wiktoria
Beata Wiktoria
9 lat temu

To ja proszę o opinię na temat tego wpisu Małgorzaty Kalicińskiej (chciałam podlinkować ale nie umiem)

” Serce zatrzymało mi się, lęk podszedł do gardła. Matczyna miłość nie jest przereklamowana nawet gdy dziecko jest po trzydziestce.
Telefon (co to za cud że można w sekundę telefonem pokonać 16.000 km!) i … Jej głos, że u niej wszystko OK.
Uffff.
Ulga wielka, jak wodospad. Poryczałam się z tej ulgi i teraz się ogarniam, zamyślam.

GDYBY jakiś fundamentalnie wredny islamista czy inny świr cokowliek MOJEJ córce zrobił bezpośrednio, albo pośrednio – jak w tej kawiarni, to ja nie mam żadnej litości! Przegryzłabym aortę, wydrapała gały.
ŻADNEJ litości!
Dlatego nie jestem skłonna traktować bestii po ludzku.
Nie wymagaj świecie tego od matek.

http://www.telegraph.co.uk/news/picturegalleries/worldnews/11293744/Sydney-siege-in-pictures-Islamist-gunman-holds-hostages-in-Lindt-cafe.html?frame=3138153

Czy naprawdę „przegryzłabym aortę, wydrapała gały”? Czy matki są bestiami jesli chodzi o dzieci?
Jestem matką, kocham swoje dziecko miłością, która nie ma dna ale chyba nie potrafiłabym skrzywdzić drugiego człowieka.
Ciekawi mnie też Twoja opinia na temat więzień CIA w Naszym kraju, gdzie dochodziło do torturowania ludzi. Czy naprawdę jest jakieś usprawiedliwienie dla takiego postępowania?

PS. Co do złego samopoczucia – pamiętaj, wszystko się kiedyś kończy, złe samopoczucie również.
Z wyrazami, wsparcia, współczucia i optymizmu (mimo wszystko).

Joanna Jaskółka
Reply to  Beata Wiktoria
9 lat temu

Beata, dziękuję! Dziękuję za merytorykę! Jesteś moją nadzieją, że się da nie pisać o kupie i smoku 🙂

caryca imperatorka mjos
caryca imperatorka mjos
9 lat temu

mówiłam już, że Cię uwielbiam….jesteś mną, a może ja Tobą….nie, jednak Ty jesteś mną-tą odważniejszą

Joanna Jaskółka
Reply to  caryca imperatorka mjos
9 lat temu

Mam dobrą tarczę, każdy byłby odważny, mając taką 🙂