– Mamo, ty sobie pisz, a ja się pobawię w łazience! – powiedział mi ostatnio Kosmyk.
– Ok, ale zachowuj się dobrze – powiedziałam i zajęłam się kończeniem tego tekstu. Nie zajęło mi dużo czasu, więc weszłam do łazienki akurat, kiedy mój syn darł ostatni skrawek drugiej rolki papieru toaletowego wprost do toalety i zabierał się do kolejnego [najpewniej] naciśnięcia spłuczki…
Patrząc się, jak woda usiłuje się przedrzeć przez zatkaną rurę, zaczęłam gorączkowo myśleć.
Mówimy do dzieci ogólnikami. Chcemy, żeby zachowywały się dobrze, mówiły ładnie, wyglądały porządnie, jadły [moje ulubione] jak człowiek i oczekujemy, że dziecko zrozumie doskonale, co mamy na myśli. Tym samym wplatamy je w system schematów, sugerując, że jedynie nasze, przez dziesięciolecia powielane schematy, są wystarczające. Potem nasze dziecko wyrusza w świat z bagażnikiem ogółu na głowie i w konkretnej sytuacji nie potrafi się odnaleźć, bo przecież, co znaczy „grzecznie”? A co „porządnie”? Sama znam to masakryczne zagubienie i próby rozszyfrowania tej definicji, której nikomu nie chciało się podać mi talerzu. A przecież, trzeba znać definicję, żeby móc w jakikolwiek sposób się do niej odnieść, prawda?
Patrzę się na mojego synka, który dorywa papier toaletowy.
– Mamo, dobrze porwałem, prawda?
Patrzę się i nie jestem w stanie zaprzeczyć. Zrobił przecież dokładnie to, o co prosiłam! Według niego, zachował się dobrze. Bardzo dokładnie porwał papier i wrzucił go do kibla. Kawał dobrej roboty.
– Synku?
– Tak, mamo?
– Czy tata zagląda do środka toalety, kiedy siada na niej z gazetą?
– Nie.
– No dobra, bo mówił, że za chwilę chce skorzystać… To słuchaj, chodźmy szybko do salonu, potańczymy przy piosenkach. Twój taniec do „Krasnoludków” zawsze ŁADNIE wychodzi, ok?
– Super! Chodźmy!
Nie mówmy do dzieci ogólnikami, starajmy się nazywać konkretnie to, czego od nich wymagamy, to, czego od nich chcemy i to, co nam się konkretnie podoba i nie podoba w ich zachowaniu. Ja wiem, że to trudne, sama mam z tym problem [takie pokolenie], ale, serio, starajmy się nie mówić do dzieci konkretnie, nawet jeśli mamy na kogo zrzucić winę za nasze błędy…
– Aśku!
Nawet jeśli mamy na kogo zrzucić winę…
– Aśka! Natychmiast do mnie! Zobacz, co on z kiblem zrobił!
[My jesteśmy krasnoludki, hopsa sa, hopsa sa…]
– AŚKA! WODA SIĘ LEJE NA POKÓJ!
to jej efekt prędzej czy później wyjdzie na jaw…
Zdjęcie: Sergiu Bacioiu
oj tak tak ogólniki są okrutne ja staram się tłumaczyć dzieciom od zawsze.np.
Jak zachowujemy się w bibliotece – pytam dzieci
odpowiadają dobrze, grzecznie
a ja pytam: czyli jak
a one mówią spokojnie, nie biegamy, cicho
super wiec możemy wejść
Kosma-I love You! Znamy to ,znamy…Lidka często nabroi i sama nam tłumaczy,że „psiecieś byłam gziećna”;)
Ech, sama często mówię do dziecka z automatu „(rób coś) jak człowiek”. Mój wiecznie zadowolony Syn chichra wtedy pod nosem, ale serio – skąd on ma wiedzieć jak to jest? Przecież „człowiekiem” jest zawsze 😉 Warto precyzować nasze oczekiwania i dawać konkretne wytyczne, ale też nie zawsze jesteśmy w stanie wszystko przewidzieć… no bo skąd Ty biedna miałaś wiedzieć, że Kosmyk obrał za cel tę nieszczęsną srajtaśmę?! 🙂 😉
Tja ogólniki i schematy plus wymaganie niemożliwego. Wczoraj zostałam pouczona przez swojego ojca, żem winna nauczyć mojego syna konsumować ESTETYCZNIE, czyt. żeby nie wyrzucał jedzenia za burtę. Zastanawiam się, jak to wytłumaczyć jedenastomiesięcznemu dziecku.
Tak oto dzieci poznają świat :). Kawał dobrej i mokrej roboty 🙂
Kawał dobrej roboty 😀