Na dworze coraz cieplej i przyjaźniej, więc większość dnia spędzamy na podwórku. Odpuszczam sobie na razie poszukiwanie dywaników, lamp, kinkietów [nie znoszę tego słowa], ramek i innych bzdurek do domku. Zamiast tego brodzę w ziemi – a to z Kosmykiem, a to z Chłopem, a jeśli Dziadkowie dadzą, to sama. I do tej pory robiłam wszystko z entuzjazmem, ale im dalej w las… A wiecie, że mieszkam w lesie 🙂
Dziś już totalnie opadłam z sił. Kosmyk latał po drewnie przygotowanym na opał, a ja zamarłam, bo stanęłam przed obliczem planowania, co i gdzie będzie się mieściło. W koszyku trzymałam nasiona, w ręku grabki, w trzeciej ręce konewkę, w czwartej wiązałam but Kosmykowi, a w piątej szpadel i w pewnikiem wszystko to zleciałoby mi na nogi, gdyby nie Chłop, który uprzejmie zszedł mi z drogi i pojechał z synem na obiad do babci.
Ja zostałam. Przegryzałam przygotowaną sobie wcześniej kanapkę i zastanawiałam się, co robić dalej. Odgruzowaliśmy już prawie 1/10 terenu, cały prawy pas przy płocie. Dopóki nie przyjedzie kopara, która wyrówna nam resztę podwórka, na prawej stronie można już coś robić… ale co?
Na dole widać syzyfową pracę na wsi – ty postawisz płot, a jakiś niezdarny jeleń wybije ci podczas skoku cztery sztachety…
Za chiny nie wiem, co to za krzak. W tym miejscu stała stara przyczepa kempingowa mojego wujka. Przyczepy się pozbyliśmy, został krzak. Ciekawe, co to za dziadostwo. A dalej, za krzakiem, będzie plac zabaw dzieci. Jeszcze nie wiem, czy uda mi się ustalić, jak będzie wyglądał i jakiej będzie wielkości, a stał się on moim centrum, od którego będzie zależała reszta na tym pasie. Niedługo przygotuję post o placowych inspiracjach [może mi w czymś pomoże się zdecydować], a na razie patrzcie na krzak. Być może w tym miejscu zorganizuję mały zagon truskawek i poziomek – Kosmyk bardzo lubi podlewać i nawet ładnie mu wychodziła u babci opieka nad tymi owocami. Zawsze też fajnie podjeść poziomek podczas zabawy.
A niżej – moja główna rozkmina dzisiejszego dnia. Nie wiedziałam odkąd dokąd plac zabaw, nie wiedziałam, co z górką z wybitymi sztachetami, zabrałam się więc za dół. A na dole – stara rabata mojej mamy. Rabata, bo wiecie, skalniak powinien odzwierciedlać krajobraz górski, a na tej skarpie rosły kiedyś piękne kwiaty i pamiętam ile wieczorów mama spędziła, żeby nawsadzać tu różnych pachnących [wtedy myślałam] ustrojstw, z pewnością nie górskich. Ale i tak mówię na to skalniak, bo pełno na nim pozostałości cementu i gipsu po ekipie remontowej. W pewnym miejscu uratował się jeden pierwiosnek, ale Kosmyk go zerwał dla Flejtucha. Cały facet.
Kiedy poprosiłam na fejsie o pomoc ze skalniakiem, dziewczyny podsunęły mi pomysł z zielnikiem. Wiecie – bazylia, majeranek, te sprawy. I tak sobie myślę, że to niegłupi pomysł, ale oprócz ziół, chciałabym też mieć tam jakieś kolory – żagwiny, dzwonki, smagliczki i jakieś coś, co długo byłoby zielone. Co na płot? Nie bluszcz, to może powojnik? Jak zakończyć skarpę? Kamieniami, szyną, jak radziła czytelniczka na fejsie? Co będzie pod skarpą? Myślałam o jakichś kamieniach – tuż obok zaczyna się nasz podcień, ciosane kamienie byłyby niezłą kontynuacją, Chłop proponuje wysiać samą trawę…
Do naszego ogrodu zabrałam się z głową pełną pomysłów, a w efekcie stanęłam w miejscu, bo nie wiem, co dalej, a w głowie zaczął hulać wiatr. Ciąża? Czy wiosenne przesilenie?
Mom zdaniem cokolwiek wymyślisz będzie super! A z zielnikiem pomysł genialny! Możesz jeszcze tam dodać lawendę… Ale będzie pięknie
ja mam na swoim dużo słoneczka i samą trawe nie mam pojęcia co mogę tam zrobić na pewno chce by były borówki bo są najlepsze 😀 i całe lato 😀
Hmm… Jedno i drugie? 😉