Mówi się, że dzieci są wredne, złośliwe, manipulują i robią wszystko, żeby nam uprzykrzyć życie, wymuszając, co chcą, płaczem. Tak się mówi. I za każdym razem, kiedy przyłapiemy dzieci na czymś złym, utwierdzamy się w tym przekonaniu. Ja również się utwierdziłam, kiedy przyłapałam młodszego syna na wybieraniu mi pieniędzy z portfela.
Wybierał z ukrycia, kryjąc się przed moim wzrokiem, na zasadzie, jak zamknę oczy, to nic nie widzę, więc mama też nie zobaczy. Zabrał same żółte, schował je w garści i pobiegł do swojego pokoju, a ja zostałam z koparą opadniętą do podłogi.
Oczywiście, w pierwszej chwili miałam typowe myśli przeciętnego rodzica. Najpierw drobne pieniądze, a potem telewizor mi z domu wyniesie. Wlazł mi na głowę. Ale bezczelny gówniarz. No świat się kończy! Bezstresowe wychowanie, kurde. Mam za swoje. Wychowałam złodzieja. I te myśli pojawiły mi się, mimo że syn ma cztery lata dopiero.
Wbrew wszystkiemu, co sama pisałam i co sądzę na co dzień.
W końcu poszłam za nim do pokoju i zobaczyłam, jak pakuje histerycznie szybko swoje monety do słoika, starając się zdążyć je ukryć przed moimi oczami. Czemu, kurde, czemu? Nigdy nie mówiłam mu, że nie dam mu pieniędzy, dostaje swoje drobne kieszonkowe, jeśli ma marzenie, staramy się je realizować, wszystkiego ma w bród, czyli wychodzi na to, że jest po prostu rozpuszczonym bachorem, który kradnie, bo sprawia mu to przyjemność. Maltretowałam się tą myślą, bolała mnie ona jak zastrzał w palcu i prawie w nią uwierzyłam, ale postanowiłam najpierw zapytać:
– Skąd masz te pieniądze?
– Mam! – odpowiedział ze słodkim uśmiechem.
– Ale skąd? Widziałam, że bierzesz z mojego portfela.
– No… tak.
– Czemu?
– Bo skąd mogę brać pieniądze?
– Pieniądze się zarabia.
– Ale ja nie zarabiam. Ty mi dajesz.
– Ale tych ci nie dałam. Daję ci raz w tygodniu monetę.
– No tak, ale potrzebowałem więcej. I nie wiem, skąd mam wziąć więcej.
Rozkłada rączki ze smutną miną. Czterolatek ze swoim słoikiem z resztkami monet z mojego portfela. Trzyma ten słoik mocno, aż mu kostki bieleją. Jakby myślał, że mu zabiorę. Biorę wdech i bojąc się odpowiedzi, mimo wszystko pytam:
– Po co ci więcej pieniędzy?
Odpowiedź pada szybko, bez namysłu, prawdziwa i szczera:
– Chcę kupić tacie pad, który mu zepsułem! Zepsułem i chcę odkupić mu, bo teraz nie ma!
Pad do konsoli zepsuł się pól roku temu. Zepsuł się, bo młodszy nim rzucił w złości. W schowku mamy oczywiście drugi pad, więc na zepsuty zareagowaliśmy wzruszeniem ramionami i tekstem: Zepsuł się, to nie będzie na czym grać. I tyle. Drugi pad wyjmowaliśmy i graliśmy, kiedy chłopcy spali i jakoś kwestia tego, że oni chcą grać na konsoli nigdy nie wróciła. Dzieci pogodziły się z tym, że nie ma pada i nie prosiły o nowy, my z kolei kupiliśmy nową grę, której dzieci nie powinny oglądać i jakoś nie afiszowaliśmy się z nią przy nich. Graliśmy w nocy i one nawet nie wiedziały, że jest działający pad do konsoli w domu.
– Ale synu… – zaczęłam, chcąc być uczciwa – jeśli chcesz grać na konsoli w jakąś grę, to my mamy drugi pad, wiesz? Mogłeś zapytać, to bym ci powiedziała.
– Mamo, ja wiem! – odpowiedziało dziecko. – Macie go w pudełku w schowku, ja to wiem, Kosma mi pokazał. Ja chcę od… od… – tu się zająknął – Ja chcę kupić tacie ten co zepsułem. Bo mu zepsułem i chcę kupić mu nowy! Uzbierałem na niego już tyle piniondzów! Uzbieram więcej i wezmę babcię do media market i kupimy tacie nowy pad za ten co zepsułem! Albo ty! Dam ci i ty kup! Starcy na pad?
I kiedy już otarłam łzy i wzruszenie zlazło z mojej twarzy, zaczęłam myśleć, jak bardzo rządzą nami schematy, jak strasznie w nich tkwimy i w tym przepowiadaniu najgorszego jak dobrzy jesteśmy. Jak mało w nas wiary, że to, co robią nasze dzieci, zawsze z czegoś wynika, zawsze coś za tym stoi. I nie wiem, do dziś, czemu mój syn uznał, że nie powie mi o tym, że chce te pieniądze zbierać. Pokazuje to też, że nie zawsze nasze dzieci będą nam mówić o wszystkim, nawet jeśli relacje są w miarę ok między nimi a rodzicami. Pokazuje, że coś w tych małych głowach kiełkuje i nie zawsze to, co dzieci myślą, wywalają na zewnątrz. Kombinują na tyle, na ile im ich głowa pozwala i czasem coś, co wygląda na karygodne i bulwersująco, kryje za sobą bardzo dobre pobudki, o których my nie zdajemy sobie sprawy, a nawet których nie wymagamy.
Tak, nie wymagamy. Bo nigdy nie powiedziałam swojemu dziecku, że ma cokolwiek, co zepsuł, odkupywać. Że on sam ma to zrobić. Że musi odpracować czy w jakiś inny sposób odpokutować swoją winę czy szkodę. Wszystko, co psują nasze dzieci jest naszą winą, bo to my ich pilnujemy i my jesteśmy za to odpowiedzialni. A mimo to, w tym małym czteroletnim serduszku wykluła się chęć naprawienia winy.
Więc wierzcie w swoje dzieci.
Wierzcie w to, że chcą dobrze. Dla siebie albo dla innych.
Tylko nie zawsze wiedzą, jak to zrobić. I naszym zadaniem jest pokazać jak, ale przede wszystkim szukać, drążyć, myśleć, co też stoi za ich zachowaniem. Jakie potrzeby, pragnienia i chęci. Bo nie zawsze dzieci powiedzą nam o nich wprost. Czasem zrobią to na około sposobem, jakiego w życiu byśmy się po nich nie spodziewali.
PS. Umówiłam się z synem, że dołożę do pada resztę pieniędzy i da go ojcu na urodziny. Porozmawialiśmy też i ustaliliśmy, że tak jak starszy brat będzie mógł dorobić sobie do kieszonkowego wykonując jakieś nadobowiązkowe prace. W tym miesiącu to podlewanie konewką posadzonych ostatnio na końcu pola, gdzie szlauch nie sięga, malin.