Dlaczego nie przyjmuję krytyki i jestem przewrażliwioną wariatką, czyli o #kursoksiążce Oli Budzyńskiej i moim poczuciu własnej wartości

Osiem lat temu pojawił się na moim blogu pierwszy wpis, a siedem i pół roku kolejny wpis obiegł pół ówczesnego internetu i spotkałam się z tym, w co dzisiaj internet bogaty. Z opiniami. I to było cięższe od porodu. Przez jeden, krótki tekst dowiedziałam się o sobie takich rzeczy, do których bym nie doszła przez lata terapii. Włączając w to to, że nie powinnam w ogóle pisać, a w ogóle to żyć. Witaj w moim świecie.

 

Wpis powstał we współpracy z Panią Swojego Czasu

 

Nie ma nic gorszego dla początkującego twórcy wyskakującego ze swoim dziełem w przestrzeń, jak brutalna, chamska, często bezmyślna krytyka. Nic tak nie podcina skrzydeł, nic tak bardzo nie demotywuje. Tym bardziej jeśli jest określona „konstruktywną” dla umilenia faktu, że w żaden sposób ci nie pomaga.

 

Ale pal licho ze mną – wyobraź sobie młodą mamę, która po raz pierwszy trzyma swoje dziecko na rękach. I zewsząd słyszy, że ma nie nosić, nosić, karmić piersią, nie karmić, spać  z dzieckiem, bez dziecka, rozszerzać dietę albo absolutnie tego nie robić. I nie ma nic gorszego dla matki niemowlęcia od ciągłego i nieustawicznego podważania tego, co robi. Wyśmiewania jej wyborów. Kwestionowania czy krytykowania metody, jaką postanowiła wychowywać dziecko. To spotyka nas każdego dnia. Nie ważne, co zrobisz, zrobisz źle, bo nie tak, jak inni sobie wyobrażają i jak uważają za słuszne.

 

Nie przestałam pisać, działać mimo tego, że im większy zasięg miałam, tym więcej przychodziło przypadkowych ludzi, sądzących, że po jednym tekście znają mnie na wylot i piszących mi, jaka jestem, co powinnam robić i co będzie dla mnie najlepsze. I udało mi się wyjść z tego bez szwanku, bo w pewnym momencie zainteresowałam się rodzicielstwem bliskości, określiłam siebie jako kogoś, kto w ten nurt się wpisuje, spodobało mi się to i zaczęłam o tym czytać, uczyć się, systematyzować moją intuicję i znajdować jej uzasadnienie w konkretnych badaniach naukowych i wypowiedziach specjalistów. Robiłam to dla dzieci, dla bycia najlepszą wersją ich matki, a tak naprawdę dla siebie. Bo chcąc dobrze dla dzieci, zaczęłam pracować nad sobą. I stało się coś. Pewnymi rzeczami przestałam się przejmować.

 

 

#kursoksiążka „Asertywność i pewność siebie”

 

Nie, nie czytałam jej wówczas. Przeczytałam z 20 innych książek psychologicznych, bo tej jednej jeszcze wtedy nie było na rynku. I zamawiając ją, szczerze i z ręką na sercu, spodziewałam się… czegoś innego.

 

Spodziewałam się pitolenia o tym, jak to trzeba być asertywnym i jak asertywność jest ważna. Spodziewałam się książki takiej, do której byłam przyzwyczajona – książki wykładu, ze źródłami, badaniami, potwierdzającymi wiedzę autora, taką, na jaką totalnie nie mam ochoty, bo przeczytałam takich kilkadziesiąt. Bo co można zrobić z asertywnością? Można wypisać cechy osoby asertywnej,  Ale zachęcona formą drugiej kursoksiążki, tej o planowaniu [wspominałam o niej tu], pomyślałam, że warto spróbować. Że jest szansa na pozytywne rozczarowanie. I się  rozczarowałam. Dostałam samo mięcho.

 

#kursoksiążka Asertywność i pewność siebie 

 

#kursoksiążka Asertywność i pewność siebie”
Uwielbiam to, że w #kursoksiążce nawet spis treści ma kwadraciki do zamalowania wypełnionych rozdziałów!

 

Kiedy myślałam o tytule tego tekstu, miałam kilka myśli i pomysłów:

 

→ „Konstruktywna krytyka nie istnieje”.

→ „Jak nauczyć się odmawiać i nie wkurzać tym ludzi” [w sumie kiedyś taki tekst napisałam „Jak powiedzieć dziecku <<nie>> nie mówiąc <<nie>>”].

→ „Siedem mitów na temat asertywności, w które wierzymy”

 

Ale najbardziej chodził mi po głowie jeden:

 

→ Nie napiszesz mi nic gorszego od tego, co sama czasami myślę o sobie

 

Bo walka z wewnętrznym krytykiem i praca nad samooceną to moje wyzwanie od roku. Samoocena bardzo mi spadła w ostatnim czasie. Przyznaję się bez bicia, bo podejrzewam, że nie jestem w mniejszości. Całe nasze pokolenie miało podkopywaną samoocenę i tkwi zagubione gdzieś pomiędzy chamstwem, agresją a zwykłym odpuszczaniem i tłumieniem swoich uczuć. Jednocześnie komunikujemy się w wirtualnym świecie, w którym każdy może wydać o nas opinię bez proszenia o nią i bez wazelinki.

 

W #kursoksiążce jest takie ćwiczenie, w którym z tymi opiniami można się zmierzyć. Ja regularnie co tydzień słyszę, że jestem wariatką [bo wychowuję dzieci bliskościowo], że na blogu mam same reklamy, że zawsze usuwam negatywne komentarze i że nigdy nie mam do siebie dystansu. W ćwiczeniu można przepracować te rzeczy, korzystając z porad Oli na wcześniejszych stronach. I te porady Oli są spójne z tym, co ja usłyszałam u psychologa.

 

 

Po pierwsze – fakty. Czy faktycznie mam za dużo reklam? Co roku dbam, by na blogu stanowiły 30% procent treści i nigdy, od siedmiu lat nie doszłam do tego trzydziestoprocentowego pułapu. Po drugie – czy krytyka dotyczy mnie, czy mojego działania. Jeśli zrobiłam coś źle, to wezmę to pod uwagę, ale co znaczy, że jestem wariatką? Krzywdzę tym kogoś? Nie? To luz. To jeśli zdaniem jakiejś osoby jestem wariatką, to to pokazuje, że tamta osoba nie zgadza się ze mną po prostu. Nie musi zresztą. Ja w swojej ocenie lubię być wariatką. Dobrze mi z tym. Po trzecie – krzywdzące uogólnienia. Które zawsze warto potwierdzić faktami. Czy zawsze usuwam komentarze? Nie. Nie zawsze. Do wielu się odnoszę, znajdzie się wiele, z którymi się zgadzam. W #kursoksiążce tych sposobów jest więcej. I każdy jest dobry.

 

[Kto czytał tekst o tym, jak reagować na małe potworki na placach zabaw, ten może się domyśli, że moim ulubionym jest często ucieczka. Jasne, mogę udowadniać, że wcale nie jestem koniem i że mam dystans w dyskusji opartej na agresywnych i pasywno-agresywnych komentarzach, udowadniając tym samym, że z tym dystansem to nie koniecznie. Zdecydowanie nie zgadzam się na pewne formy wyrażania swojej opinii – wtedy komentarz leci do nieba – ale zazwyczaj zamykam komputer i idę popatrzeć na króliki. O wiele lepiej spędzony czas niż tłuczenie się tłuczkiem z tłuczkami].

 

 

Jak zaoszczędzić kilkaset złotych na terapii u psychologa?

 

Pokazałam #kursoksiążkę mojej terapeutce, z którą pracuję od kilku miesięcy. Była zachwycona książką i stwierdziła, że tak – terapii książka nie zastąpi, jeśli problemów się namnożyło, ale może bardzo pomóc, skrócić czas terapii, o wiele łatwiej się pracuje z osobą, która pewne rzeczy sama przepracowała, ma jakąś samoświadomość, pracuje nad sobą sama i chce pracować nad swoimi problemami.

 

Co najlepsze ta książka to prostu zeszyt ćwiczeń, w którym naprawdę się pracuje. To nie jest tak jak z książką, że coś tam przeczytasz, coś tam wiesz, ale ciężko tą wiedzę zastosować w realnym życiu. To jest ponad 250 stron ćwiczeń, które całkowicie zmieniają twoje myślenie i sposób działania.

 

 

Tym fragmentem o NVC Ola mnie uwiodła. Serio. Jak to zobaczyłam, to aż pisnęłam. Moim zdaniem Komunikacja Bez Przemocy to przyszłość. Stosuję ją w moich dialogach z dziećmi, z terapeutką ćwiczę komunikowanie moich potrzeb w tym języku w sytuacjach, które są dla mnie trudniejsze niż rozmowy z dziećmi. W kursoksiążce ćwiczę.

 

 

„Asertywność i pewność siebie” skonstruowana jest tak, że naprawdę jest  mnóstwo miejsca na notatki, przemyślenia, wnioski, odpowiedzi. Nie dość, że w samych ćwiczeniach, to i na końcu rozdziału jest zawsze miejsce na notatki, a na dodatek specjalnie dla notatek wykropkowano marginesy.

 

 

Razem z #kursoksiążką dostaje się dostęp do platformy, z której możesz drukować sobie zadania, nad którymi chcesz trochę dłużej popracować lub zrobić je jeszcze raz. Możesz też wydrukować sobie Kartę Osobistych Praw Podstawowych, która na początku pokazuje, jak będzie wyglądała praca nas asertywnością – z szacunkiem do siebie i miłością.

 

 

Czy #kursoksiążka jest dla każdego?

 

Korci mnie, żeby powiedzieć tak. Bo naprawdę bym chciała, żeby jak najwięcej ludzi porozumiewało się bardziej w języku żyrafy niż szakala. Zdecydowanie „Asertywność i pewność siebie” jest dla kobiet, które chcą coś zmienić w swoim życiu i są zdecydowane i świadome potrzeby tych zmian. Bez tej motywacji, wypełnianie ćwiczeń po prostu nie wyjdzie. Nie jest też dla kobiet, które już są asertywne, chociaż… gdyby rozdział o komunikacji był oddzielnym ebookiem – polecałabym go każdemu, a ze swojej strony kazałam go wypełnić i przeczytać w weekend Chłopu : )

 

Czemu nie przyjmuję tej krytyki i jestem przewrażliwiona?

 

Szczerze mówiąc – nie wiem : )  To znaczy nie chcę wiedzieć, czemu ktoś tak uważa. Teoretycznie powinnam się przyjrzeć osobie, która mnie krytykuje, pomyśleć chwilę, czemu mnie krytykuje, jaki ma powód, czemu traci czas na pisanie o mnie, zamiast o tym, co robię, jak robię i co komu to dało/nie dało. Ale rzadko to robię, bo jak już się zmuszę, to mi tak żal tej osoby, że psuje mi się humor. Nadmierna empatia to też mój problem i też nad nim pracuję : D  Na szczęście takie komentarze pojawiają się u mnie rzadko i nie psują krwi. Od jakiegoś czasu prowadzę dziennik wdzięczności i ten punkt, że rzadko mam taką „krytykę” u siebie, pojawia się często. Za to mogę podziękować wam. Czytelniczkom. Bo w sumie trochę razem do tego doszłyśmy, prawda?

 

 

Wpis powstał we współpracy z Panią Swojego Czasu

Joanna Jaskółka

Joanna Jaskółka – w Sieci znana jako MatkaTylkoJedna – od dziesięciu lat przybliża życie na wsi i pisze o neuroróżnorodnym rodzicielstwie w duchu bliskości. Autorka książki „Bliżej”.

Wspieraj na Partronite.pl

Możesz wesprzeć moją pracę, dołączając do moich patronek.

Spodobał Ci się mój artykuł?

Możesz wesprzeć moją pracę
i postawić mi wirtualną kawę.

Może Cię też zainteresować...

Rzuciliśmy szkołę! (2)

Tydzień na edukacji domowej – jak zorganizowałam chłopcom naukę?

Rzuciliśmy szkołę!

Rzucamy szkołę i przenosimy się do Szkoły w Chmurze [podkast]

DSC_2519

Ciekawostki o kurach, z których pewnie nie zdawałaś sobie sprawy