Raz na jakiś czas nie oprę się pokusie i pochwalę się, że mój syn potrafi samodzielnie przyrządzić sobie śniadanie. Ostatnio próbował już zrobić sobie samodzielnie kanapki [nie wyszło mu, bo masło było twarde], ale jest jedno danie, które stało się jego ulubionym i które zrobi sobie sam w nocy o północy. I założę się o głowę, że wasze dzieci też będą umiały zrobić domowe musli.
To jest chyba marzenie każdej matki – żeby dziecko wstało i nie budziło z rana, tylko zajęło się chwilę sobą, ogarnęło posiłek i dało jeszcze przysłowiowe pięć minutek drzemki. Mnie to szczęście spotkało, a zajęło mi to raptem trzy i pół roku od czasu narodzin [;)]. Może mnie pokonacie, jak zaczniecie szybciej?
A u nas zaczęła babcia. Zafascynowała się różnymi rodzajami płatków owsianych i to ona nauczyła Kosmyka jeść je z jogurtem. To znaczy… hm. Nauczyła, to duże słowo i średnio je lubię. Po prostu jak mieszkaliśmy z rodzicami, to Kosmyk przybiegał do babci w porze jej śniadania i ładował się jej na kolana, podczas gdy ona spożywała swoje musli z jogurtem z mega ilością płatków, rodzynek i domowej suszonej żurawiny. A jak już się ładował, to i podjadał. A jak podjadał, to polubił. A my, zafascynowane i zachwycone jego zamiłowaniem, coraz częściej rozglądałyśmy się za ciekawymi dodatkami wzbogacającymi mieszankę płatków owsianych, jaglanych i gryczanych.
Potem, gdy już zamieszkaliśmy u siebie, musiałam sama stworzyć swoją kolekcję dodatków i w dalszym ciągu ją urozmaicam.
O CO CHODZI?
Chodzi głównie o to, że kiedyś miałam nieszczęście przeczytać skład popularnych płatków do mleka. Przeczytałam, zbladłam i obiecałam sobie, że moje dziecko będzie się trzymać od tego świństwa z daleka. To znaczy, wiecie, nie jestem jakaś hiper konserwatywna i sama lubię mleko z płatkami na słodko, ale wiedząc, czym się sama raz na jakiś czas faszeruję, swojemu dziecku wolałabym wpoić o wiele zdrowsze nawyki. Bo wiecie, to o nawyk chodzi. Tak, jak nauczymy jeść dziecko w młodości, tak będzie potem powielał to w przyszłości. Nie wiem, czy muszę pisać wam o syropie glukozowo-fruktozowym, czy sami sobie znajdziecie [jak coś, to proście], w każdym razie ilość tego dziadostwa, jakie wpychamy dzieciom w jedzeniu jest tak duża, że z całych sił staram się maksymalnie to ograniczać, chcę, żeby moje dziecko na śniadanie zjadło coś zdrowego. A poza tym Kosmyk jest dzieckiem mlecznym. Uwielbia mleko krowie, roślinne, sojowe, migdałowe, jogurty, maślanki, kefiry – mógłby jeść tylko to i nic innego. Nawet rosół potrafi sobie mlekiem zabielić.Dzień, w którym zje trochę mięsa, zaznaczam w kalendarzu czerwonym serduszkiem.
Teoretycznie powinnam się martwić [biedne bezmięsne dziecko], w praktyce nie wpycham w niego na siłę niczego, czego nie chce, a staram się wzbogacić to, co chce w jak najwięcej składników odżywczych i witamin. Robię domowe musli, które i wy możecie zrobić dla waszych dzieci i dla siebie. Taki słoik musli powinien stać w każdym domu – do jogurtu, do babeczek, do ciast i ot tak, do chrupania.
JAK ZROBIĆ DOMOWE MUSLI
Zacząć możecie od płatków owsianych z czymś, co lubi wasze dziecko – rodzynki, suszony ananans, suszona żurawina, plastry migdałów. Moim odkryciem jest ostatnio chrupiąca gryka – znalazłam w rossmanie [można też kupić online tutaj]. Wyglądem i smakiem przypomina popularne kangusy, ale jest o niebo zdrowsza, bo nie słodzona cukrem ani żadnym ustrojstwem. Czyste zdrowie w smacznych chrupkach – jeśli wahasz się, czy twoje dziecko polubi musli, to spokojnie mogę ci grykę polecić i możesz od niej zacząć. Świetnym dodatkiem jest też amarantus ekspandowany – takie malutkie, okrągłe chrupeczki [na zdjęciach w bezbarwnej misce z uszkami].
Amarantus – najstarsza roślina uprawna świata, który charakteryzuje się szczególnymi wartościami odżywczymi. Już samo to, że zawiera w sobie więcej żelaza niż szpinak czy pszenica mówi bardzo dużo, ma bardzo dużo dobrze przyswajalnego białka, którego jest więcej niż mleku czy soi. No i nie zawiera glutenu. Charakteryzuje się specyficznym smakiem i zapachem, ale łatwo się do niego przyzwyczaić.
Zasada jest prosta – dajemy to, co mamy w kuchni. Powiecie, że kupienie tych wszystkich dodatków wyjdzie bardzo drogo, ale to złudzenie, bo im więcej składników dodajemy, tym więcej musli uzyskujemy. Dla przykładu – za prażoną grykę zapłaciłam jakieś 9 zł, a do musli zużyłam jakąś połowę opakowania. Biorąc pod uwagę, że dwa słoje z musli starczą nam [mi i Kosmykowi] na ponad 1,5 miesiąca [bo jemy też inne rzeczy i nie zawsze aż tak bardzo nie chce mi się wstać], widać ładnie, jak koszt się zmniejsza, a zdrowie zostaje 🙂 [Nie, nie współpracuję z Dobrą Kalorią, oni po prostu u siebie (tutaj) mają przepyszne rzeczy i od kiedy je odkryłam w rossie, mogę być ich ambasadorką za free :)]
Co zawiera moje musli?
Wrzucam przede wszystkim płatki: owsiane, jaglane, kukurydziane, żytnie, jęczmienne, orkiszowe [to kwestia 3-4 zł za paczkę, nie musisz mieć wszystkich, ja swoje „kompletowałam”], dodaję rodzynki, suszoną żurawinę, pokrojone suszone daktyle, morele, figi [zwróć uwagę, żeby były niesiarkowane], dodaję też pestki słonecznika, dyni [na zdjęciu dynia syryjska], suszone banany, jabłka, gruszki, amarantus ekspandowany, prażoną grykę, nasiona chia, jagody goi [te akurat są drogie, na początek możesz kupić otręby pszenne z jagodami goi, są dostępne chyba w Lidlu, w Biedronce nie widziałam]. Można dodać też suszoną pietruszkę [robiliście kiedyś taką?] albo… por, seler, marchew [jeśli twoje dziecko nie lubi warzyw, ale jogurt z musli zje, to świetny sposób na przemycenie warzyw do posiłku]. Do swojego musli dodaję też błonnik, bo Kosmyk lubi i nazywa te podłużne rurki „robaczkami”.
Ja traktuję moje słoje do musli jak zdrowy śmietniczek – zostało mi trochę truskawek i nie wiem, co z nimi zrobić? Robię truskawkowe chipsy i wrzucam do musli. Została mi jedna gruszka? Suszę, wrzucam do musli. Kawałki niedojedzonego banana? Suszę, wrzucam do musli. Owoce, co ich nie zużyłam do kompotu? To samo. Migdały? Orzechy? Siekam, wrzucam. Rodzynki, bakalie? The same. W ogóle moim zwycięstwem w walce z nietrafionymi prezentami [głównie od prababci Kosmyka, która potrafiła przyjechać rano i pierwsze co, to wręczyć mojemu synowi przed śniadaniem wielką czekoladę], jest właśnie ten kompromis. Chcesz babciu kupować i przywozić smakołyki? Proszę, kupuj dynię, słonecznik, śliwki, orzechy i wszystkie podobne temu wynalazki, jakie znajdziesz w sklepie – udało się!
I co dalej?
Wszystkiego po trochu wrzucasz do słoika i gotowe. Gdyby słoik się opróżniał, dorzucasz co tam masz i proszę. Ja w tym miesiącu wykorzystałam owoce, które nie zmieściły mi się do wigilijnego kompotu, ale zaczynam testować suszenie warzyw, więc w lutym nasze musli wzbogaci się o pietruszkę, seler i marchewkę.
Musli, müsli czy muesli?
A w ankiecie pytaliście, czy wrócę do językowych piątków, to macie mały językowy poniedziałek. Słowo „musli” to germanizm. Wymyślił je [i udowodnił skuteczność] szwajcarski lekarz, który wprowadził zaskakujący system leczenia pacjentów po operacjach. Stwierdził, że mięso im szkodzi, więc proponował zamiast niego papkę [dokładnie to oznacza słowo „musli” – papkę]. Jeśli zastanawiasz się, która z wyboldowanych form jest poprawna, śpieszę donieść, że wszystkie zostały odnotowane przez słowniki, więc czy jesz musli, muesli lub müsli (wym, [misli]), robisz to dobrze. Musli jako tworu nie odmieniamy, więc spożywajmy wszyscy musli, ale jeśli traktujemy musli jako słowo [zagmatwałam?] to odmiana wygląda tak: D. musli(müsli, muesli), C. muslom, (müslom, mueslom), N. muslami(müslami, mueslami), Ms. muslach (müslach, mueslach). Ale że słów nie jemy, to zamiast chodzić z muslami, lepiej je zjadajcie, bo własnoręcznie przygotowane i z dobrych, ulubionych składników, z jogurtem jest po prostu przepyszne.
Jak sobie z musli radzi mój syn?
A bardzo prosto. Naturalne jogurty zostawiam zawsze na dolnej półce w lodówce, tak żeby mógł sobie rano podsunąć krzesło i je wyciągnąć. Czasem do tego wyciągnie też jakiś dżem. Potem dosuwa krzesło do blatu, gdzie stoją słoje z musli i przygotowana wcześniej przeze mnie miseczka [zawsze mu zostawiam, choć nie zawsze korzysta, raz nie zostawiłam, bo zapomniałam, to se dostawił krzesło do szafek i sam wyciągnął]. Potem przekłada jogurt do miseczki, posypuje musli [taką ilością, jaką chce] i jeśli dorwał dżem, to dokłada sobie kilka łyżek dżemu [od kiedy mamy chrupiącą grykę i amarantusa, coraz rzadziej częstuje się dżemem].
I proste.
UWAGA
Moim rodzicielskim odkryciem 2015 roku było to, że jeśli dziecko umie sobie zrobić coś, co lubi, to… sobie zrobi. Wcale nie musisz mu pomagać 🙂
Jeśli boisz się, że twoje dziecko nie ogarnie tak skomplikowanej czynności jak wrzucenie jogurtu i płatków do miski, możesz zrobić to sama, a miseczkę z płatkami zostawić w lodówce. Musli ze zdjęcia czekało na Kosmyka w lodówce, aż wróci od babci 🙂 Kosmyk wie, że jeśli nakłada sobie owsiane płatki i te wszystkie cuda do jogurtu, to musi chwilę poczekać, aż one namokną jogurtem. Zaproponowałam mu, żeby w tym czasie odstawił wędrujące po kuchni krzesło na miejsce i uprzątnął stół [w praktyce – zsunął wszystkie leżące na nim rzeczy na bok].
Smacznego!
Super, my też to lubimy ☺ ale płatki owsiane i inne jecie tak bez gotowania, suche? Ja wolę krótko ugotować, a potem dodajemy co lubimy. Ananasowe kostki szybko schodzą. ..
Mniam! Powiedziałaby moja córka 🙂 teraz ja też mam wielką ochotę na musli. Ps. Jak suszysz banany?
Na suszarce do grzybów i innych. Miętę na niej też suszyłam. Kilka razy też w piekarniku – takie chipsy bananowe. `Jak się trafi 🙂
Dzięki 🙂 Spróbuję w piekarniku, bo suszarki nie mam 😛
Zainspirowałas mnie 🙂 Musze nazbierać taką kolekcje 🙂 Od kilku dni jestem na diecie, wiec będzie to idealny pomysł na zdrowe i pożywne śniadania 🙂