„To nie te czasy, nie te państwo na edukację domową”. „Dla mnie to przesada tak izolować dziecko”. „Nie musisz tego robić, nie jesteśmy w szkole”. „Moim zdaniem ono będzie skrzywdzone na całe życie”. To tylko kilka zdań pochodzących wprost z najnowszego odcinka „Mama kontra mama”, który wczoraj został wyemitowany, a do obejrzenia którego zostałam zmuszona przez czytelniczkę diaboliczną zachętą: „Chcesz się wkurzyć? Włącz TVN”.
Jakie mam zdanie na temat programu „Mama kontra mama” większość z was wie, bo ten tekst jest jednym z najpoczytniejszych. Słowa, że nie będę oglądać, poniekąd dotrzymałam. Do wczoraj, kiedy to do obejrzenia zachęciła mnie czytelniczka.
Jakie są moje wrażenia? Pierwsze trzy mamy – nic, czego bym się nie mogła spodziewać. Nawet lajcik, rzekłabym. Co prawda, nie jestem zwolenniczką kar aż tak bardzo inwazyjnych jak papryczka chili, ale skoro mama uzasadniła na końcu, że kara została konsultowana i uzgodniona, to w sumie – jej sprawa. Natomiast przy czwartej mamie, krew się we mnie zagotowała. W ogóle cała końcówka sprawiła, że straciłam wiarę w jakiekolwiek chęci „nie czynienia szkody”, jakie deklarowali na początku producenci.
Zerknijmy więc, co się tam na samym końcu działo: poznaliśmy mamę, która uczy swoją córkę w domu. Reakcja obserwujących wszystko matek – szeroko otwarte oczy i komentarz „Nie te czasy, nie to państwo”.
Zacznijmy od tego, że edukacja domowa w Polsce jest legalna i praktykowana od ponad dwudziestu lat. Nie jest ani niczym nowym, ani dziwnym, mało tego – staje się coraz bardziej popularna. Nauczycielem dziecka może być rodzic lub opiekun prawny i można dopasować dziecku naukę odpowiednio do jego możliwości, pod warunkiem, że raz lub dwa razy w roku dziecko zda w szkole, do której należy, odpowiedni egzaminy. Egzaminy również można dopasować – mogą trwać kilka dni, może nawet jeden dzień, mogą być bardziej rozłożone w czasie. Wszystko zależy od dobrej woli dyrektora placówki i chęci dostosowania się do dziecka. Wstępnie szacuje się, że rodzin, które preferują naukę domową, jest mniej więcej kilkaset [źródło].
No dobra, wiedza obserwujących matek na temat edukacji domowej jest niewielka, ale zerknijmy do mamy, która cały czas uczy swoją córkę: „Nie chcesz czytać? Nie musisz! Nie jesteśmy przecież w szkole!”.
Jeśli kiedyś, droga córko, wątpiłaś, że postąpiłam dobrze, nie puszczając cię do tej przeklętej placówki – szkoły – to teraz wiedz, że się myliłaś. W domu uczyć się jest fajnie, w szkole – źle!
Wracamy do obserwujących naszą bohaterkę [z osobistą urazą do szkoły] mam. „Moim zdaniem ono będzie skrzywdzone na całe życie”.
„Gdzie nie pójdziesz, jest ta nauka. Przesada. Ta dziewczynka ma dopiero 6 lat”
„Dla mnie to nie do zaakceptowania, żeby zamknąć dziecko w domu”
Oczywiście, coś takiego jak sąsiedzi, zabawy na podwórku, warsztaty, kółka zainteresowań, kolonie, ferie nie istnieje. Jak zamknęła dziecko w domu, to pewnie do osiemnastego roku życia. I zero koleżanek. Z drugiej strony, omawiana bohaterka, faktycznie stara się odizolować córkę, odstawiając zalaną łzami perorę o tym, jak jej osobiście było źle w szkole, jak była gnębiona i jak bardzo nie chce, żeby to samo przydarzyło się jej malutkiej latorośli. Robiąc przez to krzywdę edukacji domowej, pokazując, że jej przedstawiciele mają ewidentny problem ze sobą i dlatego zabierają dziecko od rówieśników. A przecież to nieprawda!
Ostatecznie: nie podoba mi się tak samo sposób przedstawienia edukacji domowej, jak i sposób pokazania edukacji szkolnej. To wszystko było przerażającą farsą, a do tego, ktoś powinien mocno dostać po nosie za brak jakiejkolwiek pomocy matce, która najwyraźniej tego potrzebowała oraz brak wytłumaczenia obserwującym mamom, o co tak naprawdę w edukacji domowej chodzi. Cały odcinek zastanawiałam się, czy dziecko uczy się w domu, bo tego potrzebuje, czy zwyczajnie mama dziewczynki nie puściła jej do placówki, bo boi się, że jej córce ktoś dokuczy z powodu rudych włosów. Trochę to przerażająco wyglądało…
Wiecie, ja cały czas biorę edukację domową pod uwagę. Przede wszystkim dlatego, że zbyt dużo znajomych inteligentnych, bardzo rozwiniętych dzieci w szkole się zwyczajnie uśredniło. Spotkałam się z opinią, że żeby w szkole przetrwać, trzeba być albo wybitnie wybitnym, albo dość średnim uczniem. Wcale się temu nie dziwię, wiem, że nauczyciele, ucząc czasami po trzydzieścioro dzieci nie są w stanie dostosować lekcji do każdej nie wybitnej, ale wyjątkowo zdolnej w pewnych kierunkach jednostki. Po to, między innymi, została wymyślona edukacja domowa, żeby niektóre dzieci rozwijały się w swoim tempie, uczyły w atmosferze, która im nie przeszkadza, w miejscu, które je rozwija, a nie blokuje. Całkiem rozsądne rozwiązanie, jeśli rodzic ma chęć i odpowiednią wiedzę.
I Kosmyk pewnie pójdzie do szkoły, która, chociaż przez ostatnią bohaterkę przedstawiona jako przybytek zła i szatańskich nawyków, wcale przecież zła nie jest. Tak samo jak zła nie jest edukacja domowa. Po prostu to są różne metody. Każda ma plusy, każda ma minusy, nie wymyślono jeszcze idealnego systemu edukacji.
Szkoda, że program, zamiast pokazać faktycznie dobre i złe strony każdego z rodzajów edukacji, rozprzestrzenił tylko błędne i szkodliwe stereotypy. W ciągu całego programu narrator pokusił się raz jeden o sprostowanie nieprawdziwych przekazów, później wszystko poleciało jak chciało. Szkoda. Bo edukacja domowa, jeśli prowadzona dobrze i odpowiedzialnie, daje wspaniałe rezultaty. Tak samo jak szkoła, w której murach jest choć jeden nauczyciel z prawdziwą pasją i chęcią pogłębiania wiedzy wychowanków. Jeśli dziecku nie dzieje się krzywda, jeśli się rozwija, jeśli w dalszym ciągu chce się uczyć, nie ma sensu diabolizować jednej i drugiej metody. Każda ma przecież taki sam cel – nauczanie naszych dzieci.
Na koniec- może są tu jakieś mamy, które zdecydowały się na nauczanie domowe i potrafią przedstawić nauczanie w domu trochę bardziej normalnie niż występująca w show mama? Chętnie poczytam o waszych doświadczeniach!
Akurat 4 lutego odbędzie się w Łodzi konferencja o edukacji domowej, na której spotkają się edukatorzy domowi z Polski i USA, absolwenci edukacji domowej i rodzice – jeśli chcesz poznać u źródła jak to wygląda, to zachęcam zajrzeć tu: https://www.facebook.com/events/682734098572103/
Rodziny ED podejmują decyzję o edukacji domowej z różnych powodów i prawie na każdym etapie mają wiele wątpliwości. Na pewno jednak nie uważamy, że szkoła jest be a ED cacy. Jak wszystko w życiu – również ED – ma swoje zalety i wady. Jak wszystko w życiu to kwestia wyboru.
Pozdrawiam – Buba (oficjalnie ucząca córkę już piąty rok,a nieoficjalnie już dwunasty 😉
ja sie skupie na zdj! bo sa piekne 🙂
Dziękuję! 🙂
My uczeszczamy do szkoly w CH i powiem, ze jestem zaskoczona, po 5 tygodniach nauki moj syn cos tam umie, jak rozmawialam z pania,bo akurat mialo go nie byc to ona z rozbrajajacym usmiechem oznajmila mi, ze niczego nie straci, bo to pierwsza klasa, no najwyzej pieczenie buleczek ze starsza klasa. Co roku maja inny projekt do zrealizowania jako szkola. W tym jest to natura wokol nas, co za tym
Polecam obejrzeć film Erwina Wagenhofera Alphabet – tu nie chodzi o plan chodzi o system pozdrawiam Kinga Hofman
Wczoraj napisałam tekst o tym, jak to szkołę przedstawia się jako wcielenie zła, a dziś dopiero trafiłam na twój :). Zgadzam się ze wszystkim, co napisałaś.
Zacytowałam cię ostatnio na lekcji w klasie zawodowej,chłopcy starali się mnie przekonać,że szkoła to samo zło. Kiedy im powiedziałam o edukacji w domu wszyscy zgodnie stwierdzili,że jednak wolą szkołę
Ustawa o edukacji domowej została zaktualizowana 24 kwietnia 2014, obecnie można składać wniosek w dowolnym terminie a nie jak podaje linkowana strona do 31 maja. Jestem w trakcie zmiany i to może być ważne dla osób, które jak ja w trakcie roku zauważyły niespójność trybu szkolnego z indywidualnym tempem i ciekawością dziecka 🙂
Nauczycielka od j. polskiego w liceum powiedziała nam na pierwszych zajęciach: "Wybaczcie, ale jestem tu żeby przygotować was do matury, a nie inspirować". A i tak inspirowała bardziej, niż inni 🙂 Takie to uczenie się w szkole.
Autor bloga wystarczymniej.blogspot.com uczy swoje dzieci w domu
"Gdzie nie pójdziesz, jest ta nauka. Przesada. Ta dziewczynka ma dopiero 6 lat"<br />Odniosłam się do tego zdania. Chodziło mi o to, że również uczę wszędzie gdzie jesteśmy, w parku zwierzęta, drzewa, kolory. W sklepie zakupy, pieniądze. W kuchni skąd mleko i kasza. I kiedyś ktoś był świadkiem tej naszej normalnej nauki, tego niezamykania buzi i niestety skomentował to, że tresuję
Nie wierzę… tzn. wierzę, ale przecieram oczy ze zdumienia. Pierwszy raz rano, gdy oglądałam program, teraz drugi raz, że faktycznie niektórzy mogą uważać, że w domu nie warto się uczyć. Że odejmowanie w zeszycie jest ok, a w sklepie już nie na miejscu.<br />Chociaż z drugiej strony… w sumie nie brakuje głupich ludzi. Nic dziwnego, że są oburzeni, że dzieci mogą radzić sobie lepiej z
Też mnie zaciekawiła ta "tresura" ostatniej matki…<br />Dla mnie to normalne że na spacerze buzia nam się nie zamyka…to się chyba nazywa poznawanie świata ?
Również uczę mojego syna wszędzie. Na spacerze, przy obiedzie. Rozmawiam i przedstawiam świat takim jaki jest. Niestety kiedyś usłyszałam, że go tresuję. Szaleństwo. <br />Casami wydaje mi się, że gdyby puszczony był samopas, że bdyby przeklinał i jadł słodycze, spotkałaby się to z większą aprobatą niż to, że jedziemy na targ i kupujemy warzywa. Też mi atrakcja. <br />Pozdrawiam Iza<br />
Moj 11l syn chodzi do normalnej panstwowej szkoły. (obecnie przeniesiony z Pl do De)<br />Niestety program ktory ktos wybral pozostawial wiele do zyczenia.<br />Dzieci na Przyrodzie mialy robic pewne obliczenia w pazdzierniku. <br />Niestety to na matematyke nauczanie sie tych rownan było przewidziane programem na kwiecien :/<br />Fajnie ze trafila sie nauczycielka ktora potrafila to wyłapac.<
Napisałam taki długi komentarz i mi skasowało chyba :(.<br /><br /><br />My sie uczymy domowo. To wspaniała przygoda i odkrywanie świata cały czas na nowo. Daje wiele satysfakcji, ale wymaga też bardzo wiele wysiłku.<br />A motywacji do podjęcia decyzji o edukacji w domu jest tyle ile rodzin w moim odczuciu ważne jest żeby to był fajny czas poświęcony dziecku<br />Zapraszamy do grup na FB "
A obiecywałam sobie, że nie będę oglądać tego typu programów i jeden wpis u Jaskółki i poległam. Zaciekawiła mnie nie tyle edukacja w domu (nie neguje i nie polecam, uważam, że jeśli ktoś robi to naprawdę dobrze, a przy tym dziecko ma kontakt z rówieśnikami to proszę bardzo, każda mama wie co dobre dla jej dziecka), a właśnie problem matki, która z powodu koloru włosów decyduje się na naukę w
Miałam przykład nauczania domowego w swojej szkole. Opiekunka (rodzina zastępcza) postanowiła samodzielnie edukować swoją podopieczną od pierwszej klasy gimnazjum. Argumentowała, że dziewczyna jest nieśmiała, ma kłopoty w kontaktach z rówieśnikami. Umówiłyśmy się na egzaminy semestralne, podpisałyśmy stosowne dokumenty – i do dzieła. <br />Rychło okazało się, że w gimnazjum jest na tyle dużo
Świetna wypowiedź, klasy 1-3 i 4-6 pewnie jakoś dałoby radę, ale w gimnazjum ja już nie czuję się na tyle mocna by wytłumaczyć wszystko mojemu synowi,warto zdać się na specjalistów
Ekstremizm w jakikolwiek kierunku nie jest dobry. Uczę w gimnazjum i podstawa programowa jest dla wybitnych, dlatego powinno się zacząć od okrojona jej. W szkole jednak dużo się zmienia wraz z nadejściem młodych n-li, bo my wierzymy w młodzież,wierzymy,że warto się starać i szukać różnych dróg dotarcia do ucznia.
Też wierzę, że w szkole nie może być tak źle, przecież wychodzą z niej młodzi, zdolni ludzie i wierzę w moje koleżanki, które zostały nauczycielkami. Wiem, że robią wszystko, co w ich mocy.
Zgadzam się w zupełności z opinią na temat podstawy. Też pracuję w gimnazjum i co dzień staję przed wyborem – lecieć dalej żeby realizować podstawę, wiedząc jednocześnie, że część dzieciaków potrzebowałaby zwolnienia tempa, czy to tempo zwolnić ryzykując, że podstawy nie zrealizuję. Uwielbiam swoją pracę, którą ciężko traktować w pojęciu pracy, ale naprawdę poczucie odpowiedzialności jest bardzo
Piękne zdjęcia mojego Wnuka:) gratuluję Asiu! W sprawie nauczania… Co innego jest "edukacja domowa" a co innego "nauczanie indywidualne". Czasami opiniuję czy wskazane jest dla dziecka czy nastolatka nauczanie indywidualne i wiem TRZEBA BYĆ OSTROŻNYM. A edukacja domowa – znam kilka "sensownych rodzin", które z pozytywnym skutkiem "edukowały domowo" swoje
W porównaniu do tego, czego ja się uczyłam, program Gimnazjum jest już wystarczająco okrojony. W liceum to już w ogóle. Nudziłam się w szkole. Było dla mnie zbyt łatwo, zawsze. Dlaczego jednak nie skończyłam jako wybitny uczeń ze średnią 6,0? Ponieważ nie miałam wsparcia ani w domu, ani w szkole. W szkole byłam dzieckiem szykanowanym, a w domu miałam jedynie wychowanie przez demotywację czasami w
Angelika z bloga "Dzieciaki w domu" uczy dzieciaki w domu. 🙂 Podeślę ją do Ciebie 🙂