Podsumujmy – prąd, szczególnie na zadupiu, jest niezbędny. Kiedyś w Warszawie wyłączyli nam prąd w bloku w trakcie remontu, ale wtedy to ja sobie normalnie wyszłam do koleżanki czy gdzieś i wróciłam ciemną nocą, jak już prąd był. A co bez prądu robić w środku lasu?
Wyjść w zasadzie nie ma dokąd, bo najbliżsi sąsiedzi też zapewne bez prądu siedzą, a do dalszych to już za daleko. Wody ciepłej nie ma, bo cywilizacja wbrew wszystkiemu potrafi dojść wszędzie i woda jest na… pompkę elektryczną. Radia nie posłuchasz, bo baterie rozładowane, a ładowarka… działa na prąd. TV wiadomo.
Fajnie, że rodzice pomyśleli i nie kupili kuchenki elektrycznej. Szkoda, że nie pomyśleli o zapałkach. A więc, kiedy zorientowałam się, że zapalniczka, którą miałam w kieszeni, jakimś cudem z kieszeni zniknęła, a za oknem robi się coraz ciemniej – „na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam” niemalże. Na szczęście chłop mój wszędzie gubi zapalniczki, a ja zapobiegawczo chowam je do szuflady w… najciemniejszym kącie pokoju. Także dzierżąc wyrywającego się Kosmyka pod pachą, po długich poszukiwaniach dorwałam cudu techniki i pozapalałam świeczki.
Błąd.
Nigdy nie pal świeczek, kiedy po domu latają ci cztery koty i półtoraroczne dziecko. Nigdy!
Kiedy już „zgasiłam” Łajzę [tylko nie mówcie o tym chłopu, mam nadzieję, że do jego powrotu odrośnie jej sierść!] i wyrwałam Kosmykowi z ręki palącą się świeczkę [jak on ją dorwał? JAK?], postanowiłam porozsadzać towarzystwo po kątach. Flejtucha zostawiłam tam, gdzie siedziała – w łóżeczku Kosmyka, ale na wszelki wypadek zamknęłam drzwi. Niunię wygoniłam do kuchni. Burą na dwór. A biedne nadpalone Łajziątko zabezpieczyłam w łazience. Tam mogła się jedynie w kiblu utopić.
Na najwyższej półce postawiłam jedną dużą świeczkę dająca akurat tyle światła, żebym widziała, czego nie widzę, Kosmyka posadziłam na kanapie i zaczęłam tyradę, mającą na celu uspokoić, przygotować i przestrzec. A kiedy już język mi na wiór wysechł po długich tłumaczeniach, że dziś jest wyjątkowy dzień i nie będziemy się myć, ale mama zaraz wymyśli jakąś fajną i kreatywną zabawę, podczas której postaramy się nie wejść na rozrzucone po całej podłodze klocki i ogólnie przeżyć… włączyli dziady światło.
Popatrzyłam się na pierdolniczek, jaki wspólnymi siłami udało nam się zrobić, uwolniłam koty, zapędziłam Kosmę na kolację, a później do wanny, a kiedy już dzieć zasnął usiadłam na kanapie i wydułam jednym haustem pół kieliszka wina. Jak dla mnie to dużo.
O palącej się na szafce świeczce przypomniałam sobie dopiero rano. Na szczęście sama zgasła.
Co robicie, gdy nie ma prądu?
My ostatni raz nie mieliśmy prądu dokładnie o godzinie 16 w wigilię. Kuchenka na gaz, więc wszystko mogło się gotować/smażyć. Cała wieś czarna. Jedynie widać blaski świec u sąsiadów. To były najpiękniejsze święta.:) Pierwszy raz od kilku lat śpiewaliśmy kolędy, rozmawialiśmy. Nikt nie marzył nawet o telewizji, w której leciały świąteczne hity i kity. Atmosfera niesamowita. Po kilku godzinach
😀 był piękny grudniowy wieczór, zamieć śnieżna, jak się patrzy… co pół godziny wychylałam głowę za drzwi żeby sprawdzić ile śniegu nasypało…<br />około 21 kiedy moja Stonka Ziemniaczana już spała słodko w łóżeczku nie dałam rady ich otworzyć a śnieg na parterze sięgał do pół ściany (tyle udało mi się przez okno dojrzeć) <br />a około godziny 22 "tadam" zgasło świtało-akurat byłam
oj dawno u nas nie gasło światło a w bloku mieszkam. ale jak już zgaśnie to zwykle jest wieczorem gdy robi się nocka. wtedy wcześniej idzie się spać:D
Co do prądu: dowiedziałam się, że ogrzewanie, które mamy na gaz też jest na prąd. Czyli mam się bać nie tylko ruskich i ich kurka, ale jeszcze innych, tych od prądu;)
Jeju, jak tu fajnie się czuję. Jest śmiesznie i można kląć. Dziś po raz pierwszy wyszłam z mężem od pół roku…tzn. do lekarza z małym 😉 nie żeby tak normalnie na kawę. Zaraz na schodach (5st.C) zauważyłam sąsiada jadącego swoim samochodem BEZ KOSZULKI!! To z wrażenia opadła mi kopara i wydałam krótkie, ciche …"ja pierdole" z dwóch powodów: temperatura i CIAŁO, na co mój Małżon: &
Zwykle jest, ja w bloku na osiedlu. Ostatnio u mnie nie było dwie godziny. Od 19.00 do jakieś 21 z minutami. Mały był wykąpany i poszedł spać. Czytałam książkę na ipadzie :). Polecam, to normalnie cud techniki.
Jeju, nie. Mleka by się nie dało zrobić. I zapałek do świeczki nie mam od kiedy znikły romantyczne wieczerze.
U nas też ostatnio wyłączyli prąd, akurat Wojtek już spał, to poszliśmy do łóżka 😀
Ja Ci mówię-to Twój Chłop się dogadał z energetykami, żeby Ci prąd wyłączali, żebyś przypadkiem za dużo przed kompem nie siedziała. :P<br /><br />A tak poza tym, czy ja czegoś nie przegapiłam?? Są cztery koty??? A nie dwa?? Skąd się wzięły cztery??
Dwa są rodziców, dwa moje – razem cztery. Przez pewne okoliczności, o których napiszę najpewniej w poniedziałek, miałam na głowie cztery 🙂
Też na ilość kotów zwróciłam uwagę;)
Jakże na czasie ten post! Dziś właśnie była u nas przerwa, dzięki Bogu zapowiedziana dwa tygodnie wcześniej prze ogłoszenia parafialne, znanej firmy z różowym wiatraczkiem. Ale… czasami gdy są nie zapowiedziane to lece do sąsiadów sprawdzić czy u nich też nie ma czy tylko nam odcięli za zaprzepaszczony w czeluściach domu i niezapłacony rachunek 😉 <br />Dziś był środek dnia, więc obyło się bez
Ten komentarz został usunięty przez autora.
U mnie jak nie ma prądu to zagłada- nawet herbaty sobie nie mogę zrobić! Nie byłam tak mądra i mam kur… wszystko na prąd! Chłop mój od 2 lat obiecuje małą kuchenkę gazową do piwnicy wstawić (tak w razie draki) ale jakoś się nie doczekałam jeszcze!<br />Aaaa… i jeszcze się stresuję, że mi piec wybuchnie, bo pompka nie chodzi. Podobno nie ma takiej możliwości, bo jakaś grawitacja w rurach
Ha ha z tym piecem to ja mam tak samo:)<br />
Nasze "zadupie" powoli przestaje, niestety, być zadupiem, bo mnóstwo ludzi postanowiło wyprowadzić się na zadupie, przez co zlikwidowali zadupie i załatwili nowy mocarny transformator.<br />Ale jak jeszcze byliśmy tu pionierami, z dwójką sąsiadów tylko, to tzw. przerwy w dostawie były prawie codziennie. Najbardziej spektakularna wydarzyła się pewnej jesieni, kiedy zmyślny pan koparkowy
Ej, ostatnio jak prąd wypierdoliło w całej dzielnicy (dziś mam kaprys być wulgarną, wybacz, a słowo "wypierdoliło" jest wręcz poetyckie), to oglądałam "Supernatural". Jeszcze w ciąży byłam. Wyglądaliśmy z chłopem za okno i uświadomiliśmy sobie, że tak będzie wyglądać każda noc po ataku zombie, kiedy już wszystko padnie i nie będzie niczego.
Kurde…nie pamiętam..ostatnio mnie "to" doświadczyło jak byłam dzieckiem…<br />wtedy mama zapalała świeczki i fakt, mieliśmy ich duży zapas…<br />Rzuciłam takie hasło chłopakom i wiecie co? Małż rzucił lekko "Mój laptop chodzi bez prądu!" – tiaaa…na mecz wystarczy..ale za chwilę uświadamiam go że Multimedia też by nie działało, więc nici z internetu..Na chwilę mina mu
Wywołuję duchy 😉 A tak na poważnie – kurwuję pod nosem, biorę świeczkę, sprawdzam korki. Nic. Schodzę na dół, żeby sprawdzić numer, pod który powinnam zadzwonić (pogotowie jakieśtam, zapewne energetyczne), dzwonię, wkurwiam się, że zajęte. Wracam do mieszkania, oblewam sobie rękę woskiem, starając się otworzyć drzwi, wyję z bólu i w tym momencie zapalają światło, a ja stoję w samych gaciach i
My gramy w karty:) Polecam tysiąca albo 3-5-8:)
o! Ja też (kiedy jeszcze mieszkałam na wsi ;D) grałam w karty. Spoko sprawa. Dziecko przeszkadza, pomaga, nikomu się nie nudzi!