– Serio? Muszę? – pomyślałam w pewnym momencie – Nic nie muszę!
I w ten właśnie sposób na blogu zawitała cisza, bo matka, strudzona półtorarocznym ciągłym blogowaniem, zastrajkowała i pofolgowała sobie dawno hodowanemu pragnieniu, by popołudniową porą udać się z synkiem nad rzekę na lody i wrócić z tych lodów, wtedy, kiedy jej się będzie chciało, a nie wtedy, kiedy zaczną napływać pierwsze wiadomości pod tytułem „Kiedy dodasz tekst?”.
Informacja dla tych, co nie zauważyli: dzisiaj jest nowy tekst! Już wróciłam 🙂
Nie wiem – czy to powiew znad jeziora, czy ostatnie smutne przejścia, czy może zmęczenie albo niewyobrażalna chęć posiedzenia i nie robienia zupełnie niczego? Któraś z tych rzeczy [najpewniej ostatnia] zaważyła i tym sposobem spędziłam kilka dni całkowicie odprężona, a do tego są świadkowie, jak ciężko mi było po przerwie wrócić do pisania… Prawie tak samo ciężko, jak ciężko jest w miarę szybko przeprawić się z niesfornym dwulatkiem przez las, a potem jeszcze wrócić przed zmrokiem. Na szczęście nie po to ojciec ma samochód, żeby nie mógł po swoje marudy przyjechać!
Całe nasze aktywności urlopowe możecie oczywiście zobaczyć na Instagramie. Były kajaki, była motorówka, były lody kupowane w ilościach hurtowych i skrzętnie trzymane na deser w zamrażalce, było czytanie, była wycieczka do Mikołajek, były koty, było bieganie za piłką, zabawy w wodzie i mnóstwo, mnóstwo wolnego czasu, którego, jak nigdy, nie regulowała moja blogowa pasja. A ze wszystkich tych rzeczy Kosmyk zapamiętał najlepiej piesze wycieczki do lodowego sklepu oraz jedno pochmurne popołudnie, kiedy zaczytana matka dogorywała w pościeli, a tatuś włączył tablet i pozwolił dziecku calutką godzinę pograć w ulubioną grę.
[O, przy okazji, pytaliście się mnie, dlaczego w tekście „Jak podróżować z dzieckiem”, w którym relacjonowałam naszą podróż z Warszawy, nie pojawił się punkt z grami – otóż nie pojawił się, bo otumanieni szybkim wyjazdem zostawiliśmy tablet w domu i opcja „zajmij dziecko grą” automatycznie, ku naszej rozpaczy, odpadła. Powinnam teraz tam dopisać punkt szósty: nigdy nie zapominaj o tablecie! Ale Zuch Pisze zrobił już to za mnie: TUTAJ.]
Resztę wakacji spędzimy, zapewne, równie intensywnie – zamierzam na maksa penetrować kajakiem Krutynię, w sierpniu jeszcze bardziej zaprzyjaźnić Kosmyka z żaglówką [„O żeglowaniu z dzieckiem”], odwiedzić jeszcze kilka pobliskich, ale urokliwych mazurskich zakątków oraz pływać, pływać i jeszcze raz pływać w jeziorze. Istnieje szansa, że w tym roku Kosmyk pomacha samodzielnie w wodzie rękami i cały czas nad tym intensywnie pracujemy. Będzie dobrze! Tym bardziej, że codzienny upał popołudniami trochę słabnie i wieczorem… wieczorem można odpocząć po pełnym emocji i przygód dniu – uf!
Wpis powstał pod patronatem Klubu Toyota Kids, do którego od jakiegoś czasu należymy z Kosmykiem [jesteśmy w rankingu na baaaaardzo wysokim miejscu!] i dzięki któremu wieczory są tak spokojne. Ostatnio dodana do serwisu nowa geo-gra umila nam wieczory i uczy rozróżniania flag [w czym akurat dokształcam się z dzieckiem] a… [przepraszam, ale muszę w tym miejscu wyrazić swoją wdzięczność] zabawa na Planecie Prius skutecznie nauczyła moje dziecko przechodzenia przez ulicę i uważania na drodze. Znajoma ostatnio mnie pytała o ciekawą grę, która nauczyłaby dziecko ostrożności na drodze i z ręką na sercu zaproponowałam właśnie Klub Toyoty. I tutaj proponuję raz kolejny, bo u nas, w miejscu, gdzie samochodów nie jest za wiele, zdało to egzamin. Moja mina, kiedy Kosmyk powiedział w Warszawie, że „czerwone światło, nie wolno przechodzić” – bezcenna.
Jakie wakacyjne emocje czekają was w tym roku? Macie jakieś urlopowe plany? Napiszcie mi!
Cieszę się, ze odpoczęłaś. Smutno mi tylko, że tak krótko. Ale wszystko przebija satysfakcja z twojego powrotu. No, zatęskniło mi się. Kurczę, no chyba przywiązałam się czy jakoś tak….
Ja mieszkam w Gdyni i wakacje spędzamy tutaj:-) nie ma sensu jechać dalej,gdy morze pod nosem i pogoda bajka. A i w swoim łóżku sie czlowiek wyspi.
właśnie piszę do was z lęborka. Zaraz wybywamy do łeby. My ze ślaska ciągniemy nad morze. Dzieci uszczęśliwiamy.<br />
My jedziemy na spotkanie z przygodą, dać nura w ciepłych wodach u wybrzeży Chorwacji. Samochodem jedziemy to będzie dla nas niezła przygoda i coś czuję, że Ala da nam popalić 🙂
Mam urlopwy plan, nie zgadniesz gdzie jadę? Bożena
Pomyślmy… 😀
No cóż, każdemu należy się chwila na złapanie oddechu ale bardzo się cieszę, ze już wróciłaś z tego urlopu. Muszę przyznać, że się hm…. no, przywiązałam…
A my już praktycznie po wakacjach.
U mnie w tym roku brak urlopu… Będę się kisić w domu 🙁
🙁 Następnym razem sobie odbijecie!
My w Twoje strony jedziemy! Co prawda nie do Jaskółczego gniazda ale mamy nadzieję, że będzie to miło spędzony czas…
Na pewno 🙂
Ha, my w tym roku wyruszamy na dwa tygodnie do Polski. Sprawdzić gdzie miał swoje przygody Pan Samochodzik, odwiedzić Galindię i … zobaczyć KROWĘ (marzenie Syna Młodszego). Ojciec Dzieci nigdy nie miał ogniska, to też nasz plan na wakacje. <br />Ze wszystkich miejsc na bazę wypadową wybraliśmy kilka dni w Przystani Jaskółka! 🙂 Ahoj przygodo! 😉
Aaaa! Ale się cieszę 🙂
A ja jestem ciekawa jak moje chłopaki przeżyją spotkanie z OBCYM dzieckiem, które mówi po polsku lepiej niż niejeden Polak. A oni tylko "Bolek i Lolek" oraz "nie ma za co" potrafią. A no i " NIE RÓB TAK", bardzo dobrze im wychodzi, nie wiem gdzie to usłyszeli… 😀
Nie mogę się powstrzymać i muszę zapytać, bo potem spać nie mogę! O co chodzi z "zamrażalką"? Jest zamrażarka albo zamrażalnik, ale "zamrażalka"? 😀 Może to taki twór jak "tarkować", którego ja namiętnie używam, a za który dostaję regularny opieprz od mojego faceta, że to "tylko Mazury tak gadają…" To tyle z mojej upierdliwości, teraz chciałam jeszcze
Zamrażarka! Zamrażarka, bo zamrażać! Ale u nas się wersja z "l" przyjęła, a ja otumaniona wolnym zapomniałam siebie samą poprawić 🙂 trudno, niech będzie – nikt nie jest nieomylny, a zamrażalkę możemy uznać za jaskółczą naleciałość gwarową 😀
Ale i ja używam tego słowa ( nie poprawnego zresztą) od dziecka 🙂 Może się wzięło z tego, że dzieci zamiast "r" to "l" mówią. Mi tak zostało z tą zamrażalką.
Urodziłam się i mieszkam na Pomorzu. Rodzinę mam na Kaszubach i w Świętokrzyskim. I wszędzie się używa "tarkowania". To tak żebyś się samotna nie czuła.
A co to tarkowanie?
"Tarkowanie" to dla mnie na dużych oczkach, bo "trze" to się prawie na miazgę 😉 Beato, strasznie się cieszę, że nie jestem w tym odosobniona!