Kosmyku nie wchodź do mamy na ławkę.
A pranie kto zrobi, obiad ugotuje, no kto. Kto pozbiera klocki, poudaje konia, głupka przed własnym dzieckiem wystruga, pozbiera skarpetki, zabezpieczy kocie odchody? Służąca?
Uf, a to słońce tak razi w oczy, przesunąć się muszę.
Cały dzień latam, szukam własnego cienia, staram się ogarnąć dom, podwórze, uszczknąć chwilę wolną na napisanie kilku zdań, wieczorem nawet mi się nie chce pazurów pilnikiem obostrzyć, a ona mi tu wyskakuje, że ja czas mam.
Niewygodna ta ławka jak cholera, zero szacunku dla matek, następnym razem se poduszkę wezmę.
Kurna, w prysznicu się rura zapchała, sterta naczyń do zmywania, pranie się pewnie już wyprało i zaszyć muszę pajaca Smykowi. Teraz? Zaraz. Zaraz miałam jeszcze ten, no, trawnik podlać i schody pozmiatać. Później.
Smyyyyyyyk! Nie odbiegaj za daleko od mamusi!
Kurde, no wkurzyła mnie, małpa jedna. Wkurzyła normalnie. Do fryzjera muszę iść, nie mam kiedy. Jakiś ciuch kupić, kurde, za co? Nie mam czasu na nic. Na nic! Nawet gazety nie mam kiedy przeczytać! Prasowanie już dawno rzuciłam. Nawet kremów się pozbyłam, bo nie ma kiedy, normalnie nie mam kiedy. Wyglądam jak jakaś fleja i żałość człowieka.
I teraz też. Ledwo na 40 minut usiadłam i już wszystkie paznokcie obgryzione.
dedykuję