Od kiedy urodził się Adaś, regularnie dostaję komentarze lub maile z pytaniem, jak ja godzę to wszystko – opiekę nad dwójką dzieci, dom, ogród, zwierzyniec i resztę. Łatwo nie jest, ale korzystam z różnych pomocy i staram się wszystko tak zorganizować, żeby zdążyć zrobić to, co trzeba. Klucz jest jeden: szczegółowa organizacja pracy.
Plan to połowa sukcesu
Już to kiedyś pisałam, ale planowanie sobie dnia [a nawet konkretnych rzeczy do zrobienia] niesamowicie ułatwia sprawne funkcjonowanie nie tylko w domu, ale też w kontaktach z innymi ludźmi. Planując coś, jesteśmy w stanie przewidzieć, ile czasu nam zajmie, możemy przemyśleć, jak efektywnie daną rzecz zrobić, a nawet przewidzieć alternatywne działanie, gdy coś nie pójdzie po naszej myśli. Jak to mówi mój ojciec: plany są po to, żeby je zmieniać, a jeśli nie planujesz, niczego nie zmieniasz 🙂
Jak się zmotywować?
Wbrew pozorom [i wbrew temu, co wy mi piszecie] nie jestem taką pracowitą mróweczką, jak mogłoby się wydawać. Krótko mówiąc – jestem leniem i najchętniej wszystkie dni spędzałabym w łóżku przy serialach lub z książką. Dlatego, żeby przezwyciężyć pokusy, zaczęłam planować: najpierw listy zakupów, potem teksty na blog, potem wydatki, wreszcie zaplanowałam sobie sprzątanie. I od kiedy mam swoją listę rzeczy do zrobienia, muszę wam powiedzieć, że wszystko idzie o wiele prościej. Na przykład takie wydatki – sporo osób zdziwiło się, że teraz szukam fotelika samochodowego dla Adaśka, bo już zaczynają mu wystawać nogi ze starego. W kilkudziesięciu komentarzach co drugi był o tym, że „nogi mogą wystawać!”, co oczywiście wiedziałam, ale na nic mi się ta informacja nie przydała, bo już teraz chciałam się zorientować w cenach, wybrać najlepsze propozycje i przy okazji pobytu w większym mieście [tak, wyjeżdżam do miasta rzadko] przyjrzeć się propozycjom na żywo. Proces wyboru u mnie trwa dość długo, okazji do wyjazdu jest niewiele, portfel ma swoje [czasami] puste dno i lubię być na wydatki [takie jak fotelik] wcześniej przygotowana. A kiedy już wszystko w wolnych chwilach podliczę, pooglądam, trochę dziś, trochę jutro, gdy nadchodzi „ten” moment, kupuję szybko, bez zastanowienia i nie tracę zbędnego czasu. Podobnie jest z porządkami – kiedy mam ładnie sporządzony plan działania, wszystko idzie jak z płatka i bez zbędnych rozważań. A po skończonych obowiązkach – nagroda w postaci ulubionego serialu, kawy, ciasta czy lodów schowanych przed dzieckiem głęboko w zamrażalniku.
I do roboty!
Sprawa jest prosta – od dawna przestałam widzieć sens w sprzątaniu raz na tydzień [to wymyślił chyba tylko ktoś, kto pracuje od rana do nocy, a do tego nie ma dzieci]. Stworzyłam sobie system [znany na pewno przez wielu z was] sprzątania po kawałeczku – jednego dnia to, drugiego tamto, trzeciego owamto. I wygląda to mniej więcej tak:
Na początek muszę pamiętać o obowiązkach CODZIENNYCH, czyli kuwecie kotów, paleniu w piecu, spacerze z Korą, nakarmieniu królików, ścieleniu łóżek, załadowaniu i opróżnieniu zmywarki, ogarnięciu zlewu i blatów, odłożeniu rzeczy na miejsce oraz… o praniu. Ostatnie piszę ze zdziwieniem, bo robiąc swoją listę z przerażeniem zauważyłam, że pranie robię każdego dnia i każdego dnia suche pranie rozwieszam po szafach. Jeszcze pól roku temu wszystko tak ładnie i pięknie rozkładało mi się na raz na dwa/trzy dni, a pojawienie się małego Adaśka i całkowity porządek w mojej osobistej szafie [mało ubrań!] spowodowało, że jeśli nie piorę rzeczy Kosmyka, to piorę moje, jeśli nie moje, to Adaśka, jeśli nie Adaśka, to ścierki kuchenne, jeśli nie ścierki, to pościel, a jeśli nie pościel, to ręczniki, a jeśli nie ręczniki, to dywaniki – masakra jakaś!
PONIEDZIAŁEK to dzień odpoczynku po weekendzie. Odkurzam i myję podłogi, ścieram kurze, podlewam kwiaty, ale większość wolnego czasu spędzam przy komputerze, pisząc lub przygotowując kolejne posty bądź odpowiadając na maile. Na obiad zazwyczaj robię coś szybkiego – jeśli jest Chłop, to jakieś spaghetti, kotleciki albo… obiad od mamy, która na weekend nagotowała i uprzejmie się dzieli 🙂
We WTOREK zaczynam się ruszać, robię zazwyczaj napad na łazienkę, ekspresowo czyszczę prysznic, toaletę, przecieram pralkę z zacieków, kafelki, wymieniam ręczniki, przecieram butelki i pudła z płynami i proszkami [nie lubię, jak są zakurzone]. Zazwyczaj idzie mi szybciej niż planuję, więc na obiad robię coś specjalnego – od razu na dwa dni, a często znajduję chwilę czasu, żeby usmażyć Kosmykowi naleśniki lub placki z jabłkami na śniadanie do przedszkola.
ŚRODA to dzień, w którym podłogi już są masakrycznie brudne, więc w pośpiechu je odkurzam i myję i wychodzę z Daśkiem na dwór na dłużej. Zamiatam, grabię, porządkuję, dopóki Kosmyk nie wróci z przedszkola. Wtedy idziemy w trójkę na spacer do lasu, na łąki, nad rzekę czy piaskową górę i jesteśmy tam do powrotu Chłopa z pracy 🙂
CZWARTEK to dzień, w którym gotuję, a po gotowaniu, sprzątając ze stołu z rozpędu sprzątam całą kuchnię. Robię też przegląd lodówki i planuję zakupy, żeby uzupełnić zapasy [zapasy na wsi to podstawa].
PIĄTEK – to tego dnia najczęściej wyjeżdżamy na większe zakupy, przed wyjazdem zazwyczaj staram się odkurzyć i przemyć podłogi [to brzmi strasznie, że tak często, ale część z was zna Kosmyka :)], po powrocie uzupełniam zapasy, a żeby zagłuszyć wyrzuty, że kupiłam za dużo, chcę coś zrobić, więc zazwyczaj szukam szczegółów do szybkiego sprzątnięcia: zazwyczaj są to lampy, kontakty, takie bzdetki, które zajmują pięć minut, a dają mi jako takie przekonanie, że coś zrobiłam. W piątki zazwyczaj też piszę, podobnie jak w sobotnie i niedzielne popołudnia/wieczory. Wizja weekendu i tego, że będę miała pomoc Chłopa przez cały dzień, nastraja mnie zawsze twórczo.
WEEKEND to głównie odpoczynek [w tym aktywny: kajaki, jachty, koniec, wycieczka] i pisanie. Czasem coś wyprasuję Kosmykowi do przedszkola [jeśli muszę, czyli jest bardzo pogniecione]. Jeśli nie mam weny na pisanie, zerknę do pudełek i szafek i sprzątnę sobie jedną lub dwie. A największą przyjemność sprawia mi wyrzucanie bzdetów 🙂
RAZ W MIESIĄCU – raz w miesiącu gruntownie czyszczę pralkę, robię przegląd szafy i wyrzucam/odkładam/oddaję to co niepotrzebne/stare/za małe. Sprzątam klatki królików. RAZ NA TRZY MIESIĄCE staram się umyć okna [zazwyczaj jedno dziennie], zaganiam też Chłopa do gruntownego odkurzenia i przewietrzenia materacy, wyczyszczenia miejsc za lodówką, szafami, pod łóżkiem, przeglądam i wyrzucam niepotrzebne papiery i dokumenty, robię przegląd apteczki i wyrzucam to, nie przeterminowane, zapisuję to, co się skończyło.
Proste? Proste. Choć dopiero, jak to zapisałam, uświadomiłam sobie, jak dużo rzeczy robię w domu. Ale to tylko tak wygląda, bo jeśli się zorganizuję, to naprawdę szybko można się ze wszystkim uporać. Staram się pamiętać o kilku zasadach:
– nigdy nie chodzić „na pusto”, czyli nie kręcić się jak kot z pęcherzem. Jeśli idę do łazienki po jakąś rzecz, staram się albo coś do niej zanieść, albo coś jeszcze, co może mi się przydać, przynieść.
– w jednym miejscu zrobić jak najwięcej rzeczy, czyli jeśli wycieram blaty i zdejmuję z nich rzeczy na postawiony obok stołek, to od razu przecieram te rzeczy, a przy okazji płytki nad kuchenką, kran itp.
– nie przerywać, czyli jeśli zmywam naczynia [patelni, noży, plastików, drewna i większych garnków w zmywarce nie zmywam], to nie przerwę tego, żeby na przykład podać coś Kosmykowi, odebrać telefon, odpisać na fejsie czy cokolwiek innego. Zaczęłam to skończę.
Najważniejsza jest współpraca!
Oczywiście to nie jest tak, że zawsze i wszystko robię sama [wszystko jedynie wtedy, gdy Chłop musi wyjechać na poligon czy jakąś uroczystość, czasem wyjeżdża na miesiąc, czasem na tydzień, czasem na kilka dni]. Aktywnie do pomocy zapraszam Kosmyka [„Jak wykorzystać trzylatka”] i kiedy ja myję górne fronty szafek, on zmywa dolne, regularnie proszę go o przetarcie zlewu czy klamek, coraz rzadziej muszę poprawiać jego próby odkurzania, a odkładanie na miejsce zabawek nie jest problemem, tym bardziej, że mamy praktyczne, spore kosze na zabawki. Jego domeną są też codzienne spacery z Korą i Chłopem, a sam Chłop zazwyczaj pali w piecu, pomaga przy gruntownych porządkach, rozładowuje zmywarkę, jeździ po większe zakupy, dba o drewno na opał i załatwia wszystkie sprawy na mieście, pomaga przy rozwieszaniu prania/odkurzaniu, a do tego zajmuje się dziećmi, kiedy ja piszę.
PS. Kiedyś drukowałam sobie plany, rysowałam i inne takie, teraz mój plan wisi na tablicy w korytarzu [heh, tablicę zrobiłam z lustra, które miałam w pięknej ramie, ale się stłukło przy przeprowadzce, rama została i w ten oto sposób mam porządną tablicę na kartki, której nie wydrapie Kosmyk].
Dla przerażonychPsssst… czasem sobie jeden dzień odpuszczam 😀
Przeczytałem mnóstwo książek edukacyjnych nt. organizacji czasu oraz pracy, ale ten post pomógł mi najbardziej. Czasem proste sposoby są najlepsze 🙂
Świetny blog i poradnik, który w skrócie przedstawia jak należy postępować by pracę związane ze sprzątaniem przynosiły oczekiwane efekty. Ja do sprzątania generalnie używam chemie niemiecką, która w porównaniu do naszej jest zdecydowanie lepsza. Czy Wy też tak uważacie?
Robię sobie listy zadań na cały tydzień i staram się codziennie odhaczyć choć jeden punkt. Przy 3-miesięcznym niemowlaku to nie jest łatwe… Pomaga mi chusta i gondola z wózka, która ma funkcję leżaczka 🙂 A siebie i blog ogarniam, kiedy małe śpi. Bo bywają dni, kiedy jest nieodkładalne – wtedy dom zarastałby pajęczyną, a tak zarasta tylko blog, więc mniejsze zło 😉
Polecam skreslenie z listy scielenie lozek a to dlaczego. „Przeciętne łóżko domem dla około 1,5 miliona roztoczy. Roztocza mają mniej niż milimetr długości, żywią się resztkami złuszczonego ludzkiego naskórka, a same produkują silne alergeny, które wdychamy przebywając w pościeli. Ciepło i wilgoć jakie zwykle panują pod ciepłą kołderką są dla roztoczy idealnymi warunkami dla rozwoju. Zabieg tak prosty jak pozostawienie nie zasłanej pościeli w naszym łóżku może znacznie zredukować ilość roztoczy – poprzez wywietrzenie wilgoci z pościeli i materaca, zmieniamy warunki rozwoju roztoczy na niekorzystne – w suchych warunkach roztocza umierają.”
Ale to nie oznacza pozostawiania niezaścielonego łóżka na cały dzień – wystarczy wstać, otworzyć okno w sypialni i wrócić po śniadaniu 🙂 Oraz przebierać często pościel, prać koce i kołdry, mrozić/prać materac.
a jakies pomysly na organizacje pracy dla Mamy pracujacej na etacie?? Ja juz mam wywalone na sprzatanie w tygodniu – tak szczerze. wole z Mlodym isc na spacer, pobudowac z Lego albo sie po prostu pobyczyc. ale wtedy trace jeden dzie w weekend. Masz jakies „cud sposoby” dla mam na etacie? 🙂
Naczytałam się, naczytałam i czuję się, jakbym sama posprzątała 🙂 Swoją drogą zobaczysz, jak Ci się wszystko dobrze zorganizuje, gdy dzieci podrosną i zaczniesz robotę rozdawać 😉
Ze sprzątaniem mam podobnie. Lepiej po trochu codziennie, niż później wszystko na raz. Ale tak a propos planowania, to ja np. wczoraj miałam bardzo ładny plan – miałam pisać tekst, miałam odpowiadać na maile, miałam pisać maile w różnych sprawach i… wyłączyli mi internet. Najwyraźniej stare dość rasistowskie przysłowie – jak Żyd do tańca, to muzyka sr.ć – niesie ze sobą trochę prawdy:) Pozdrawiam i oby jak najwięcej planów dało się jednak zrealizować 🙂
Cieszę się, że wzór harmonogramu do druku i Tobie się przydał 🙂
O matko, Matko, co robisz z Adasiem podczas sprzątania? Mój synek ma 5 tygodni (do tego córa 2,5 i dwa koty) i albo go karmię, albo przewijam, albo mamy zabawę w bujanie, bo wzdęcie, albo mu się nudzi i nie chce leżeć sam… Pomijam już moje niewyspanie, które zamienia mnie w zombie. W poniedziałek zmienilam sobie prześcieradło, które leżało od miesiąca i bałam się, ze samo zejdzie z łóżka – to taki symbol tego, jak bardzo się posypał standard porządkowy w moim domu ostatnio.
5 tygodni? Daaaj seee spokój i zalegaj z dzieckiem! Porządek później, ewentualnie zagoń chłopa. Ja do swojego rytmu sprzątania wróciłam po jakichś dwóch miesiącach od porodu, a i to dlatego, że Adaś wyjątkowo spokojny i wsadzam go w bujaczek, żeby mnie cały czas widział i sprzątajac gadam do niego, macham ręką [przy sprzątaniu normalne] albo śpiewam 🙂 Ale to na przyszłość, bo na razie się bałaganem nie przejmuj!
mam dwuletnią córkę i nic w moim zdezorganizowanym życiu się nie zmieniło. mam wolny zawód, wiec pracuje po nocach. Rano nie jestem w stanie zwlec sie z łóżka więc biorę ją do siebie i sie uwala na mnie tak przez godzinę. ide sie myc i zabieram ja do łazienki do mojej szuflady, kątem oka obserwując czy nie zmienia obiektu zainteresowania. Potem okazuje się, ze jest juz po terminie szczepienia i, że nie ma mleka na dziś. Gdzie ja to przeoczyłam? Małą ma pokój na drugim piętrze, zdarza sie, że biegam i pięc razy pod rząd! Ale za to nogi jakie! Bo posmarować buzie, bo czapeczka, bo soczek na gorze został itp. Zwierząt nie mam i mieć nie będę, pranie robię raz na tydzien (ok mamy sporo ciuchów), ale zdarza się, że małej zabraknie czegoś, więc wtedy robi sie przebieranka ( np spodnie do sukienki). Kupuję jej ubrania nie wymagające prasowania, sobie z resztą też. Idziemy na spacer to tą aptekę załatwię z mlekiem, a pediadra dziś już nie przyjmie na szczepienie…w lodówce pusto…ok to dziś na obiad makaron z sosem pomidorowym. Listy zakupów nie robię. Kupię po drodze kurczaka i warzywa to mała na jutro będzie na obiad miała. O sobie już w ogóle nie myślę, ja wypije sok marchwiowy na obiad. O, skonczył sie? To może popracuję jak mała zasnęła. Budzi się, dostaje podwieczorek (dobrze ze chociaż maliny z kasza jaglaną są). Chodź pobiegamy po ogrodzie! Jest super, wracamy i mała idzie się kąpać. I tu następuje szczyt mojej organizacji: Przygotowuje jej mleko jak siedzi w wannie ( ma małą plastikową, w którą już sie ledwo mieści) . Idzie spać wcześnie , a ja do roboty…
PS. Jak mi się marzy zmywarka…. 🙁
Koniecznie muszę sporządzić sobie taki plan! Obecnie moje mieszkanie to jeden wielki chaaaaaooooos!
W 100% zgadzam się z Twoim Tatą, a dodatkowo jako matkę dwójki już mnie nie dziwi codzienne pranie 😉 A poza tym to ja też jestem leniem i dlatego wszystko planuję i organizuję. No i jeszcze lubię outsourcing, ale z tym na wsi (tudzież w lesie) może być gorzej…
Uf… jak to dobrze, że nie tylko ja codziennie piorę 🙂
Tez piorę codziennie przy dwójce, czasem co 2 dni 🙂 nie wiem skąd te rzeczy sie ciagle biorą 🙂
Mnie przeraża co piszecie – przy jednym dziecku piorę właściwie codziennie pomimo pralki z ponad standardowym bębnem, więc co będzie przy dwójce?