Relacjonuję czasami moje ogrodnicze wpadki i wypadki, radość z obornika, przygody z korzeniem i euforię z samodzielnie zrobionych donic i z racji tego też dostaję pytania – jak zacząć, od czego, czy jest sens teraz, czy może później? A co jeśli mi nie wyjdzie, a co jeśli jest za późno, za wcześnie lub wręcz czas jest idealny, ale ja nie jestem przygotowana? Czy warto założyć ogród teraz, za tydzień, za miesiąc? I od czego zacząć?
Wpis powstał dzięki współpracy z Panią Swojego Czasu.
Pamiętam taki wpis mojej czytelniczki na grupie Wiejskich Matek, w którym pytała, czy jest sens w czerwcu cokolwiek siać, bo teściowa ją zniechęciła słowami, że „teraz to ci nic nie wyrośnie”. Ja swoje pierwsze donice zrobiłam pod koniec maja. I wyrosło. Wyrosło w opór. Gdybym wiedziała, jak wielkie plony zbiorę z moich permakulturowych donic, podeszłabym do tego zupełnie inaczej. Ale teraz jestem trochę bogatsza w doświadczenia, więc postanowiłam zaprezentować mój system planowania ogrodu, dzięki któremu w przyszłym roku, mam nadzieję, zbierzemy takie plony, że cała rodzina będzie je taczkami nam z działki wywozić. A który z pewnością pomoże każdemu, kto zaczyna lub chce zacząć swoją przygodę z ogrodem. Chce, ale się boi.
Już teraz możesz zacząć projektować swój ogród
I w zasadzie każdy, kto próbuje cię przekonać, że jest za wcześnie/za późno być może chce dobrze [obawia się twojego rozczarowania zapewne], ale… się myli. Ogród nie żyje tylko w wakacje. Ogród można zacząć planować o każdej porze roku. I nawet jeśli jesień jest najlepszą porą roku, to hej – ja swój ogród planowałam w czerwcu! Bo to w czerwcu powstały projekty kolejnych ośmiu donic! Plan na wał permakulturowy powstał w sierpniu! A we wrześniu zaplanowałam ewentualną szklarnię, na którą porywa się Chłop i jeśli wyjdzie – będzie sztosem. I jasne – ciężko spodziewać się, że wysiane w sierpniu pomidory dadzą owoce, ale koperek? Pietruszka? Szpinak? Sałata? Rzodkiewki? Ja jeszcze nie wsadziłam czosnku – to mnie dopiero czeka, więc jeśli chcesz zacząć – kup czosnek od rolnika i wsadzaj go do ziemi. Próbuj. Kombinuj. Nie musisz mieć ogromnych plonów, jedno opanowane warzywo to już krok do przodu.
Mała rzecz, która pomoże ci przygotować się do pierwszych siewów – planowanie na papierze
Pierwsze moje eksperymentalne grządki powstały totalnie z czapy. Jedyne moje doświadczenie z sianiem czegokolwiek, to były wyhodowane na balkonie w Warszawie lobelie i aksamitki. I z taką wiedzą porwałam się z motyką na moje mazurskie zagony. Bez planu, bez wiedzy, bez niczego. Na zasadzie – czego nie ma, to dosypię, co przeszkadza, to wyrwę. Bo jakoś tak miałam wpojone, że z naturą trzeba walczyć. Dopiero permakultura pokazała mi, że z naturą trzeba współpracować. I tak któregoś dnia wyszłam sobie z karteczką przed dom i moimi koślawymi rysunkami [nie pokażę tego, bo naprawdę beznadziejnie rysuję] zarysowałam sobie plan mojego podwórka. Zaznaczyłam drzewa iglaste, pod którymi jest bardziej kwaśna ziemia, zaznaczyłam punkty wody, zaznaczyłam kierunki świata, krzewy, las, a nawet gdzie mi się zdarza autem parkować i w ten sposób wyznaczyłam plan swojego ogrodu warzywnego – w otulinie, na polu, między odgradzającymi od drogi i wiatru gęstymi krzewami, a lasem, w miejscu, gdzie słońce najdłużej świeci, ale też jego najbardziej palące promienie zasłoni po południu las, tam, gdzie blisko mam do kranu z wodą i w miejscu, które widzę bez problemu z okna. Wiedziałam też, że przy moim niewidomym psie, jedyną opcją będą podwyższone grządki.
Kiedy powstały pierwsze dwie permakulturowe grządki popełniłam błąd początkującego – nie zapisałam na papierze, co gdzie posiałam, nie zaplanowałam tego. Miałam jakieś tam niby plakietki, które powyrywały mi dzieci [albo poprzestawiały, więc zupełnie nieświadomie wyrwałam sobie cały rządek młodego szpinaku, bo nijak mi nie przypominał pietruszki, która miała rosnąć w tym miejscu]. A na koniec w tej grządce wyrosły mi pomidory – samosiejki z kompostu. No, jak wyrwałam szpinak, to coś musiało na jego miejsce wyrosnąć. Kolejne więc grządki, które powstały, rozplanowałam tak, jak i tobie radzę. Na papierze.
Tak jak powinnam na początku narysować sobie pierwszą grządkę i zaznaczyć, co w niej sieję, tak teraz rozrysowałam sobie cały ogród. Donice ponumerowałam w kolejności powstawania [bo ma to znaczenie, te z numerami od 6 do 10 nie są jeszcze skończone i nie będą się nadawały do marchewki czy pietruszki].
Planuję w dżunglowym zestawie do planowania od Pani Swojego Czasu. Mam w nim przecudne przekładki i naklejki, które pomogły mi zrobić plan ogrodu i stworzyć cały zestaw do zaplanowania tego, co chcę mieć w ogrodzie na przyszły rok. A od tego, co będę chcieć w ogrodzie, zależy to, ile materiałów muszę nazbierać – biorąc pod uwagę mrozy, mam na to tylko kilka tygodni! [planuję ogród permakulturowy – o tym, czemu budowa takich grządek wymaga różnych materiałów, napiszę w kolejnym wpisie].
Coś, co powinien mieć każdy początkujący ogrodnik – zestawienie, co z czym siać i co z czym może rosnąć. Ja sobie ostatecznie wydrukowałam i wkleiłam do segregatora, bo ja mam tak, że pojedyncze kartki gubię, robienie im zdjęć nie daje efektu, bo potem szukam ich w galerii – muszę mieć wszystko w jednym miejscu, żeby nie szukać w panice.
Do rozplanowania, gdzie, co będzie rosnąć i którą donicę najpierw obsiewać, posłużyły mi Karteczki Pełne Czasu. Są elektrostatyczne, więc przylegają do praktycznie każdej powierzchni, również kartki. Nie opadają tak szybko i dzięki temu, że nie mają kleju, nie brudzą mi kartek, mogę nimi przesuwać po planie ogrodu, jak chcę i dopasować, co z czym, gdzie i kiedy oraz, czy wszystko do siebie pasuje [mając na uwadze też płodozmian – czyli, co najlepiej rośnie po jakiej roślinie].
Jeśli zaczynasz – płodozmian cię na razie nie interesuje. Ale jeśli zaczynasz i chcesz kontynuować, to zapisanie, co gdzie rosło przyda ci się w przyszłości. Możesz mnie bić – nie powiem, co rosło dokładnie w mojej pierwszej donicy: nie pamiętam wszystkiego. Pamiętam tylko te pomidory, którym pozwoliłam się rozrosnąć, bo już miesiąc po siewie zapomniałam, czego mam się w tej donicy spodziewać. I pomidory stłumiły mi plony, na które liczyłam najbardziej. Moim planem, kiedy już zdecyduję, co i gdzie posieję, jest rozpisanie w planerze wszystkiego ładnie i pięknie oraz zanotowanie, którego roku dotyczy. Planowanie rozmieszczenia roślin w kolejnych latach będzie o niebo łatwiejsze, kiedy zrealizowane plany będę miała w jednym miejscu.
Karteczki Pełne Czasu są o tyle przydatne, że mogę zmieniać ich położenie bez brudzenia kartki i mazania po niej. Wersji ostatecznej mogę zrobić zdjęcie lub zapisać, ale wersja ostateczna powstaje w bólach, bo cukinia lubi się z czosnkiem, ale gryzie się z cebulą. Cebula zaś lubi marchew. Marchew zaś lubi cukinię. Trzeba trochę pokombinować, nawet jeśli planujesz tylko kilka podstawowych warzyw na początek. I naprawdę warto to przemyśleć i przećwiczyć. Zapisać. Notować w trakcie rośnięcie – co i jak wykiełkowało. Mniej będzie strat, więcej plonów w przyszłości i więcej radości.
A tu wyżej moje zapiski wstępne, zanim wpadłam na pomysł pocięcia karteczek i dopasowywania ich do donic. Tak też można, tym bardziej że przez żółte Karteczki Pełne Czasu widać zarys donic i można na nich zapisać jakie przedplony i poplony się planuje. [przedplony to coś, co siejemy na początku i co przygotowuje nam ziemię na plon właściwy, a poplony to coś, co siejemy po plonie właściwym].
Co mogę poradzić początkującym ogrodnikom?
- Planowanie na papierze. Rozpisanie i zaplanowanie tego, gdzie, co, kiedy i jak posadzić. To jest połowa sukcesu, bo co wyrośnie, to wyrośnie, ale jak ty będziesz wiedzieć, co i gdzie ci wyrosło, a co nie, to jesteś dalej niż bliżej. Moim największym błędem na samym początku przygody z naszą „farmą” była wiara, że wszystko zapamiętam, bo mam tylko dwie donice. A gdzie tam! Pokiełbasiło mi się wszystko, a króliki nażarły się masy młodego szpinaku ; ) Przy kolejnych donicach byłam mądrzejsza. Skorzystałam trochę z uprawy współrzędnej, zrobiłam szkic ogrodu i konsekwentnie zapisywałam, co gdzie posiałam. W moim ogrodowym planerze. Tabliczki mogą wypaść, przesunąć się, karteczki wsunięte w ziemię zmoknąć, patyczki połamać, ja preferuję dodatkowe zapisanie co i gdzie posiałam w jednym, przeznaczonym tylko do tego i łatwym do znalezienia planerze.
- Nie szarżowanie ze wszystkimi możliwymi warzywami. Moim wielkim błędem kilka lat temu przy podejściu do ogrodu była… pazerność. Chciałam mieć wszystko. I wszystko siałam, a potem łapałam się za głowę i odpuszczałam, bo tu mi nic nie wyrosło [a nie pamiętałam, co nie wyrosło], tam wyrosło za bardzo i stłumiło inne, a to inne by wyrosło, jakbym posiała mniej. Do nauki nie potrzebujesz całego ogrodu, wystarczy trochę. Jedna, dwie grządki. Szerokie na rozstaw ramion, żeby łatwiej ci było wyrywać chwasty lub zbierać plony i nie za długa, żeby łatwo ci było ją okrążać. A jak ci wyjdzie – to co roku możesz trochę poletko poszerzać.
- Zaplanowanie sadzenia. Moim największym problemem w planowaniu ogrodu jest ogarnięcie, co i kiedy siać. Gubię się w tym i nie mam tego zegara i kalkulatora w głowie, jaki ma moja koleżanka, która w nocy o północy powie mi, że cukinia obok cebuli to nie bardzo, a czosnek to w październiku wsadzaj do ziemi, a nie w połowie kwietnia. Ja zapominam o takich rzeczach, więc je zapisuję. Jak krowie na krowie wydrukowałam sobie tabelkę i trzymam w moim planerze, rozpisałam, co i w którym miesiącu siać i to wszystko mam pod ręką w jednym miejscu, kiedy siadam zaplanować ogród. Do grudnia daję sobie czas, żeby jeszcze ładnie rozpisać jeszcze uprawę współrzędną i płodozmian.
- Nie przejmowanie się malkontentami i wszystkimi, którzy wątpią, że ci się uda. Nawet jeśli robią to w dobrej wierze, nie potrzebujesz zniechęcania, potrzebujesz motywacji i dobrej energii. Tylko z wiarą, że ci się uda, znajdziesz czas, żeby poczytać o tym, jaką ziemię lubi marchewka i czemu tak trudno wyhodować pietruszkę.
- Nie bój się zaczynać. Zaplanuj już teraz, nastaw się, że ci się uda. Luty już za chwilę, a w lutym możesz spokojnie zacząć pierwsze próby sadzenia w rozsadnikach [takich małych pojemnikach]. Nie wyjdą? Masz jeszcze marzec i kwiecień. Nie wyjdzie? Spokojnie – jest jeszcze czerwiec. A z fasolą szparagową spokojnie możesz jechać i w lipcu. Mi wyrosła na totalnym piachu pod płotem [wsadzona przez chłopców].
- Spróbuj permakultury… a nie. O tym za chwilę. W następnym wpisie. Bo będzie obszerny. Jeśli nie możesz się doczekasz, już dziś szykuj kartony, liście, słomę, siano, trawę i ogarniaj obornik.
Pamiętam, że moim pierwszym wrogiem w ogrodniczej przygodzie była… ekscytacja. Chciałam za dużo, za szybko, wszystko na raz, garściami. Potem moim wrogiem stał się strach… strach, który wynikał z faktu, że coś tam wiedziałam, ale nie do końca – typowe dla ucznia przed egzaminem, który trochę się uczył, ale obejrzał przy tym dwa sezony serialu i do końca jednak swojej wiedzy nie ufa. Potem moim wrogiem była chaotyczność. Już coś wiedziałam, nauczyłam się, ale gubiło mnie niezorganizowanie. Teraz nie mam wrogów. Teraz współpracuję. Planuję tak, by nie przeszkadzać za przyrodzie, to, co jej zabieram oddaję, chcę działać tak, żeby jak najmniej szkodzić środowisku. I planuję tak, żeby nie stać potem nad grządką i nie zastanawiać się, czy wyrywam szpinak czy pietruszkę 😉
Wpis powstał dzięki współpracy z Panią Swojego Czasu.