Czasami dostaję od Was maile, a każdy z tych maili poprawia mi humor na cały dzień. I dość często pojawia się tam pytanie, jak ja właściwie spędzam dzień, jak udaje mi się pogodzić to, co robię i to, że bloguję z tym, że lata mi koło mi nogi mały Kosmyk. Pomyślałam, że akurat na weekend przyda się taki wakacyjny post o tym, jak wygląda dzień matki w środku mazurskiego sezonu.
Ci, co czytają mnie od jakiegoś czasu, wiedzą jak czasami zimą cierpiałam, bo często nawet przez miesiąc nie było możliwości odwiedzenia głupiego kiosku z gazetami. I tak cały styczeń przesiedziałam w chałupie, raz dziennie wytykając nos i sanki na spacer po lesie z Kosmykiem.
Jeśli myślicie, że z początkiem lata ten problem znika… jesteście w błędzie. Ostatni raz byłam w mieście jakieś półtora tygodnia temu. I to na pół godziny odwiedzić miejsce, którego chłop nie potrafi kompletnie ogarnąć [ciuchland].
Na szczęście plusem wakacyjnych Mazur są turyści, goście i wszyscy ci, co zjeżdżają tu do swoich domków letniskowych – dzięki nim nie jest tu nudno nawet w najbardziej pochmurny dzień. I mimo że zazwyczaj nie potrafię się nudzić, to nawet gdybym potrafiła, w wakacje nie miałabym na to ani jednej szansy.
Koło ósmej rano budzi nas zazwyczaj gromkie „mama! kaka! am am! koko! buu” Kosmyka, który żąda przebrania, jedzenia, zabawy i chce to wszystko już teraz, zaraz, więc rodzice niby w pijackim widzie [efekt niedoboru kofeiny w organizmie] starają się jak najszybciej zaspokoić potrzeby synka, żeby swym rykiem nie pobudził stacjonujących w pensjonacie gości. Napisałam „rodzice”, bo chłop obecnie zażywa urlopu, ale kiedy chłopa nie ma, to cały ciężar oporządzenia dziecka spoczywa na matce. Niestety.
Ale – jeśli wśród gości trafi się matka z dzieckiem mniej więcej w wieku Kosmyka, to jest z kim przynajmniej pogadać i podzielić się trudami matczynej opieki. Wygląda to mniej więcej tak:
– Jak dziś twój spał? Nie bij go!
– Dobrze! Ty też go nie bij, Kosmyku! A jadł już śniadanie? Nie stołkiem w głowę!
– Zaraz zje… klockiem mamę rzucasz?
– Dziś naleśniki! To nie jest dobry pomysł rzucać w kolegę ciężarówką, Kosmyku! Co dziś planujecie?
– Wejść koledze na plecy i tłuc go kosiarką! Bardzo nieładnie syneczku!
– Tak, doskonały pomysł, Kosmyku, delikatnie chłopczyka za rączkę i… nie wykręcaj mu rączki! To boli!
[no dobra, trochę przesadzam, Kosmyk jest rano trochę grzeczniejszy i z chęcią czyta książeczki, koloruje malowanki i układa klocki]
Kiedy część gości już spożyje, możemy władować się do kuchni i zjeść drugie śniadanko Kosmyka i pierwsze śniadanko mamy. Najczęściej jednak ja rezygnuję ze swojego posiłku i kiedy synek grzecznie je [Kosmyk grzecznie je!], ja wchodzę na blog i sprawdzam maile. Śniadanie jem w biegu, pomiędzy przekazaniem Kosmyka tatusiowi [drzemka!] a moimi zwykłymi obowiązkami, czyli sprzątaniem pokoi, myciem podłóg, ogarnięciem łazienek i pomocą w zaplanowaniu dnia gościom. Na szczęście nie każdego dnia goście opuszczają nasz pensjonat, dzięki temu popołudniową drzemkę Kosmyka mogę przeznaczyć na napisanie kilku słów i ogarnięcie naszej sypialni.
To wszystko aż do wieczornej kąpieli, ale jedynie wtedy, gdy mam przygotowany dla Was tekst. Jeśli nie udało mi się go napisać poprzedniego dnia lub podczas popołudniowej drzemki, staram się wygospodarować chwilę koło 18, 19 – wtedy zazwyczaj mam do dyspozycji chłopa, który albo wrócił już z pracy, albo skończył krzątanie się w porcie. Czasami też wyręczam się babcią.
Kiedy już wykąpiemy i uśpimy Kosmyka, najpierw czuję znaną Wam ULGĘ, potem zerkam jeszcze raz na wpis, który automat jakiś czas temu opublikował i staram się jak najbardziej wyciszyć, żeby znaleźć siły na napisanie chociaż jednego nadprogramowego tekstu na przyszłość. Nie zawsze to wychodzi. Szczególnie wtedy, kiedy jadę na DNI MIKOŁAJEK albo gram w TABU.
Niewątpliwie wieczór to moja ulubiona pora dnia. Mogę patrzeć się na śpiącego Kosmyka i nie musieć go zabawiać, chronić, karmić i przewijać 🙂
A jaka jest wasza ulubiona pora dnia?
mazuryyy czasem nie chciałabym mieszkać na mazurach i chciałabym mieszkać w mieście hmm dobrze ze te chwile są żadkością mazury sa fajne 🙂
Ja również uwielbiam wieczór bo wtedy całe pokaźne stadko (Wiktoria 5 lat, Lena 15 miesięcy, pies Danzi 4 miesiące, Pan Kot około 7 miesięcy i mąż) śpi, a ja mogę po prostu usiąść 🙂 bo w ciągu dnia odganiam pasa od kota córki od nich jak już przeginają z "pieszczotami" a to im się często zdarza wszystkie możliwe posiłki i między-posiłki a jest ich trochę bo Lena ma brzucho bez dna,
Ja również uwielbiam wieczór bo wtedy całe pokaźne stadko (Wiktoria 5 lat, Lena 15 miesięcy, pies Danzi 4 miesiące, Pan Kot około 7 miesięcy i mąż) śpi, a ja mogę po prostu usiąść 🙂 bo w ciągu dnia odganiam pasa od kota córki od nich jak już przeginają z "pieszczotami" a to im się często zdarza wszystkie możliwe posiłki i między-posiłki a jest ich trochę bo Lena ma brzucho bez dna,
Czytam Twojego bloga od samego początku-uwielbiam go i zawsze z niecierpliwością czekam na kolejny wpis:)Ciekawie sobie żyjecie i w przepięknej scenerii:)A ja nie napisze nic zaskakującego,bo też lubię wieczór,kiedy córcia już śpi,ale lubię też wspólne spacery i zabawy na powietrzu:)Pozdrawiam
hmm, lato na mazurach, tak dawno nie byłam….<br />zdecydowanie moment, kiedy ślubny wraca do domu i pewnie tak zostanie też po urodzeniu synka 😉
Zawsze czekam na wieczor kiedy ogarne wszystko pokapie dzieci poloze spac. Klade sie i … czytam bloga "Matka jest……" uwielbiam ten moment I czsem zaluje tylko ze nie piszesz 2×dziennie rano o KOSMYKU wieczorem o CHLOPIE bo jak juz przeczytam to przypominam sobie o zabawkach[ze nie sa na miejscu i praniu co o prasowanie prosi.
Aż się przestanę na chłopa gniewać chyba, że urwał klapę w samochodzie, tak mi humor poprawiłaś 🙂
Zazdroszczę podlewania kwiatów, jezior, przyrody wokoło:)Na pewno nie zawsze jest łatwo, ale pięknie za to. <br />
Moją ulubioną porą dnia, jest każda, kiedy dzieci śpią :)<br />a tak poważnie – również wieczorem oddycham z ulgą i ładuję baterie na noc i kolejny dzień 🙂
Moją ulubioną porą też jest wieczór,kiedy dzieci już śpią ;)<br />m.z.
Podziwiam!Chciałabym wiedzieć skąd bierzesz siły.Masz na to jakiś "złoty środek"?
Siły? Ja myślałam, że opisałam w miarę lekki dzień 🙂
A kto gotuję obiad? 🙂
Jak jeszcze nie było Kosmyka, i nawet w poprzednim sezonie, jak był mniejszy, pomagałam z siostrą mamie mojej [ona gotuje, bo gościom też obiady robimy] przy wszystkich posiłkach. Teraz, kiedy muszę mieć na oku Kosmyka, jestem wyłączona z pomagania przy posiłkach, jedynie sprzątam pokoje, a ponieważ siostra nie przyjechała w tym sezonie pomagać, mamy kochaną Iwonkę, która pomaga mamie przy
zdeterminowana jesteś do tego blogowania – ja się cieszę 🙂
A ja właśnie dzisiaj się zastanawiałam jak Ty to wszystko ogarniasz! Podziwiam i zazdroszczę Babci i Dziadka co chwilę zajmą się Kosmykiem – ja nie mam tego pomimo, że mieszkają tuż obok. <br />Monika
Ta rozmowa z drugą mamą hehe nie ma to jak podzielność uwagi :)<br />Co do mojego dnia to teraz jest tak, że mam córkę cały dzień na głowie do tego dom, podwórko i pomagam mężowi w pracy (pracę mamy przy domu).<br />Jeszcze miesiąc temu mieliśmy więcej czasu dla siebie i mąż mi pomagał przy dziecku, a teraz praca zajmuje mojemu mężnemu cały dzień (zalety własnej działalności). Pomagają nam moi
Oh podziwiam Cię, naprawdę.<br />Co do pory dnia, to nie mam konkretnej ulubionej.<br />Teraz trochę dopasowałam się do rytmu dnia Narzeczonego bo on pracuje, a ja mam ''przysłowiowe wakacje''. Lubię jednak teraz latem wieczory bo i słońce przestaje tak szaleć i jakoś tak fajnie jest i coraz bliżej do powrotu Narzeczonego z pracy, więc i ten pozytywny aspekt sie ujawnia:).<br /><