Odwiedziła mnie ostatnio koleżanka, z którą ani się mocno nie przyjaźniłam, ani szczególnie jej nie znałam. Odwiedziła w trakcie mojej zabawy z Kosmykiem w puszczanie baniek. Ja puszczałam, a Kosmyk z miotłą nadzorował tempo i pohukiwał strasznie. A ona ot tak przyjechała, bo skojarzyła nazwę wsi z moją osobą. Pierwsze, co zobaczyła, to oczywiście Kosmyka z miotłą, który, zanim jeszcze panna wysiadła z samochodu, zrobił jej uprzejme „pa pa”.
Myślicie, że się obraziła? A skąd! Zachwycona wykrzyknęła głośno:
– O, jakie śliczne dziecko! Twoje?
– Yhy – mruknęłam, bo kątem oka już widziałam, jak Kosmyk zbliża się do ukochanych lilii babci, a jednocześnie usiłowałam poprawić na sobie umoczoną w mydlinach bluzkę.
– Jak piękne! Kto by pomyślał, że akurat Ty będziesz mieć takie ładne dziecko! – wykrzyknęła, mierząc surowym wzrokiem kolorowe plamy na moim starym podkoszulku i porównując je ze swoim nienagannie czystym, uprasowanym i wypachnionym ubraniem.
Udałam, że nie słyszę komplementu i pognałam za Kosmykiem, usiłując wyperswadować mu, że co jak co, ale zrywanie lilii babci nie jest dobrym pomysłem. Bezskutecznie, Najwyraźniej chcąc zmyć swoją powitalną wtopę, Kosmyk postanowił zreflektować się lilią, a po drodze wcisnął w łapkę smolinosa.
– Łiiiiii – zapiszczała dawno nie widziana dziewoja – dał mi kwiatka! Lilię mi dał! Jakie dobre dziecko! Jakie dobre! Zjadłabym cię! Zjadła! Amniam, amniam – zagadywała żałośnie, a zachęcony Kosmyk począł znosić jej coraz różniejsze fanty.
Kamyk.
Ślimaka.
Popsutą łopatkę.
Kota, a raczej to, co z kota zostało, czyli sierść.
Kopyto dzika.
I kapsle.
– Oj, jaki grzeczny, jaki grzeczny! Jaki kochany! Po kim to ma? Cudnie musi być się nim zajmować! Cudnie! A jak ładnie ubrany… kto by pomyślał… Chciałabym mieć takiego szkraba…
– Chciałabyś? To se zrób, ale pamiętaj, reklamacji nie przyjmują.
– Oj tam, przesadzasz. Takie słodziaśne toto, ja tam czasami wchodzę na tego twojego blogaska i w ogóle nie rozumiem, jak ty możesz czasami narzekać… No ale ty zawsze byłaś dziwna…
– Tak? A co byś zrobiła, gdyby ci płakał przez cztery godziny, potem płakał przez następne cztery godziny, a potem płakał przez pół nocy?
– No jak to co? Tuliłabym i śpiewała piosenki…
– To byś musiała głośno śpiewać, żeby usłyszał przez swój płacz…Wiesz… do dziecka to trzeba się psychicznie przygotować.
– Ty to zawsze przesadzasz. Przecież opieka nad dzieckiem nie może być aż tak męcząca… Nie rozumiem niektórych matek, co się upominają o miejsce w kolejce albo żalą się, że są niewyspane… Ja to bym specjalnie budziła takie maleństwo, żeby na niego popatrzeć, a i stać w kolejce jest przyjemniej ze słodkim szkrabem… o co tym matkom chodzi? Chciały, to mają! Myślimy z mężem o takim cudownym dzidziusiu, takim słodziaku grzecznym- pitoliła, nie widząc, że Kosmyk właśnie ogołocił rabatkę kwiatków, rozsypał kosz na śmieci, a prawdopodobieństwo wzywania kociego psychologa rośnie z każdą chwilą…
– Naprawdę? Myślicie? – delikatnie zwątpiłam, obserwując, jak Kosmyk chwyta spory kamień i idzie z nim w kierunku samochodu dziadka. Ostatnie otłuczenia na karoserii zamaskowałam szarym lakierem do paznokci, ale lakier się już skończył, więc tylko krzyknęłam słabo – Kosmyku, wróć!
– Oj, przestań, nie ganiaj go, zawsze z ciebie taka dyktatorka była, co on zrobi tym kamieniem? Nic! Chodź kochanie do cioci, zła mamusia, niedobra, chodź słodziaku do cioci! Daj buziaka!
Kosmyk na buziaki łasy, więc trzymając w rękach kamyk, popędził do „cioci”, która wzięła go na ręce i znowu zaczęła pitolić. Buziaki Kosmyk lubi, pitolenie mniej, więc niewiele myśląc wcelował kamieniem prosto w utapirowane ciocine włosy. Wcelował raz. Wcelował drugi. I się popłakał, bo „ciocia” wydarła w bólu swe umalowane wargi.
– Ojej! To boli, niegrzeczny Kosmyk! Jak ty go wychowałaś Aśka? Miałam nadzieję, że nie będzie tak samo wredny jak ty.
– Jaki niegrzeczny? Jaki wredny? Przecież jest taki słodziutki i kochany, a opieka nad nim sprawia mi moc radości czasami! – uśmiechnęłam się, żegnając dawną „koleżankę” i przyglądając się pomarańczowym plamom na jej dupie.
Tak mi się właśnie zdawało, że Kosmyk miał przez chwilę w rączce kwiat smolinosa…
Bardzo z siebie zadowolona kontynuowałam puszczanie baniek i przestało mi przeszkadzać to, że zeźlone moim wolnym tempem puszczania dziecko pohukiwało nade mną i rytmicznie waliło mnie miotłą w głowę.
Zdjęcie: STĄD
Kurka wodna i jak sobie radzić z takim tupetem…<br />Dobrze, że dziecko przynajmniej ogarnięte.
"zła mamusia, niedobra" – moje ulubione.<br /><br />Albo:<br /> – nie, Marcin, nie możesz jeść teraz ciasteczek, bo za moment będzie obiad.<br />Sekundę później zza rogu słyszę przyciszony głos: <br /> – Chodź, chodź, Marcinku, do mnie. Zobacz, co tu dla ciebie mam…. <br /><br />Super logo nowe!<br />
Strach Cię odwiedzić. Nie dość, że dziecko niewychowane to jeszcze człowieka opiszą na blogu ;)<br />Czerw
Ha ha ha 😀 Dokładnie… 😛
Chyba kazda marzyla o slodkim bobasku co ciagle bedzie sie nim zachwycac 😉 <br />Usmialam sie czytajac tefo posta. Karma to sie nazywa. Kosmyk jest karmą 😉
Buahahaha…podobno dzieci najszybciej wyczuwają "fałszywych" ludzi….<br />pzdr "koleżankę"……i życzymy jej "uroczego" bobaska…
Mam nadzieję, że kawy to Ty jej nie zrobiłaś;)
no niezła koleżaneczka, jak bym takiej już do siebie nie wpuściła:)
to bajka o złej czarownicy- kożelanka i dzielnym rycerzu- Kosmyk:)
Wspaniałe zakończenie historii:)
Padłam 😀 Pozytywnie 😀 Fajnie że jesteś wredna, i do tego masz niewychowane dziecko 😀 a gdzie był Chłop, brakuje tu jeszcze jego ciepłych słow 🙂
Kosmyk wie jak walczyć ze złymi mocami;)<br />Kosmyk będzie obrońcą świata;)
Taaaaaaa, mnie też się kiedyś marzył taki spokojny, mały słodki bobasek. No nie mam pojęcia co poszło źle 😉
Nie mam dzieci, ale najwięcej o nich wiem 😉 Brawo dla Kosmyka!
Po rodzinie jechać – to doprawdy nierozsądne i nierozważne!!!(ale mi się archaizm udał) A smolinos trudny do odplamienia jest – szkoda:) Pozdrawiam! KBD :)babcia Kosmy :)matka Damiana
O! Nowy layout, nowe logo! Super! Bardzo ładnie 🙂 A wpis jak zawsze mistrz, uśmiałam się straszliwie xD
O słodki losie naiwnych bezdzietnych ludzi! :D<br /><br />A Podsumowując końcówkę, mogę rzec tylko- Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy 😀
Tak kiedys pokazalam mojej znajomej dzwi bo byla podobnie madra jak twoja, zastanawiam sie czy ty znosilas Goscia do konca czy podziekowalas jej za wizyte. Szkoda ze Kosmyk jej tym kamykiem rozumu nie obil. A co do wychowania to jej rodzice wychodowali a nie wychowali CORECZKE
Rozweselil mnie bardzo ten post:-) Buziak dla slodziaka :-*
tia… sama słodycz, nic tylko chrupać i się napawać…
No słodki, tylko go schrupać! I jak dobrze wychowany za mamą murem stoi 🙂
Post pokazowy do czego może przydać się dziecko – odstraszania nieproszonych gości. Ale przyznaj się – nie podpuszczałaś ty go trochę?
Hahahahaha… Panienka potrzebuje lalki, a nie dziecka:/.
Świetny post :)<br />Zapraszam do mnie w wolnej chwili ;*
kochane dziecko – wiedziało jak uratować mamusię :)<br />pozdrawiam!
Widać Kosmyk telepatycznie wyczuł, co o niej myślisz i przyszedł Ci z odsieczą. Jakie grzeczne dziecko. No słodziak, ja nie rozumiem, o co Ty narzekasz ;p
pozdrawiamy koleżankę 🙂
Ale milutka koleżanka, nie ma co…<br />Niektórzy ludzie albo mają tak ograniczone zasoby inteligencji emocjonalnej, albo są tak głupi…<br /><br />Pozdro z Łodzi!<br />Lasubmersion.blogspot.com
Boshe!!! Kocham Cie miłścią ogromną za tego posta!!! No padam do Twoich stóp :)<br /><br />pozdr do cioci 😀