Kiedy masz koszmarnie pilną rzecz do zrobienia, więc czyścisz łazienkę na błysk i liczysz kamienie przed domem

Znasz to uczucie? Kiedy termin goni termin, deadline goni deadline, telefon dzwoni i wszyscy pytają, kiedy skończysz to, do czego się zobowiązałaś, a ty, jakby nigdy nic, przechodzisz z szorowania kibla do gruntownych porządków w szafie, bo przecież… yolo, masz czas. Znasz? Ja znam za dobrze.

 

Wpis powstał we współpracy z Panią Swojego Czasu 

 

 

Zresztą nie tylko w kwestii deadlinów…

 

Wczoraj uznałam, że jestem tak zmęczona, że nie będę nic robić. Obejrzę film i pójdę wcześniej spać. Usiadłam na kanapie i zaczęłam oglądać. Kompletnie nic nie robiąc. Ale tak nudno się siedzi przy filmie bez herbatki, więc poszłam sobie zrobić. Mój ulubiony kubeczek był brudny, więc go umyłam…

 

Ale jeśli umyłam jeden, to czemu nie resztę?

Domyłam resztę.

Przy okazji wyszorowałam zlew, bo przecież nie zostawię brudnego.

W zlewie był taki garnek, co mi się nigdy do szafki nie mieści.

Uporządkowałam więc szafkę, dokładnie myjąc ją od środka i polerując pięknie ustawione garnki.

W szafce nie wiem, skąd, znalazłam zabawkę z łazienki.

Zaniosłam i z rozbiegu umyłam półkę na zabawki.

Jak na zabawki, to i na kosmetyki.

Jak na kosmetyki, to może od razu zrobię przegląd, czy któreś nie przeterminowane.

A skoro już przeglądam, to wybebeszę też półki pod zlewem.

I zlew umyję.

Jak zlew, to kibel.

Jak wszystko, to czemu mam zapomnieć o prysznicu?

A kafelki?

O drugiej w nocy zorientowałam się starą szczoteczką do zębów Chłopa szoruję fugi przy drzwiach i wściekam się, bo mi sody zabrakło.

 

PROKRASTYNACJA – czyli zaraz się za to zabiorę tylko policzę wszystkie kamienie przed domem

 

Przez kilka lat byłam przekonana, że moja prokrastynacja, którą uprawiałam namiętniej niż sałatę w inspektach, wynika z tego, że po prostu tak mam. Że umiem pracować wyłącznie pod presją czasu i że to taka moja umiejętność, że spinam się dopiero na ostatnią chwilę. Ponadto od lat biczuję siebie bez litości określeniem: leniwa. Choć z ręką na sercu przyznaję, że liczba rzeczy, jakie robię w ciągu dnia – od zajmowania się dziećmi, przez zwierzęta, których trochę mam, po rośliny, maile, wiadomości, grupę itp. jest duża i nawet kiedy „się lenię”, czyli nic nie piszę, mój dzień jest wypełniony po brzegi i trudno po prostu leżeć.

 

Ale też trudno pracować, bo kiedy staje przede mną zadanie trudniejsze, bardziej wymagające, zmuszające niejako do koncentracji – mam tysiąc wymówek, żeby tego nie robić. A to podleję kwiatki, pralka się wyprała, synku, może kanapeczkę, pies chce wyjść, kot chce głaskać, króliki głodne, w piecu napalę, to cieplej będzie, kawkę sobie zrobię, oj zlew pełny…

 

I robię te tysiąc rzeczy, mając z tyłu głowy totalny spokój… zdążę. Dopiero 16. Dopiero 17. Planowałam robić tę rzecz trzy godziny, więc jak zacznę o 20, to zdążę i jeszcze spać przed północą się położę. Oj, 21 już? No nic, jak zasnę o 1, to też się wyśpię. Kurde, już 23, to zaraz się za to zabiorę.

 

 

Dopiero na jednym z webinarów Pani Swojego Czasu „Jak sobie poradzić z wiecznym odkładaniem”  zrozumiałam ten mechanizm mojego odkładania, który, moim zdaniem przypomina trochę uzależnienie kobiety od męża alkoholika. Odkładając i potem spinając się na ostatnią chwilę, dostarczam sobie niesamowitej adrenaliny, do której tak się przyzwyczaiłam, że ciężko mi bez niej funkcjonować i żyć w zdrowej relacji z pracą. Przy większych projektach – takich jak ebook czy książka działanie na ostatnią chwilę jest praktycznie niemożliwe. Nie skończę ebooka o domowym ogrodzie, jeśli zabiorę się za niego w listopadzie. Musze już teraz fotografować i zapisywać na bieżąco, co robię i jaki to przynosi efekt, żeby w październiku mieć gotowy materiał i pokazać, w jaki sposób zacząć uprawiać mały domowy ogródek.

 

To w tym segregatorze Pani Swojego Czasu mam cały plan ebooka i listę zdjęć, jakich potrzebuję do jego stworzenia. Więc moje hobby stało się poniekąd pracą. Oprócz siania i podlewania, muszę pamiętać, co i jak mam sfotografować, żeby umieścić w ebooku.

 

Ja osobiście mam też duży problem z perfekcjonizmem, z którego nigdy nie zdawałam sobie sprawy. Ola zresztą o tym mówi w webinarze „Zrobione jest lepsze od doskonałego” – że perfekcjonizm to nie przeciwieństwo bylejakości jak się uważa. Ja przede wszystkim zawsze uważałam, że nie mogę być perfekcjonistką, skoro wszystko mi się tak często sypie i tyle rzeczy „odwalam”. Tymczasem… oj, jestem. Teraz to widzę, czuję te blokady w sobie, czuję ten strach, kiedy nie podejmuję się zadania, bo z góry wiem, że nie zrobię go tip top. Kilkanaście tekstów wciąż czeka na skończenie, bo, moim zdaniem, nie są takie, jakie powinny być, a powinny być hiper merytoryczne i mega mądre. Mimo że sądzę, że z tekstami już sobie jakoś poradziłam. Puszczam je mimo że czasem mam spore wątpliwości, czy przecinki dobrze stoją. Kiedy robiłam to pierwszy raz, pamiętam, że zamykałam oczy, a ręce mi się trzęsły : )

 

To ten perfekcjonizm mój wewnętrzny sprawia, że wiele rzeczy odkładam. Bo wiem, że nie zrobię ich dobrze, tak jak chcę. Inna sprawa, że czasami zwyczajnie odwalam kitę perfekcjonizmu, czyli wmawiam sobie, że nie napisze niczego w: a) takim bałaganie, b) takim hałasie c) takim komputerze d) takim zimnie [rozpalanie w piecu to 20 minut z życia wyjęte, a ciepło się robi po 40 minutach, które mogę spędzić robiąc wszystko inne, tylko nie pracować.

 

Jednym słowem: wymówki, że muszę mieć idealne warunki do pracy, co jest totalnie nierozumne, bo jak mnie północ zastanie, jestem w stanie pisać w łóżku, z nogą dziecka na głowie i stertą kubków z herbatą porozstawianych gdzie bądź. Ale w dzień… oj w dzień musi być idealnie.

 

W webinarach Pani Swojego Czasu uwielbiam to, że w każdym dostępne są notatki wizualne do pobrania, dzięki którym mogę sobie łatwo w każdej chwili przypomnieć, co Ola mówiła. A do tego dostaje się często karty pracy, na których można pracować sobie w domu 🙂

 

 

Jak przestać sprzątać łazienkę zamiast pracować?

 

W mojej walce z prokrastynacją stosuję kilka sposobów, które ułatwiają mi zabranie się do czegokolwiek. Przede wszystkim, o tym już pisałam w tym tekście, ogarniam sobie krótkie, 15-minutowe zadania. Na przykład mój plan na stworzenie tego tekstu wyglądał następująco:

 

– wymyślić tytuł

– zrobić plan tekstu

– wymyślić pierwsze zdanie

– wpisać plan tekstu do kokpitu

– znaleźć dialog [bo ten dialogo-monolog z początku to mój stary status sprzed trzech lat, kiedy jeszcze PSC nie znałam tak dobrze]

– napisać 3 akapity

– zrobić zdjęcia [zawsze robię zdjęcia w trakcie pisania albo jak mam cały tekst w głowie]

– dopisać dwa akapity

– skończyć

– wysłać gangowi do zerknięcia

– publikacja.

 

Mam problemy ze skupieniem, takie krótkie zadania to nic, jestem w stanie to zrobić. Zazwyczaj też układam to sobie tak, żeby móc wybrać najłatwiejszą rzecz z listy do zrobienia. A kiedy zadanie, takie jak napisanie tekstu, samo w sobie jest rzeczą nie łatwą, rozbijam tę trudność na kilka etapów. Napisanie dwóch akapitów nie jest trudne. Napisanie 12 akapitów jest trudne. Napiszę więc dwa. I zrobię sobie przerwę. Potem kolejne dwa. I tym sposobem za dwie godziny będzie cały tekst.

 

Kolejną sprawą jest moja nagroda. Ja wiem, nie daję dzieciom nagród. Ale pozwalam im samych siebie nagradzać. I sama siebie nagradzam, jak uda mi się coś zrobić. Na przykład, kiedy robię przerwę między pisaniem kolejnych akapitów, patrzę sobie na moje roślinki. Patrzę i patrzę i wiem, że jak skończę pisać tekst – pozwolę sobie na dosianie kilku doniczek. Jako ukoronowanie pracy. Zrobię sobie przyjemność. Nic mnie tak nie cieszy, jak ogród. I nic mnie tak nie odpręża. Planowanie zajęcia, które ci daje satysfakcję, jest takim motywatorem, który napędza do działania. Ja właśnie skończyłam trzeci akapit. Bo samo pisanie o tym, że będę mogła coś nowego wysiać, sprawia, że chcę dobić do końca.

 

 

Ale piszę i piszę i z tyłu głowy mi chodzi, że kilka dni temu miałam publikować tekst… którego ostatecznie nie skończyłam. Nie wyszło mi. Rozproszyłam się. Przyjechał kurier, starszak miał drobne problemy, młodszy, kiedy pisałam, robił sobie paciajki w łazience i zatkał odpływ mąką, co skończyło się zalaniem aż na kuchnię. I trudno. Zdarza się. Porażka to coś, na co muszę być przygotowana. Ten tekst pójdzie w innym terminie i nawet wiem, że pojutrze znajdziesz go na blogu.

 

 

Panika, bo z niczym nie zdążysz

 

Kiedy tak patrzę na to moje uwielbienie do pracy pod presją, to nie patrzę na nie z jakimś żalem czy niechęcią. Z perspektywy czasu – takie paniczne kończenie czegoś, bo mało czasu zostało, miało wpływ nie tylko na moje zdrowie, ale i na ogólną psychikę. Dziś, kiedy zdarzy mi się porażka i kończę coś na ostatnią chwilę, nie jest już mi tak dobrze jak kiedyś. Ale wciąż dobrze mi się pracuje, kiedy czuję tak zwany bacik nad głową. Tylko bacik zamieniłam na nagrodę. Nie pracuję na ostatnią chwilę, żeby się wyrobić z zadaniem. Pracuję, żeby mieć czas na to, co mi sprawia przyjemność. I to zaczynam lubić bardziej. A kiedy mogę pisać o tym, co mi sprawia przyjemność, to już w ogóle nie jest to moją pracą, tylko mam dwa w jednym. Pisanie wpisów ogrodowych to takie moje maksymalne pleasure. Pisanie o tym, jak planuję – również. Bo jestem z siebie mega zadowolona, że mam skończone dwa plany ebooków [jeden wyjdzie przed wakacjami, drugi na początku roku – ten drugi jest rozłożony w czasie], że  w każdym tygodniu odhaczam kolejne rzeczy, które zrobiłam i które są fajne, a najbardziej się cieszę, że za chwilę wiosna i jej przyjścia nie da się za żadne skarby odłożyć w czasie : )

 

 

 

Jeśli interesuje cię temat odkładania, polecam ci jeszcze jeden webinar Pani Swojego Czasu „Zrób to dziś”.  Jak ona ci nagada, to się zaweźmiesz i zrobisz. A jeśli chcesz naprawdę mocno popracować nad prokrastynacją, zrób sobie prezent i kup sobie cały kurs o tym, jak zrobić to dziś. I nie odkładać, tego, czego odłożyć nie można.

 

Wpis powstał we współpracy z Panią Swojego Czasu 

Joanna Jaskółka

Joanna Jaskółka – w Sieci znana jako MatkaTylkoJedna – od dziesięciu lat przybliża życie na wsi i pisze o neuroróżnorodnym rodzicielstwie w duchu bliskości. Autorka książki „Bliżej”.

Wspieraj na Partronite.pl

Możesz wesprzeć moją pracę, dołączając do moich patronek.

Spodobał Ci się mój artykuł?

Możesz wesprzeć moją pracę
i postawić mi wirtualną kawę.

Może Cię też zainteresować...

ADHD U DOROSŁYCH

ADHD u dorosłych – leki jak cukierki i z tego się wyrasta, czyli wszystkie bzdury, jakie słyszałaś

Rzuciliśmy szkołę! (2)

Tydzień na edukacji domowej – jak zorganizowałam chłopcom naukę?

Rzuciliśmy szkołę!

Rzucamy szkołę i przenosimy się do Szkoły w Chmurze [podkast]

0 0 votes
Ocena artykułu
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments