Czytasz mnie od kiedy? Od roku? Dwóch lat? Co o mnie wiesz? Ja sama mogę się tylko domyślać, ale zebrałam kilka faktów, które zaskoczyły moje czytelniczki, z którymi się spotkałam albo moje dziewczyny na grupie Wiejskie Matki. W ogóle polecam czasem robić sobie taki osobisty rachunek sumienia/lubienia/nie lubienia. Człowiek się zaskakuje, jak bardzo się zmienia 🙂 Dwa lata temu ta lista wyglądałaby inaczej, teraz jest trochę lepiej, co daje mi nadzieję, że kiedyś dorosnę i wreszcie będę normalna 😉
1. Nigdy nie lubiłam dzieci.
A najbardziej takich małych, nie mówiących. Nie zachwycałam się niemowlakami, w sumie to małe dzieci mnie irytowały, a w ogóle pierwszym dzieckiem, jakie wzięłam po raz pierwszy w życiu na ręce był… mój syn.
2. Nie lubiłam dzieci, ale najzabawniejsze zdarzenie spotkało mnie, kiedy się dziećmi opiekowałam.
Tak, dorabiałam na drugich studiach jak opiekunka trzylatka i pięciolatki [gdy wracała z przedszkola]. I to właśnie podczas śniadania trzylatek mnie zaskoczył. Rodzina była wegańska, a dzieci wcale nie chciały tego jedzenia jeść i musiałam pilnować, żeby trzylatek zjadł choć trochę na śniadanie. I kiedy jego mama postawiła przed nami talerze i poszła, dziecko nałożyło sobie wielką michę kaszy z warzywami i delikatnie przesunęło na mój talerz. Kiedy spojrzałam na niego zaskoczona, przysunął palec do ust, rozejrzał się, czy mamy nie ma i szepnął do mnie: ciiii…
3. Jestem turystką.
Nie chwalę się tym zbytnio, ale przed polonistyką studiowałam popularny wówczas kierunek hotelarstwo i gastronomia. Marzyłam o polonistyce, ale nie wierzyłam, że mi się uda, a rozsądek podpowiadał, że w hotelarstwie zawsze będzie praca. Myślałam, że mogłabym być rezydentem albo organizatorem wycieczek bądź przewodnikiem chociażby po Mazurach. Szykowałam się na potężną dawkę wiedzy z geografii, którą uwielbiałam i ciekawostki o hotelach, pracy hotelarza, informacjach, których się nie znajdzie w zwykłych książkach. Dostałam statystykę, ekonomię, marketing i cztery godziny zajęć z gotowania na semestr i tylko jeden semestr faktycznie ciekawego przedmiotu o krajoznawstwie. Pracę licencjacką pisałam o etyce w zawodzie hotelarza i to była chyba najbardziej ambitna praca na roku obok: „15 najpopularniejszych kierunków podróży” i „30 ciekawych miejscach w Europie”. Pisząc ją, już składałam papiery na polonistykę na UKSW. Nie interesowało mnie, czy sobie poradzę. Chciałam wreszcie studiować coś, co będzie wymagało więcej pracy, nauki i zaangażowania. No ale fakt. Papiery z hotelarstwa mam i oficjalnie jestem dyplomowaną turystką.
4. Kiedy się denerwuję, gadam jak pokręcona
I to mnie spotkało dopiero po 30. Trochę jest to związane z tym, że o tak wielu rzeczach już pisałam, że podczas rozmowy na żywo najchętniej wysłałabym link do mojego tekstu odnoszącego się do danej sprawy, żeby się nie powtarzać, bo szczerze nudzi mnie powtarzanie 😀 I kiedy się powtarzam, stosuję tak wiele skrótów myślowych, że potem się z nich muszę tłumaczyć, więc albo gadam jak pokręcona, albo milczę, bo chyba już mówiłam, że nie lubię się powtarzać 😀
5. Nie pamiętam dat urodzin.
Nie pamiętam i nie przywiązuje wagi. O moich urodzinach przypominają mi urodziny mojego ojca, o których rozmawiają moja siostra z mamą, a które są dzień przed moimi. W dokumentach do ubezpieczenia wpisałam błędną datę urodzin młodszego syna, o urodzinach Chłopa często przypominam sobie dokładnie w jego urodziny, a o starszaka przypomina mi facebook we wspomnieniach. Nie jestem w stanie zapamiętać, ile dokładnie mam lat i ile dokładnie lat mają moje dzieci 😀 Szczena mi opada, kiedy matki podają wiek dzieci w miesiącach, bo ja z latami mam problem 😀 Mam strasznie olewczy stosunek do wszelkich rocznic, jubileuszów i innych takich uroczystości. Każdego dnia…
6. Cieszę się, że dany dzień przeżyłam bez większych obrażeń
Jestem chaotyczna i nieuważna. Jeśli komuś ma wypaść słoik z rąk – to będę to ja, jeśli ktoś ma wpaść na szklane drzwi – to będę to ja, jeśli po drodze spokojnie przejdzie 1000 osób. to ja będę 1001, która się na niej wywróci, jeśli w środku lasu stoi jedna latarnia – będę tą, która w nią wjedzie. Przytrafiają mi się ciągle takie małe złośliwości losu, których uniknęłabym, gdybym była bardziej uważna i bardziej skupiona. Ale ja mam w głowie setki myśli na minutę, piętnaście interpretacji aktualnego obrazu świata i cały ten mój tok myślowy odrywa mnie od rzeczy istotnych do przeżycia 😀
7. Uwielbiam serial „Przyjaciele”, oglądam „Rolnik szuka żony” i kibicuję parom ze „Ślub od pierwszego wejrzenia”
„Przyjaciół” włączam podczas sprzątania lub wieczorem przed snem, żeby nie przeciążać głowy, czymś czego nie znam i co mnie może wciągnąć za bardzo 🙂 Rolnik i ślub to moje dirty pleasure. Jedyny kontakt z telewizją od dwóch lat, zresztą i tak wyłącznie na laptopie. Kiedyś oglądałam jeszcze „Nasz nowy dom”, ale serwis Ipla to taki syf, że nie mam do niego cierpliwości. Niemniej, kiedy już nasłucham się podcastów i książek, lubię włączyć sobie coś odmóżdżającego lub pograć w Wiedźmina.
8. Nie cierpię ruskich pierogów.
Chcesz, żebym zaczęła wymiotować? Jedz je w mojej obecności.
9. Tłum mnie męczy.
W sumie po godzinie spędzonej w sali lub miejscu pełnym ludzi czuję się już na lekkim rauszu, a po dwóch godzinach mam autentycznego kaca. Wszelkie spotkania rodzinne to dla mnie męczarnia, a po wizycie w galerii handlowej czuję się jak po suto zakrapianym weselu i dwa dni dochodzę do siebie.
10. Czasem dostaję pierdolca.
11. Nie toleruję ubrań „po domu”
Moja mama zawsze, kiedy kupi coś chłopakom nie do końca – na przykład na ciuchach piętnastą bluzę lub spodnie, to mówi, że oj, chłopcy będą mieli po domu. Jakbym ubierała chłopców w domu inaczej niż do szkoły. No nie. Nie umiem tak. Nie mam żadnych ubrań „po domu” i ubieram się tak, żebym mogła wyjść w tym ubraniu do ludzi. Moje dzieci z kolei mają wziąć same ubrania z szafy i same mają się ubrać i nie instruuję ich, w które mogą, a w które nie. Ogromna oszczędność czasu i mniej nerwów, jeśli wybiorą akurat coś na nie po domu lub mega wyjściowe. Inna sprawa, że mój styl zazwyczaj jest określany jako kloszardowo-wiejski. Już na studiach kolega stwierdził, że czasami się ubieram jak kloszard i w sumie może to się zgadzać, bo lubię duże czapy, lubię ogromne szaliki, lubię założyć czerwone kalosze, długą bluzkę i czarny sweter do kolan i nie mam problemu z tym, jak wyglądam, dopóki mi wygodnie. Jeśli mam swój ulubiony ciuch, to chodzę w nim, dopóki da się go ratować, a jeśli coś jest niewygodne, oddaję, sprzedaję, wyrzucam, żeby mi się w szafie nie kisiło. I tak jak się rano ubiorę, tak zazwyczaj chodzę do wieczora, bez względu na to, czy jadę do szkoły, czy do urzędu, czy do sklepu, czy idę pielić ogródek.
12. Nie umiem składać ciuchów.
I co gorsza, uważam to za stratę czasu. Składaniem ubrań w naszym domu zajmuje się Chłop, ja je po prostu segreguję i dbam, żeby nie było ich za dużo, bo jak jest za dużo, to się gniotą i nie mieszczą na wieszaki. Czasem zaceruję parę skarpet czy dziurę w spodniach.
13. Lubię za to robić pranie.
Od kiedy mam suszarkę – tym bardziej. Suszarka bębnowa sprawdza się w zimowe dni, ale latem lubię pranie rozwieszać również na słońcu, mam swój system i zwyczajnie się podczas tego relaksuję 🙂
14. Nie piję alkoholu.
Nie powiem, że w ogóle, ale praktycznie w ogóle. Po prostu. Z jednej strony dlatego, że gdy opiekuję się sama dziećmi, muszę być trzeźwa, jeśli cokolwiek się stanie, a z drugiej, że smak alkoholu przestał mi smakować na drugim roku drugich studiów. Od piwa wręcz zaczęło mnie odrzucać i do dziś nie znoszę jego zapachu. Myślę, że po prostu zaczęłam wówczas siebie trochę bardziej poznawać i zdecydowanie nie lubię siebie pod wpływem. Po alkoholu jestem jeszcze bardziej chaotyczna, jeszcze bardziej nieuważna i do tego jeszcze bardziej krzykliwa i skupiona wyłącznie na sobie, więc jeśli nie chcę pić z tobą alkoholu, to świetnie – znaczy, że lubię z tobą rozmawiać i mi zależy 🙂 Istnieją osoby, które obserwując mnie, wysuwają wniosek, że skoro na trzeźwo zachowuję się, jak zachowuję, to one boją się ze mną pić 🙂
15. Muszę coś zapisać, żeby zapamiętać.
Nie sądzę, żebym miałam pamięć fotograficzną, bo nie jestem w stanie zapamiętać twarzy ludzi. Nazwałabym to pamięcią pisania 😀 Zapisuję w kalendarzu każdy drobiazg, który mam zrobić danego dnia/tygodnia i zaglądam potem w notatki tylko po, żeby zadania odkreślić, bo jedynie po zapisaniu pamiętam, żeby je zrobić 🙂 Tak się zresztą uczyłam na studiach – pisałam. I to niekoniecznie to, co było na wykładzie – wystarczały mi szlaczki, pojedyncze słowa ładnie zapisane albo zamalowanie kratek na kartce. Kiedy pisałam, notowałam, gryzmoliłam, potrafiłam w głowie odtworzyć większość rzeczy o których mówił wykładowca. Tak samo było w szkole, ale w szkole to tępili i musiałam się ukrywać z gryzmoleniem. Na studiach gryzmoliłam ile się da, spędzałam godziny w Bibliotece Narodowej czytając książki i robiąc z nich notatki i to mi wystarczało, żeby potem podejść do egzaminu bez przeglądania tego, co udało mi się w procesie nauki zapisać. Po prostu. Pamiętałam. A że byłam wygadana, to jakoś udawało mi się poradzić sobie z faktem, że nie pamiętam praktycznie ani jednej daty, zresztą, zobacz punkt 5.
16. Stworzyłam blog, żeby był moim portfolio.
Chciałam, żeby był moją wizytówką, dzięki której znalazłabym pracę w gazecie albo wydawnictwie. Taki był mój cel pisania w internecie. Po roku pisania dzień w dzień faktycznie zgłosiła się do mnie jakaś gazeta – pan redaktor zaproponował, że wezmą moje teksty i opublikują je w czasopiśmie, a w zamian zgodzą się dać odnośnik do mojego bloga. Może byłam szalona, ale podziękowałam za tę współpracę 🙂 Do dziś się śmieję, kiedy przypomnę sobie, jak bardzo naiwna byłam, sądząc, że ktoś weźmie nikomu nie znaną dziewczynę i zapłaci jej za teksty o tym, jakie macierzyństwo z niemowlakiem jest okropne 😀
17. Polubiłam jazdę samochodem.
Ponad rok temu zrobiłam prawo jazdy i dopiero teraz mogę przyznać, że polubiłam jeździć autem, a szczególnie automatem. Ja wiem, że jest frakcja manual vs. automat i teoretycznie zaliczam się do drugiej, bo kocham tę wolność nie zmieniania biegów co chwilę, ale i z manualem sobie jakoś radzę. I kiedy młodszy jest u babci, a ja wiozę starszaka do szkoły i wracam sama, to jest to moje 10 minut całkowitej wolności – mogę słuchać podcastu, słuchowiska, audiobooka albo samej siebie bez przeszkadzaczy i czasami żałuję, że syn ma do szkoły całe 10 minut przez las. Czasem oszukuję system i jadę dłuższą drogą, zawsze wtedy wracam z gotowym pomysłem na tekst 🙂 Zazdroszczę Chłopu, że on do pracy ma 50 km i dwie dodatkowe godziny wolności na słuchanie podcastów i muzyki bez przeszkadzaczy.
Myślę, że kiedyś dorosnę i będę normalna. Na tyle, by powiększyć listę o kolejne 17 punktów i pozwolić sobie na jeszcze więcej luzu. Kiedy wyobrażam sobie siebie starą, widzę kobietę w szerokiej kolorowej sukni, na bosaka biegającą po mieście z różowymi dredami i mocno pomalowanymi na czerwono ustami, z papierosem w ustach, bo od czegoś będę musiała umrzeć. Widzę siebie, która obiady każe sobie przywozić do domu i pozwala wnukom robić zupę z mleka, kaszy i wszystkiego, co znajdą w szafkach. Widzę siebie, nie krępującą się tańczyć i wariować, kiedy mam ochotę. Widzę siebie budzącą się w południe, bo do rana grała na playstation i mówiącą „odpieprz się” każdemu, kto się do niej zwraca złośliwie lub wrednie. Widzę siebie przewracającą oczami, kiedy ktoś traci mój czas i przynudza i wreszcie widzę siebie czytającą wszystko to, czego nigdy nie zdążyłam przeczytać i jedzącą to, na co mam ochotę, a nie to, co zdrowe dla dzieci. Kiedyś dorosnę i będę normalna. Na swoją własną modłę i tak jak mi się podoba.
A ty? Kim będziesz jak już dorośniesz?