Nigdy nie lubiłam końca szkoły i nawet końca roku akademickiego. Kojarzyło mi się to zawsze z harówką ponad siły, bo nawet jeśli uczyłam się solidnie i byłam przygotowana, moje ciało ogarniał stres i zarywałam noce, kartkując notatki i robiąc wszystko, żeby przestać kartkować notatki. Kiedy nie byłam przygotowana – miałam odwrotnie. Byłam pogodzona z losem, ale kilka godzin przed egzaminem ogarniał mnie szał „A może jeszcze zdążę” i to było jeszcze gorsze, bo potem już przed profesorem te kartki, które widziałam przed chwilą, kołowały mi przed oczami i tylko mieszały w głowie. Koniec szkoły to była mordęga. Ale początki lubiłam. A teraz, kiedy jestem matką, mam jeszcze jeden powód, żeby lubić początek roku szkolnego.
Jakie są plusy rozpoczęcia roku szkolnego?
Zaczynamy od nowa!
Przede wszystkim to czas, kiedy można zacząć wszystko od nowa [pisałam o pewnym przykładzie na fp, tutaj, zaglądajcie, bo bardzo dużo tam ostatnio publikuję :)]. Zarówno uczeń, jak i rodzic mają taką szansę i powinni z niej skorzystać. Uczeń może od początku zebrać siły i zacząć z czystą kartą, rodzic może na bazie doświadczeń z zeszłego roku już na samym początku uzgodnić z nauczycielami pewne fakty i ustalić zasady. Rzadko otrzymujemy od życia taką szansę, więc warto z niej skorzystać, żeby potem w ciągu roku szkolno-przedszkolnego nie było kwasów.
Przyjaciele!
Nie wiem, jak u dzieci miejskich [pewnie odwrotnie], ale dla dzieci z terenów wiejskich i podmiejskich szkoła to jednocześnie okazja do dłuższego kontaktu z rówieśnikami i kształtowania swoich umiejętności społecznych. Dla mojego starszego syna początek roku przedszkolnego jawił się jak fontanna z wreszcie dostępnymi starymi kolegami, których przez całe wakacje nie widział. A że mieszkamy, gdzie mieszkamy, to niestety przez dwa miesiące jego znajomości ograniczały się do spotkań z dziećmi przyjeżdżającymi na tydzień lub dwa na wakacje. I liczba smutnych rozstań, jakich byłam świadkiem, była trochę przytłaczająca. Choć, tak jak ja w dzieciństwie, nawiązały się nowe przyjaźnie, które mam nadzieję będą trwać [pozdrawiamy Blankę i Polę, a Poli dziękujemy za piękną kartkę 🙂 Do zobaczenia w Warszawie!]. Przedszkole to dla mojego syna taka stałość – nikt nie wyjeżdża, nikt nie przyjeżdża i każdego dnia przez pięć dni w tygodni widzi te same lubiane twarze. Dla niego radość, dla mnie ulga i wreszcie przystopowane wyrzuty sumienia, że nie jestem tak świetnym towarzyszem zabaw jak inny czterolatek.
Nowe gadżety!
Ach! Nawet jak nie śmierdzę groszem, zawsze nie mogę się oprzeć nowym jesiennym gadżetom dla maluchów. A to parasolka na deszcz, a to plecak, a to bidon na picie. Wyposażenie dziecka do szkoły jest dla mnie ogromną przyjemnością i lubię te nocne godziny spędzone na poszukiwaniu, a nawet samym oglądaniu, akcesoriów szkolnych dla dzieci. Pamiętam, gdy czas przedszkolny jeszcze nas nie zaszczycił tak czy siak pod koniec sierpnia kupowałam dziecku nowe akcesoria, stawiając tym symboliczny znak, że oto nadchodzi jesień. W zeszłym pierwsza wyprawka przedszkolna przyprawiała mnie o dreszcz podniecenia i z żalem przyjęłam fakt, że w tym roku szkoła zasponsorowała bloki, kredki, mazaki i inne rzeczy. Ale za to mogłam się wyżyć w akcesoriach:
Od razu przepraszam za masę zdjęć jednego lunchboxa, ale nie mogę przestać się cieszyć, że wreszcie udało mi się znaleźć ten ideał, idealny. Ma przegródki, ma pokrywkę, ma też mały pojemnik na jogurt i w zasadzie zmieszczę w nim wszystko po trochu, czyli tak, jak lubi Kosmyk. Trochę sobie przegryzie prażonej gryki, trochę skubnie pomidorka, trochę serka, trochę chlebka, potem winogronka czy innego owocu, popije wszystko jogurtem [tip na jogurt, żeby się nie zepsuł do drugiego śniadania – zamróźcie go. Można kupić pojemniki na mniejsze kawałki lodu, wlejcie do nich jogurt, a potem wsypcie kostki do słoiczka czy takiego kubeczka jak u mnie. Do drugiego śniadania zdąży się rozmrozić i będzie w miarę świeży :)]. Kosmyk uwielbia swój pojemnik na jedzenie i wreszcie nic mu się nie rozsypuje. A ja mam pewność, że jak na jedną rzecz nie ma ochoty, znajdzie dla niej zastępstwo [resztki, jak zwykle, zje Adaśko albo tata :D].
Nasze akcesoria znajdziecie tutaj:
Tornister: tutaj
Bidon: Penny Scallan
Lunchbox: Boon
Akcesoria zębowe [kubeczek i pasta]: Jack N’ Jill
Szczoteczka: Kaufland
Sztućce: wiekowe z wczesnego dzieciństwa.
Serwetki: Tiger
Przybory szkolne
Czy tylko ja odczuwam podniecenie na myśl o wyborze nowych kredek, piórników, zeszytów, mazaków i wszystkich tych akcesoriów potrzebnych do prac plastycznych i pisania? Autentycznie, przeżywam ekstazę, kiedy mogę buszować w sklepie papierniczym i nawet to, że Kosmyk coś nowego zmasakruje, zepsuje lub gdy coś mu się nie spodoba, nie psuje mi humoru. Zawsze mam w domu zapas plasteliny [No dobra, nie zawsze, bo ostatnio nauczyłam się ją sama robić :)], farb, pędzli, ryz papieru [no, u nas idzie to w ryzach, nie w blokach :D], piasków kinetycznych, klipsów, modelin i innych takich, które są jednym z moich sposobów na sytuacje kryzysowe. Zawsze mam też zachomikowane jakieś kredki i mazaki w razie gdyby wszystko jakimś cudem zniknęło lub się wykruszyło. A moim ulubionym zajęciem jest temperowanie kredek – bardzo mnie to uspokaja i z radością obserwuję, jak dzieci wykańczają gryf, zacierając rączki, że będę mieć robotę.
W tym roku, mimo że szkoła stanęła na wysokości zadania [bardzo miło, prawda? Z pewnością duże odciążenie dla wielu rodziców!] tak czy siak uznałam, że kredek i mazaków nigdy za mało. Przedszkole, przedszkolem, ale w domu też będziemy coś robić, no i muszę pomyśleć o Dasiu.
Postawiłam na moje nowe odkrycie – kredki Woody od Stabilo [z kilkoma czytelniczkami już się dzieliłam ich cudownością, a Stabilo trochę mnie rozpieszcza, podsyłając swoje nowe gadżety, dzięki czemu miałam okazję je poznać]. To grube kredki, z grubym gryfem, które malują nie tylko po kartce, ale też po drewnie i oknach. Taaak, już widzę wasze zachwycone miny, też byłam sceptyczna. Ale te kredki przy okazji świetnie się ścierają – jestem w stanie palcem je zmazać z powierzchni. Nie płaczę, kiedy Dasio je dorwie, a dorywa chętnie i uczy się mazać swoje pierwsze rysunkowe koszmarki. Te kredki są chyba lepsze od moich ukochanych do tej pory kamyczków, bo lepiej się je zmywa, mają wyrazistsze kolory i trudniej je złamać. Mój hit tego roku. Uwielbiamy. I to właśnie te kredki są pierwszymi kredkami rocznego Dasia i ulubionymi Kosmyka. Nie musicie zazdrościć, na końcu tekstu czeka na was mała niespodzianka 🙂 Nie puszczę bez prezentu 🙂
Jakiś czas temu kupiłam dzieciakom w jakimś komisie meblowym białą dużą tablicę na magnesy. Ale Kosma jest sprytny, domyślił się, że na tej tablicy można malować też mazakami „suchociernalnymi” [tak je nazywa]. Taką tablicę mają w przedszkolu. Na mazaki suchościeralne czaiłam się i czaiłam [wiecie, jak to jest w lesie, do sklepu daleko, a w necie kupuję tyle rzeczy, że na szukanie mazaków zabrakło mi czasu]. I tu znów uśmiechnęły się do mnie dary losu. Mazaki Trio malują nie tylko po kartce, ale świetnie zmywają się z tablicy. Mają piękne kolory, są grubsze, więc Dasio ma za sobą pierwsze próby mazania i są do tego dla niego zabawką, bo lubi je wkładać do pudełka. To jest jedna z niewielu zabaw, gdzie moje dzieci są stuprocentowo zgodne – Kosma maluje, Adaś wciska do pudełka.
Nie będę ukrywać, że zakochałam się produktach Stabilo. Ich kredki pokonały na głowę nawet lubiane przez nas Bambino. Nie chcę was przekonywać do ich wyjątkowości, bo zdaję sobie sprawę, że moje lubienie przechodzi powoli na fanatyzm i będę nienaturalna. Pokażę wam tylko kredki: grubsze [grubości Bambino choć trójkątne] Green Trio i cieńsze [dla mnie do kolorowanek] kredki Green Colors. Naprawdę dobra jakość, żywe kolory, maluje się nimi miękko, nie trzeba naciskać na papier, żeby wydobyć głębszy kolor i są wydajne. Bardzo je lubię.
Mój hicior – mazaki z klipsem Cappi, żeby nie zgubić skuwek. Hicior dlatego, że poprzednie nasze mazaki Dasio rozparcelował i pogubił wszystkie zatyczki, co mnie doprowadziło do rozpaczy, bo to były nowe, nowiuśkie mazaki. Jeśli chodzi o te, to jestem spokojna. Kosmyk zawiesił je sobie na wieszaczku 🙂
Czas wolny dla mamy!
Wiem, jak to brzmi dla kobiety, która ma w domu jeszcze jedno lub więcej małych nieprzedszkolnych dzieci… Ale mimo wszystko posiadanie o jedną sztukę mniej na chwilę jest orzeźwiające. Wiecie, jak to jest – niby jedno zaśnie i jest spokój, ale w tym czasie drugie chce pić, jeść, bawić się, pocałować, a to stłukło paluszek, a to potrzebuje innej pomocy. Kosmyk jest dość rozumny, doskonale wiedział, że na drzemce Dasia ja muszę coś zrobić na blogu, odpisać na maile czy coś. Ale mimo wszystko oczekiwał, że jego tragedie i potrzeby będą zauważone i nie mogłam mu tego odebrać. A to tak rozpraszało! Nawet samo stwierdzenie „Kocham cię, mamo” i moja odpowiedź, mimo że krótka, powodowały wytrącenie z rytmu pisania na jakieś cenne 5-10 minut. Trzy takie pytania i cała drzemka drugiego synka szła w zapomnienie. No ale – dałam radę! Jakoś blog funkcjonował, więc nie twierdzę, że się nie da, ale tak czy siak początek roku szkolnego jawi mi się jak… wolne. Mimo że cały czas coś piszę i będę pisać 🙂
Konkurs!
A jeśli macie już trochę czasu, to możecie wziąć udział w konkursie, który organizuję razem ze Stabilo. Do rozdania dla was mam pięć paczek od Stabilo, w których znajdziecie paczkę kredek Woody razem z temperówką, zestaw mazaków z klipsem Cappi oraz dwie kolorowanki dla dzieci [bardzo fajne] i jedną dla dorosłych. Zadanie konkursowe jest proste: Zabawny dialog związany z przedszkolem. I tyle.
Na wasze dialogi czekam do przyszłego poniedziałku [12.09. 2016], a zwycięskie dialogi opublikuję w tym poście 13.09 2016 i poproszę o adres do wysyłki. Regulamin: tutaj.
Wyniki, wyniki!
Oto pięć nagrodzonych dialogów, autorki drogie napiszcie mi wasze adresy na asia.jaskolka@gmail.com 🙂
Wioze mojego jeszcze wtedy 3 latka ze szkoły widzę,że jest bardzo zmęczony więc go pytam Kubuś co robiliście dziś w przedszkolu? Na to Kuba nieco się ozywil i odpowiada ” KLEIŁEM CHUJKI” ja trochę zdziwiona mówię gdzie? Na to Kuba „NO PRZECIEŻ NA JEBIE”
True story.
Nasz czterolatek poszedł w tym roku pierwszy raz do przedszkola. Minęły dwa dni, zrelaksowani jemy sobie sobotni obiad u pokoju dziecięcym, siedząc na podłodze. Makaron beztrosko wala się po panelach. Nic nam to, mamy weekend.
Więc tak podgaduje o zasady panujące przy jedzeniu, wbrew temu co się właśnie dzieje u nas.
-Ptaszyno, a pani w przedszkolu co mówiła, że czego nie wolno przy jedzeniu robić?
Syn zaczyna recytować jak zaklęty:
-No nie wolno pluć, rzucać jedzeniem, bawić się przy jedzeniu, machać widelcem, wchodzić na stół.
Nagle wtrąca się młodsza siostra (lat dwa i 3 msc) z buzią pełną makaronu i kwituje:
– I gówno nie wolno mówić, bo to brzydko.
Także ten viva savłar wiwr, etykieta i takie tam bzdety.
Karolina Szczepańska
Rozmawiamy z córeczką (3,5 roku) o tym, że trzeba iść kupić nowe kapcie do przedszkola, bo stare już się robią za ciasne. Ustalam, że pójdziemy w weekend. Następnego dnia córcia mówi do mnie w szatni:
– Mamusiu o zobacz na moje kapcie.
– tak?
– One są bardzo niepiękne i bardzo niekupione!
😀
Nu
Synek (wtedy 3 latka, dziś rok starszy ;)) chodził już do przedszkola od kilku miesięcy. Panie przyzwyczaiły się do widoku chłopca z dłuższymi włoskami (trochę krótszymi niż Twój Kosmyk, ale jednak). Po wizycie u fryzjera gdzie został podstrzyżony tak, że boki zgolone na kilka mm a góra dłuższa (ale z subtelną wg mnie różnicą, choć mój tata mówił do swojego wnuka od tej pory „panie szlachcic” …) mój synek poszedł następnego dnia do przedszkola. Po powrocie gdzieś popołudniu przypomniałam sobie i pytam:
– Pani mówiła coś o włoskach?
– yhm
– że ładnie Ci?
– tak
– a co dokładnie powiedziała gdy Cię zobaczyła?
– ojezusmaria
Karolina Bohr
Synek przedstawia dziś koledze z grupy pięciolatków dwuletnią siostrę :
-to moja siostra, nic Ci nie zrobi 😉
Dziękuję!!! 🙂 Miłego dnia!
Pani z przedszkola mówi do Kasi:
– Załóż rajtuzki.
– Kasia odpowiada – tak jak tata?
Odstawiam Kasię do przedszkola i jest z nami jej braciszek (5 miesięcy). Wychodzi Pani po córkę i zagaduje:
– O! Widzę, że masz młodszego braciszka
– Kasia: Tak, to jest Piotrek, mój młodszy brat, on cały czas psotnikuje, odkręca kran, wyrzuca śmieci, włącza pralkę i grzebie w szafkach …
– Pani: ale on jeszcze nie chodzi …
– Kasia: Yyy … Chyba coś pomieszałam …
Pani z przedszkola mówi do Kasi:
– Załóż rajtuzki.
– Kasia odpowiada – tak jak tata?
Odstawiam Kasię do przedszkola i jest z nami jej braciszek (5 miesięcy). Wychodzi Pani po córkę i zagaduje:
– O! Widzę, że masz młodszego braciszka.
– Kasia: Tak, to jest Piotrek, mój młodszy brat, on cały czas psotnikuje, odkręca kran, wyrzuca śmieci, włącza pralkę i grzebie w szafkach …
– Pani: ale on jeszcze nie chodzi …
– Kasia: Yyy … Chyba coś pomieszałam …
Beata Tokarska
ul. Niemcewicza 4/8 m. 2, 93-018 Łódź
Ps: Bardzo dziekuję za Twoje posty, wiele dla mnie znaczą – utwierdzają mnie w tym co robię i czasem dają kopa na przyszłość.
Wracamy z przedszkola, tym razem (nietypowo) odbieram sama, bez towarzystwa młodszego synka(1,5roku)
*M, jak było w przedszkolu?
-Suuupeej!
*A co było na obiad?
-Zupa ogólkowa.
*Naprawdę zupa ogórkowa? /dziwie się że trzeci dzień z rzędu/
-No naplawdę! I kasza bulbulowa.
*Jaka kasza? /dopytuje bo jedziemy rowerem, może źle usłyszałam przez pęd samochodów/
-No moja ulubiona, bulbulowa.
*Może gryczana, albo jaglana to jest Twoje ulubione?
-Nie, bulbulowa, taka ziemniakowa.
*Ahaaaa, a coś jeszcze było?
-Nie, ale wiesz mamo, my dziś byliśmy na obiedzie w takiej rejstaulacji.
*W restauracji, naprawdę, a nie w przedszkolu na jadalni?
-No naplawde, mówię Ci!
*A jak się tam dostaliście?
-No poszliśmy na nóźkach.
*A Panie poszły z Wami?
-No tak.
*A skąd mieliście to jedzenie w restauracji?
-Noooo kupiliśmy sobie?
*Ale tak sami? skąd miałaś pieniążki?
-No jak to, no Pani nam dała, a myśmy kupili, wieś mamo?!
I tak to się przedszkolaki w „rejstaulacjach” ponoć żywią, na trzeciodniową ogórkowa i kaszę ziemniakowa się szarpnęli 😉
–
dialog 2:
– Prosę Panią, mój tata dziś poleciał do placy.
* Mówi się pojechał do pracy.
– Nie, poleciał!
* A nie pojechał?
– PO-LE-CIAŁ. Do Smokholmu poleciał samolotem.
/Chłop tego dnia faktycznie poleciał w delegacje do Sztokholmu, a każdą rozłąkę M. przeżywa bardzo i ten „Smokholm” też :)/
3,5 letni syn przed pozostaniem pierwszego dnia w przedszkolu prosi, abym odebrała go po obiedzie, gdyż leżakować chciał w domu. Przyszłam, odebrałam go z uśmiechem na ustach i okrzykiem: „mamusiu, jak dobrze, że przyszłaś, opowiem ci jak było fajnie”, a w domu usłyszałam: „Niedobra mamo, czemu zabrałaś mnie z tego fantastycznego przedszkola?!”
Po kilku dniach obudził się kaszląco-kichający, więc powiedziałam, że zostaje w domu, a on na to z płaczem: „oj, to już nie ma dla mnie normalnego życia w tym domu”.
Nie wiem czy się nie spóźniłam. Mój syn (1,5 roku) na razie chodzi do żłobka i nasze dialogi są jeszcze bardzo proste i prowadzone w jego języku. Ale ostatnio dostał nowe mazaki do rysowania i pokochał je całym swoim sercem. Żeby się z nimi nie rozstawać postanowił je zabrać do żłobka i tam z nimi sypiać 🙂 W związku z tym baaaardzo by nam się przydały jakieś nowe gadżety do działań artystycznych na domowych podłogach:)
Mój trzyletni synuś przez pewien czas nie wymawiał „S”, wstawiając w jego miejsce „h”. Po pierwszym miesiącu w przedszkolu okazało się, że w ramach zajęć dodatkowych jest rytmika. Odebrałam go po południu i pytam:
– Piotrusiu i jak tam było na rytmice? Fajnie?
– Fajnie!
– A pani jaka?
– Nie ma pani tylko pan.
– Pan od rytmiki? Ale super! I jaki ten pan?
– Taki „cham” jak tata. Też gra na gitarze!
chyba sie spoznilam ale i tak wstawie…
wracamy z przedszkola.. (syn prawie 3 lata)
Co jest Alberciku?
Oh mamo, jestem zecony, boli mnie błowa..
oj a od czego co robiłeś?
niicc, bawilem z Emilka, Lena i Jasminka. dziewczynki mnie zmeczyly…
🙂
Kilka lat temu…wracamy z przedszkola, gdzie dzieci rozmawiały o obdarowywaniu bliskich.
-Tomciu, w weekend przyjeżdża dziadek, no i ma urodziny. Musimy pomysleć o jakimś miłym prezencie.
-To może coś ze mną?
-Z tobą?
-Trzeba dawać coś,co ktoś lubi, a dziadek kocha mnie najbardziej na świecie.
Było to już chyba w zerówce. Pytam synka, co robili na angielskim, odpowiada, że oglądali bajkę (po angielsku). Na co ja:
– O, fajnie! Czy to był może Czarnoksiężnik z krainy Oz?
– Z jakiej krainy?
– Z krainy Oz.
– A nie z krainy Łu?
Ja skonsternowana:
– y nie, a co to za kraina Łu?
Synek zawiedziony moją niewiedzą:
– Mamusia nie wiesz?! Łukraina!
😀
Łucja (l.5), zdeklarowania, świadoma wegetarianka jedyna w rodzinie.
Pytamy po powrocie z przedszkola:
– Co było na obiad?
Na to córka:
– Był PYSZNY rosołek.
My z zainteresowaniem i niedowierzaniem.
-Zjadłaś rosołęk w przedszkolu???
-NIE
Odpowiada Łucja.
-To skąd wiesz, że był pyszny?
-Pani Zosia mówiła…
Pytam się niespełna trzyletniego synka co porabiał dziś w przedszkolu.
-Uratowałem ciasteczko
– … mhm ciasteczko?
-Pani miała ciasteczka i jedno chciało jej spaść ale uratowałem je i złapałem.
– I co z nim zrobiłeś?
– No jak to co!!! Zjadłem!
Wracamy z Młodą z przedszkola. Pytam jak minął dzień i co porabiali. Córa opowiada, że zaczepiał ją kolega. Kiedy zapytałam, czemu ciocia nie zwróciła mu uwagi odpowiedziała:
-No ciocia jakaś taka leniwa była. Siedziała jak kluska leniwa i coś tam pisała.
Fraza „leniwy jak kluska” przyjęło się i funkcjonuje w naszym rodzinnym słowniku 😀
Podczas prowadzonych przeze mnie zajęć logopedycznych w jednym z przedszkoli:
– Dzieci, jak myślicie, co jest nam potrzebne, żeby pięknie mówić?
…..
…..
…..
– Plomby! – odpowiada jeden z chłopców, przekonany, że trafił swoją odpowiedzią w samo sedno :)))))))))
W przedszkolu mojego syna, piątek był dniem, w którym każde dziecko mogło przynieść swoją ulubioną zabawkę … ale tylko jedną. Mój 4 latek miał nie lada dylemat, czy ulubione podówczas autko resorak Volkswagen Garbus, czy miś, bez którego nie umiał zasnąć, a może kolejka, klocki , królik, pajacyk….
– Wybrałeś już zabawkę ? – zapytałam stojąc w drzwiach i obserwując, jak przekłada je z miejsca na miejsce… wybiera jedną, by za chwilę wymienić ją na inną.
– A mogę zabrać autko i misia? – pada błagalne pytanie
– Pamiętasz, co pani mówiła, każdy może przynieść tylko jedną zabawkę..Musisz się pospieszyć, bo zaraz wychodzimy – oznajmiam wychodząc z pokoju.
Po krótkiej chwili widzę, jak Alek szykuje się do wyjścia. W jednej ręce trzyma autko, w drugiej sporej wielkości misia.
– Miała być jedna zabawka -stwierdzam
– Ale mój „wonsgadel”( volkswagen) ma duży bagażnik i miś się tam zmieści
Mój Synek chodzi już do drugiej klasy, ale od trzeciego roku życia chodził do przedszkola. Znosił to całkiem nieźle, jedyny problem miał z ubieraniem się, szczególnie zimą, wiadomo, rajstopki, spodnie… Pewnego chłodnego ranka podczas ubierania się, kategorycznie odmówił założenia rajstopek:
-Ja nie chce tych rajstop!
-Ale musisz je włożyć, bo jest zimno- powiedziałam i wyszłam. Jeszcze nie odeszłam daleko, jak usłyszałam zza drzwi pełne nerwów, jakby przez zaciśnięte zęby słowa:
-Gupie rajstopy, gupie, gupie, gupie!!!
Ale założył.
Aleksander (lat 4,5) po południu filozoficznym tonem…
Aleksander: O, mamo włosy mi na nogach rosną, ale takie malutkie
Ja: No takie malutkie masz, bezbarwne
Aleksander: Ale na rękach nie mam…, ale Mateusz ma duzo, wiesz?
Ja: A skąd wiesz, że ma?
Aleksander: A bo wiesz codziennie sobie sprawdzamy…
Odbieram synka po pierwszym dniu w przedszkolu, zaraz po obiedzie.
Ja: Zjadłeś cały obiadek?
Miki: Nie.
Ja: A dlaczego? Nie smakowało Ci?
Miki: Mówiłaś, że trzeba się dzielić, to wziąłem trochę dla ciebie.
I w tym momencie mój maluch cały dumny wyciąga z kieszeni w bluzie rozgniecionego ziemniaka i kawałek kotleta mielonego. Po chwili dodaje:
– Suróweczka się nie zmieściła…
Synek przedstawia dziś koledze z grupy pięciolatków dwuletnią siostrę :
-to moja siostra, nic Ci nie zrobi 😉
Jak widać nie tylko dla rodzica zbuntowana dwulatka bywa przerażająca 😉
Hania 4 lata właśnie zaczęła (po raz kolejny) przygodę z przedszkolem. Wracamy i opowiadamy sobie co działo się w przedszkolu, co jej się podobało, a co nie. Hania:
– A wiesz co mamusiu lubię najbardziej?
– Co takiego kochanie?
– Jak wychodzę i tatuś mówi mi „miłego dnia przedszkolaczku, pa!”
– Tak, to bardzo miłe.
– Mamo, jak dziś tato wróci z pracy powiem mu „dzień dobry pracowniczku, bardzo tęskniłam!”.
Przez cale wakacje szykowalismy naszą corcie na pójście do przedszkola. Kluczem do określenia momentu, kiedy TEN dzień nastąpi było powiedzenie, że od września. I tak przez cały sierpień, co rano słyszeliśmy pytanie: „Czy juz jest wrzesień?”. Gdy 1 września,Z. niekoniecznie chciała wstawać wcześnie z łóżka,na pytanie:”A wiesz jaki dzisiaj jest dzień?”, wyskoczyła z radością krzyczac:”Wrzesień,wrzesień, wreszcie wrzesień!”.
Agatka (3 lata) tłumaczyła nam – swoim rodzicom czym zajmują się panie w przedszkolu.
– Jest Pani G. Jest Pani Z.
– A co robią te panie?
– To są panie nauczycielki, opiekują się nami, bawią, chodzą na podwórko- odpowiada Agatka z dumą. I jest jeszcze jedna pani. Pani J. Ona nic nie robi tylko wozi herbatki, bo jest woźną 🙂
Pani mówiła, żebyś mamo weszła na stronę przedszkola i zobaczyła zdjęcia, co robiliśmy.
– Dobrze, później wejdę.
-Tylko pamiętaj – nie nogą!!! 🙂 🙂 🙂
Rozmawiamy z córeczką (3,5 roku) o tym, że trzeba iść kupić nowe kapcie do przedszkola, bo stare już się robią za ciasne. Ustalam, że pójdziemy w weekend. Następnego dnia córcia mówi do mnie w szatni:
– Mamusiu o zobacz na moje kapcie.
– tak?
– One są bardzo niepiękne i bardzo niekupione!
😀
Rozmowa z 3-latkiem:
– Szymek jak było w przedszkolu?
– Fajnie!
– A co jest takiego fajnego?
– Dziewczyny!
– Dziewczyny? A co z nimi robisz?
– Z Anią wariuje na lezaczkach, z Magdą się gilgocze, a z Olą bawię w doktora.
😀
Kocham moją córkę nad życie, ale początek roku szkolnego zawsze witam z radością 😉 https://codziennik-kobiety.blogspot.com/
o tak czas wolny dla mamy to super sprawa szczególnie kiedy młode śpi 😛
Mój trzy i pół latek rano marudzi, że nie chce iść do
przedszkola (robi tak codziennie i za każdym razem podaje inny wymyślony
powód).
-Mamo, nie chcę iść do przedszkola, bo ja nie umiem się
uczyć angielskiego!
-Misiu, każdy się czegoś uczy to jest fajne, a jeszcze
przyjdzie do was pan i będziecie uczyć się tańców, będzie super! 🙂
-Nie…. Mamo…. Ja nie umiem tańczyć po angielsku 😛
Synek chodził już do przedszkola od kilku miesięcy. Panie przyzwyczaiły się do widoku chłopca z dłuższymi włoskami (trochę krótszymi niż Twój Kosmyk, ale jednak). Po wizycie u fryzjera gdzie został podstrzyżony tak, że boki zgolone na kilka mm a góra dłuższa (ale z subtelną wg mnie różnicą, choć mój tata mówił do swojego wnuka od tej pory „panie szlachcic…”) mój synek poszedł do przedszkola. Po powrocie gdzieś popołudniu przypomniałam sobie i pytam:
– Pani mówiła coś o włoskach?
– yhm
– że ładnie Ci?
– tak
– a co dokładnie powiedziała gdy Cię zobaczyła?
– ojezusmaria
😉
Mamo, a jutro też pójdę do przedszkola?
No jasne, że tak.
A o której wrócę do domu?
A czemu pytasz?
Bo ja bym chciał tam zostać na noc 🙂
Emil 4-latek po pierwszym dniu w przedszkolu, też z wiejskiego terenu.
Wioze mojego jeszcze wtedy 3 latka ze szkoły widzę,że jest bardzo zmęczony więc go pytam Kubuś co robiliście dziś w przedszkolu? Na to Kuba nieco się ozywil i odpowiada ” KLEIŁEM CHUJKI” ja trochę zdziwiona mówię gdzie? Na to Kuba „NO PRZECIEŻ NA JEBIE”
Moja Lilka jeszcze nie chodzi do przedszkola (2 lata i 3 miesiące), ale od stycznia mamy plan ją posłać i zacząć cudowną przygodę z chorobami i nie tylko oczywiście 😉 Jestem z zawodu przedszkolanką, więc wiem co mówię…
Wracając do tematu przedszkola, Lili jest z tych dzieci co są hop do przodu, więc gdy tylko przedstawiła jej jaki jest plan na życie od nowego roku, mama i tata do pracy a ona do przedszkola, to słyszę od niej jakieś pierdyliard razy dziennie, że ” pójdę do przedszkola, będą dzieci, będę tańczyć śpiewać i rysować, mama opowiedz mi co jeszcze będę robiła” 😀 Także ciekawe jak będzie to przeżywać , kiedy się tam znajdzie.
A czy dialog z przedszkolakiem może być z wakacji? Bo ja mam genialny dialog z moją prawie 4-letnią Olą z wakacji (miałam publikować gdzieś u siebie, ale się nie zebrałam to będzie w sam raz na konkurs ;)).
Małe wprowadzenie: mieliśmy na wakacje wynajęte mieszkanie nad morzem z dużym balkonem i to na nim co rano jadaliśmy śniadanie. Pewnego dnia w trakcie naszego śniadania w jednym z sąsiednich mieszkań rozległ się dźwięk budzika. I teraz następuje dialog:
Ola: Co tak piszczy?
Rodzice: Budzik.
Ola: A co to jest budzik?
Rodzice: Takie urządzenie, które piszczy gdy trzeba wstać.
Ola: A my mamy taki budzik?
Rodzice: Nie mamy. Mamy dzieci.
Ola: Do piszczenia?
😉
U Nas pierwszego dnia obyło się bez płaczu, syn z uśmiechem zrobił „papa” i poszedł z Panią, sprawiło Nam radość to ogromną dlatego, że syn ma 4 lata i nie mówi, ale mały gest a cieszy:) [czekamy cierpliwie na pierwszy słowny dialog ?]
Nigdy nie zapomnę pierwszego dnia Maćka w przedszkolu. Jedziemy. Młody w foteliku jakiś taki zamyślony, ja prowadzę auto.
– synku, gdybyś czegokolwiek potrzebował to poproś o to Panią. Ok?
– dobrze mamo.
chwilkę milczymy, ale mnie nurtuje jeszcze jeden temat.
– Maciek, a jak będziesz chciał kupę to co zrobisz?
– zrobię ją w majtki – odpowiada bez zastanowienia
Ups…
Jako że dzieci mam troje, to i dialogów trochę, acz nie wszystkie zapamiętane, niestety.
Środkowe dziecko przedszkola niestety nie lubiło od rana, każdego płakało, narzekało na brzuch, głowę i pozostałe członki, za to popołudniami niekoniecznie chętnie opuszczało przybytek edukacyjny.
I wtedy rozkwitały rozmowy, które najczęściej dotyczyły zdobytej wiedzy.
-Mamo, ucyliśmy się dziś kiejunków świata!
– To świetnie, synku, które zapamiętałeś?
-Wsyskie: wschód, zachód, południe i popołudnie.
(aż żałuję, że nie zapisywałam pozostałych, pamiętam, że niektóre doprowadzały mnie do łez!).
Przeboskie 😀
– Antosiu, jaka zupka była dzis na obiadek?
– Z trawy!
– Ojej… Z trawy? A chociaz smakowala? 🙂
– Mama, nie jadlas nigdy zupy z trawy??
– No nie…
– Kobieto! To w jakim swiecie Ty zyjesz??
Pytam 3 letniej córki czy jadła coś w przedszkolu
– tak mamo, dużo zjadłam brzuch mi się napompował i prawię pękłam jak żyrafa ( dzień wcześniej karmiła żyrafę a raczej chciała ją nakarmić trawą ) do tego położyła się na podłodze na plecach i podnosiła brzuch góra dół ( do mostku ) żeby pokazać jak się ten brzuch pompuje – jedzeniem 😉
bezcenne <3
-Widziałam,że w przedszkolu macie drewnianą kuchnię dla dzieci.
-Tak.Ugotowałem.
-Co ugotowałeś Samuelku?Zupę?
-Ugotowałem bałagan.
Moja krew ?
Hania lat 5. Rozmowa o zajęciach dodatkowych w przedszkolu:
– Bo ja to bym bardzo chciała chodzić na KANADE i CZACHY!
(od tlumacza: karate i szachy).
True story.
Nasz czterolatek poszedł w tym roku pierwszy raz do przedszkola. Minęły dwa dni, zrelaksowani jemy sobie sobotni obiad u pokoju dziecięcym, siedząc na podłodze. Makaron beztrosko wala się po panelach. Nic nam to, mamy weekend.
Więc tak podgaduje o zasady panujące przy jedzeniu, wbrew temu co się właśnie dzieje u nas.
-Ptaszyno, a pani w przedszkolu co mówiła, że czego nie wolno przy jedzeniu robić?
Syn zaczyna recytować jak zaklęty:
-No nie wolno pluć, rzucać jedzeniem, bawić się przy jedzeniu, machać widelcem, wchodzić na stół.
Nagle wtrąca się młodsza siostra (lat dwa i 3 msc) z buzią pełną makaronu i kwituje:
– I gówno nie wolno mówić, bo to brzydko.
Także ten viva savłar wiwr, etykieta i takie tam bzdety.