Tego się nie czuje, nikt ci o tym nie powie. Powiedzą ci, jak urodzić, nikt nie powie, co dalej. Przykro mi, że mówię ci to teraz. Być może jesteś już dawno „po”, a twoje dziecko właśnie demoluje ci dom. Być może dopiero trzymasz niemowlę w ramionach i jesteś jeszcze zupełnie nieświadoma tego, co cię czeka. Ja ci powiem. Powiem głośno to, o czym będą szeptać, będą dyskutować, ale nikt nie powie ci tego w oczy. Nikt. Bo ta prawda jest niewygodna i tak naprawdę żadna z nas nie chce w nią wierzyć. W momencie, w którym rodzisz dziecko, z miejsca stajesz się najgorszą matką na świecie. I niestety, będziesz musiała z tym żyć.
Stałam wtedy na balkonie z kilkumiesięcznym synem na rękach. Syn się wydzierał wniebogłosy, a ja wyszłam na chwilę na powietrze, z nadzieją, że świeży powiew otrzeźwi go na chwilę, zainteresuje, zajmie. A mi da chwilę odpoczynku. Nie dało. Okrutny wrzask rozniósł się po osiedlu, więc czym prędzej zamknęłam balkon i spojrzałam się na te same, widziane non stop od kilku miesięcy ściany. I wtedy poczułam to. Że jestem najgorsza. Że nie umiem sobie poradzić. Że jestem złą matką.
Droga mamo, która wszystko robi źle.
Nie tak karmi, nie tak nosi, źle śpi, źle gotuje, robi złe zakupy i kompletnie nie radzi sobie z tą tykającą kilkuletnią bombą. Piszesz mi, że się wściekasz. Piszesz mi, że masz dość. Piszesz mi, że nie dajesz rady. Nie jesteś sama. Stoję obok ciebie. I też masę rzeczy robię źle. Nie tak, jak powinnam. Błędami, jakie popełniłam, mogłabym wybrukować sobie podjazd pod domem, a i dla sąsiada by zostało. Codziennie kilkadziesiąt ludzi mówi mi, co robię nie tak, mimo że żadnego z nich nigdy osobiście nie poznałam. I uwierz mi – jestem z tobą. I trzymam cię za rękę. Nie jesteś sama.
Droga mamo, która za wszelką cenę chce udowodnić innym, że jest lepsza, że jej dziecko jest lepsze, że jej wychowanie jest lepsze.
Wiem, czemu to piszesz. Z całych sił starasz się pokazać, jak bardzo jesteś lepsza, ale ja wiem. Każdy ma swój sposób dowartościowania się w oczach innych i zazdrość nawet obcej koleżanki pewnie robi ci bardzo dobrze. Nie jesteś sama. Stoję obok ciebie. Byłam zapewne wychowywana tak jak ty. Też niedowartościowana, też czująca potrzebę udowodnienia, że zasługuję na czyjś szacunek. Przeszło mi. Dałam sobie spokój z tą walką. Chciałabym ci pomóc uporać się z tym, ale na razie mogę tylko powiedzieć: rozumiem. I jestem z tobą.
Droga mamo, stająca na rzęsach, żeby związać koniec z końcem i czująca wyrzut, że nie stać jej na te wszystkie piękne rzeczy, jakie pokazują blogerki.
Nie jesteś sama. Stoję obok ciebie. Robisz, co możesz. I chcę, żebyś zapamiętała, że to nie twoja wina. A twoje dzieci nie będę nieszczęśliwe, bo nie miały najnowszego rowerka znanej marki. To nie liczba i jakość zabawek decyduje o szczęściu maluchów. Twoje dzieci będą szczęśliwe, bo mają ciebie. A ty masz mnie. Stoję tutaj i trzymam cię za rękę. Nie jesteś sama.
Droga mamo, pracująca i wychowującą dzieci.
Jesteś herosem. Jesteś dla mnie przykładem niewyczerpanej siły kobiet, które są w stanie pociągnąć wóz tam, gdzie inni by się popłakali ze zmęczenia. Wciąż między domem a pracą, z wyrzutami, że nie dajesz z siebie wszystkiego, chcę cię zapewnić, że dajesz, że jesteś najlepsza, że podziwiam cię za każdy dzień, który domknęłaś całując swoje dzieci na dobranoc i szykując się do kolejnego maratonu między miejscem pracy, domem, urzędem i zakupami. Nie jesteś sama. Stoję obok ciebie i trzymam cię za rękę. Jadę na tym samym wózku i jeśli kiedykolwiek zwątpisz w swoje siły – masz do tego pełne prawo i nie czuj wyrzutów. Niejeden by odpadł w przedbiegach nad pracą, jaką wykonujesz.
Dlatego tu jestem. Trzymam cię za rękę. Bo nie jesteś sama. Razem z tobą są rzesze kobiet, które czują to samo, co ty, które tak jak ty są zagubione i samotne w tym kołowrocie macierzyństwa. O tym się mówi. To się widzi. Problem, który dotyka ciebie, dotyka też inne kobiety, które zaczynają protestować, które zaczynają się łączyć, które zaczynają zauważać, że ta cała presja jaką się poddają nie jest im do niczego potrzebna. Zwierają szyki, budują swoje sieci wsparcia, szukają takich samych niedoskonałych jak one i… mają siłę. Coraz większą. Widziałam ją ostatnio na inauguracji kampanii Emolium „Wspieramy was od 1. dnia”, gdzie Małgosia Socha powiedziała, że nie byłoby jej tutaj, gdyby nie osoby, które ją wspierają. Widziałam to, gdy patrzyłam na cztery kobiety różnych zawodów, w różnym wieku, kompletnie od siebie inne, jak mówiły jednym tonem, że każda mama wykonuje robotę, jakiej heros by nie podołał i ostatnie, czego potrzebuje, to oceny. I mogę przytoczyć tylko słowa dr Aleksandry Piotrowskiej, która, gdy usłyszała, że dziecku należy trzeć jabłko wyłącznie na szklanej tarce, pomyślała:
– O! Ta kobieta uważa, że trzeba trzeć jabłko na szklanej tarce. Ale ja wcale nie muszę tak robić.
Droga mamo, która widzi, że nie daje sobie rady. Masz do tego prawo. Masz prawo nie dawać sobie rady, bo często na twojej głowie wisi więcej spraw niż na głowie przeciętnego człowieka.
Droga mamo, która wciąż słyszy oceny i krytykę – nie myśl o tym. Myśl o sobie. O tym, co dobre dla ciebie i dla twojego dziecka. Nikt obcy za ciebie nie zrobi twojej roboty. Nikt nie siedzi w twojej skórze. Nikt za ciebie tego jabłka nie zetrze. Sama to zrobisz. Tak jak uważasz.
Droga mamo, lepsza, gorsza, zwyczajna, nadzwyczajna i ta najzupełniej normalna, która i tak czuje się najgorszą matką na świecie i którą wciąż dręczą wyrzuty sumienia, że coś ciągle robi nie tak – masz prawo na błędy, masz prawo nie dawać rady, masz prawo czuć złość, zmęczenie, strach, masz prawo być śpiąca, zdenerwowana, roztargniona, bo nikt przez wieki nie musiał wykonywać takiej roboty, jaką robisz ty. I nikt nigdy nie uznawał tego za standard, któremu powinnaś sprostać za wszelką cenę.
Powiedzmy sobie wprost: to nie standard. To wygórowane wymagania.
Dlatego, droga mamo, najgorsza na świecie. Nie jesteś sama. Stoję obok ciebie.
Partnerem wpisu jest Emolium
Ja też się niedawno dowiedziałam jaką to jestem złą mamą a to dlatego że…. https://mamazmiasta.wordpress.com/2017/04/02/kostka-ktora-uczyni-cie-lepszym-rodzicem/. Trzymajmy się mamy razem bo inaczej zwariujemy :). Pozdrawiam serdecznie.
No i rozryczalam się, nie wiem czemu i dlaczego ale się rozryczalam…
Ja także.
to wyciągam tę rękę… mogę dwie?
Dziękuję za wpis… pomocna dłoń…
Kiedy kończyłam podstawówkę, wyobrażałam sobie nowy początek w liceum. Że będę zawsze przygotowana do lekcji, że będę się starać, mieć piątki od góry do dołu, systematycznie się uczyć. Rzeczywistość okazała się… cóż, rzeczywistością. Podobnie idealistyczną wizję miałam przed rozpoczęciem studiów, przed każdą nową pracą, kiedy miałam zamieszkać z moim wtedy chłopakiem czy kiedy byłam w ciąży. Planowałam być perfekcyjną uczennicą, studentką, pracownicą, dziewczyną, panią domu, żoną. I matką, oczywiście.
Nie wiem, kto i kiedy dał uczniom i studentom prawo do bycia nieprzygotowanymi (pamiętacie „branie kropek” w szkole?). I kto narzucił kobietom obowiązek bycia idealną w każdej dziedzinie życia. Ten wpis dotyka problemu, który opisywałam u siebie w zeszłym tygodniu. Dzięki, Joanno, że o tym piszesz. Masz rację. Wszystkie jedziemy na tym samym wózku.
a ja właśnie zostałam wychowana tak, że znam swoją wartość, wiem, że mimo ogromnej ilości błędów robię coś dobrego i nikt nie jest w stanie mi wmówić, że jest inaczej. ale to zasługa moich rodziców, którzy przez całe życie tłukli mi, że jestem wartościowa. nie idealna, wspaniała i doskonała, ale wartościowa mimo wszystkich moich wad i nie idealności. i teraz też moja mama stoi za mną murem w każdej sytuacji i nigdy mi nie dała odczuć, że jestem złą mamą. jeśli robi to ktoś obcy, cóż, życie nauczyło mnie mieć głęboko w czterech literach opinię ludzi, których zdanie nie jest dla mnie ważne. mój mąż też mnie bardzo wspiera, chociaż z mojej perspektywy to on jest większym herosem, bo poświęcamy podobną ilość czasu na dziecko a mi dom i studia zajmują mniej czasu niż jemu praca i dokształcanie się do niej. pierwsze kilka tygodni, kiedy czułam się rzucona na głęboką wodę, zmuszona do robienia rzeczy o których nie mam pojęcia, kiedy dzień w dzień chodziłam niewyspana i biorąc dziecko na ręce bałam się, że zasnę na stojąco i mi ono wyleci miałam takie myśli, czy ze mną jest wszystko w porządku, czy ja robię dobrze, czy Mała jest szczęśliwa. ale teraz kiedy mogę się już jako tako wyspać i trzeźwo funkcjonować w ciągu dnia uważam, że mimo wszystko nie jestem złą mamą. ufam swojej intuicji, po prostu. dziewczyny, uwierzcie w siebie. wiem, że to trudne, ale naprawdę warto. naprawdę każda z nas jest mega za to co robi i każdej należą się owacje na stojąco. i każda, absolutnie każda, popełnia miliony błędów. i jest jeszcze jedna rzecz, dzięki której nie zwariowałam. nigdy nie porównywałam swojego dziecka do innych dzieci. i nie zamierzać tego robić 🙂
Dziękuję matko za ten wpis. Dziękuję że jesteś, stoisz i trzymasz mnie za rękę;)
Ciekawe czy ojcowie mają w ogóle takie dylematy życiowe :D? Bo my kobiety to uwielbiamy mieć.
wierz mi, że mają 🙂 tylko niewielu z nich się do tego przyzna 🙂
Mnie właśnie czeka drugie i jestem naprawdę przerażona. Po pierwszym miałam depresję, na co wpadłam dopiero dużo po i nie wiem, jak sobie z tym wszystkim poradzę. Niby coś tam sygnalizuję dookoła, że naprawdę będę potrzebowała pomocy, bo nie wiadomo jak będzie, ale nikt tak naprawdę nie wie, że strach mnie dusi. W nocy ataki paniki nie dają spać, ale są też dobre dni, w których mam nadzieję, że jakoś przetrwam bez bycia idealną. I tego się trzymam.
Nie bój się, z drugim dzieckiem jest naprawdę dużo łatwiej. Na początku, owszem, trudno się zorganizować, ale po kilku tygodniach, jak złapiesz rytm, sama się zdziwisz, jak gładko wszystko idzie 🙂
Dziękuję.
Po pierwszej ciąży miałam depresję, jak stodoła. Po urodzeniu drugiego dziecia rzeczywiście było lepiej (m.in. wyregulowana tarczyca pozwoliła na złapanie równowagi). Trzymam kciuki (bardzo-bardzo mocno!) za bycie nieidealną, to naprawdę pomaga. Nie tylko w macierzyństwie 🙂
Dziękuję 🙂 Rzeczywiście jest dobrze! 🙂