Pod wpisem o rozbieraniu dziecka pojawiło się sporo komentarzy pochwalających moje zdanie, ale przez nie przebiło się kilka krzyków rozpaczy „ale ja przecież nie wiem, kiedy jest za ciepło, a kiedy za zimno, nigdy nie mogę trafić z ubraniem”, „po czym to poznać” oraz „Ja sama nie wiem czasami, jak się ubrać, to skąd mam wiedzieć, w co ubrać dziecko”. Czytając te wypowiedzi od razu przypomniało mi się zadane kiedyś przez znajomą pytanie „Czemu ty się tak tego dziecko o wszystko pytasz? Sama zdecyduj!”.
No właśnie. Sama. Wszystko sama. Zdecyduj. Zarządź. Zaplanuj dziecku życie. Niech się gówniarz nie wychyla tylko słucha matki. I czasem odzywa się, co prawda, delikatne poczucie zawodu, że wszystko musisz robić sama, ale szybko o nim zapominasz, bo musisz zdecydować o kolejnej sprawie.
MUSISZ!
Oczywiście, że wyolbrzymiam, ale od jakiegoś czasu mam wrażenie, że kolejną rzeczą, jaka nam została z dawnych czasów, jest przekonanie, że dzieci i ryby głosu nie mają. O wszystkim zdecydują rodzice i nie waż się, dziecko, protestować. Rodzice, czyli najczęściej matka. Tak, tak, głośno jest o prawach dziecka, o poszanowaniu jego godności, ble ble ble. Wszystko to kulą w płot, bo co z tego, że dach naprawiony, jeśli z piwnicy cieknie. Do osiemnastego roku życia dziecka decydujemy za niego w każdej najdrobniejszej sprawie, począwszy od włożenia czapeczki, po porę kąpieli, na zabawkach skończywszy, a potem się dziwimy, że nasze niemowlę wchodzi w życie w wieku dwudziestu lat totalnie zagubione i nie wiedzące, co z sobą w ogóle zrobić. Skupiamy się na ogóle, zapominając o tym, że to z drobnostek składa się nasze życie. Bronimy wizerunku dzieci, ich praw, ale przy ubieraniu warczymy „wkładaj, co ci mama przygotowała, nie dyskutuj”.
MAMO, JAK MYŚLISZ?
Czasem, kiedy słyszę „nie wiem, co będzie dobre dla mojego dziecka” albo „nie jestem pewna, czy on to polubi” mam ochotę spytać „a czemu się go nie zapytasz? Nie sprawdzisz? Skąd masz w sobie to przekonanie, że ty będziesz wiedzieć lepiej od niego?
Mam ochotę o to spytać, ale z góry znam odpowiedź: bo dziecko nie wybierze tak dobrze jak ja. To takie typowe.
Wpajamy dziecku [często zupełnie nieświadomie] przekonanie, że ono nigdy nie wybierze tak dobrze, jak mamusia. Że mamusia wie lepiej. To się tylko zaczyna od czapeczki [„włóż czapeczkę, mówię ci, wiem lepiej!”], potem to się przerzuca na wybór wyznania, wybór zajęć w szkole, wybór studiów, wybór samochodu, wybór żony…
– Mamo, jak myślisz, mogę się z nią spotykać? – myślałam, że zażartował mój dawny chłopak.
Nie żartował. Nie mógł.
SKĄD MAM TO WIEDZIEĆ
W poprzednim wpisie poruszyłam problem tego, że nałogowo wręcz przegrzewamy dzieci. To fakt, wystarczy spojrzeć na temperatury w mieszkaniach i przedszkolach. I mimo że tekst został ciepło przyjęty, mnie uderzyły właśnie te głosy wątpiące. I to nie wątpiące z powodu braku moich racji, ale wątpiące, „bo skąd mam wiedzieć, kiedy mu ciepło czy zimno?”. I tu właśnie odzywa się do dawne „dzieci głosu nie mają”.
Bo wiesz, skąd masz wiedzieć? Od dziecka! Dzieci mają karki, na których od razu można wyczuć przepocenie. Dzieci mają mózgi, w które łatwo wpoić, co jest zimne, a co ciepłe. Dzieci mają też buzie, którymi mogą cokolwiek powiedzieć i jeśli nauczysz je głośno mówić o swoich potrzebach, gwarantuję, że ono ci powie, czy jest mu dobrze. A jeśli skłamie? To się przeziębi, gorączka do 38 stopni wcale nie jest wyniszczająca, a wręcz cenna.
POSŁUCHAJ DZIECKA
Tu nie chodzi o to, żebyś nagle zaczął zrzucać wszystkie ważne decyzje na dziecko! Kazał mu wybierać przedszkole czy dom do kupienia!Podejmowanie decyzji przez dziecko a nauczenie umiejętności podejmowania decyzji to dwie różne rzeczy – pamiętajcie o tym!
Podejmowanie decyzji przez dziecko a nauczenie umiejętności podejmowania decyzji to dwie różne rzeczy – pamiętajcie o tym!
Trzylatek może zdecydować, czy chce jeść zupę czy mięsko, trzylatek może zdecydować, czy chce bawić się samochodem czy klockami. Trzylatek może zdecydować, czy chce bluzkę szarą czy zieloną. Trzylatek wreszcie może wybrać, czy na spacerze idziemy w lewo czy w prawo. Najlepsze – trzylatek może usiąść i zwyczajnie wybrać z mamą to, jakie zabawki czy akcesoria mu się podobają. To nie są decyzje niszczące cały plan dnia, a robią masę dobrego, bo dają naszemu dziecku przekonanie, że może mieć na cokolwiek wpływ. Że nie jest jakimś trybikiem w machinie sterowanej przez matkę polkę „wszystko wiem lepiej”.
– Kosmyku, spożyłeś obiad?
– Spozyłem.
– A smakował ci?
– Nie wiem, dałem Łajzie!
Posłuchaj dziecka. Usiądź i zwyczajnie posłuchaj, co ono mówi. Jeśli uważasz, że nie wiesz, jaką decyzję podjąć, po prostu z nim porozmawiaj, co by wolał, co jest dla niego istotne. Nie wiesz, czy ciepło mu w szaliku? Wyjdź z nim na dwór, załóż mu szalik, potem zdejmij i spytaj, kiedy jest mu lepiej. Ostrzeż, że bez szalika może mieć chore gardło bo wieje. Powiedz, że z szalikiem może zachorować, bo świeci słońce i jest dość ciepło. Powiedz, że jak słońce zajdzie za chmury może znów założyć szaliczek. To wcale nie jest takie trudne, wystarczy kilkanaście razy więcej chlapnąć jęzorem.
WSZYSTKO OPIERA SIĘ NA KOMUNIKACJI
Czasem ktoś z rodziny patrzy się na mnie jak na głupią, kiedy mówię, że nie wiem, co ma kupić mojemu dziecku, bo jeszcze z nim o tym nie rozmawiałam. Tak rzecz się miała na przykład z parkingiem czy koszami na zabawki widocznymi na zdjęciach. Daję mu wybór. Ograniczony na razie, to fakt, przecież nie każę mu samemu szperać po internecie, może wybrać ze znalezionych przeze mnie kilku produktów lub tych dostępnych w jednym sklepie, ale już teraz chcę, żeby wiedział, że zawsze może powiedzieć „nie, to mi się nie podoba” albo „mamo, coś innego” lub „chcę to zrobić inaczej”. Chcę, żeby to „mogę już sam o sobie decydować” nie spadło na niego w dniu osiemnastych urodzin, jak spadło na moją koleżankę, która po urodzinach [jej bramą z wiecznego życia pod dyktando rodziców do życia „teraz mogę wszystko”] straciła nie tylko portfel, buty, dziewictwo i dwadzieścia złotych na taksówkę, ale też i godność, bo ktoś jej zrobił zdjęcia, jak wymiotowała do kosza na przystanku.
Razem z Kosmykiem mieliśmy ciężką ostatnią noc. Bardzo ciężką. W efekcie wstaliśmy dość późno, czego konsekwencją jest prosta sprawa – kosmykowa pora snu trochę się przesunęła i syn zasnął przed chwilą. Zazwyczaj zasypia z którymś z nas. Dziś Chłop musiał jeszcze wyjść z Korą, więc przyszłam go „zmienić”. Kładę się obok dziecka i zaczynam jak zwykle nucić mu kołysankę. Zawsze to robiłam, Kosmyk wręcz żądał, żebym śpiewała razem z płytą. Dziś mój syn wstał z łóżka, popatrzył się na mnie poważnie i powiedział:
– Mamo, bądź cicho, przeszkadzasz mi zasypiać, wiesz?
I powiem wam w sekrecie, że to kształtowanie w dziecku umiejętności podejmowania decyzji było jednym z moich pierwszych macierzyńskich postanowień. I go sumiennie przestrzegam. Daję Kosmykowi wybór. Na początku były to wybory bardzo określone, teraz może już sam zdecydować, jakie chce mieć kosze na zabawki, może pomóc nakleić ptaki na ścianie według swojego uznania, zdecydować o tym, czy chce pomagać przy obiedzie, czy nie, może też podjąć decyzję, czy chce, żebym robiła mu zdjęcia [kilka razy nie chciał, nawet nie zauważyliście pewnie, choć trwało to miesiąc :D], może też pomóc mi w wyborze zdjęć, wreszcie – może sam zdecydować, czy chce mojej pomocy czy nie. Tak! To zdziwiło kiedyś moją znajomą! Że spytałam się synka o to, czy mu pomóc. Ona by zwyczajnie pomogła, ja spytałam się, czy on chce, żebym mu pomogła. Dla znajomej to był szok, bo przecież „widać, że potrzebuje pomocy, po co pytasz?”.
I chociaż nigdy nie powiem, że kształtowanie w dziecku umiejętności podejmowania decyzji jest procesem łatwym i prostym, to i tak wiem, że warto. Prawdopodobnie jego przyszłe nauczycielki przeklną mnie po trzykroć, a ja sama mam czasem wrażenie, że moje jajko staje się mądrzejsze od kury, ale przynajmniej będę wiedziała, że przyszłą decyzję o posłaniu mnie do domu starców podejmie z pełną świadomością i poprze to odpowiednimi argumentami 🙂
Żądanie lodów [ciąg dalszy].
Wyszedł z pokoju.
– Mamo! To co, mogę już lody?
– Nie, bo nie zjadłeś śniadania.
– No nie! Nie będę się tak z tobą kłócił!
– To masz problem.
– Nie! Ty masz problem! Ja się głodzę!
– To zjedz kanapkę.
– Nie, nie życzę sobie kanapki! Życzę sobie lody!
– Nie dam ci lodów, bo powiedziałam, że lody dostaniesz po śniadaniu.
– Powiedz mamo „Dam ci lody, żebyś był szczęśliwy, Kosmyku”!
– Chcę, żebyś był szczęśliwy, ale ze śniadaniem w brzuchu.
– Mamo! Ty masz agrumenty, ale ja mam lepsze!
– Jakie?
– Nie ma już śniadania. Flejtuch zjadła.
Kosze: 3 Sprouts
Naklejki na ścianę: Dekornik
Parking: Plan Toys
Szafka: recykling ze Śnieżką
Spodenki i bluzka: You n’ me
Ubranka na podłodze: pierwsze elementy wyprawki nowego dziecka do prasowania, możecie zgadywać płeć po kolorach 🙂
My od zawsze pytamy dziecko co chce jeść, czy jabłko czy banana czy kaszę czy kanapki od kiedy tylko zaczął jeść z nami ☺ ma dopiero 15 miesięcy, nie potrafi mi jeszcze powiedzieć ale świetnie pokazuje. A z mężem nie możemy się już doczekać kiedy powie nam o swoich potrzebach. Kompletnie nie potrafię też sobie wyobrazić że będę kazała dziecku coś ubrać. Póki jeszcze nie interesuje go to w czym chodzi (choć nie zawsze bo buty na spacer wybiera sobie sam na hasło przynieś buty to Ci założę) to ja o tym decyduję ale potem dam mu wolny wybór, przecież to mniej pracy dla mnie ☺.
Czyli jednak dziewczynka? 😉 Choć „znając” ciebie (oczywiście wirtualnie) pewnie nie wahałabyś się założyć chłopakowi różowej bluzki w kwiatki 😉
Dziewucha jak nic!! 😉
pytanie dzieci o różne rzeczy jest super ale czasami jak pytasz a on prosi o to czego nie ma w lodówce koszmar..ogólnie dzieci same wybierają w co się ubrać ewentualnie zapytaja mogę to?
Ja już nie mogę się doczekać, aż Bartek zacznie komunikować się z nami zrozumiale. Ma 21 mcy i widocznie nic ciekawego do powiedzenia, bo mówi po swojemu, i wręcz marzę o tym by móc go rozumieć, i by móc go w końcu zapytać o tyle rzeczy 🙂
Jak moja córka zaczęła jeść słoiczki (bo jako wyrodna matka nie gotuję ;)) to zawsze ją pytałam czy chce rosół czy pomidorówkę, kurczaka czy królika? Miała wtedy mniej niż rok i oczywiście nie umiała mówić, więc nawet mój własny mąż patrzył na mnie jak na wariatkę, ale… teraz umie podejmować decyzje, nie zawsze takie jakie mi się podobają, ale to już inne kwestia. Ona też decyduje jaką koszulkę czy spodenki założy, co zje na śniadanie, czy chce kąpać się w wannie czy brać prysznic, czym się będzie bawić itd. I choć oczywiście czasem wolałabym podjąć pewne decyzje za nią, żeby było szybciej i lepiej to jednak patrząc na kilka zupełnie adecyzyjnych osób w moim otoczeniu myślę sobie, że ten decyzyjny trening od najmłodszych lat jest bardzo potrzebny
Ja u mojej mamy w ogóle nie gotowałam [dopiero teraz u siebie, u mamy tylko przetwory] i czasem, kiedy obiad nie był dla Kosmyka adekwatny albo był później niż zwykle, to również dawałam słoiki i też pytałam, który woli 🙂 Nawet teraz mam w szafce kilka słoiczków na wszelki i jeśli Kosmyk nie chce jeść zupy albo mięsa, to proponuję mu w zamian słoik i wtedy może podjąć decyzję. To na początku jest trudne, potem bardzo pomocne 🙂
Ja też pytam – np. „chcesz pomidorową z ryżem czy ryż z sosikiem” i manewruję proporcjami. Niestety czuję, że kończy się ten złoty etap pytań sugerujących odpowiedzi. Czyli będę musiała mieć jeszcze pomidorową w słoiku?
Ooo… i przypomiały mi się słowa mojego taty… „nie pytaj co chce jeść tylko uszykuj i ma zjeść…” ehhh… a ja się jej pytam i mi z tym dobrze 🙂
Bardzo dobry tekst (i super kosze na zabawki). Moja siostra ostatnio
pytała zdegustowana „ale po co ty pytasz córkę, czy jej zmieniać
pieluchę, ja po prostu biorę i zmieniam”. Cóż, moja córka jest w wieku,
kiedy potrafi powiedzieć, czy pielucha jej przeszkadza, czy nie (przeciw
nocnikowi niestety broni się rękami i nogami) i jeśli ma akurat chęć
bawić się z mokrą pieluchą zwisającą w kroku i ważącą trzy kilo, jej
sprawa. Jak odczuje dyskomfort, to się zgłosi, a ja nie mam ochoty
przytrzymywać siłą na przewijaku wrzeszczącego dziecka… Nie planowałam
świadomie akurat takiej strategii wychowawczej, żeby dziecko o wszystko
pytać, to jakoś samo wynikło z prostego faktu poszanowania odrębnej
istoty, która ma własne zdanie, upodobania i chęci. Babcie dostają
zawału na widok dziecka latającego na bosaka po drewnianej podłodze, „bo
sie przeziębi”, a ona przez dwa lata nigdy się nie przeziębiła, ani nie
zaraziła od nas. Jak jest jej zimno, sama wciąga skarpetki i kapcie, ja
najwyżej sugeruję, że to może być dobry pomysł.
Kosma też miał awersję do nocnika! Potem do nakładki… trochę czasu minęło zanim się przekonał do toalety, ale dało radę 🙂 Ja, już po odpieluchowaniu, podpadłam rodzinie, bo prosiłam, żeby nie zgadywali, czy Kosma chce czy nie chce do toalety. Najwyżej się zmoczy, mówiłam i walczyłam, żeby nic mu nie sugerować, żeby sam nauczył się przeczuwać 🙂 Jakoś wyperswadowałam, punktem kulminacyjnym był moment, kiedy Kosmyk zmoczony powiedział, że „nikt mi mamo nie pomówił, że mam iść siku”. To było jak grom, bo pokazało, że zaczynamy wyręczać dziecko w przeczuwaniu podstawowej czynności fizjologicznej 🙂
Są kwiatki – są gratki!!!!