Nie lubię myć podłogi. Tak samo jak nie lubię odkurzania. Mierżą mnie te czynności i to faktycznie ironia losu, że całe wakacje spędziłam szorując pokoje. Ale nawet i bez pokoi do wynajęcia, kiedyś musiałabym umyć własną podłogę i dlatego staram się te wszystkie niemiłe czynności jak najbardziej uprościć i maksymalnie skrócić czas ich wykonywania. Moim mottem jest szybko, prosto i dokładnie i "dokładnie" dlatego cały sezon myłam podłogi na kolanach. Kupowane kolejno mopy okazywały się niewypałami.
Najbardziej rozczarował mnie mop od Jana Niezbędnego. Bo się zepsuł. I mimo że był okrągły i nie sięgał do wszystkich miejsc, wywalałam go ze łzami w oczach.
Największym zawodem okazał się mop z Biedronki. O ile jestem wielką fanką tego sklepu, to mopy od nich serdecznie odradzam. Pierwszy zepsuł się po dwóch pokojach. Drugi jeszcze przed użyciem okazał się zepsuty, a od trzeciego ciągle odpadała końcówka. Na czwarty się nie zdecydowałam. Poprosiłam mamę, żeby za równowartość tych trzech mopów i koszty potencjalnego czwartego kupiła porządny sprzęt. Taki, który po umyciu dziesięciu pokoi, dwóch sporych korytarzy i kuchni nie rozpadnie się z zadyszki.
Mama wybuliła 160 złotych i kupiła mop z
Viledy.
Moje pierwsze próby umycia podłogi z Viledą były ciężkie - nie umiałam trafić mopem do wyciskarki, nie dokręciłam kija, więc mi latał, jak chciał, nie do końca umiałam się przestawić z mopa okrągłego na mop prostokątny. Tak naprawdę myślałam, że to jakaś ściema. Dopiero przy drugiej rundzie sprzątania pokoi nauczyłam się współpracować i efektywnie oraz szybko sprzątać.
I bardzo szybko zauważyłam, że ten mop wejdzie w takie miejsca, w których wcześniej gościła tylko moja ręka...
Odwołując się do komentarzy, które mogliście przeczytać na podlinkowanej wcześniej stronie:
- mop będzie zostawiał smugi, jeśli nalejecie do wiadra za dużą ilość płynu. Ja zawsze wlewam mniej niż zalecane i nigdy smug nie widziałam.
- wiaderko faktycznie się trzęsie, jeśli napierdziela się nogą w pedał od odwirowywania z całej siły.
- rzeczywiście trudno trafić złożonym mopem do "wirówki", ale wyłącznie przez pierwsze pięć razy. Potem to już rutyna.
- jakoś "ścierki" do mycia zadowalająca moje skromne gusta. Nawet do pralki nie wrzucałam, wyprałam w Białym Jeleniu i już była biała. Ale może po prostu mieliśmy bardzo czystych gości...
- dobrze przed zakupem mopa, wypróbować go w sklepie "na sucho" - bardzo dużo rzeczy można taką próbą zweryfikować...
Podsumowując - pod koniec sezonu, kiedy to już praca się skończyła, a sprzątać to teraz mogę wyłącznie hobbystycznie, dostałam od mamy mop idealny. W dalszym ciągu nie lubię myć podłogi, ale przynajmniej umila mi to nowy i dobry sprzęt, który dodatkowo zauroczył mnie takimi plastikowymi guziczkami, co mocują szmatkę do podstawy - są urocze 🙂
Ten post rozpoczyna cykl tekstów o sprzątaniu. Nie ukrywajmy - robię to praktycznie cały czas, jak nie po gościach, to po Kosmyku, mogę więc lecieć z radą na wszelkie wasze pytania [macie takie? Piszcie!].
Na początek kwestia sporna. Ktoś mi ostatnio zwrócił uwagę, że nie zmiotłam podłogi przed odkurzaniem. Jak myślicie - słusznie?