– Czasami ci zazdroszczę, że ty w takim wolnym związku żyjesz – napisała mi ostatnio czytelniczka, z którą jakiś czas wymieniałam się mailami – coś wam nie będzie grało, zawsze możecie się rozejść. Bez bólu i piętna rozwodu. W każdej chwili możesz go zostawić i puścić się z jakimś chłopakiem, co go niedawno spotkałaś. Ja w dniu ślubu wiedziałam, że to ostatni dzień mojej wolności i do końca życia będę musiała już być z tym moim facetem.
– Będziesz chciała? – upewniam się, czy dobrze przeczytałam.
– Nie – będę musiała, ale przynajmniej wiem, że jestem na zaawansowanym etapie związku i muszę nad tym pracować. To mi dodaje sił.
Po dłuższym wywiadzie, przyznała się, że powyższe rewelacje usłyszała na naukach przedmałżeńskich i są najprawdziwszą prawdą. Żyjąc w tak zwanym wolnym związku, jestem nieodpowiedzialna, rozpustna, tępawa i nie rozwijam swojej duchowości. I jeszcze jakieś takie nowości, ale wyłączyłam się po pierwszych zdaniach.
Zaczęłam sobie myśleć. Ona żyje ze swoim ślubnym, bo musi. Bo ma taki obowiązek nałożony przez cholera wie kogo. Tak samo, bo musi, chodzi do kościoła, spowiedzi, daje na tacę. Tak ją zaprogramowali rodzice, sąsiedzi, społeczeństwo. Ona nawet nie wie, po co to robi. Kiedy pytam się o jakiś głębszy sens tych jej działań, odpowiada krótko „wszyscy tak robią i tak trzeba”. To całe „musi” odbębnia jak płacenie podatków, a jednocześnie marzy o chwili, w której odetchnęłaby jakimś innym zapachem, innym życiem, choć sama do końca pewnie nie zdaje sobie z tego sprawy.
Zaczęło być mi smutno, że żyję w „wolnym” związku. Kurde, jak to by było fajnie wziąć taki ślub kościelny i żyć sobie z narzuconymi z góry wytycznymi moralności. Już nie musiałabym zawiązywać sobie dupy przy każdym napotkanym mężczyźnie. Mogłabym rzucać chłopem dwa razy dziennie o ścianę. Mogłabym sobie zostawić dziecko samopas na podwórku i polecieć się wyszaleć na dyskę. Mogłabym w końcu robić sobie piętnaście aborcji dziennie i nabijać na pal małe kotki. Zero refleksji. Zero etyki. Etyka wszak wywodzi się wyłącznie z kościoła.
Nam, żyjącym w niezalegalizowanych związkach, nikt nie mówi, jak żyć – wszystko robimy po swojemu, na wyczucie, pewnie źle. Nikt nie mówi nam też, jak się kłócić. Trudno jest postawić cokolwiek na ostrzu noża, no bo co stawiać? Nóż tępawy, więc nabić nic nie można, a i grzanka jakaś taka nieforemna. Zostaje nam tłuc się tymi tępymi nożami, rzucać grzankami i uciekać, gdzie popadnie ze wskazaniem na miejsce, z którego będziemy umieli znów do siebie trafić. Aż dziw, że to się nam udaje. Nie chcę przez to powiedzieć, że jesteśmy lepsi czy gorsi od związku zalegalizowanego. Związek to związek.
Jednak przyznałam rację czytelniczce. Faktycznie, trudno robić coś z przymusu i szczerze ją podziwiam, że ma siłę walczyć. Czy ja bym wytrzymała w relacji, w której bym była „bo trzeba”? Nie. Nawet sekundy.
A teraz, kiedy jestem na ścieżce wojennej z chłopem, wróciłam do tego jej maila i przeczytałam jeszcze raz uważnie, co ona mi właściwie napisała, i jest mi smutno. Ona pewnie zrezygnowałaby z tej wojny, bo przecież musi. Jej obowiązkiem jest zakopać topór wojenny, ona to zrobi chociażby dla świętego spokoju, a do tego, jako żona, powinna dbać o szczęście rodziny. Jest w zaawansowanym związku i musi [musi!] o niego dbać.
Oddycham spokojnie i uśmiecham się do chłopa. Nic nie muszę. Ja po prostu chcę przestać się już kłócić. Nasza miłość może i jest na etapie średnio zaawansowanym, ale dopóki jesteśmy razem, bo chcemy, nie mam ochoty przechodzić na wyższy poziom.
Jak myślicie, o co najczęściej kłócą się pary?
Zdjęcie: STĄD
My mamy ślub, ale cywilny – może to dlatego jakoś tak nie czuję, że „muszę” ;D
Jeszcze do tego chciałam się odnieść: „Tak samo, bo musi, chodzi do kościoła, spowiedzi, daje na tacę. Tak ją zaprogramowali rodzice, sąsiedzi, społeczeństwo. Ona nawet nie wie, po co to robi. Kiedy pytam się o jakiś głębszy sens tych jej działań, odpowiada krótko „wszyscy tak robią i tak trzeba”.”
Sama jestem niewierząca, ale mam ogromny szacunek do religii (nie tylko chrześcijańskich), a zwłaszcza do głębokiego sensu sakramentów. Nie wyobrażam sobie przyjmować jakiegokolwiek z nich bez zrozumienia i wiary w jego sens i znaczenie – właśnie z tego względu nie ochrzciliśmy dziecka, pomimo że „tak trzeba” 😉
Przy nabijaniu na pal małych kotków oplułam monitor 🙂 Zgadzam się w 100% z tym, co napisałaś. O co kłócą się najczęściej pary? Bo ja wiem… Skarpety pod łóżkiem, brak seksu albo nudny seks, brak rozmów albo nieumiejętność otwarcia się na drugiego człowieka i SŁUCHANIA go… My z T. kłócimy się o pierdoły. Czasem ze mnie wyłazi wstrętna egoistka, a z niego nadęty bufon. Ot, życie 😉
Kocham Cię Pani Matko 😉 leżę i kwiczę – tak to napisałaś – temat poważny, mądrze napisane, a w taki sposób – że tylko Ty tak potrafisz 😀 <br />A o co się kłócimy? O pierdoły! no i o pieniądze oczywiście (a w sumie o ich ciągły brak…) 😉
A ja współczuję tej kobiecie, że MUSIAŁA wyjść za mąż i teraz MUSI się z nim męczyć. Sama osobiście wyszłam za mokjego męża po 2,5 roku znajomości i zarazem bycia ze sobą i jestem szczęśliwa i niczego nie żałuję. 🙂
Nie ślub jest ważny. Najważniejsza jest miłość, zrozumienie, prawdziwa więz i jednak podobieństwa. Jestem po ślubie, ale z człowiekiem, który jest draniem, nie będę rozwijać na jakie sposoby…<br />Znam kogoś, kto jest moją drugą połową, ale nigdy nie będziemy razem. Każda rozmowa ,reakcja, zrozumienie spojrzenia nawet, żartu, te same wartości.<br />Beata
Pary kłócą się o trzy rzeczy (według mojej statystyki) – kolejność zmienia się jak w kalejdoskopie, ale przeważnie chodzi o:<br />1. seks<br />2. pieniądze<br />3. rodzinę (jego/jej)<br /><br />Amen 🙂 <br />Mężatka od 6 lat i 9 miesięcy
Twoje teksty zawsze inteligentno- dowcipne, dziś niesprawiedliwy lecz cóż po różnych stronach barykady my. Ja ślub chciałam i tak faktycznie małżeństwo motywuje mnie do starań i tak wspominam słowa przysięgi i NIE ja nic nie muszę.
Jedyna rzecz, jaką każdy z nas musi, to umrzeć. Wszystkie inne możemy. <br /><br />O co kłócą się pary? O rozrzucone na podłodze skarpetki, nie pozmywane naczynia, pieniądze, spacer z psem i zmianę pampersa, o inne zdanie na temat osoby znanej w prawdziwym życiu i tej z ekranu. O wszystko i o nic, o rzeczy ważne i błahe. <br />Znałam kiedyś dziewczynę, która niebawem miała wyjść za mąż.
No Matko, znów żeś wywołała wojnę ;).<br />Jestem żoną, ze ślubem kościelnym – bo tak chcieliśmy, a nie musieliśmy. Kochamy się i dbamy o nasz związek dlatego, że nam zależy na nim, a nie dlatego, że musimy. <br />A o co kłócą się pary – o pierdoły, bo o ważnych rzeczach rozmawiają 😉
Ostatnio na topie jest kto wstanie do dziecka…<br />A na porządku dziennym..kto włoży, kto wyjmie…<br />oczywista naczynia ze zmywarki 🙂
ja tam się ostatnio żarłam, bo nie chciał mi pomóc ze sprawą techniczną na blogu, która miała sprawić, że zacznę dorabiać. I nie patrzyłam na obrączkę, ba rzuciłam mu ją w twarz i powiedziałam, że podziękuję za dalsze wspólne lata. Już obmyślałam plan rozwodu i nowego życia, swojej obojętności wobec niego, ale jak przyszedł i dotknął mojego ramienia, po prostu przytuliłam się i na spokojnie
O, ja kilka razy rzuciłam zaręczynowym, ale obmyślanie rozstania i mojego nowego życia bez niego tak mi poprawiło humor, żem się przestała wściekać :)<br /><br />Normalnie nie mogę przestać się śmiać, jak sobie wyobrażę takie moje samotne pętanie bez chłopa u boku. Na kogo ja się wtedy będę wkurzać? I z kim się godzić? 😀
Ja bym się bała rzucać, że zgubię! 😀
U nas zmieniło się to, że dostaliśmy kredyt z rodziną na swoim:) Kochamy się tak jak przed cywilnym, kłócimy też tak samo:D Ślub wzieliśmy bo chcieliśmy, staramy sie bo chcemy, bo nam zależy na sobie. Cieszę się, że mam takiego faceta którego mogę chcieć a nie muszę.
I boli to, że takie osoby dają takie świadectwo.. Stąd pozniej takie a nie opinie o wierze, wierzacych, kosciele.. Mi wcale nie mowili niczego takiego na naukach przedmalzenskich. A slubkoscielny wzielam bo kocham męża, bo wierzę w boga i chcę żeby to wszystko, ta nasza miłość, nawiasem dana od Boga, byla przez Niego pobłogosławiona. <br />A czy muszę? Nic nie muszę! Jesli chęć wyjaśnienia czegos
"takie osoby" miałam na mysli ta znajomą z którą pisałas, nie wiem czy jasno się wyraziłam, ogolnie mam problemy z jasnym wyrazaniem się 🙂 <br />Chciałam jeszcze dopisać coś co przyszło mi na myśl – z koeli jeśli kochasz i jestes pewna ze z tą osobą chcesz spędzić resztę zycia a jestes wierząca to czego się boisz przysiegając, że będziesz z tą osobą w zdrowiu, chorobie, przysięgając
Tak, to był zaszczyt, uroczysta przysięga … za tydzień minie 9 lat, a ja wciąż mogę ją powtórzyć z tym samym drążycym głosem i jeszcze bardziej z miłości!
Musi??? Wolny człowiek nic nie musi! "Kochaj i rób co chcesz!!!" Pewnie większość wie kto to powiedział. Dobrze jeśli działa w dwie strony. A PARTNERA (jakikolwiek byłby poziom tzw. legalności) najlepiej poznaje się w kryzysie. Stąd mądre małżeństwa mówią, że żyją… "od kryzysu do kryzysu". Uśmiecham się do WAS (Matko i Chłopie) na odległość:) dbajcie o siebie nawzajem! Nic
O tak! Nic nie MUSI! O każda miłość TRZEBA dbać… A znajomi, którzy żyja z partnerami czy tez innymi określnikami ukochanej osoby i tak prędzej czy później wymsknie im się "mój mąż… moja żona…', ale to kwestia lat, i już nikt nie będzie pytał mąż czy żona. Ja i tak mówię "MÓJ STARY"…<br />
Czytam komentarze i dzięki wam mam już całą listę pomysłów na teksty 🙂 Kocham was!
Dla osoby wierzącej nieodwołalne jest złożenie obietnicy przed Bogiem i w tym wymiarze, gdy pojawia się etap "ja nie chcę" to zastępuje się go "ale muszę". Takie podejście wmieszane w przyziemną możliwość bądź niemożliwość pójścia w tango w razie ochoty to jakieś nieporozumienie.<br /><br />
Ślub kościelny z przymusu to ślub nieważny. Nie można być z kimś bo ktoś tak narzuca, a tak mi się nasunęło po przeczytaniu tej wypowiedzi jakby ktoś jej ślub narzucił. <br />Ja mam ślub kościelny, do Kościoła chodzę bo chcę i nikt mi tego nie narzucił a wręcz musiałam walczyć o wiarę o Boga w moim życiu, bo rodzina ma inaczej. I moje życie jest piękne, bo mam męża, synów i wspaniałych przyjaciół
Po 6 latach wzięłam ślub bo właśnie chciałam . Od 4 lat słyszałam ,że muszę bo nie wypada żyć bez ślubu i co ludzie pomyślą. A w d…miałam co myśleli.<br />Biorąc pod uwagę przed i po nie widzę żadnej różnicy. To ,że nie mieliśmy obrączek na palcach nie oznaczało ,że nie byliśmy rodziną.Cały czas nią jesteśmy.Bo chcemy a nie musimy.<br />O co najczęściej się kłócę? O pierdoły 🙂
Kupa dziewczyn myśli, że jak wyjdzie za mąż to z facetem będzie jej się układało lepiej, inna kupa lasem myśli, że facet się zmieni, a jeszcze inna, że będzie pięknie i idealnie. Ale co się zmienia po ślubie cywilnym, czy to kościelnym? To, że otrzymujemy papierek- więcej nic się nie zmienia, kompletnie nic! Może człowiek wtedy jako mąż lub żona próbować umwacniać związek, starać się go tworzyć
Zgadzam się – ślub nic nie zmienia. W ogóle moim zdaniem ślub nie jest dla nas, tylko dla innych. Dla rodziny, znajomych. My wiemy, jaka relacja nas łączy – głęboka. A skąd to mają wiedzieć inni? Znają przecież mnóstwo różnych związków, w tym mnóstwo takich, które się rozpadają po miesiącu czy dwóch. Myślę, że rodzice niezbyt chcą co roku na święta mieć przy stole kolejnych partnerów swojej córki
W końcówce mi zabiłaś ćwieka, bo się nie orientuję totalnie, w jaki sposób argumentować ślub połówce, co ślubu nie chce. <br /><br />Zawsze wszelkie rozmowy na ten temat z chłopem kończą się stwierdzeniem, że weźmiemy ślub cywilny, jak nam stuknie dycha bycia razem i będzie co świętować. Więc może w tę stronę – żeby ten ślub był ukoronowaniem czegoś dłuższego, taka impreza wieńcząca, a nie
A ja mam właśnie na odwrót 😀 <br />Czemu ślub? Bo…<br /> – w naszej kulturze pary myślące o sobie na poważnie od zawsze się pobierają<br /> – małżeństwa są traktowane jako rodzina według prawa, więc nie będzie nigdy problemu z dowiadywaniem się w szpitalu czy innymi takimi kwestiami<br /> – jak się powie, że 'mąż', to wszystko jasne, a jak 'chłopak', 'partner'… to
Asiu, to jeszcze 6 lat mam czekać żeby popisywać się KBD :)teściowa Asi 🙂 babcia Kosmyka :)matka Damiana. Dużo to i mało. Cóż to jest w porównaniu z wiecznością. Przypomniałam sobie NASZ ślub i …. rozmarzyłam się … wzruszyłam się… idę zrobić kawę mężowi:)
O krajst. Napisałam odpowiedź, ale była bezczelna, także sobie ją rozwinę i napiszę kiedyś tekst :)<br />
O nie, bezczelna odpowiedź na mój komentarz? 😀 <br /><br />Ślub to takie śmieszne wydarzenie, które można postrzegać na tylu tak różnych płaszczyznach… Czekam z niecierpliwością na post 🙂
Staram się unikać słów muszę, zawsze i nigdy. Po prostu ich nie lubię i uważam, że niosą za sobą kłamstwo. Nie wiem czy ślub kościelny tak bardzo determinuje do pracy nad związkiem. To chyba bardzo tradycyjne podejście, w zasadzie nie istniejące wśród moich znajomych. O co się kłócą pary? Stawiam, że o mało istotne sprawy, które urastają do rangi problemu.
Masakra jakaś, jestem w związku małżeńskim ale wcale nie uważam, że Wy macie fajniej czy gorzej. A sam fakt posiada przeze mnie papierka wcale nie oznacza, że MUSZĘ być z moim lubym. Po prostu chcę, kocham go a on mnie. I dajemy sobie radę bez tępych noży. Wychodzi na to, że zamiast szczęścia na nowej drodze powinniśmy sobie współczuć..
Nie wiem o co kłócą się pary… I podobnie jak Ty,nie mam pojęcia,jak można MUSIEĆ być żoną! Sama żoną zostałam, bo chciałam. Bardzo chciałam, bo bardzo kocham,kochałam…A nie dlatego,że ktoś mi kazał,że tak trzeba.
Współczuję jej. Kto powiedział, że jak jestem żoną to już muszę. Jestem żoną bo chcę a jak mi sie odechce to być nią przestanę. Czy małżeństwo to kajdany? Nie sądzę… Małżeństwo nie daje spokoju- ok teraz już mnie z nikim nie zdradzisz. , ale też nie patrzę z żałością na innych chłopów – myśląc szkoda, że nie mogę cię bzyknąć. Nie chcę. I będąc narzeczoną czy dziewczyną również bym nie chciała
Zarąbisty tekst! Uwielbiam cię:* <br />Ja też byłam z chłopem 9 lat w frywolnym związku i zalegalizowaliśmy go bo CHCIELIŚMY nie bo POWINNIŚMY bo MUSIMY.I co najważniejsze nie w Kościele Katolickim tylko w USC.