Nic tak nie poprawia świąt jak dobre morderstwo [najlepsze polskie książki kryminalne na święta]

Okej. Nigdy nie lubiłam kryminałów. Bardziej mi wchodziła literatura piękna. Moim pierwszym spotkaniem z książką o zbrodni było zalecenie naszego wykładowcy z poetyki, żebyśmy przeczytali  Zabójstwo Rogera Ackroyda Agathy Christie. Przeczytałam. Zdziwiłam się, że fajne. I w wakacje pochłonęłam całą Christie. Na polskie książki kryminalne dość długo patrzyłam jednak podejrzliwie.

 


 

Nie wierzyłam, że to mogłyby być dobre książki. Tyle razy zawiodłam się na współczesnych autorach, naśladujących albo pisarzy/trendy z zagranicy albo usiłujących być zabawnymi na siłę, że odrzucałam polskie książki i nie chciało mi się kolejny raz na nich zawodzić. Brakowało mi prawdy. Brakowało mi mięsa. I o dziwo, chętniej czytałam lektury i literaturę piękną na studiach niż nowych polskich autorów.

 

Przełomem  w moim odbiorze kryminałów była Christie. Potem pochłonęłam wszystkie książki o Holmesie [swoją drogą jest takie ogromne wydanie wszystkich tekstów o Sherlocku Holmesie i jest wydane tak niechlujnie, że ćwiczyłam na nim korektę na zaliczenie zajęć z edytorstwa. Powinnam sobie w ogóle wiele rzeczy przypomnieć z edytorstwa, muszę wygrzebać tę książkę].

 

A potem pojawił się J.D. Barker i jego trylogia zaczynająca się „Czwartą małpą”. Wchłonęłam całą po dwakroć i po lekturze zaczęłam szukać innych książek w tym stylu. Trafiłam na Teodora Szackiego. I jeśli ktoś mnie przekonał do polskich kryminałów, to z pewnością był to Zygmunt Miłoszewski. To od niego się zaczęło.

 

Najlepsze polskie książki kryminalne na święta – nic tak nie poprawia świąt jak dobre morderstwo

 

Teodor Szacki jest na moim podium dobrych kryminałów, ale w mojej czytelniczej drodze na tropie polskich książek kryminalnych pojawiły się też inne lektury. Uporządkowałam je w kolejności od najmniej lubianych przeze mnie, do tych, do których wrócę jeszcze pewnie kilka razy. Polski kryminał przestał już być dzielony na kryminał retro [osobiście nie lubię z wyjątkami], pastisz [lubię, gdy jest niekiedy] oraz współczesną powieść policyjną. Polskie książki kryminalne coraz bardziej upodabniają się do kryminałów skandynawskich i myślę, że jeśli coś mnie do nich przekonało, to właśnie ta próba ujęcia rzeczywistości.  Prawdziwej. Bez upiększania.

⇒ A jeśli nie lubisz kryminałów, zerknij na wpis o książkach o miłości.

 

 

POLSKIE KSIĄŻKI KRYMINALNE, KTÓRE PRZECZYTAŁAM PRZEZ ROK

Katarzyna Puzyńska cykl kryminałów mazurskich

 

Dlatego na pierwszym, czyli ostatnim miejscu polskich książek kryminalnych, znajduje się u mnie Puzyńska. Bardzo cierpiałam, czytając pierwszą książkę jej serii – „Motylek” i pomijając już rozwalenie postaci pani komisarz [o matko, jaki to byłby cudowny wątek z nią, gdyby nie usiłowano zastosować zabiegu „nie powiemy wprost, że to lesbijka, bo nie wypada, zróbmy z niej robota i dajmy jej stały, non stop powtarzany, irytujący tekst, żeby jakoś ją odróżnić od innych”, pomijając jakieś tam uwagi do sztampowych postaci [bo musi być przekrój – uciekinierka z miasta, fryzjerka, ksiądz, bogacz, pijak, głupia nastolatka itp.], pomijając zabiegi stylistyczne i opis pracy komisariatu [który komisariat zajmuje się zabójstwami, coś mi się nie spina], to największy zarzut mam do moich Mazur. Bo ja bym przełknęła niedociągnięcia stylistyczne  czy nierozbudowane postacie, nawet umiałabym usprawiedliwić wiele rzeczy. Ale na litość – gdzie na Mazurach jest malutka wioska [WIOSKA!], w której jest komisariat z tyloma pracownikami i ten komisariat zajmuje się morderstwem, a w przerwach je ciasta od matki jednego z policjantów. Bo tak się żyje na wsi. I tak jak przymknę oko  na tworki typu „pokiwała energicznie ogoloną głową” [bo i mi się zdarzają], tak pokazanie realiów wsi jest całkowicie nierealistyczne i jest dokładnie tym, czym jest – wyobrażeniem wsi, które zrobiła sobie pani z miasta, obserwująca otoczenie z grzbietu konia lub z okna swojego nowo kupionego dworku. A określenie „niemiecki cmentarz” totalnie mnie wkurzyło. Serio – jak się pisze o Mazurach, warto wiedzieć co nieco o ich historii. Gdybym nie słuchała „Motylka” w wersji audiobookowej, rzuciłabym książką – telefonu było mi żal. Niemniej wiem, że pióro Puzyńskiej ma swoich zwolenników, wrzuciłam więc jej serię z zastrzeżeniem, że nie wszystko w jej książkach jest logiczne i pytaniem – czy reszta serii jest choć trochę lepsza. Bo widzę potencjał.

Remigiusz Mróz i cykl z Joanną Chyłką

 

Nie. Nie. I jeszcze raz nie. Myślałam, gdy ktoś polecał mi Mroza. Miałam do czynienia z kilkoma jego powieściami i nagromadzenie błędów totalnie mnie rozpraszało. Nie wiem, ale coraz częściej mam wrażenie, że im więcej autor napisze głupot, im bardziej będzie niechlujny i szybki, tym większy sukces odniesie. Boję się tego wrażenia i bardzo nie chcę tego w przyszłości. Niemniej serię o Chyłce przeczytałam do piątego tomu. Przez szósty nie przebrnęłam, ponieważ absurd i skomplikowanie i intrygi sprawiało, że czułam się coraz bardziej zagubiona i mózg mi płonął. Trzeba jednak przyznać, że Mrozowi udało się stworzyć jako taki prawniczy thriller, który, nie będę ukrywać, wiele mi wyjaśnił i rozjaśnił w kwestiach prowadzenia spraw sądowych i w ogóle działania prawa w Polsce. Moim zdaniem postać Chyłki, chamskiej, bezpośredniej i stawiającej na swoim alkoholiczki, zdobyła taką popularność, ponieważ kobietki w polskich kryminałach [i w ogóle w książkach] to albo słodkie idiotki, albo naiwne matrony, albo rozhisteryzowane wariatki, albo poszukujące miłości niewiasty, albo ofiary przemocy domowej lub porzucone kobiety uciekające z miasta na wieś [hej, Puzyńska!]. Niewątpliwie na polskiej scenie literackiej brakowało kobiety z jajem i ludziom się to spodobało. I myślę, że to właśnie przez nią, wszelkie niedociągnięcia serii Mroza [przede wszystkim język, język, język – zasypiam] są pomijane i przysłania je postać charyzmatycznej Joanny.

Robert Małecki i Bernard Gross

 

Trylogię o Bernardzie Grossie przeczytałam na początku mojej drogi jako czytelniczki kryminałów. I choć parłam do przodu kartka po kartce z jakąś niespokojną potrzebą dowiedzenia się, co dalej, to kolejne tomy odkładałam z poczuciem beznadziei i smutku, które wręcz tryskają z kart każdej z książek. Myślę, że to, co nie zagrało w książkach Puzyńskiej, w opowieści o Bernardzie Grossie gra pięknie i sprawnie, bez fałszu. To taki obraz prowincji, która nie zapycha ci smutku słodkim ulepkiem ciasta i romantycznych wizji, tylko prosto w twarz rzuca ci ochłap życia, które się tu toczy, jakby uwięzione w schemacie, trzepoczące panicznie skrzydłami w rzadkich chwilach pragnienia ucieczki i pochylające się na kilka stron nad modelem motocykla, żeby uspokoić nerwy.

Tej książki nie czyta się łatwo. Nie pasuje „do kawusi”. Razem z Grossem wchodzimy w ten świat, przygaszony, smutny, przestraszony, zawiedziony, jesteśmy trochę przygaszeni, smutni, przestraszeni, zawiedzeni. A potem, kiedy myślimy, że to się nigdy nie skończy, nadchodzi rozwiązanie. Tak logiczne, spójne i pokazujące, że każde słowo w powieści było postawione z rozmysłem, że chce się jeszcze więcej i więcej.

 

Baardzo polecam. Jako odświeżenie po cukierkowych świętach.

Wojciech Chmielarz i Mortka

 

Na Chmielarza to ja jestem trochę zła. Jest wyżej od Małeckiego, ale mimo wszystko jestem zła. Trochę jak żona, którą wkurza mąż, ale ona konkretnie nie wie za co. Czasem kończę jego książkę i myślę „Dżizas, człowieku, daj mi więcej tego, daj, chcę cię ćpać po nocach”, a potem zaczynam czytać kolejną i stwierdzam „robaczku, dzisiaj śpisz na kanapie i nawet mnie nie całuj na dobranoc”.

 

Żeby dojść do sedna. Uwielbiam w powieściach Chmielarza to, że barwnie opisuje żałosną czasami rzeczywistość. I to pokazuje, że jeśli nie da się przedstawić lukrowanego świata, można go bardzo soczyście i zgrabnie opisać. I piszę to z perspektywy osoby, która ma pociąg do barwnego opisu świata zastanego, a nie wyidealizowanego i przykrytego kupką białego śniegu. Podoba mi się też, jak język postaci lawiruje na granicy naturalności i wulgarności. Ostatecznie jest szorstki, bywa ostrzejszy, ale bohaterowie nie muszą epatować wulgarnością na każdej stronie, żeby to osiągnąć. Akcja toczy się bardzo wartko, bez przedłużeń, z wykorzystaniem klasycznych zabiegów znanych z innych powieści kryminalnych, ale zgrabnie przetworzonych na własną modłę, dzięki czemu powstało coś, co po pierwszym tomie zostawiło mnie z poczuciem niedosytu.

Co prawda, „Przejęcie” było już dla mnie zbyt skomplikowane, przekombinowane bym rzekła, „Farma lalek” i „Osiedle marzeń” przykuło mnie do telefonu na dobre. „Cienie”, czyli ostatnia część, mnie dobiły. Dobiły tym, że się skończyły i dobiły znów przekombinowaniem fabuły, ale też niedosytem, że chcę jeszcze. Z tego niedosytu sięgnęłam po serię z Dawidem Wolskim, ale ten chłop mnie osłabia. Autentycznie, nie mogę znieść dziada.

 

[w tym miejscu uwaga, że zdecydowanie mamy problem z pisaniem o seksie. Nie wiem, czemu można o tym pisać albo w słodko-pierdzącym stylu, albo zdaniami „wszedł w nią mocno i rżnął opartą o parapet”. Może się już tego za dużo naczytałam i mam przesyt].

 

W każdym razie. Chmielarza bardzo polecam. W każdej jego książce jest tyle odcieni, że każdy znajdzie swoją barwę.

Jędrzej Pasierski i komisarz Nina Warwiłow

 

Dżizas, jak to dobrze, kiedy głównym policjantem nie jest alkoholik po rozwodzie czy z innymi problemami. Nie powiem – komisarz Nina Warwiłow była dla mnie ulgą po tym całym męskim kryminalnym testosteronie. Pierwszy tom „Dom bez klamek” całkowicie mnie pochłonął – nie wiem, czy to zasługa prawniczego wykształcenia, czy wyjątkowo logicznego umysłu, Pasierski pisze tak, że wszystko się pięknie styka, nie rozwleka, jest uporządkowane, jakby schematyczne [na przykład jeden rozdział, to jeden dzień]. Kolejne są według mnie trochę gorsze [szczególnie „Czerwony świt”], ale nie wynika to z językowych czy stylistycznych braków autora, wręcz przeciwnie, jestem pod ogromnym wrażeniem przemycenia do kolejnych tomów historii, na przykład historii Łemków. Takie wstawki i odniesienia w odpowiedniej dawce są dla mnie bardzo istotne. Ale, ale, co mnie denerwowało. No wiadomo co – Nina Warwiłow jako matka. Nie wiem wszystkiego, ale wiem, że Pasierski matką nie jest. I to bardzo widać. Albo ja jestem przewrażliwiona, co też jest możliwe.

 

Ale to tylko dzieciaki wyskakiwały z bloku, prześcigały się i darły do siebie. Pełne energii i nigdy niecierpiące na depresję. Wystarczyło im wyjść na smętną ulicę, żeby wybuchnąć fajerwerkami radości. Czy po to właśnie ma się dzieci? Żeby samo ich towarzystwo wyrywało człowieka ze smutku? [Jędrzej Pasierski, Dom bez klamek]

 

Bartosz Szczygielski, Winni jesteśmy wszyscy

polskie książki kryminalneNie cykl, ale znam Bartosza i kiedyś nawet robiliśmy razem jakiś staż. Piwo z nim piłam w każdym razie. I z racji tego, że go znam, bardzo bałam się sięgnąć po jego książkę, bo przerażona byłam ewentualnym rozczarowaniem. Ale się odważyłam i nie rozczarowałam. Wprawdzie palnął coś chyba o „chorowaniu na autyzm” czy coś w tym rodzaju, ale tę książkę tak dobrze się czytało, że przymknięcie oka na to nic mnie kosztowało. Obawiałam się trochę wpadki przy dialogach, bo to najczęstsza potyczka i z ulgą odkryłam, że jest ok. Jest bardzo ok. I jeśli ta książka nie pasuje do wpisu o cyklach kryminalnych, informuję, że cyklem będzie to, że przeczytam wszystko Szczygielskiego. Bo mi się podoba, jak używa słów.

 

 

Zygmunt Miłoszewski i cykl z prokuratorem Szackim

 

polskie książki kryminalneNie zdziwię moich znajomych, jeśli stwierdzę, że kocham prokuratora Szackiego. Kocham i nienawidzę, to trochę taka patologiczna miłość, ale trylogię o nim przeczytałam dwa razy i zbieram się do trzeciego podejścia. Trzeci tom, co prawda, będę czytać do połowy. Nie mam pretensji, że historia Szackiego skończyła się na trzech częściach, choć wiem, że czytelnicy mieli takie zastrzeżenia i chcieli więcej. Rozumiem, że ta seria miała rozpocząć i zakończyć pewną literacką przygodę i to była dobra przygoda. I choć zakończenie mnie mocno zirytowało, to zrobiło to w taki dobry sposób. Czym by była dobra historia bez zostawienia w nas znaku zapytania? Bardzo cenię Miłoszewskiego za humor i to humor, który występuje pośród dość mrocznych okoliczności [nie chcę spojlerować]. I bardzo podoba mi się to, jak w perspektywie spraw kryminalnych został przedstawiony obraz życia prywatnego Szackiego i to, że sam nie jest nieskazitelny. Bardzo polecam.

 

 

Małgorzata i Michał Kuźmińscy i ich etnokryminały

polskie książki kryminalne
polskie książki kryminalne

Znam osoby, które zarzucają Kuźmińskim zbyt silne skoncentrowanie się na kulturze [w Ślebodzie za dużo było gwary góralskiej, w Pionku za dużo Śląska, w Kamieniu za dużo Romów], co wydaje mi się absurdalne, biorąc pod uwagę, że jednym z autorów jest antropolożka. Ja osobiście bardzo cenię sobie wątki kulturowe i jeśli chodzi o książkę, której akcja dzieje się na Mazurach, to ta para ma moją pełną akceptację i aplauz. Urzekła mnie w pewnym tomie informacja o niechęci do słowa „ciuch” i etymologia tego słowa.

Fabuła i postacie skonstruowane są w taki sposób, że jakieś tam niedociągnięcia, a raczej nadciągnięcia, żeby się zgadzało, kompletnie mi nie przeszkadzają, a sposób prowadzenia bohaterów, Bastiana i Anki, niesamowicie mi się podoba. Anka nie jest ani lalą, ani zdecydowaną i pewną siebie heroiną, ani mocarną policjantką, ani chamską prawniczką. Anka jest Anką i jej wybory nie zawsze są zgodne z oczekiwaniami bohaterek, a czasem zaskakują. Dojrzewanie Bastiana zaś z perspektywy czterech książek, bardzo mi się podoba. I w ogóle jego postać była dla mnie niejako ukojeniem. Choć denerwowała bardzo po drodze, oj bardzo. Mam tylko jedno życzenie. Żeby Anka i Bastian nigdy się nie zeszli. Wiem, że w Chyłce po piątym tomie czuło się już irytację, że główni bohaterowie nie są razem. Ale w cyklu Kuźmińskich to przyjazne napięcie między parą bohaterów jest dosłownie urocze.

 

Anna Kańtoch i jej cykl kryminalny

Na koniec moja perełka. Moja ukochana. Kobieta, której książki kupię w ciemno i jedyna pisarka fantasy, którą przeczytałam od deski do deski, choć z polskiego fantasy to w sumie tylko Sapkowski, może jeszcze Grzędowicz. I w dodatku, chyba jedna z niewielu pisarzy fantasy, której przejście do świata kryminału stało się tak fenomenalne. Pomijam celowo jej książki „Lato zaginionych” i „Wiosnę utraconych” [czekam na kolejne części] i skupię się na „Łasce”, „Wierze” i „Pokucie”, czyli takich trochę kryminałach retro, których nie lubię. A w tym wypadku słowa Kańtoch spijałam jak śmietankę. Czasami czułam dawną Musierowicz, czasami czułam Christie, nie byłam bombardowana jakąś wartką i szalenie zmienną akcją. Czułam zapach morza, czułam ciepło letniego słońca i czułam zimne stopy, jakie zazwyczaj miałam zimą, gdy szłam po zabłoconym śniegiem mieście. Dla mnie fenomenalna pozycja i moja ścisła topka ulubionych polski książek kryminalnych.

 

 

 

PS A jakie są twoje ulubione polskie książki kryminalne? Co jeszcze powinnam przeczytać?

PS 2 W zestawieniu nie ma Katarzyny Bondy, ponieważ zniechęciły mnie analizy jej książek w recenzjach.  Z jednej strony „Motyw ukryty” z Bogdanem Lachem nawet mi się podobał, z drugiej nie chcę zrobić sobie zawodu jak z innymi autorami. Jedna próba przebrnięcia przez inną jej książkę, sprawiła, że dostałam drgawek i sobie darowałam.

 

Joanna Jaskółka

Joanna Jaskółka – w Sieci znana jako MatkaTylkoJedna – od dziesięciu lat przybliża życie na wsi i pisze o neuroróżnorodnym rodzicielstwie w duchu bliskości. Autorka książki „Bliżej”.

Wspieraj na Partronite.pl

Możesz wesprzeć moją pracę, dołączając do moich patronek.

Spodobał Ci się mój artykuł?

Możesz wesprzeć moją pracę
i postawić mi wirtualną kawę.

Może Cię też zainteresować...

ADHD U DOROSŁYCH

ADHD u dorosłych – leki jak cukierki i z tego się wyrasta, czyli wszystkie bzdury, jakie słyszałaś

Rzuciliśmy szkołę! (2)

Tydzień na edukacji domowej – jak zorganizowałam chłopcom naukę?

Rzuciliśmy szkołę!

Rzucamy szkołę i przenosimy się do Szkoły w Chmurze [podkast]

0 0 votes
Ocena artykułu
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Monika Tyluś
Monika Tyluś
3 lat temu

Poza tymi, które wymieniłaś poleciłabym:
* Mieczysława Gorzkę („Totentanz” z Filipem Kosiorem w roli lektora najlepszy 🖤) – z niecierpliwością czekam teraz na „Dziewięć”;
* Izabelę Janiszewską i jej „Wrzask”, „Histerię” oraz „Amok”;
* Jakuba Żulczyka „Wzgórze psów”;
* ostatnio zachwyciłam się serią Piotra Borlika z Agatą Stec oraz M. M. Perr z Robertem Lwem 😊

Pan Marko
3 lat temu

Też uwielbiam serię o Szackim 🙂