Wygląda to… no jakoś to wygląda. Mam już mniej więcej plan, jak przeorganizować wnętrze, jestem już prawie świadoma tego, jak ma wyglądać weranda, zostałam też brutalnie ściągnięta na ziemię, jeśli chodzi o dachówkę… Mury tego domu mogą nie utrzymać nowej, a już z pewnością ciężko będzie im utrzymać starą…
W każdym razie walczymy! Remont środka zostawiamy na później, jeśli bank będzie tak miły i udzieli nam pożyczki, i zaczynamy ogarniać podwórze… [kilka miesięcy temu pokazywałam wam zresztą środek KLIK] Niektórzy czytelnicy pamiętają, co stoi na podwórzu? Tak! Budynek, w którym spędziłam kilkanaście swoich wakacji, sprzedając lody, piwo, chleb i wszystkie inne niezbędne turystom rzeczy… Kiedyś napiszę osobny post o tym, jak „miłą” byłam sprzedawczynią 🙂
W pierwszych dniach intensywnie towarzyszył nam Kosmyk, dzielnie wożąc… wszystko, co mu wpadło pod łopatę 🙂
Albo biegając, ot tak, bez celu po podwórzu i wołając nas, żebyśmy oderwali się od prac i zwrócili uwagę na jego niesamowite odkrycia. Odkrył kamień, kilka fiołków i…
stare okna, które natychmiast uznałam za doskonałe jako przyszłe inspekty na kwiatki! Kosmyk trochę pozdzierał ze starych ram farbę [40 minut spokoju!], a kiedy przestał się tą zabawą interesować, odłożyliśmy je z chłopem w bezpieczne miejsce. Piękne będę miała stanowisko do ogrodniczej pracy… już je widzę 🙂
Zrywanie farby bardzo zaangażowało Kosmyka, ale kiedy już mu się to dłubanie znudziło, a gra w toyotę na tablecie [KLIK] stała się niemożliwa przez słabą baterię, zaczął być marudny. Na szczęście babcia, widząc nasze chęci doprowadzenia ogrodu do stanu używalności, zajęła się wnuczkiem i mieliśmy wolną rękę. Mogliśmy zacząć poważne ingerować w krajobraz!
Na pierwszy rzut poszła grusza. To właśnie na to ponad dwudziestoletnie drzewo szykowaliśmy naszą piłę [TUTAJ]. Grusza była stara, rodziła same robaczywki, a w jej gałęziach czaiły się nie tylko osy, ale i szerszenie. Zbędny, nieprzynoszący pożytku cień, mimo że to drzewko pamiętało jeszcze raczkującą mnie.
Pięknie poleciała.
Następna była czereśnia. Nasz karmnik dla ptaków, bo żadnego owocu z tego drzewka nigdy nie było nam dane zjeść. Ptaki zawsze były pierwsze.
Pięknie poleciała.
Wspaniały lot zaliczyły też wszystkie samosiejne sosenki, które widzieliście na dalszym planie, za płotem. Wszystko to, po ścięciu, trzeba było uporządkować, rozporządzić, pociąć. Tym zajmowaliśmy się calutki tydzień i dopiero dziś zabrakło nam pary. W każdym razie prawie wszystko doprowadziliśmy do jako takiego porządku. Na rękach mamy resztki drzazg, żywicy i odcisków, nogi odmawiają nam posłuszeństwa, kręgosłupy skrzypią niebezpiecznie, ale możemy już z pełną świadomością powiedzieć, że jedna tysięczna już za nami! 😉
Zdjęcie poniżej musi się tu pojawić, bo po rozwaleniu trzech łopat noł nejmów z biedronki, czterech plastikowych grabi i jednej starej siekiery, zaopatrzyliśmy się w coś, co, mieliśmy nadzieję, pokona wszędobylskie krzaki, chwasty i gałęzie. Nie pomyliliśmy się wiele. Narzędzia Fiskars dały sobie radę z pięcioletnim zapuszczonym ogrodem i wyszły z tej potyczki w nienaruszonym stanie. Polecam. Zamierzamy z chłopem zakupić większość narzędzi do ogrodu Fiskarsa. Żadną siekierą nie rąbało mi się tak dobrze. Żadna maczeta w moich rękach nie przeraziła chłopa tak bardzo 🙂
A przeraziła go do tego stopnia, że dziś kazał mi wybrać termin naszego ślubu cywilnego.
PS To byłaby niezła reklama: jeśli chcesz, by do ślubu zaprowadził cię z marsza, pokaż mu jak rąbiesz drewno siekierą fiskarsa.
PS 2 Powinni mi za to zapłacić, nie sądzicie? 😀
PS 3 Nie, nie zapłacili… 😀
PS 4 Ciąg dalszy porządków – wkrótce!
Taaak, sprzęty Fiskarsa są niezastąpione. Mój mąż ma na ich punkcie hopla – początkowo myślałam, że to takie tam gadanie, ale siekiery służą mu już któryś rok, łopata do odśnieżania jest niezniszczalna, a nożyki w kuchni to cud, miód i orzeszki – może kiedyś dorobię się też większych noży – to inwestycja na lata. <br />Trzymam kciuki, aby z chatką wszystko układało się po Waszej myśli.
Ale zazdroszczę. Już widzę, jak poranną kawę pije w ogrodzie 😀 ptaszki śpiewają :D<br />Zazdroszczę ci kochana 😉 3mam kciuki i oby szybko się ułożyło dobrze i jak najlepiej. Oby do lata był już czas tylko na sielankę 😀
Jak tam pięknie jest u Was! Kocham naturę w całej okazałości, a miłością do Mazur zaraziła mnie Kasia Enerlich… Powoli wszystko zrobicie, a Kosmyk na pewno Wam będzie pomagał! Powodzenia!
Hahaha "ps-y" genialne!<br />Powodzenia! <br />Marzy mi się taki domek na Maurach….może kiedyś…<br />
Podziwiam. Uwielbiam takie klimaty, ale mój mąż ledwo na podmiejską wieś się dał przekonać. Co zrobić niektórzy są zagorzałymi mieszczuchami.
jak patrzę na tę chatkę to myślę że i dom po moich dziadkach dałoby sie uratować
Fajne takie tworzenie dalszego ciągu historii miejsca. Powodzenia!
u mnie też przeprowadzka do domku i to daleko od obecnego miejsca.. już sie nie mogę doczekać 😀 ale na blogu jeszcze o tym nie pisałam a tyle mam pomysłów że hoho
Jak ja Ci zazdroszczę… Nawet nie mogę tego opisać słowami, co zjada mnie od środka;) Zanim Filip pojawił się na świecie, jakoś znosiłam mieszkanie w bloku, w centrum miasta, ale teraz mam dość. Brakuje mi choćby zwykłego ogródka do pogrzebania w ziemi. Chyba trzeba przycisnąć męża i coś zacząć w tym kierunku robić…
Będziemy bliżej cywilizacji o całe 700 metrów! Albo dalej… zależy, z której strony patrzeć, ale wolę myśleć, że bliżej 😀
Wszystko co sie da mamy z Fiskarsa. To super marka. Niezniszczalna. Ale Wy tak na serio z tym osiedleniem sie w puszczy na stale? Odnioslam wrazenie ze doskwiera Ci odciecie od swiata, zwlaszcza Kosmyka.
Rozmarzyłam się Matko…chyba jestem nienormalna,ale kocham rąbanie drzewa! Oj pomogłabym wam z ochotą,szkoda,że odległości tak wielkie:-( Wspieram zatem pozytywną energią! :-*
Gartuluję! W środku ten domek wygląda całkiem znośnie, już od jakiegoś czasu zastanawiałam się, czemu tam nie mieszkacie. Mam nadzieję, że wszystko się uda! <br />PS.Gdzie się bookuje ten ślub cywilny? Znaczy, gdzie się kupuję tę maczetę?:D
A ja mam noże kuchenne Fiskarsa i są tak ostre, że raz w tygodniu krew z palucha leci, dały też radę odciąć całkiem spory kawałek paznokcia 🙂 Znajdzie się też sekator, widły, grabie i szpadel, wszystko daje radę, ale noże to hit 🙂 oj niezła reklama nam tu wychodzi, migli by zapłacić 😉
Lepiej nie chwal się tą wycinką drzew, bo ponoć na takie ponad 15-letnie to trzeba mieć pozwolenie na wycięcie (nawet na własnym ogródku) 🙂
Z owocowymi można robić, co się chce, samosiejki na ziemi rolnej nie muszę, ale powinnam usunąć. A na resztę muszę mieć pozwolenie. Więc reszta na razie stoi i nam nie przeszkadza.
A no chyba że tak 🙂
Konsultowałam się z osobą kompetentną. Wszak ojciec nie bez kozery od 30 lat jest leśnikiem 😀
Fiskars ma naprawdę rewelacyjne sprzęty. I o ile mieszkając w bloku bardzo zaszaleć nie idzie z zakupami tego typu o tyle co tylko będzie potrzebne,a ta firma ma to kiedyś mieć będę :)) <br />Piękny ten dom i ten Wasz kawałek ziemi :)) Zakochałam się. <br />Zawsze marzyć będę o takim starym domu i takiej okolicy, gdybym tylko powiedziała o takich marzeniach rodzina chyba zamknęłaby mnie w
Do historii przeszła ilość szpadli, które w boju z mazowieckim ogródkiem "pokonał" syn mój Damian. Teraz mam szpadel z metalowym trzonkiem, a syn "walczy" na mazurskiej ziemi 🙂 Takie są koleje losu 😉 A wnuczek mój tradycyjnie ma prześliczny wygląd i energia od niego bije aż na Mazowsze 🙂 Pozdrawiam! KBD 🙂 babcia Kosmyka 🙂 matka Damiana
Dziecko bez ślubu? O Wy grzesznicy!!! :p nie no a tak na serio to już nie mogłam się doczekać, aż napiszesz coś o domku. Przenoszę się pamięcią do mojego dzieciństwa, kiedy myszkowałam po starej chacie prababci z wąskim tapczanem z pierzyną, kołyską drewnianą i sienią, w której nocowała krowa :p co prawda nie na Mazury ale w Bieszczady, ale wiek chaty podobny 🙂 Na pewno małymi kroczkami