Cały czerwiec na grupach i profilach fejsbukowych trwała walka o to, czyje dziecko zdobędzie lepsze lub gorsze świadectwo. Któremu dziecku czerwony pasek lub jego brak ułatwi start przyszłość, a któremu zniszczy życie i dostanie się na wymarzone studia. Kompletnie nieprzygotowana weszłam w ten szkolny świat. Z totalną ignorancją, jakie świadectwo przyniesie syn na koniec pierwszej klasy, czytałam zaskoczona, jak wielkie pokłady wiary wkładane są w oceny na koniec roku.
Jakby te oceny miały świadczyć o jakiejś wiedzy, o jakichś doskonałych umiejętnościach, o czymkolwiek, co naprawdę ułatwi start w życiu. Z ciekawości zajrzałam w librusa syna i przejrzałam oceny. Nie znalazłam tam tego, czego szukałam i co faktycznie świadczyłoby, że syn się czegoś nauczył. Zrobiłam więc własne podsumowanie. Osobiste. Czyli prawdziwe osiągnięcia mojego dziecka, których w tym roku dokonał, mimo że nie brał udziału ani w żadnym maratonie, ani w nawet jednym konkursie, a na szkolnych przedstawieniach recytował z musu, bez tej pasji, z jaką recytuje w domu, nie odrabiał lekcji i nie przeczytał ani jednej [!] lektury szkolnej. Mimo że nie ma wzorowego zachowania, samych szóstek, a stroju do wuefu zapominał tak często, że naprawdę spodziewałam się, że razem z tym strojem zostawiał głowę.
A mimo to, syn w tym roku przeszedł samego siebie. Pokonał swoje lęki i rozwinął się tak, że żadna skala na świadectwie tego nie uchwyci. Żadne szóstki, żadne adnotacje o wysokiej inteligencji nie oddadzą tego, czego syn dokonał w tym roku. A było kilka rzeczy.
- Znalazł przyjaciela. Na dobre i na złe. Najlepszego, z którym można się skryć w krzakach i rozmawiać na wszystkie tematy, chichocząc i żartując albo milcząc po prostu.
- Zaufał sobie. Tak do końca. Zaufał w swoje umiejętności zapamiętywania i nie stresował się nie nauczonym wierszem, bo wiedział, że zapamięta go w trzy minuty po przeczytaniu na przerwie.
- Odkrył w sobie zew rywalizacji i nie poddał się na wyścigu.
- Przeczytał osiemnaście książek. Nie z obowiązku. Dla przyjemności.
- Odkrył w sobie umiejętności przywódcze i rozsądnie je wykorzystywał, kiedy była potrzeba, zajmując się młodszymi dziećmi i dbając o emocje każdego z nich.
- Nie przygotował na konkurs ani jednego rysunku, ale w domu stworzył ponad 40 prac, które wkładem pracy są bardziej warte niż jakakolwiek wygrana.
- Samodzielnie złożył trzy zestawy lego 8+ i nie potrzebował naszej pomocy.
- Napisał dwa swoje własne, całkiem sensowne, opowiadania.
- Stworzył własną grę, w którą naprawdę można grać i grałam z nim w nią ponad dwie godziny.
- Nie trzeba mu było przypominać, żeby odłożył talerz do zlewu.
- Nauczył się robić zakupy.
- Przeżył ze swoim młodszym bratem [który w tym roku ma ewidentny kryzys i ciężko z nim funkcjonować] i wciąż kocha go najbardziej na świecie.
- Nauczył się czytać książki przy jedzeniu bez brudzenia kartek.
- Przeczytał w całości wszystkie dialogi, jakie dodałam od czasu jego urodzenia na fejsie, zaakceptował je do druku i powiedział, że czyta się moją pisaninę lepiej niż „Mikołajka”.
- Nie pamięta ani jednej swojej oceny, jaką dostał i swojej wiedzy nie uzależnia od ocen, tylko od własnej potrzeby doświadczania i nauki.
- Odkrył, że nawet nudne czynności mogą być przyjemne, jeśli robi się je, słuchając audiobooka [tym sposobem kilka prac domowych zostało odrobionych na szczęście].
- Wreszcie uznał, że o flagach i państwach świata wie wszystko i w ciągu miesiąca nauczył się wszystkich województw w Polsce razem ze stolicami i aktualnie rozszerza wiedzę o kolejne informacje o swoim kraju.
- Zdecydował, że czas najwyższy podjąć wyzwanie i zgodził się pojechać na obóz żeglarski, żeby nauczyć się pływać jachtem. 30 czerwca ruszamy nad Zegrze na półkolonie żeglarskie, żeby pod okiem profesjonalistów ogarnąć wreszcie, jakim cudem mama pływa jachtem bez silnika i robi przechyły. Jeśli chcecie się z nami tam spotkać – zapraszam!
Zapraszam też do zamknięcia oczu, kiedy patrzycie na świadectwo swoich dzieci. O zamknięcie oczu i refleksję, jak wiele rzeczy w tym roku się zdarzyło, które miały większe znaczenie niż oceny. I czego efektem są te oceny – nie tylko pracy, ale też tych chwil, kiedy dziecko jest dzieckiem i bawiąc się, napełnia swoje wewnętrzne kubeczki, dzięki czemu potem na lekcji łatwiej mu zapamiętać to, co ważne. Zamknijcie oczy. Pomyślcie o tych porankach, kiedy nieprzytomne zwlekałyście je z łóżek, żeby dojechać do szkoły, te wszystkie zimowe, ciemne poranki, kiedy brak słońca tylko dołował i nie zachęcał do opuszczania domu. Zamknijcie oczy i pomyślcie o tych wszystkich rzeczach, których oceny szkolne nie uwzględnią: o przyjaźni, radości, szczęściu, pasji, zainteresowaniu, wiedzy, doświadczeniach i kontaktach z rówieśnikami. Małych i większych tragediach, z których każda zostawia po sobie ślad w sercu i wnioski na przyszłość. To wszystko jest tak samo ważne i każde dziecko w tym roku tego doświadczyło.
Nie będzie tego na świadectwie.
Ale pamiętaj, że się zdarzyło.
I wyróżnij swoje dziecko za to, do czego dążyło, a nie za to, jakie oceny dostało.