Zazwyczaj matki narzekają na swoje bezdzietne koleżanki, które ośmielają się nie rozumieć tego, jak bardzo życie komplikuje się i zmienia, kiedy na świat przychodzi malutki brzdąc. Sama zresztą znęcałam się na znajomą, które ewidentnie nie czaiła pewnych rzeczy, a jej wyobrażenie o moim życiu bardzo odbiegało od rzeczywistości [KLIK]…
Pamiętam też, jak znajoma narzekała, że kiedy odmówiła koleżance wspólnego wyjścia na shopping, usprawiedliwiając się koniecznością ugotowania obiadu dla dzieci, koleżanka zaproponowała jej, żeby zapchała dwu- i pięcioletnią córkę jakimiś kanapkami czy kebabem.
Faktem jest, że przeciętna matka, żeby przeżyć, czasem rzeczywiście „zapcha” czymś dzieciaka. Ale nie robi tego non stop i nie po to, żeby polatać po sklepach z przyjaciółką! A może robi?
Nie wiem, nie mam sklepów w okolicy 😀
Tak. Nasze bezdzietne koleżanki czasami nie trafiają ze swoją pomocą. Sugerują nam, żebyśmy włączyły dziecku bajkę i poplotkowały przez telefon. Pytają, czy mogłybyśmy natychmiast uciszyć rozhisteryzowanego malucha. Są zdziwione, że krople potu wyskakują mi na czoło na samą myśl o wycieczce samochodowej poza województwo – „tylko ja, Ty i Kosmyk! Będzie super!”. Nie rozumieją, kiedy z wrzaskiem zabraniam im poczęstowania roczniaka colą z puszki…
Pomijam już to, że są ostatnim łącznikiem z „dawnym” beztroskim życiem. Ich nieszablonowe, nieskalane matczyną troską myślenie może nasunąć kilka świetnych pomysłów, a czasem nawet poprawić humor. Ostatnio na przykład rozmawiałam z koleżanką przez telefon i w czasie rozmowy podbiegł do mnie Kosmyk, szarpiąc mnie za rękaw i pokrzykując głośno. Musiałam przerwać rozmowę i odstawić synka do taty, a kiedy wróciłam przeprosiłam kumpelę za zamieszanie.
– Jak jeszcze raz będzie ci przeszkadzał, to weź go wrzuć do jeziora na czas naszej rozmowy, będzie spokój! Najwyżej się utopi!
W pierwszym momencie zdębiałam. Jak to, Kosmyka do jeziora? Utopić? Dopiero po chwili zaczęłam się śmiać i odrzekłam:
– Szkoda, że wcześniej na to nie wpadłam!
No bo co za problem sobie czasem makabrycznie pożartować i rozładować dzięki temu stres? Dziewczyna w jednym momencie pozbawiła mnie tych wszystkich nerwów towarzyszących niemożności odbycia spokojnej rozmowy. Kiedy skończyłam plotkować, podbiegłam do synka i wycałowałam go serdecznie, wdzięczna, że obyło się bez drastycznych rozwiązań 😉
Inna z kolei koleżanka zadzwoniła do mnie któregoś wieczora i zdziwiła się bardzo, że nie mogę rozmawiać, bo usypiam Kosmę.
– Jak to? On jeszcze nie śpi? Dochodzi północ! Myślałam, że jak dziecko ma półtora roku, to już grzecznie przesypia noce!
– No tak, zazwyczaj przesypia, uspokoił się ostatnio, ale pewnie coś mu się przyśniło i się obudził z płaczem…
– A nie możesz mu zwyczajnie kazać iść spać?
„Kazać” niespełna dwulatkowi iść spać? Roześmiałam się serdecznie i umówiłam się z koleżanką na rozmowę następnego dnia. Położyłam się z Kosmykiem do swojego łóżka i zasnęłam przy nim ze śpiewem na ustach. Konkretnie z ogórkiem. Kosmyk bardzo ładnie zasypia przy piosence „Ogórek zielony”.
Niestety – nocne pobudki Kosmyka zaczęły się zdarzać coraz częściej. Którejś nocy z rzędu, kiedy ze snu wyrwało mnie znajome popłakiwanie, przypomniały mi się słowa koleżanki… Słyszałam, że Kosmyk już gramoli się ze swojego łóżeczka i idzie do mnie, a wizja wspólnego ściskania się w trzy osoby i dwa koty w łóżku stawała się coraz bardziej realna. Podniosłam głowę i chwytając się ostatniej deski ratunku, a konkretnie sugestii koleżanki, spytałam:
– Kosmyku chcesz lulu?
– Tak – odpowiedziało moje dziecko.
– W twoim łóżeczku będzie ci wygodniej kochanie, wróć pod swoją kołderkę, przytul się do podusi i zaśnij słoneczko, okej?
– Okej. – powiedział Kosmyk, zawrócił do swojego łóżeczka i grzecznie zasnął.
Jeśli o mnie chodzi, to uwielbiam moje bezdzietne koleżanki! A wy? Dużo macie bezdzietnych znajomych? Jakie „pomocne rady” wam sprzedają?
Hm… wszystko ok, to zrozumiałe że bezdzietna może nie rozumieć dzietną i odwrotnie. Powstają nieporozumienia. Tylko nie rozumiem dlaczego dzietne nie potrafią zrozumieć lub po prostu zaakceptować tego że dla bezdzietnej dzieci nigdy nie będą stanowiły sensu jej życia. Najgorsze jest krytykowanie nas za tzw. ” egoizm” wynikający z braku chęci do rodzenia dzieci.
Ja czasami mam genialne pytania od koleżanek,które już mają dzieci,ale z racji tego,że mają swoich bliskich w pobliżu, to mogą swoje pociechy komuś podrzucić,a ja takiej opcji nie mam, bo jedna rodzina ponad 200 km ode mnie,a druga niecałe 200,co i tak nie zmienia faktu,że słyszę no chodź,zróbmy sobie babski wieczór. Bardzo fajny pomysł,tylko za kilka lat 🙂
najbardziej uwielbiam pytania: Co tam słychać POZA DZIECKIEM? oraz propozycje wyjścia na imprezę z małym
Moje koleżanki mają dzieci, starsze najczęściej i tez nie jest fajnie..ciągle słucham rad, porad, zaleceń… Najlepsze są te, co mogłyby być moimi matkami-słyszę teksty typu-moje dzieci nie chodziły na paluszkach, moja córka miała taaakie długie włosy w wieku 2 lat, moje dzieci nie wstawały w nocy 🙁 smutne
a ja nie widzę żadnej różnicy, nigdy nie rozgraniczałam moich znajomych na tych z dziećmi i bez. Zazwyczaj już jest tak, że osoby, które nie maja dzieci wręcz chcą słuchać co u mojego młodego, ale też bez przesady. Dziecko wiele zmienia, ale nie znika Twoje życie, moje przynajmniej nie zniknęło, a teraz, po 7 latach bycia mamą już nie czuję różnicy, czy jakichkolwiek ograniczeń 🙂
ja chyba nie mam żadnych koleżanek…
Bezdzietne zniknęły niczym kot z Cheshire. Już przestałam tęsknić, nie mam na to czasu 🙂
Wypowiem się z "tej drugiej strony" – ja jestem tą bezdzietną koleżanką. Wciągu ostatnich dwóch tygodni przebywałam z małymi dziećmi łącznie 9 (słownie: dziewięć) dni. Dla mnie to hardcore. Jak jeszcze 2-miesięcznego Franka ogarniałam, bo wystarczyło tylko go husiać, karmić, przewijać i włączać mu Pezeta (przy nim się uspokajał :)), tak 2-letniego Aleksa nie ogarnęłam ni w ch…olerę.
Nie… Myślę, że będziesz dobrą matką ;D
No skoro Ty tak mówisz, to pozostaje mi tylko zaciążyć 😉
CZEGO życzę skutecznie …
Sama jestem bezdzietną koleżanką! 😀 I czasem sama się śmieje z moich "mądrych" rad 😀 I nigdy nie zapomnę jak koleżanka zostawiając pod moją opieką uczyła mnie jak ułożyć w lóżeczku śpiące dziecko tak żeby go nie zbudzić podczas przenosiń 😀 <br />Pozdrawiam Matki i Bezdzietne Koleżanki 😀
Moja bezdzietna koleżanka usilnie zaprasza mnie do knajpy nad posiadówy. Oczywiście z dzieckiem. Oczywiście o 23 🙂
Ja to stara kobyła, znam to z drugiej strony, to znaczy zawsze byłam bezdzietną koleżanką 😉 I czasem się wkurzałam, że dana dzuietna koleżanka nie mogła się ze mną spotkać przez rok, bo ciągle coś. Ale ja wiedziałam, że z innymi koleżankami spotyka się bez problemu, więc czas miała, ale nie dla mnie. Tamte miały dzieci i mężów, ja nie. Teraz sama mam dziecko, ale nic się nie zmieniło, nadal nie
a u nas "ogórek" to przebój na pobudzenie przed zaśnięciem nad kaszką 🙂 Bezdzietne koleżanki na szczęście się wykruszają, wcielając się w role mam. I dobrze, bo dzięki temu być może o wielu "dzieciowych" sprawach przekonają się na własnej skórze.
Ja mam pół na pół. Koleżanki bezdzietne, kuzynki i bratowe dzietne. Z dzietnymi jestem mamą z bezdzietnymi całą resztą. I równowaga w przyrodzie zachowana. A bezdzietne ogólnie są słodkie. Nie mają bladego pojęcia jak wygląda doba z życia matki, a rady superniani można włożyć pomiędzy Kopciuszka a Królewnę Śnieżkę. Jak to mój mąż po weekendzie mówi" Jejku,jak dobrze że jutro poniedziałek:):)
Pamiętam sytuację, kiedy po trzeciej godzinie walki z kolką ( były to przeżycia przyprawiające nas o siwienie i łysienie w jednym) PRAWIE dziecko nam usnęło i… zadzwonił telefon ( było już grubo po 21.00). Stary mój bez ogródek uzmysłowił bezdzietnemu koledze tragizm naszej sytuacji i… kolega się obraził. Że jak to- zbyt późna pora, żeby sobie poplotkować??!
Moje bezdzietne koleżanki się po prostu wykruszyły. Zostały tylko te ,,dzietne", które poznałam w różnych miejscach. 🙂
Widzisz?? Rady bezdzietnych mogą się czasem przydać 😛 A tak serio-moja koleżanka (mama trzytygodniowej córci) ostatnio stwierdziła ze zrozumieniem: "Teraz już wiem, jak to jest nie móc odebrać telefonu i nie mieć czasu oddzwonić"… Pocieszające 🙂
jakoś skanując tekst szybciorem 'bezdzietna' czytało mi się jako 'bezmyślna'<br />albo wzrok do bliży też mi się psuje, albo to taka emisja podświadomości, która może robić za komentarz 😉
kurde.. znowu się mężnym popisałam
Ponad 400 000 na liczniku! Super, super :)<br />A koleżanki… zależy jak definiować koleżanki 😉 ale chyba nie robi mi różnicy, czy ktoś ma dzieci, czy nie ma. I tak raczej gadam na inne tematy 😉
u mnie jest na odwrot , wszystkie moje bezdzietne kolezanki majac zakodowany w mozgach stereotyp poltorarocznego dziecka zaprzestaly wizyt i telefonowania bez wczesniejszego ostrzezenia esemesowego. Fakt czasem zdarzalo sie ze zapomnialam wylaczyc telefonu i zaraz po tym jak mala zasneła, a jeszcze nie zdazylam jej odniesc do luzka ktos zadzwonil. ( taaa pol godziny psu w dupke) . Teraz jednak
u mnie jest na odwrot , wszystkie moje bezdzietne kolezanki majac zakodowany w mozgach stereotyp poltorarocznego dziecka zaprzestaly wizyt i telefonowania bez wczesniejszego ostrzezenia esemesowego. Fakt czasem zdarzalo sie ze zapomnialam wylaczyc telefonu i zaraz po tym jak mala zasneła, a jeszcze nie zdazylam jej odniesc do luzka ktos zadzwonil. ( taaa pol godziny psu w dupke) . Teraz jednak
Te Zuzy coś w sobie mają 🙂 Moja właśnie rok kończy – telefon odblokowuje bez problemu, a samą słuchawkę raz przykłada do ucha (jak udaje, że dzwoni) lub do buzi, bo gadamy z większością na głośno mówiący 😀
Ja zawsze mam wszystkie koleżanki bezdzietne. Córkę, "machnęłam" sobie bardzo wcześnie, przed innymi zaś synka trochę po jednej takiej znajomej,ktora ma blizniaki od trzech lat i mnie poucza. Bo ona pewnie mysli, ze jak blizniaki ma to kurde, najmadrzejsza. Dlatego teraz z nia nie rozmawiam. Reszta nadal bezdzietna. W sumie, dziwnie mam.
Najlepsza jest moja bezdzietna siostra, która dzięki mnie już nie chce mieć dzieci, a ostatnie co ją zszokowało to 'jak to on się będzie jeszcze budził w nocy? po co? jak to będzie jadł?' :D:D:D
Heh bezdzietne koleżanki faktycznie mogą czasem poprawić nam humor i dać radę ;)<br />Ja mam jedną bezdzietną koleżankę (która się jakimś cudem ostała), ale nauczyłam się raczej ją słuchać niż opowiadać co u mnie, bo i tak mam wrażenie, że nie zrozumie. A jej rady czasami mnie męczą, bo nie chce mi się za każdym razem tłumaczyć, jak to jest z maluchem.<br />Jednak lubię się z nią spotykać i