Wszyscy dziś będą o pączkach, a ja się kurde postawię i pączki zleję ciepłym tłuszczem. Bo kto powiedział, że tłusty czwartek musi być słodki? Czemu nie może być rybny? A zapewniam was, że o tych rybkach mało kto słyszał, a lepsze są niż frytki z keczupem i tysiąc pączków zagryzionych wuzetką.
Są całkowite nieznane prawie w całej Polsce za wyjątkiem Suwalszczyzny i mojej części Mazur. Malutkie rybki – stynki [nie mylić ze stynkami morskimi!] – smak dzieciństwa i pierwszy dozwolony fast food. Rybacy zaczynają je łowić gdzieś na początku lutego – kiedy lód na jeziorze jest na tyle mocny, żeby udźwignął traktor. Tak, moi drodzy, jeśli kiedyś zobaczycie traktor i grupkę ludzi na zamarzniętym mazurskim jeziorze, to prawdopodobne, że to nie są „jacyś idioci”, ale pracowici rybacy, co wyławiają w setkach kilogramów maleńkich pyszności [jeśli chcecie dokładnie przeczytać, jak wygląda połów, zajrzyjcie TUTAJ].
Jeśli miałabym wymienić ich wszystkie cechy charakterystyczne, to z pewnością [pomijając malutki rozmiar – małego paluszka] byłby to specyficzny zapach ogórków, jaki unosi podczas wyławiania oraz niesamowity smak. Obtoczone w mące i usmażone w oleju – smakują lepiej niż frytki, są kruche i aromatyczne. Pyszne są! I nawet nie trzeba ich obierać – malutkie stynkowe ości są tak mięciutkie, że obieranie staje się czynnością całkowicie zbędną.
Z jednej strony trochę przykro, że jako nasze danie regionu są całkowicie nieznane turystom. Żeby rybki przetrwały do wakacji, trzeba je zamrozić, a wiadomo, jak niechętnie zerkamy na wszelakie mrożonki w restauracjach. A to przecież jedyny sposób, żeby stynki wytrzymały przynajmniej do maja!
Z drugiej strony… więcej dla nas! Mój ojciec, jak tylko dowiedział się, że stynki już są w sprzedaży, czym prędzej pojechał i przywiózł ogromny wór, a tego samego wieczora delektowaliśmy się wszyscy [łącznie z Kosmykiem, a niech mu tam!] naszym mazurskim przysmakiem.
I dziś także, zamiast pączkami, obeżremy się wysmażonymi w tłustym oleju przepysznymi mazurskimi stynkami! I możecie żałować, że nie jecie ich ze mną! Chyba że macie jakieś swoje regionalne danie, równie rzadkie i pyszne jak stynki? Piszcie! A poniżej kilka zdjęć z naszych stynkowych smażowań:
Oczyszczone stynki obtaczamy w mące [niektórzy obcinają głowy, ale głowy najprzyjemniej chrupią w buzi, więc my je zostawiamy] |
Wrzucamy na gorącą patelnie i smażymy aż się zarumienią |
Można lekko posolić i już. Chrupać jak czipsy, frytki, krewetki – jak stynki po prostu! |
Z ryb to tylko flądrę i łososia. I dorsza. Śledzia i makrelę. I tuńczyka?<br /><br />No dobra, jeśli kiedyś zawitam na Mazury, to spróbuję tych "frytek" 😉
Jestem z Mazur. Tata Mazur, zapalony rybak, ale (aż wstyd się przyznać) nie znam tych rybek! A jako dziecko miałam nawet swoją kładkę i zdecydowanie na mnie za dużą, zieloną wędkę 🙂 Nie będę jednak kłamać, nie wyglądają apetycznie. Może to perspektywa zjadania oczu mnie odrzuca. Jak już ktoś wcześniej wspomniał, zdecydowanie wolę ryby morskie. Mama jest z Pomorza i to pewnie przez nią! Wyjątkiem
Ja tez za rybami nie przepadam, ale to chyba właśnie przez osci. Najbardziej meczace sa dla mnie swęta kiedy to ryby goszczą na stole. Z ryb to tylko filety i zupa rybna w wykonaniu mojej mamy 🙂 No, ale o gustach się nie dyskutuje jak wiadomo 🙂 Smacznego. Pozdrawiam, Mama A.
Ale kusisz! Mam jakaś nieracjinalna słabość do czipsów i fryt, a z racje pseudowegetarianizmu na jedzenie ryb sobie pozwalam. Ależ to byłaby uczta! <br />A u nas w Krainie Podziemnej Pomarańczy jada się z kolei "ślepe ryby" 🙂 (czyli zupę ziemniaczana, hahaha – z domu nie znam, bo Dziadziuś nie przepadał, ale wyszperałam sobie przepis w necie)
o! nie znałam! ryby uwielbiam pod każdą postacią i te chętne bym schrupała, nawet smażone! pal sześć dietę!
Żałujemy! Dziś dla porządku spróbowałam pączka dla sprawdzenia, czy nadal są dla mnie za słodkie i owszem, są. Zmusiłam się do skończenia go, a potem z błogością zabrałam się za wspólne pożeranie bochenka chleba z Kluską, która nawet ręki po pączka nie wyciągnęła (ona nie lubi słodkiego, bo się jej ten smak kojarzy ze słodkim Panadolem, którym szprycowaliśmy ją podczas bolesnego ząbkowania z
Mniam
Lucy ma rację- patrzą i o litość proszą.<br />Ale Twój opis pysznie się czyta! Gdzie można takie dostać? W sensie w którym regionie kraju? <br />Pozdrawiam 🙂
ja bym obciachała głowy – małe i tak patrzą – na litość biorą
ja też i wtedy mogę próbować 🙂
A tak nawiasem – ja dziś nic nie jadłam – tłustego 😉
Ja nie jadłam – mam uraz jak w pracy musiałam obczyścić wielką reklamówkę. Ręce to mi chyba 5 dni waliły ;)<br />Ale moja bratanica bardzo lubi – i właśnie mówi że smakują (usmażone) jak frytki.
Nie lubię ryb jeziorowych-jak na mazurską dziewczynę przystało….:) mam awersję, bo za każdym razem jakaś ość mi staje w gardle…więc, by nie było problemu, po prostu przestałam je jeść.<br />Ale uwielbiam ryby morskie.<br />A co do stynek – dla mnie żaden przysmak.<br /><br />Dziś wybrałam zdecydowanie pączka (sztuk jeden). <br />
Stynki nie stają w gardle 🙂 Bo ich ości są mięciutkie, a po usmażeniu chrupkie!
Asiu ale ja próbowałam i dla mnie…"dupy nie urywają" 🙂 nie lubię i już 🙂