Jakiś czas temu udostępniłam tekst o tym, że dziecko może płakać. Kilkakrotnie się też do niego odwoływałam. Nic dziwnego, że pytania „A co powiedzieć w zamian” zalały moją skrzynkę i do dziś dnia nie odpowiedziałam na wszystkie. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Dziś odpowiem wszystkim 🙂
O tym, czemu dziecko może, a nawet powinno płakać, pisałam już w tym tekście [tutaj: „Twoje dziecko może płakać” – koniecznie przeczytaj!]. O tym, co powiedzieć płaczącemu dziecku nie wspomniałam ani słowa.
„Często rodzicielstwo bliskości, ze względu na wyjątkowy szacunek do dziecka, utożsamiane jest z bezstresowym wychowaniem. A to właśnie rb pokazało mi, że najlepszym, co mogę zrobić dla swojego dziecka, to pozwolić mu płakać. Pozwolić mu na podstawowe emocje: rozpaczy, żalu, złości, smutku, zaakceptować je, pomóc nazwać oraz wspierać, gdy dziecko przez nie przechodzi. Nie jestem od tego, żeby zabierać synowi kłody spod nóg i tańczyć, jak on mi zagra. Gdy wybucha płaczem, bo nie popieram jego pomysłu zjedzenia lodów przed obiadem, nie podskakuję jak łania do lodówki i nie nakładam mu dużej porcji lodów, byle tylko było cicho i sąsiedzi sobie nie pomyśleli. Ja jestem od tego, żeby pomóc mojemu synowi zrozumieć tę sytuację. Akceptuję jego łzy. Jestem obok, gotowa przytulić i pomóc mu przejść przez tę fazę smutku i goryczy. Pomagam mu te uczucia nazwać. I w żadnym wypadku nie neguję tego, że jest zrozpaczony. Ma prawo płakać. Może i musi. Twoje dziecko też.”
Ale wciąż słyszę jedną z najczęstszych odpowiedzi „No weź już nie płacz”, jakby każdy zapłakany człowiek na dźwięk tego zdania od razu ocierał łzy i rozpromieniał się w uśmiechu. No serio, serio – czy ktokolwiek kiedykolwiek przestał z marszu płakać, kiedy usłyszał te słowa? [Ja, szczerze mówiąc, zazwyczaj szlocham dalej].
Serio, serio. Dziecko może płakać. Każdy może płakać. Płaczu nie można zabronić, nie można go sztucznie powstrzymać. Jest czymś najzupełniej normalnym i kiedy słyszę [nawet w telewizji, Kasia Dowbor uwielbia to zdanie] „No już, nie płacz, nie płacz”, mam ochotę wrzeszczeć „Jakim cudem mam to zrobić, skoro właśnie chcę płakać?”. I nie dziwię się dzieciom, które na takie stwierdzenie często popadają w jeszcze większą histerię, a niezwykle smuci widok tych, które wbrew sobie, a z chęci uspokojenia rodzica, z trudnością powstrzymują łzy i starają się faktycznie nie płakać. Smutny widok.
Wiecie, co się dzieje, kiedy słowami „nie płacz”, „przestań się mazać”, „płacz ci w niczym nie pomoże” kwitujemy rozpacz dziecka? Dajemy mu do zrozumienia, że jego emocje nie są ważne, że jego emocje są złe, niepotrzebne, że pokazywanie emocji jest dla ludzi niestosowne. Takie dziecko stara się potem rozładować swój smutek, złość w inny sposób – agresją, samookaleczeniem, psuciem, krzykiem, zaciętością. W dzieciństwie możecie być z tego zadowoleni [„Ach, jakie grzeczne dziecko, w ogóle nie płacze”], ale napięcie, które rośnie w takim małym człowieku wybucha później w działaniach, które wyrażają się słowami „Jak mógł to zrobić, przecież był takim spokojnym dzieckiem!”. Tłumienie w sobie smutku, rozpaczy, złości nie prowadzi do niczego dobrego, ale buduje w nas frustrację, która, zgromadzona w nadmiarze, czyni z nas zwyczajnie ludzi nie do zniesienia – dla siebie i dla innych.
W internecie roi się od przykładów tego, co powiedzieć zamiast zwykłego zaprzeczającemu uczuciom „Nie płacz”. Ja wybrałam 10 możliwości adekwatnych do najczęstszych powodów płaczu. Tak to się mniej więcej prezentuje:
- Jestem z tobą.
- Widzę /Słyszę, co się stało. To smutne.
- Nie wiem, co się stało, powiedz!
- Pokaż, gdzie cię boli.
- Ojej, to pewnie bardzo bolało. / To musiało być okropne, że się tak przestraszyłaś
- Jak ci pomóc? Pocałować?
- To cię smuci, wiem, widzę. Jestem przy tobie.
- Płacz, płacz. Wypłacz cały smutek.
- Rozumiem.
- Przestraszyłeś się? To minie, jeszcze chwilkę i zaraz minie. Będę z tobą, żeby było ci lżej.
- Chcesz się przytulić?
A najlepszą odpowiedzią jest najczęściej… nic. To znaczy niezupełnie nic, po prostu to, co sama chciałabyś, żeby ktoś zrobił, gdy widzi, że płacze: przytulenie, pogłaskanie, zostawienie w spokoju [tak, niektóre dzieci podczas płaczu chcą być same, inne nie chcą], sama obecność, zapewnienie, że można liczyć na twoją pomoc. W 8 na 10 przypadków płaczu obojga moich dzieci wystarcza samo to, że uznam ich rozpacz i pocałuję tam, gdzie boli lub zaoferuję swoje wsparcie. I jeśli na początku starszy trochę się dziwił tym, że przestałam kwestionować jego rozpacz, tak teraz sam już papuguje moje zachowanie i kiedy jego braciszkowi lub mi jest smutno wychodzi z taką samą inicjatywą, z jaką ja wychodzę do niego. I widok, gdy jeden przychodzi pogłaskać po głowie tego, któremu jest o coś przykro, jest zdecydowanie rozbrajający.
A co jeszcze można powiedzieć lub co wy mówicie, kiedy dziecko płacze? Piszcie!
Widzę, że często przytulenie dziecka kiedy płacze „bez powodu” traktowane jest jako pozwolenie wchodzenia sobie na głowę… Gdyby to mi działo się coś złego, a druga osoba skwitowałaby to stwierdzeniem „Przestań ryczeć, przecież nic się nie stało” pierwszą rzeczą, która bym zrobiła to kazała jej wyjść
Nr 3 („Nie wiem, co się stało, powiedz!”) rzadko jest dobrym pomysłem. Ma sens, kiedy powód płaczu jest namacalny, np stłuczone kolano, ale jeśli płacz wynika z emocji, to pytając o powód każemy dziecku jeszcze raz to przeżywać, zupełnie niepotrzebnie, bo ta wiedza nie jest nam do niczego potrzebna (a w każdym razie nie pilnie).
Zgadzam się, ale czasami pasuje do sytuacji i dlatego ujęłam to w tym wpisie, jednak twój komentarz jest bardzo ważny, dziękuję, że zwróciłaś na to uwagę!
Oprocz wymienionych przez Ciebie dosc czesto mowie tez czule „no juz” przytulajac i glaszczac – slowa moze dosc glupie ale liczy sie tez ton i postawa emocjonalna wobec dziecka 🙂 Natomiast kiedy nie jest to placz tylko jęki i narzekania to cierpliwosc konczy mi sie natychmiastowo :/ wtedy staram sie tlumaczyc ze ciezko mi zniesc takie jeczenie i lubie kiedy mowi do mnie normalnym glosem i kiedy jest mila….
Dla mnie ten post jest oczywisty, ale wiem, że nie dla każdego. Tak naprawdę wystarczy popatrzeć na dziecko z empatia i już wiadomo jak reagować. U mnie problem jest odwrotny. Córka tłumi uczucia, wstydzi się płaczu. Oczywiście jak coś chce to płacze w sekundę, jak jej czegoś odmówie lub się przewróci. Zawsze wtedy może liczyć na przytulenie, w sytuacjach gdy tego potrzebuje na wytłumaczenie, na naprawę problemu jak coś się np. zepsuje. Ale miewa momenty, gdy np usłyszy smutną piosenkę, wtedy robi wszystko żeby się nie rozpłakać, walczy ze sobą i ukrywa to, a ma dopiero 2 lata. Byłam taka sama, zawsze chciałam być twarda, nieugięta i źle to poskutkowało w przyszłości, więc jej chce tego oszczędzić i często wtedy nazywam jej uczucia, zachęcam do okazywania ich i pokazuję, że nie ma się czego wstydzić. Nie wiem na ile ta droga jest dobra, ale mam nadzieję, że choć trochę jej pomoże.
ja jestem od małego dzieciaka do dnia dzisiejszego typem człowieka, który na chyba wszystkie emocje i te dobre i te złe reaguje płaczem. w dzieciństwie pomagały dwie rzeczy i sama w pewien sposób się o nie prosiłam. jak szłam do pokoju to rodzice wiedzieli, że chce być sama i nie wchodzili do mnie dopóki sama nie wyszłam z pokoju (a często po kilku minutach wychodziłam zupełnie odmieniona), a jak potrzebowałam obecności to wdrapywałam się na kolana, najczęściej do mamy i owszem, mama mówiła zawsze „nie płacz”, ale mówiła to takim troskliwym i tak pełnym miłości głosem i ja tak bardzo czułam, że to nie dlatego, że robię coś złego, tylko dlatego, że jej się serce kroi kiedy widzi u mnie te krokodyle łzy. i właśnie takie jej „nie płacz” naprawdę mi pomagało i dawało mi poczucie, że nie jestem sama, czasem dochodziłam do wniosku, że ryczę o coś głupiego, zwłaszcza jak byłam już nastolatką. dzisiaj mi, jako dorosłemu, nadal najbardziej odpowiada zostawienie mnie z moim płaczem w świętym spokoju i mój mąż już się nauczył, że dopóki się nie wypłaczę to lepiej się do mnie po prostu nie odzywać. sama czasem się zapominam i mówię dziecku „nie płacz”, choć robię to tak jak robiła mama, a nie w sposób oskarżycielski, ale najczęściej staram się nazwać sytuację, która dziecko spotkała, wytłumaczyć co się stało, dlaczego tak a nie inaczej, że jakiś wypadek był konsekwencją jakiejś jego błędnej decyzji, ale najczęściej po prostu tulę, bo czasem sama nie wiem co powiedzieć, żeby było dobrze
Jestem tutaj, mama jest tutaj – tak mówiłam jak byli niemowlakami. Starszych przytulam i pytam co się stało.
„Czy chcesz się przytulić?”
To chyba powtarzam najczęściej 🙂
Od kiedy moja Starsza poszła do przedszkola ciągle słyszę jak mówi do swoich lalek”no już nie płacz, mama zaraz przyjdzie”. Trochę mnie to niepokoi zwłaszcza,że sama staram sie tak do niej nie mówić. Ale w szatni wiekszosc rodzicow albo tak mówi do dzieci,albo co gorsza straszy, ze np. jak nie przestaniesz płakać to…
Rozumiem,ze paniom w przedszkolu nawet jeden płaczący maluch może „rozpłakac”grupę. Ale… zeby sami rodzice straszyli albo szantazowali dziecko. Czasu aż bym chciała takiego obcego maluszka przytulic.
Mam nadzieję,źe córka zalapie różnicę pomiędzy tym co może w przedszkolu a co w domu. Moze musi to sobie w głowie poukładać z nasza pomoca.
Moja córcia raczej z tych,które najpierw sama płacze (mama sio…)a dopiero po chwili przychodzi się potulić. Ale wie,że będę czekać.
Ja też staram się wtedy być, po prostu. Albo czasem wyjść – bo i to się zdarza, bo synek stwierdzi, że właśnie chce być sam. Łapię się czasem jeszcze na tym, że kiedy np. nam się gdzieś spieszy albo jestem zbyt nerwowa, rzucam to bezmyślne: „Dałbyś spokój…” albo inne w tym guście, ale potem staram się szybko gryźć w język. Ja też nie znosiłam takich tekstów – ani w dzieciństwie, ani teraz… Płacz jest potrzebny.
A już najbardziej wkurza mnie, jak synek płacze, a od babci czy cioci słyszy, że ma przestać, bo chłopcy nie płaczą. No szlag!
Ja mojego chrześniaka zawsze pytam 'gdzie pocałować?’ 😉
Mój bąbel ma dopiero 7 miesięcy, ale wiem że to ja potrzebuję czasu, żeby wyrobić nawyki. To „już dobrze, nie płacz” siedzi we mnie. I wcale nie ze złych intencji. Staram się już teraz na jego płacz reagować w sposób który opisałaś choć czasem wydaje mi się to dziwne. Zawsze mogę też dodać neutralne „mama jest przy tobie”. Mam nadzieję, że jak już zacznie kumać, będę miała to we krwi. 🙂
dziecko musi się wypłakać wtedy mu lżej na duszy i zmniejsza się napięcie emocjonalne pozwalam oczywiście dzieciom płakać.. zawsze ich w tym wspieram wiedzą że zawsze mogą przyjść przytulić się ba nawet czasami i ja przychodzę i mówię że jest mi smutno i potrzebuje przytulenia i ich bycia z mamą od tak… to buduje zdrowe relacje