Po tekście recenzującym pewien telewizyjny program dostałam sporo zapytań, co właściwie zrobić z nieśpiącym dzieckiem. To zresztą już chyba tradycja, że po publikacji jakiegoś wpisu spędzam godzinę nad wiadomościami, jeśli nie więcej. Uderzyło mnie kilka rzeczy w tych waszych mailach. A jedna w szczególności.
Matki walczą. Mam wrażenie, że rodzą dzieci po to, żeby od pierwszych dni z nimi walczyć. Nawet nie zakładając walki, i tak walczą, piernicząc się jak babka z łobuzem o wszystko i starając się dostosować dziecko do standardów dorosłych. A fakty są takie, jakie są. Dziecko nie zna standardów dorosłych. Nie studiowało o nich w brzuchu. Wyszło na świat, zobaczyło, jaki jest [nie do końca nawet, bo wzrok się kształtuje plus minus do roku czasu] i jest wielce zdziwione, że macie wobec niego jakiekolwiek oczekiwania. Ale matki walczą, żeby dziecko te oczekiwania spełniło, zamiast zapoznać się siedmioma ważnymi faktami o dzieciach, o których powinny wiedzieć jeszcze będąc w ciąży.
Dzieci nie śpią
No nie śpią. A w najlepszym wypadku śpią różnie. Noworodki są fajne, bo większą część dnia i nocy przesypiają, ale chyba nie oczekiwałaś, że będziesz mieć noworodka do 25 roku życia? Oczekiwałaś? Ojej. No sorry, przykro mi, może powtórzę – dzieci nie śpią. Jeśli twoje malutkie dziecko przesypia ciągiem bite pięć godzin – jesteś szczęściarą i możesz mówić, że przesypia całe noce.
A w ogóle dzieci to takie dziwne, prymitywne stworzenia, a ich sen bardzo przypomina sen naszych przodków, który był kiedyś podzielony na dwie tury i gdzieś tam w środku zawsze była przerwa na jedzenie, siku czy przechadzkę. I zanim maluchy nauczą się spać w naszym nowoczesnym trybie, musi minąć trochę czasu. Piszą do mnie matki, załamane, że ich dzieci budzą się co dwie godziny. Pytam się, ile te dzieci mają lat, w odpowiedzi dostaję, że… kilka miesięcy. No moje drogie. Są dzieci, co budzą się w nocy do 3 roku życia i… to jest wciąż normalne [o ile nie występują przy tym inne nieprawidłowości, ale samo budzenie się, „bo tak”, jest jak najzupełniej normalne]. Ja rozumiem ten przeskok – maluch spał, spał i nagle się zaczyna budzić. To musi być zaskoczenie. Ale zamiast latać po dziwnych specjalistach od snu, zamiast szarpać się i trudzić najbardziej barbarzyńskimi metodami, zamiast szarpać się z dzieckiem i wymagać od niego nie wiadomo jakiej drzemki, warto najpierw sprawdzić temperaturę w pokoju [za ciepło, albo za zimno, z reguły mamy za ciepło w mieszkaniach], warto sprawdzić światło/brak światła, warto ogarnąć, czy pajac nie drapie, a może proszek do prania uczula, a może jest za cicho/za głośno. Ale jeśli maluch budzi się w nocy i da się go łatwo uspokoić* to w dalszym ciągu to nie jest nic dziwnego. Dzieci nie śpią. Pogódź się z tym.
O śnie dzieci przeczytasz więcej na blogu mataja.pl oraz bycblizej.pl.
*podkreślam to, bo jeśli nie da się uspokoić, wtedy warto skonsultować się z lekarzem
Dzieci mają własne zdanie i czasami ochotę na coś innego niż ty
Dla matki to zawsze zaskoczenie. Jeszcze wczoraj zgadzał się na coś bez protestów, a teraz nagle awantura? A jak to? A tak to, że tak samo jak ty możesz mieć własne zdanie, tak i dziecko odkrywa, że może mieć własne. Nic w tym dziwnego. Pisałam już o tym, ale wciąż i wciąż padają lamenty, że dziecko nie chce robić tego, co chce matka. A patrząc się z perspektywy dziecka, to matka nie chce robić tego, co chce dziecko. Możecie się tak szarpać, a możesz zwyczajnie się pogodzić z tym, że tak jest i zacząć szukać rozwiązań, co zrobić z tym fantem i jak z dzieckiem rozmawiać, by czuło, że szanujesz jego zdanie, a jednocześnie chciało z tobą współpracować. Trudne? A ktoś mówił, że będzie łatwo?
Dziecko przestanie chcieć jeść
No przestanie. Niewiele dzieci jest w stanie zjeść wszystko, co mama im poda, bo matki mają jakieś dziwne wyobrażenie, że malutki człowiek ma taki sam żołądek jak dorosły. Oj widziałam ja dzieci siedzące nad porcjami dla dorosłego chłopa i smarkającymi z żalu, że nawet z dobrą chęcią one nie są w stanie pochłonąć takiej ilości żarcia. Załamane matki zaczynają wtedy karmić dzieci [nie bez powodu mówię o tym „pasienie”] i potem dziwią się, że dzieci chcą jeść jeszcze mniej. No proste, że człowiek zmuszany i namawiany do czegoś, będzie się przed tym czymś zapierał rękami i nogami, nie? Ostatnio widziałam kolejny odcinek programu „Wychować i nie zwariować” [recenzja tutaj] i patrzyłam jak lekarz bez mrugnięcia okiem przystaje na fakt, że dziecko ponad dwuletnie jest karmione łyżeczką, a wręcz zachęcał, by zabawkami odwracać uwagę od jedzenia, żeby dziecko przełknęło. Jak takie dziecko ma w ogóle wiedzieć, do czego służy jedzenie? Że jedzenie jest smaczne, nie jest beżową breją, tylko całą feerią barw, zapachów, kształtów i fantastycznych doznań? Moje dziecko nie je – piszcie. No jasne, że nie je. Zazwyczaj albo je przekarmiasz, albo sama odbierasz mu możliwość jedzenia i smakowania, albo wymagasz od niego zdecydowanie za dużych porcji jak na dziecka potrzeby. Ale i tak prędzej czy później dziecko przestanie jeść tyle, co w okresie niemowlęctwa – bo nie będzie już tyle potrzebować, bo nie będzie mu wszystko smakować, bo nie będzie pamiętał, zaaferowany otaczającym go światem, bo zaczniesz je zmuszać, czym skutecznie obrzydzisz mu przyjmowanie jakichkolwiek pokarmów. I tyle.
Dlaczego nie karmię swojego dziecka?
Dziecko jest wredne i złośliwe
Twoje dziecko chce, żebyś był szczęśliwy i zadowolony. Tak. Wbrew pozorom i wbrew temu, co różni ludzie piszą o wrednych, złośliwych, wymuszających dzieciach, nie jest w dziecka interesie, żebyś była zła. Naprawdę. Dziecko nie jest takie głupie, żeby celowo na siebie sprowadzać twoją wściekłość. Ono po prostu nie do końca zdaje sobie sprawę z konsekwencji tego, co zrobi. Nie wszystko jest w stanie przewidzieć. I jeśli wydaje ci się, że niemowlak tłucze cię bo buzi, żeby zrobić ci na złość, to źle ci się wydaje. Jeśli coś się podoba niemowlakowi, to on zakłada, że tobie sprawia to taką samą radość. Nie jest w stanie „przełożyć” myślenia na to, jak ty się czujesz. To ty musisz go tego krok po kroku nauczyć. Jeśli wydaje ci się, że dwulatek rozwala przed chwilą ułożone kredki celowo, to znów się mylisz. On miał ochotę je rozrzucić i nie mógł się powstrzymać. A może podobało mu się wspólne zbieranie? A może ma ochotę czymś rzucać [wtedy można zgodzić się na rzucanie konkretną rzeczą w konkretne miejsce]. Dziecko nie robi czegoś, żeby ciebie zezłościć. Ono chce dobrze, tylko nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji wszystkich rzeczy, na które ma ochotę. Zachowuje się najlepiej jak potrafi.
Dziecko wisi na piersi
I kolejna seria maili, na którą odpowiem chyba zbiorowo: tak, dzieci wiszą na piersi. Żeby niemowlę się najadło, musi ssać przynajmniej godzinę z jednej piersi [pisała fajnie o tym Nishka]. Chcesz z tym walczyć? A proszę cię bardzo, zrujnujesz okres niemowlęcy swojego dziecka, czyli jakieś pół roku do 12 miesięcy w porywach. Małe dzieci do roku czasu uwielbiają ssać pierś, bardzo je to uspokaja i zamiast uciekać od tego, miej w nosie bałagan w kuchni, sterty prania i wszystko. Połóż się z nim na tym łóżku, włącz film lub serial, weź ulubioną książkę i po prostu nadrabiaj kulturalne zaległości. Ja podczas nagłego skoku Adaśka na ssanie, nadrobiłam trzy sezony „Gry o tron”, przeczytałam masę książek, byłam na bieżąco z nowinkami ze świata i ogólnie leżałam i patrzyłam, jak Chłop walczy z bałaganem, bo „sorry, karmię”. I przeszliśmy przez to. Minęło. Teraz marzę o tym, żeby znów tak legnąć, ale Adaś nie jest już skory do ssania przez pół godziny nawet [tylko w nocy]. Więc, droga mamo, i to minie. Nie ma co walczyć, szarpać, szkoda nerwów. Tak jest.
Dzieci nie lubią czekać
I mają mniejsze umiejętności niż dorośli, by to czekanie znieść. Mniejsze pokłady cierpliwości zwyczajnie. Jeśli zakładasz, że nauczysz dziecko cierpliwości, pozwalając mu czekać i czekać i drzeć się wniebogłosy, to nauczysz go wielu rzeczy, ale na pewno nie cierpliwości. Przede wszystkim nauczysz go, że następnym razem musi albo krzyczeć głośniej, albo się zwyczajnie zamknąć, bo na nikim nie może polegać i nigdzie nie znajdzie pomocy.
Dzieci się wściekają, jak im na coś nie pozwolisz
Tu zacytuję swoje własne słowa z tekstu o przereklamowanym buncie dwulatka:
Nie zna świata, nie zna nawet swojego mózgu, nie zna zasad, jakie panują na świecie, ledwo co pamięta, jak ma na nazwisko. Jego mózg buzuje, przyswajając milion nowych informacji, przecież wszystkie te okresy występowania „buntu” powielają się z okresami najsilniejszego rozwoju mózgu. To czas, w którym maluch najbardziej na świecie kocha swoją matkę, jest pewny, że ona zrobi dla niego wszystko, a kiedy ona stawia sensowną dla niej granicę, dziecko odbiera to jak najmocniejszy policzek. I się wścieka. To czas, kiedy maluch widzi, że może być niezależny – potrafi chodzić, potrafi już praktycznie sam jeść, potrafi sam zrobić wiele rzeczy, a jednocześnie nie może praktycznie nic. Zupełnie nic, bo albo ktoś mu czegoś zabrania, albo… orientuje się, że jednak nie wszystko mu wychodzi. Czujecie, jak wielką to może wywołać frustrację? Pomyślcie, jakbyście się czuli w pięknym pokoju, bogatym we wszystkie dobra, których nie możecie ani dotknąć, ani zabrać, bo… zamknęli was w niewidzialnej klatce?
Tak, dzieci się wściekają, kiedy im na coś nie pozwolisz i nie znaczy to, że masz mu pozwalać na wszystko, ale zwyczajnie wyjaśniać do znudzenia ten proces „Widzę, że ci przykro”, „Wiem, że bardzo byś chciał, ale nie możesz” itp. i wspierać w tej złości, by uszła i by można było pracować nad ulepszeniem procesu jej wybuchania. Wszystko.
***
My, rodzice, zdecydowanie walczymy. Takie odnoszę wrażenie, przeglądając skrzynkę mailową. Przeszkadza nam, że nie śpią, nie słuchają, bałaganią, brudzą, wszystko w nich chcemy poprawić, mimo że przez pierwsze miesiące życia zdaje nam się, że wszystko im wybaczymy. Zaczyna się od niespania, potem przez smoczek i pieluchę, a potem na własnym zdaniu skończywszy. Przez głos rodziców daje się wyczuć… rozczarowanie? Że oczekiwania wobec malucha przerosły rzeczywistość, a opowieści o grzecznych dzieciach okazały się mocno przesadzone? I czasem tylko przeraża, że tak dużo czasu marnujemy na coś, co zmienić trudno lub niemożliwe, zamiast zaakceptować, co możesz zaakceptować, a oszczędzony czas poświęcić na kształtowanie siebie, swoich relacji i zwyczajne zrozumienie dziecka?
Pogódźmy się z faktami: małe dzieci nie śpią, bywa, że nie są głodne, wiszą na piersi, miewają własne zdanie, wściekają się i ponad wszystko lubią, kiedy jesteś szczęśliwa. Ok? Zamiast z tym walczyć, wystarczy to zaakceptować i spróbować współpracować z dzieckiem. I niech to będzie odpowiedzią na wszystkie wątpliwości młodych mam, które zastanawiają się, co z nimi nie tak, że ich dziecko nie przesypia już większości dnia i zachowuje się zupełnie inaczej niż dzieci z telewizji i poradników treserek. Wszystko z tobą w porządku, serio. I z twoim dzieckiem też.
Tekst wzbogacony o 2 punkty tuż po publikacji pod wpływem kilku kolejnych wiadomości od czytelniczek.
Ja musiałam dorosnąć, poszarpać się z dziećmi (z pierwszą dwójką) – żeby dotrzeć do etapu „pełnej” akceptacji faktycznego obrazku macierzyństwa. <3 i teraz przy trzecim dziecku, czuję jakbym wygrała miliony – mając najlepszą wymówkę ever do czytania książek (sory nie mogę nic robić bo leżę i karmię bądź noszę na rękach, a trzecia mi jeszcze nie urosła). I co równie ważne! Dojrzałam do tego aby dać mojemu Mężowi prawo do robienia w domu przy dwójce starszych dzieci na cały etat. Ale ten cały proces stawania się "akceptującą" matką pokazał mi jak schematy macierzyństwa obserwowane w dzieciństwie, ryją nam koleiny w głowie i jak dużo trzeba (czasami) czasu aby je załatać.
Ok, ha to wszystko wiem i rozumiem, i mam w sobie mega pokłady cierpliwości. Czasem sobie tylko popłaczę ze zmęczenia… Chyba zmęczenia, bo nie ma chyba depresji matki rocznego dziecka 🙂 ale niech ktoś mi powie, kiedy mój mały szkrab przestanie rozrzucac jedzenie w trakcie jedzenia – robi to patrząc mi prosto w oczy:) i kiedy zacznie przełykać a nie gryźć i wypluwać jedzenie. Dodam, że gryzie i wypluwa wybrane rzeczy a wybrane gryzie i połyka bez problemu.
Super wpis! Posylam dalej!
Ale sie usmialam – poloz sie do lozka i karm. A co jezeli masz starsze dzieci, dom i firme do ogarniecia, dzieci, trzeba zaprowadzic do szkoly i przedszkola, obiad zrobic, maz w pracy i zero pomocy od rodziny?Jasne bede pol dnia w lozku bo sorry karmie
Damiania płci żeńskiej – ja mam prawie 200 tysięczną społeczność, bloga, na którym zarabiam i którego prowadzenia nie przerwałam przez ciążę i poród, partnera w pracy i starsze dziecko. Można, jak się chce, jak się nie chce, to oczywiście, że to będzie niemożliwe.
Złośliwość dziecięcą uwielbiam najbardziej. Syn ma niewiele ponad 4 miesiące, a wiele razy już słyszałam, że mną manipuluje (wymusza więcej jedzenia niż powinien, płacze żeby go wziąć na ręce, śpi ze mną w łóżku…) Zawsze grzecznie dziękuję za komplement i zdziwionym komentatorom wyjaśniam, że najwyraźniej muszą uznawać moje dziecko za geniusza.
Najlepsza odpowiedź 🙂 uwielbiam!
prawdę mówiąc wszystko o czym tutaj napisałaś jakoś instynktownie było dla mnie oczywiste i ani razu jeszcze nie miałam z tym problemu 🙂 i może dzięki temu nie chodzę zła i wściekła, bo rozumiem, że moje dziecko jest człowiekiem takim jak ja, tylko mniejszym i jeszcze mniej potrafi
No. To przynajmniej w jednym punkcie mam fuksa. Się najadają/najadały te moje „aniołeczki” w 5-7 minut. Cała reszta jest klasyczna i zgodna ze sztuką 😉
Oj tak to jest… Zapominamy tylko, że my też jesteśmy jak dzieci 😉 Tylko sami sobie potrafimy poradzić i wytłumaczyć pewne rzeczy ( i z tym czasami trudno 😛 ), dzieciom trzeba pomóc, nie z nimi walczyć ani zwalczać w nich to własne ja! A sobie po prostu odpuścić 😉 Bardzo fajny tekst!!
Zawsze jak czytam takie wpisy że dziecko siedzi cały czas na piersi ciśnienie mi się pytanie to czy nie wychodzicie że swoimi dziećmi na spacery? A wizyty u lekarza ? Albo wizyty rodziny i znajomych u Was w domu?
Moje wisiało na piersi niemal cały czas przez pierwszy tydzień. Nie wychodziliśmy wtedy na spacery (zresztą pogoda na to średnio pozwalała: ulewny deszcz i silny wiatr). Do lekarza na szczęście nie musiałam iść. A rodzina i znajomi… toż przecież jak się zwalasz do domu, gdzie jest noworodek, to chyba wiesz, że prawie na pewno trafisz na moment, kiedy on będzie albo spał, albo jadł, bo tak właśnie spędza większość swojego czasu takie małe dziecko.
Pierwszy tydzień? ? Tu nie mowa o tygodniu a 6 tygodniach a czasem nawet 3 miesiącach!
No i jaki to problem nakarmić w poczekalni u lekarza, czy na ławce w parku?
Kilka dni temu rozmawiałam o tym wszystkim z mężęm i stwierdziliśmy, że mnóstwo ludzi zwyczajnie myśli sobie, że o, zrobią sobie dziecko, bo dzieci to są takie urocze i w ogóle super. Totalnie nie myślą o tym, że ten okres, kiedy bobasowi jest wszystko jedno szybko minie i ten mały człowiek zacznie mieć swoje własne zdanie, upodobania i tak dalej. I wtedy jest problem. Bo to bunt dwulatka przecież, to wszystko wina tego dziecka!!!
Z wszystkim się zgodzę 🙂 Ale nie z tym że dziecko żeby się najesc musi wisieć godzinę. Karmię córkę 8 miesiecy. Waży prawie 9 kg rozwija się super. I nie wisi. Od początku nie pozwoliłam wisieć i zawsze było tak że zje i puszcza pierś. A zjada w max 10 min z obu.. wiem że to świadczy że mam dużo pokarmu, ale nie wyobrażam sobie uzależnienia i ciągłego ciumkania. A co z jedzeniem na mieście? Godzinę? Matko święta..
Chodzi o to, że pierwszy pokarm to tak zwany soczek, przygotowanie, treściwszy trzeba sobie wyciumkać i nie jest tajemnicą, że on leci po pierwszym soczku 🙂 Być może u ciebie od razu leci „ten właściwy”, być może twoje dziecko potrzebuje tylko pić, a nie jeść, nie wiem. Ale normą jest, że noworodek i niemowlę, które wyłącznie je mleko z piersi, powinno ssać trochę dłużej, by po pierwszym wodnistym pokarmie dostało ten treściwszy 🙂
a moje dziecię ciumka i cuimka. ile chce. a dużo chce:D. a ja pozwoliłam
mu od początku być takim, jakim być chce. więc jest: przytulony 24/7,
uwielbiający kontakt non-stop. nie dla niego osobne łóżeczko, o nie!
męczące? dla mnie nie, poza tym, że jego smutek to mój smutek. wolę,
żeby zasypiał spokojnie w cycem u buźce, nie zmęczony płaczem, bo cyca
nie dostał. o:)
Ja przez pierwsze pół roku karmienia obejrzałam 11 sezonów Chirurgów, 6 sezonów Prywatnej praktyki, 6 sezonów Plotkary i byłam na bieżąco z wszystkim w internecie 🙂 Dowiedziałam się w tym czasie jaki fotelik po „zerowym” jest najbezpieczniejszy, jak rozszerzać dietę itp przeczytałam masę książek…Chyba najspokojniejsze pół roku w moim życiu 🙂
Ale jak to? Ja tak nie potrafiłam 🙁 Przez pierwsze 2-3 miesiące ciągle mnie bolało i w ogóle uczyłam się karmić, dobrze przy tym siedzieć, się rozluźnić… A jak maleńka zaczęła po jakimś 4 miesiącu kręcić głową, to nie było mowy o odpaleniu ekranu (bo nie było karmienia, tylko gapienie się dziecka w ekran) ani o trzymaniu książki przeze mnie, bo jej główka i rączki musiały sprawdzić, co mama trzyma…
mnie bolało może z 3 dni, a synek jakoś od razu wiedział co i jak, więc nie mieliśmy problemów z karmieniem… Plus zasypiał przy piersi i na początku niezbyt chciał aby go odkładać więc jak spał to spał na mnie – to też masa czasu…
Przepiękny wpis. Uwielbiam ciebie czytać. Normalnie wszystko co piszesz to jakbyś wyjmowała mi z ust, hehe ale zgadzam się z tobą w 100%. Dzieci to odrębni inni ludzie i powinniśmy od samego początku ich szanować. Pozdrawiam, buziaki:)
Proszę jeszcze tylko o nacisk na temat ssania piersi – dzieci zaspokajają pragnienie
-dzieci zaspokajają głód
-dzieci zaspokajają potrzebę bliskości
To że dziecko co pięć minut chce ssać pierś nie znaczy że nie masz pokarmu i że musisz je sztucznie dokarmiać. Dzieci nie nażrą się za razem bo prostu nie mają gdzie tego wszystkiego wlać dlatego potrzebują ssać często małymi porcjami a czasem po prostu chce im się pić i piją bo to co leci pierwsze z piesi to właśnie rzadkie picie?
O dokladnie! Bo mama i tesciowa juz wtedy WIEDZA, ze Ty masz slaby pokarm i trzeba dac butelke! Bo kto to widzial, zeby dziecko tak wisialo na cycku! Oj lata komuny z trzymiesiecznym urlopem macierzynskim i wszechobecnymi butelkami z mlekiem z proszku zrobily niestety duzo zlego..
Ech czytam wpisy Twoje i te na „Blogu Ojciec” i wszystko się wydaje takie oczywiste i proste i że w sumie to jesteście rodzicami idealnymi 🙂 A ja, chociaż praktycznie ze wszystkim co piszecie się zgadzam, to mam wrażenie że braknie mi sił i cierpliwości i w końcu postąpię tak jak nie powinnam czyli najzwyczajniej wybuchnę. A Młody rodzi się na dniach 😛 I co tu robić? 🙂
Jak mogę poradzić, to: nie przejmować się na zapas, tylko cieszyć się Młodym – jeszcze w brzuchu i później już na całego 🙂 Poza wszystkimi radami, to ja zauważyłam, że najlepiej wszystko się kręci, jak rodzice zadowoleni i wokół dziecka jest dużo śmiechu, wtedy wszystkim lżej 🙂 BTW polecam „Rodzicielstwo przez zabawę”
Muszę się wypowiedzieć.
Nie mogę się zgodzić z jednym punktem. Wbrew temu co piszesz, że dziecko nie robi na złość celowo. Generalnie nie robi, fakt. Ale w okresie tzw. buntu, próba bycia samodzielnym i niezależnym powoduje, że dziecko nas „testuje”, na ile może sobie pozwolić. To robi CELOWO. Nie robi tego na złość wiedząc, że ja je skrzyczę, że będzie kara, że… ale tak jakby masochistycznie chciało sprawdzić jakie konsekwencje trzeba będzie ponieść, jakby chciało poznać „cenę” niesubordynacji. Widziałam nie jeden raz, kiedy dziecko patrząc mi w oczy robi coś, czego nie pochwalam. I robi to, mimo że dopiero co powiedziałam, by tego nie robiło i powiedziałam też dlaczego. W prostych słowach, a nie, że „bo tak”, czy „bo nie”. Nie jestem psychologiem dziecięcym, więc nie wiem dlaczego tak jest, ale jest. I generalnie z całym postem się zgadzam, to jednak ten punkt nie do końca mi leży od A do Z.
I jeszcze jedno: często ta „walka” wynika ze zmęczenia. Po prostu. Pamiętam, że przy pierwszym dziecku było dużo adrenaliny, bo to pierwsze dziecko. A teraz przy drugim jest głównie zmęczenie niedospanymi nocami, „jujczeniem” dziecka, bo ząbkuje, bo ma skok. Mimo, że wiem co i jak, nie jestem ześwirowana na punkcje dziecka i wydaje mi się, że mam zdrowe podejście do wychowania, to widzę jak zmęczenie wpływa BEZPOŚREDNIO na moją wytrzymałość tych różnych trudnych etapów rozwoju czy to jednego czy drugiego dziecka. To tak w obronie tych „walczących matek”. A rozczarowanie? cóż… teraz jest tylko w necie, tyle książek, blogów, które czyta się już w ciaży, że az mnie to dziwi…że niektóre stereotypy wciaż są żywe jak ze 20 lat temu 🙂
Pozdrawiam.
PS. Będzie mi miło, jeśli ustosunkujesz się to moich wątpliwości z pierwszego akapitu komentarza.
Z pierwszym akapitem zgadzam się i… nie zgadzam. Bo to jest trochę tak, jak z różowym słoniem. Asia Baranowska, coach, pokazała to na jednym swoim filmiku [linkowałam do niego w tekście „twoje dziecko zachowuje się najlepiej…”]. I to leci tak: „Nie myśl o różowym słoniu… nie myśl o różowym słoniu, o jego różowej trąbie, o jego różowych nogach, o jego różowym, zakręconym ogonku….”. Myślisz trochę o tym słoniu, prawda? 😀 Dzieci, kiedy słyszą „nie” działają tak samo, jak my, kiedy ktoś każe nam o czymś nie myśleć. Dorośli mają więcej instrumentów, żeby nie robić tego, czego mają nie robić, dzieci mają ich mniej. I kiedy słyszą kolejny raz „nie” momentalnie chcą sprawdzić, czy na pewno nie, a co się stanie, kiedy jednak tak i nie mogą się powstrzymać. Dlatego zdecydowanie wolę komunikaty na „tak”. Zamiast „nie ruszaj” to „weź tę rzecz, pobaw się tym i tym”.
A zgadzam się, bo faktycznie wygląda to tak, jak napisałaś – ze śmiechem w oczach, mimo zakazu, robią to, czego nie chcemy. Czasem jest to nawet zabawne i zdradliwe, bo możemy się na to uśmiechnąć mimowolnie, czym pokazujemy dziecku, że takie zachowanie nas bawi i jest fajne 😀 Nie lubię ukrywać uśmiechów, więc znów pomaga mi komunikat na „tak”, który mogę powiedzieć, uśmiechając się całą gębą i zachęcając dziecko do zabawy czymś innym 🙂
Dzięki dziewczyny 🙂 szczerze mówiąc też się nadziałam na parę min, ale teraz wiem już że cały w tym ambaras żeby dwoje chciało na raz :p na szczęście jest teraz sporo takich miejsc gdzie można uzyskać mnóstwo wiedzy i powoli przekuwać je w sukces.
A i taka notka do Ani 🙂 wydaje mi się że ten cały stres około i po porodowy związany jest bardziej z wpływem otoczenia bo ile razy gdzieś się nie słyszało 'o moje to je tyle a tyle albo to i to, albo robi to i tamto’ a później jesteś jeszcze bombardowana toną zdjęć gdzie bobo wygląda jak pół miliona dolarów a matka na całe trzy i sobie myślisz zaraz zaraz co tu się kurde dzieje jak ja nawet na małe posiedzenie do wc nie mogę się wyrwać bez towarzystwa nie mówiąc że w ogole :p I dość długo wtedy dochodzi się do myśli że przecież zdjęć zanim trafią do sieci ktoś robi ze 16Gb i nie ma bata zawsze znajdzie się to jedno idealne, a jakże inaczej brzmi moje dziecko zjadło dziś puree z ziemniaków zamiast zwykłej papki z niego ba i to żeby zjadło…ono po prostu ledwo dziubnęło albo moje bobo to o 19 śpi /no ale nikt Ci nie powie że o 4-5 już jest gotowe do działania i teraz nie wiadomo ktòra pora jest lepsza/ a na koniec dostajesz jeszcze strzała w plecy że obiadu nie było albo że lustro w łazience nie przetarte hahaha ale lans na dzielni jest nie 🙂 a Ty bido co dziś zrobiłaś w domu, o?! No i ja koniec dodam jeszcze że mamcie co mają ogród/taras/balkon wy zołzy jedne jesteście o tyle do przodu ;p mnie aż trzy miesiące spacerowe zajęło uświadomienie sobie by na spacery z bobo chodzić po drzemce a nie w trakcie /bo nie dość że w domu stajesz na głowie co by maluchem się zająć to jeszcze w czasie jego drzemki popierdujesz na spacerek a jak wracasz to bobo wstaje wypoczęty jak ta lala, a Ty sobie włosy z głowy rwiesz i gimnastykujesz na różne sposoby co by wytrwać do kolejnej zamiast w czasie jego drzemki legnąć obok i spać hahaha
Super tekst! Bardzo prawdziwy. O rutynę wszyscy pytali mnie już w drugim tygodniu… świat chyba zwariował jeśli chodzi o zalozenie, że dzieci powinny rodzic się z rutyna spania która jest wygodna dla nas i najlepiej od narodzin iść spać o 19.00 i spać 12 godzin ciągiem… i ze niby to trzeba trenowac…
Czasem myślę, że to może też wplyw późniejszego macierzyństwa? Nasze mamy rodziły zazwyczaj około 20stki, w dzisiejszych czasach ta granicą przesunela się na 30+. Patrząc na moich znajomych wydaje mi się, że trudniej im zrezygnować ze swoich przyzwyczajeń i traktują dziecko właśnie jako obiekt z którym trzeba walczyć.
I do listy dodałabym oczekiwania rodziny, że dziecko powinno być jak lalka – gotowe do zabawy na zawołanie i zawsze w dobrym humorze. Bo jak płacze to jakoś tak dziwnie jest wielkie rozczarowanie, że nie lubi dziadków czy wujka i okazuje sie ze rodzice wychowują dzikusa. Bardzo to jakoś na mnie źle działa 🙂
Też mi się wydaje, że to dużo zagwostek to wpływ późnego macierzyństwa – bo już są przyzwyczajenia i ciężko się ich pozbyć, bo to dziecko takie wyczekane i macierzyństwo takie wyobrażone… Jak znam osoby, które wpadły w wieku 20 lat, to nie miały czasu tyle się nad tym wszystkim zastanawiać, bo jeszcze studia, praca, jakieś mieszkanie trzeba sobie zorganizować… Samo szło i myślenie o tym, czy dziecko ma rutynę naprawdę nie było im w głowie 😉
Fakt, nasze mamy rodzily nas stosunkowo wczas, bo kolo dwudziestki. Ale to byly tez inne czasy i inny swiatopoglag. W latach osiemdziesiatych urlop macierzynski szybko sie konczyl, jeszcze szybciej wkraczalo rozszerzanie diety poslodzonymi soczkami i zupkami. Karmienie piersia bylo zepchniete na margines. Trend byl taki, ze w zasadzie po co poswiecic czas na zabawe z dzieckiem skoro MUSI BYC ugotowane dla meza, posprzatane i poprasowane. O praniu stosu pieluch nie wspomne. Szybko, szybko, szybko, bo trzeba sie wyrobic, bo znow trzeba isc do pracy, a nic sie samo nie zrobi… I chyba stad sie wywodzi ta walka z dzieckiem i te treningi snu i czego tam jeszcze, byle to dziecko sie dostosowalo.. Widze to po swojej mamie..
Zapewne ile ludzi tyle historii, ale gdybym ja urodziła pierwsze dziecko w okolicach 20, to na pewno powielałabym zachowania mojej mamy, stresowała się wszelkimi poradami i stawała na głowie żeby było dobrze a wszystko na pewno i tak byłoby źle. A w wieku 30 lat jestem na tyle dojrzała, że mam to wszystko w nosie, opinie innych szczególnie ;), macierzyństwo jest dla mnie przyjemnością, choć potrafi być bardzo ciężko. Blog taki jak ten 10 lat temu byłby dla mnie szokujący, teraz nie przeczytałam tu niczego do czego sama już nie doszłam, a czytać go uwielbiam bo jest tak jakby ktoś codziennie do mnie mówił „robię tak jak ty, uważam tak jak ty i dobrze na tym wychodzę” 🙂 Z autopsji, minusów późniejszego rodzicielstwa nie widzę.
A co do tych oczekiwań żeby dziecko było jak laleczka to się zgodzę., chociaż mam wrażenie że to bardziej atrakcja turystyczna, którą trzeba odhaczyć i pstryknąć sobie sweet focię, i „chodź do cioci, spójrz tutaj, uśmiechnij się, przytul laleczkę, no już już nie płacz bo jak to na zdjęciu będzie wyglądało”, dajcie tym dzieciakom święty spokój.
Ja przy pierwszym kombinowałam i walczyłam, i wciąż czasami to robię, bo jakby nie było przeciera szlaki ten pierworodny. Za to z młodszym to sielanka, wszystko to teraz jakaś prościzna, i dzieje się bez spiny, nerwów… i nawet jakaś taka wyspana bywam często (tfu, przez lewe ramię, bo jeszcze zapeszę)
Super wpis- zgadzam się w 100 %. Trudno przyjąć do wiadomości, że dziecko to osobny człowiek z emocjami i własną osobowością.
ja mam trójkę i najgorzej ze mną miało pierwsze dziecię pilnowałam żeby spało o konkretnych godzinach złościłam się kiedy nie chciał spać a jak nie spał drugi raz to była masakra bo jestem złą mamą bo nie umiem go uspać itd. z drugim było już na lajcie nie zmuszałam no chyba że z jedzeniem co za bezsens bo nie zjadł bo pewnie głodny itd… przy trzecim to już pestka nie stresuej się tak jak nie je jak nie śpi przyjdze czas to zacznie wszystko w swoim czasie 😀
Ten tekst mamy powinny dostawać na porodowce. Mam 3 dzieci (8, 5 i 3miesiace) i cały czas się uczę moich dzieci i jedno wiem na pewno. Dziecko to mały człowiek, niezwykle inteligentny i żądny tylko i wyłącznie naszej miłości i uwagi. Buziaki :*
O tym samym pomyślałam chwilkę temu, a potem zobaczyłam Twój komentarz 😀 Zgadzam się i podpinam pod apel – trzeba z tego zrobić ulotki dla świeżych mam!
Jaki mądry wpis <3 Jeszcze w ciąży naczytałam się o rutynie i planie dnia niemowlaka, zanurzyłam się w tych wszystkich drzemkach i czasach czuwania, i w efekcie parę razy ryczałam z frustracji nad ryczącym, niedopasowanym do planu dzieckiem. Odkąd odpuściłam i zaczęłam się przyglądać mojemu egzemplarzowi zamiast trzymać się tabelek, obie strony są szczęśliwsze 🙂
Nie mam tylko pewności, czy ten punkt o godzinie karmienia piersią jest uniwersalny i pasuje do wszystkich kobiet… Tak jak dzieci, tak my się też różnimy 🙂 Moje dziecko od początku ssie po 5-10 minut, po czym zasypia albo się odstawia i też się naczytałam, że POWINNO dłużej i co ja MUSZĘ w związku z tym (najbardziej kuriozalne było rozbieranie dziecka do pieluszki do karmienia i kładzenie mu na brzuszku pieluszki zmoczonej zimną wodą). Moja położna powiedziała krótko: przybiera? Rośnie? To znaczy, że dobrze pani karmi.
Wszystkim rodzicom życzę dużo luzu 🙂
Czyżbyś się naczytała Tracy Hogg i je Planu Proste?
Tak, plus kilku blogów, plus forum gazetowego Niemowlę.
Co do tej wody z piersi, to nie jest woda, tylko bardziej wodnisty pokarm w stosunku do tego, który leci później, i o większej zawartości laktozy 🙂 Dobrze to widać, jak się odciągnie troszkę. I u każdej kobiety mleko II fazy pojawia się po innym czasie, u jednej to będą 2 minuty, u innej 20. Przypuszczam, że też od techniki ssania dziecka to zależy 🙂
Przybiera? Rośnie? Znaczy że dobrze pani karmi 🙂
A z tą godziną to głównie dlatego, że większość matek myśli, że pokarmi niemowlę 10 minut i z głowy, a tu przez pierwsze minuty leci woda, a nie treściwy pokarm i płacz, bo dziecko nie tyje. Ale masz rację, bywają wyjątki i jeśli u ciebie to się sprawdza i tobie nie przeszkadza, to super 🙂
Może komuś się to przyda w razie co 🙂 Teraz jest naprawde masa aplikacji na telefon które to pomagaja zorientować się w cyklu dnia naszych bobasów. Mi szczerze to naprawde pomogło bo sobie usystematyzowałam cykl dnia. Działa to mniej więcej na zasadzie, że wpisuje sie tam wszystkie drzemki, jedzonka no i wymiane pieluch z biegiem czasu zauważa się że jest w tym pewien schemat i później działa się już automatycznie. Trzeba też brać pod uwagę fakt że im starsze dziecko tym ten schemat może ulegać zmianie bo wypadają jakieś drzemki albo jedzonka 😉 no i choroba i ząbkowanie to też trochę specyficzny czas ;p No i przede wszystkim wyszłam z zalożenia, że to ja jako starsza/mądrzejsza w tym związku powinnam dostosować się do bobasa 🙂 Na początku przyznam było pod górkę, bo trzeba było przestawić się na pewne rzeczy i też nadrobiłam całą filmotekę 🙂 ale plusy były niezaprzeczalne bo bobo z biegiem czasu również zaczął wspòłpracować bo przede wszystkim był dużo spokojniejszy. Wiadomo że raz było gorzej raz lepiej, ale w ostateczności wszystko wyszło na plus. Jest takie słynne powiedzenie 'Szczęśliwa matka to szczęśliwy bobas’ ja bym dodała jeszcze jedno 'Szczęśliwy bobas to jeszcze szczęśliwsza matka’.
Jeśli zaś chodzi o jedzenie to też powiem nie ma znaczenia czy karmisz łyżeczką czy słynnym blw zarówno w jednej jak i drugiej metodzie jeśli pozwolisz dziecku samemu przejąć inicjatywe to na przykładzie ja dawałam tą łyżeczkę napełniona w ręke bobasa i ono mimo wszystko z biegiem czasu nauczyło się ją samo pakować do buzi i też wyszłam z założenia jak nie zje teraz to pòźniej nadrobi cycem lub innym daniem i jak narazie jest git. Choć nie dam sobie głowy uciąć czy nie miałam też szczęścia w losowaniu bobasów tam na górze ^^ Pozdrawiam.
Szczerze przyznam, że ja też walczę! Ale widzę progres! Niekoniecznie w zachowaniu córki, ale i swoim też. Wciąż uczymy się dogadywać no i to w sumie… fajne jest! 😀