Tak płakaliście nad ich losem, tak zawodziliście, że biedne na pasztet szykuję, potrawkę już planuję robić. Oj, co to się WTEDY działo… A tu się okazuje, że one wcale na waszą troskę nie zasłużyły! Ani trochę! To są krwiożercze potwory – inaczej nie mogłam odczytać min przestraszonych dzieci z miasta, gdy Kosmyk pochwalił się nowymi zwierzątkami…
No cóż. Chyba nie.
Mina dzieciaków, które po raz pierwszy zobaczyły coś puszystego, z uszami i do tego w klatce – bezbłędna.
– Czy on gryzie?
– Jak one walczą?
– One łapią myszy?
– Ja się boję!
– Kosma! Nie dotykaj!
A Kosmyk, niezrażony przestrachem kolegów, ni stąd, ni zowąd wpakował się cały do klatki i przytulił swojego ulubionego – brązowego lekko przypalanego królika-chłopca.
Dzieci trochę się uspokoiły, wytłumaczyłam im, że króliki gryzą marchewkę, ewentualnie suchy chlebek, mieszkają w klatce dla ich bezpieczeństwa, a nie dlatego, że kogoś mogą zaatakować, opowiadałam o tym, co jedzą, jak często je karmimy i pokazywałam coś, co zdumiało wszystkich – królicze nesquiki, czyli maleńkie kupki.
Zapomnieliśmy już jak palcami obieraliśmy rybę prosto z patelni i chlebem z masłem zagryzaliśmy zaplątaną w gardle ość, nie pamiętamy smaku pieczonych w ogniu ziemniaków, mleko od krowy pełne jest zarazków, a w sklepie się kupuje ideę królika, czyli mięso pozbawione sierści, oczu i uszu. Zapewne wymyślone, bo przecież nie zabite.
Ale nie tylko książeczki – każdy, kto wchodzi na mojego bloga, powinien mieć świadomość tego, gdzie wchodzi. Nie mieszkam w mieście, nie mam przy domu galerii handlowej, nie mam przystanku autobusowego, a o sieci kolei może wypowiedzą się ci, co nią po Mazurach podróżowali [gdzie jesteście? halo!]. Nie zamawiam wiejskiego żarcia przez internet, mało który kurier [KLIK] dostarczy mi go na czas. Zresztą po co, skoro mogę to żarcie sama zrobić z tego, co mam pod nosem?
To wiejski blog. Blog o życiu nie tyle zgodnego z naturą, co całkowicie podporządkowany jej prawom. Zabijam króliki. Niedługo może zabiję kury. Umiem patroszyć ryby Zapewne też ubrudzę się jak świnka, przygotowując na wiosnę mój własny ogródek.
I coraz częściej – czy to na blogu, czy w realu, ze zdumieniem się przekonuję, że to, co pokazuję, ma sens. Bo to polskie, wiejskie życie jest bardziej egzotyczne od sushi na obiad i palmy na de Gaulle’a.
Zresztą – przecież to o „Wiejskiej matce” powstał TEN wywiad 🙂
Chciałabym, żeby moje dzieci miały taką normalność 🙂 Tak się napaliłam na króliki i kury (przez Twoje wpisy!), że już obmyślam budowę szopki, klatek i mini zagródki. Jak chłop się dowie, to padnie mi na zawał!
Jezusie słodki. Jaki powiew normalności!
I powróciły wspomnienia z dzieciństwa 😀 Jedzenie z paskiem, trawa, koniczyna, zwierzaki 😀 <br />najlepsze wakacje, najlepsze wspomnienia 😀
Ja do dziś uwielbiam ziemniaki z ogniska – na każdym wyjeździe do naszego letniskowca zajadam się nimi na maxa. Młodemu tak posmakowały, że ostatnim razem zjadł (UWAGA): 10! Napomknę, że Młody ma 3 lata :-). Jesli chodzi o mleko od krowy – tęsknię za nim bardzo – niestety mieszkam w mieście, a w pobliskich wioskach to krowy trzeba ze świecą szukać. Nawet w pracy pytałam, czy ktos nie ma lub nie
U mnie też się hodowało króliki:-) i owce i konie…ech to były czasy. Teraz mama nie ma nawet kur,ale sąsiedzi mają i jak jedziemy na wieś to wszystko oglądamy. :-*
Ja tam kocham Twojego wiejsko – sielankowego bloga i jego atmosferę…
Ja tam kocham Twój wiejsko – sielankowy blog i jego atmosferę…
Myśmy mieli tylko kury zawsze, co raz na zawsze wybiło mi z głowy wegetarianizm – te zwierzęta są tak głupie, że nadają się wyłącznie do jedzenia;P I jak w końcu będę miała domek z ogródkiem, to se kupię kury. Trzy. I świnkę wietnamską:D
U nas też były króliczki, a u wujka za płotem kury, mimo że nie mieszkaliśmy na wsi, a w małym miasteczku. A teraz chyba będę musiała Filipa do ZOO, żeby mu takie egzotyczne zwierzęta pokazać.
O rany?! Ale, że na prawdę? Jak dobrze, że mam znajomych 10km ode mnie, na wsi. Jak dobrze, że moje Dwie tą wieś uwielbiają i wiedzą, że mleko od krowy, że z kury jest rosół, a mięsko na talerzu ze świnki. Jajka tez nie są ze sklepu ale od kury właśnie. Kocham wieś, bo mnie wycisza i jak tu któraś napisała – ciut zazdroszczę…
Ta, z tą sarenką to też wiem 😉 Ja ze wsi, choć w zasadzie tak z urodzenia to z miasta. <br />Też kocham wiejski lajfstajl! Królików w prawdzie u nas nie ma, ale są u naszej niani. W zeszłym roku jeszcze wciskałam, że uciekły do lasu, ale teraz już powiemy PRAWDĘ 🙂
No to teraz jestem w szoku. Wychodzi na to, że z domowych zwierzęt dzieci znają tylko Yorki. A przecież kiedy jeszcze byłam małym chłopcem w domach były króliki (miniaturki tylko z nazwy), świnki morskie, myszy, szczury, chomiki, węże błotne, żółwie i rybki akwariowe. Coś mi się zdaje, że na tak wymagających pupili nie ma czasu, a na tłumaczenie podstaw juz w ogóle. Dowodzi tego wiejska klasa
Strasznie mnie wkurza kiedy rodzice "chroniąc" dziecko przed podłością tego świata przedstawiają mu obraz króliczka który musiał przeprowadzić się do innego przedszkola dla króliczków (słyszałam takie bzdury), wciskając dzieciakowi pyszny króliczy pasztecik na obiad. Brawo dla Ciebie i normalnego podejścia do życia.
Mój tato hoduje króliki i barany. Na mięso, na nic innego. A Czarek ma dwa lata i nie dziwi się, że dostaje kurkę na obiad, a chwilę wcześniej kurkę gonił po podwórku u prababci.
Dobrze że mas internety, bo się wszystko dobrze czyta 😉 Wiesz co moja miejska młodsza córka najbardziej lubi robić w weekendy ? Wyrywać chwasty, sadzić kwiatki i zrywać poziomki z krzaczka. Lubi to robić bo my jej pokazujemy jak wygląda życie za miastem. Bo dla nas to co ty pokazujesz jest czymś o czym nie wolno zapomnieć, jest życiem jakim żyją tysiące ludzi, za miastem, na wsi, nad jeziorem, w
Osobiście wolę sushi albo cytrusy na Sardynii i małże na Korsyce ale i tak kiedyś wywalę na wieś! Ty masz to już teraz, więc można zazdrościć! 🙂
Mieszkam w mieście, na śląsku. Na szczęście mamy ogródek działkowy i sobie hodujemy króliczki i kury a także warzywa. Nie dużo na użytek rodzinny. A jajka takie swojskie są porostu obłędne ( więc nie dziwi mnie fakt ze dziewczyny jedzą jajka na okrągło) Niestety po wielu latach sąsiedzi, którzy mieli gospodarke właśnie sprzedali swoje krowy i inne zwierzaki, chodziłam z dziewczynami do nich nie
My jemy to co sobie wyhodujemy 😉 Mięso z królika, indyka czy kury. Mleko kupujemy od pewnej Pani od 15 lat. Świeże, rańsze ..pycha. Mieszkam na wsi i jem warzywa i zioła z ogródka, w tym roku nawet bób posadziłam 🙂 <br />Pozdrawiamy 🙂
Dlatego bardzo się cieszę, że moi rodzice zajęli się działką na wsi i mój syn będzie wiedział że ziemniaki na drzewach nie rosną, a te pyszne kotleciki nie są robione w fabryce z marchewki.
Za lat nie kilkanaście ale już, dzieci nie wiedzą skąd pochodzi prawdziwe jedzenie. Jak w poście mleko z kartonu a mięso z tacki. Mam tylko nadzieję, że moje dzieci będą tego świadome.
Brawo! Tak trzymać!
A ja kilka lat temu jak mi koleżanka w pracy opowiada że u jej syna w gimnazjum na pytanie skąd się biorą ziemniaki powiedział że z marketu nie wierzyłam.<br />Myślałam że sobie jaja robi :)<br />
moja mama ulubione kroliki omijala- pasztetu z nich nie bylo 😛 <br />pozdrawiam serdecznie 😉
Pamiętam czasy, kiedy sama karmiłam takie futrzaki… I nie było płaczu kiedy owy królik trafił na talerz ;)<br />Tęsknię za tymi chwilami… <br />Pozdrawiam serdecznie 🙂
Ja właśnie się staram czasem do nich wrócić 🙂