Nadszedł ten czas i pewnie nie jedna zdziwi się, że o tym mówię. Pierwszego syna nie udało mi się karmić piersią, ale z drugim poszło lepiej – karmiłam trzy lata ponad i niestety nie udało mi się karmić do osiemnastki, gdyż dziecko samo zakończyło tę przygodę. Ale jako matka, która była po jednej i po drugiej stronie, mam jakieś spojrzenie na to wszystko i zdecydowanie stwierdzam, że laktoterroryzm, jaki panuje w naszym kraju, powinien się skończyć.
A dlaczego? – zapytasz. Przecież udowodniono, że karmienie piersią jest zdrowsze dla dziecka, a pokarm matki jest najlepszym wyborem i najlepszym, co można dać noworodkowi, niemowlęciu, roczniakowi i nawet trzy czy czterolatkowi.
A dlatego, że ostatnio natrafiłam na taki obrazek Marty Frej:
A pod nim i pod każdym miejscem, w którym był udostępniany, rozwijającą dyskusję o tym, jaki to w Polsce jest silny laktoterroryzm i jak matki śmią być dumne, że karmią piersią.
Tak, dobrze czytasz. Laktoterroryzm. Bo ktoś narysował rysunek o karmieniu piersią. Więc ten rysunek o tym, że matka czuje się silna, bo karmi piersią dwójkę dzieci, w jakiś dziwny sposób między kolejnymi machnięciami ołówka, oskarża każdą matkę, która karmiła inaczej i wytyka jej, że jest gorsza.
Wydaje ci się to absurdalne?
Kurde, mam nadzieję, że tak.
Bo dla mnie też jest absurdalne, że w kraju, w którym na porodówce bez pytania matki o zgodę lub nawet bez informowania jej o tym poi się noworodka mieszanką, nikt nie mówi o terroryzmie mleka modyfikowanego.
Jest to dla mnie absurdalne, że w kraju, w którym do paczki dla młodej matki, wkłada się próbki mleka modyfikowanego bez jednego zdania o tym, gdzie szukać DARMOWEJ pomocy w kwestii karmienia piersią lub nawet małej zniżki na płatną pomoc laktacyjną, nikt nie mówi o terroryzmie mleka modyfikowanego.
Jest to dla mnie absurdalne, że w kraju, w którym karmienie publiczne wciąż jest traktowane jak wybryk natury i coś gorszego i bardziej wstydliwego od gołych pań na reklamach czy celebrytek z cyckami na wierzchu, nikt nie mówi o terroryzmie mleka modyfikowanego.
Jest to dla mnie absurdalne, że w kraju, w którym większość pediatrów dziwi się matce karmiącej dziecko cztero czy sześciomiesięcznego i sugeruje przejście na mieszankę, a większość lekarzy nie ma zielonego pojęcia o karmieniu piersią, ma za to książeczki zdrowia sygnowane marką konkretnej firmy produkującej mieszanki, nie mówi się o terroryzmie mleka modyfikowanego.
Jest to dla mnie absurdalne, że w momencie, w którym ktokolwiek powie coś pozytywnego o karmieniu piersią, cokolwiek: że jest najlepsze, że jest w ogóle, że istnieje, że można, że tu i tu znajdziesz pomoc laktacyjną, że możesz karmić, że warto karmić, zleca się stado bab i pierdoli o laktoterroryzmie, jakby terrorem było samo mówienie, docenianie, pokazywanie, że można. Jakby słowo karmienie piersią w ich języku było wyzwiskiem, obrazą majestatu i groźbą.
Problem nie tkwi w sposobie karmienia
Mam taki wniosek po dyskusjach z mamami i setkach komentarzy, że to nie sposób karmienia jest winny, niestety. I polecę trochę moim sposobem wychowania, ale jest on tu istotny. Tak, kwestia tkwi w systemie nagród i kar i tym, że matki chcą być chwalone. Brak pochwał i nagród traktują jak wyrzut w ich stronę, atak, krytykę i co tam jeszcze sobie wymyślą. Wybierają mieszankę i każdą wzmiankę, naturalną czy będącą jedynie wyrażeniem informacji o fakcie karmienia piersią odbierają jako krytykę własnego wyboru mieszanki. Bo pisząc pozytywnie o karmieniu piersią, nie chwali się mleka modyfikowane. A brak pochwał to krytyka. Proste.
Laktoterroryzm w Polsce nie istnieje. Jest tylko rosnąca świadomość, że to jest najzdrowszy [bo naturalny] sposób karmienia. I ciężko z tym dyskutować, bo każdy, kto może wybrać naturalne marchewki, które dostanie za darmo, wybierze te za darmo, a nie te za pieniądze, które jeszcze są do tego pryskane. I tu warto zadać sobie pytanie:
- Czy to znaczy, że ktoś, kto wybiera pryskane jest gorszy? Nie.
- Czy to znaczy, że ktoś, kto wybiera te drugie marchewki i podaje je swojemu dziecku jest krytykowany przez plakat informujący o tym, że marchewki nie pryskane są zdrowsze jest przez ten plakat krytykowany? Nie.
- Czy informacja o tym, że marchewki nie pryskane są zdrowsze w jakikolwiek sposób atakuje ludzi, którzy wybierają pryskane? Nie, do cholery. To jest informacja, z którą możesz zrobić, co chcesz.
I nie wiem, co się dzieje w głowach kobiet, które informację, plakat, fakt, że ktoś jest dumny z karmienia piersią lub jakąkolwiek pomoc w kwestii laktacji odbierają jako atak, laktoterroryzm lub krytykę swojego wyboru. Nie wiem, ale współczuję. Współczuję, bo ciężka praca przed nimi, żeby przepracować ten problem, jaki mają. Bo to one mają problem z akceptowaniem i pogodzeniem się z faktami, to nie problem plakatów, tekstów o laktacji, informacji o możliwości karmienia piersią i dumnych z karmienia piersią mam. Tego powinno być jak najwięcej, bo czemu nie umożliwić dziecku najlepszego i najzdrowszego sposobu karmienia, a matce oszczędzić wydatków? [tak, wydatków, karmiłam MM i to jest wydatek od 70 do 100 zł tygodniowo czasami, wliczając w to samo mleko, butelki, smoczki do butelek i inne].
A tak naprawdę, nie ma znaczenia, jaką wybrałaś marchewkę. To znaczy, podobno ma jakieś znaczenie [w tej kwestii odsyłam do Matai i Hafii zawsze], ale twój wybór nie określa tego, jaką jesteś matką. Twój wybór, to twój wybór. Podjęłaś go świadomie lub nieświadomie, nie wiem, ale podjęłaś i niewiele możesz zmienić. Fakt, że pierwszego syna krótko karmiłam piersią zaistniał. Przepracowałam to, wiem dlaczego, co źle zrobiłam, co mogłam poprawić. Ale też miałam okres buntu, że heloł, wciąż tylko karmienie piersią i karmienie piersią, ileż można! Niemniej, wnioski wyciągnęłam i żałuję, że te siedem lat temu nie było tylu informacji, co dzisiaj, żebym mogła podjąć ten wybór bardziej świadomie. Z drugim synem mi wyszło i mam prawo być z tego dumna, bo to była ciężka praca i wysiłek.
I kiedy czytam, że moja duma, że moja praca wyszła jest krytyką innych mam, którym nie wyszło, mam ochotę strzelić sobie w łeb. Jaką krytyką? A jak sobie kupię samochód, to nie mogę być dumna, że sobie uzbierałam i mam go trzymać w garażu, żeby nikt nie poczuł się urażony? A jak urodzę dziecko, to mam je zamknąć w piwnicy, żeby nikt z tych, co dzieci mieć nie mogą, nie poczuł się urażony? A jak uda mi się zrobić wspaniały obiad, to mam go schować do lodówki, bo jeszcze teściowa stwierdzi, że się chwalę, że zrobiłam lepszy od niej? Tak, to jest absurdalne, a takich rzeczy się wymaga od każdej matki, która karmi piersią.
Nie pokazuj się, nie pisz o tym, nie chwal, nie informuj i zamknij pysk, bo ja wybrałam inaczej i czuję się urażona. I tak, ja mogę pisać o mm, mogę mówić, mogę oglądać reklamy w tv, bo koncerny mają kasę na promocję [i to ogromną, mówię to jako blogerka rozpatrująca takie oferty, kredyt bym spłaciła za jedną], mogę chodzić do lekarza i słuchać, że w piersiach mam samą wodę ku pokrzepieniu serc. Ale inne nie mogą pisać tak o karmieniu piersią bo mnie to obraża.
Czas raz na zawsze skończyć z tym laktoterroryzmem.
Nie oszukujmy się, że on istnieje, bo jedyne, co istnieje, to nasz problem z zaakceptowaniem tego, że ktoś podejmuje inne wybory niż my. Istnieje wielki foch, że ludzie, którzy wybrali tak, a nie inaczej, mają czelność o tym mówić, tak samo jak my mówimy. I istnieje wielki problem z tym, że nie zawsze MOŻEMY dokonać właściwego wyboru [bo nie twierdzę, że karmienie MM to widzimisię] i brak jakiegokolwiek wsparcia, żeby sobie z tym problemem psychicznie poradzić. I ciężko nawet rozmawiać o tym problemie. Ciężko, bo pisząc cokolwiek o tym, czemu karmienie piersią jest zdrowsze grono matek, zakłada, że pisząc o karmieniu piersią, pisze się o nich. Gdzieś między wierszami w zdaniu „Karmienie piersią jest dobre” czytają „Karmienie piersią jest dobre, więc każde inne jest złe, czyli ja jestem zła, czyli muszę zaatakować tę sukę, że mnie obraża”.
I tak się kończy rozmowa.
I tak powstaje mit o laktoterroryzmie.
Który nie istnieje.
Bo propozycje wsparcia kampanii MM wciąż przychodzą i stawki wciąż są wysokie. Więc jeśli pieniądze na kampanie są, to ktoś to mleko musi podawać. Czemu? Bo nie wie, bo nie trafił na wyedukowaną położną, bo nie miał wsparcia, bo nie miał pomocy i nie miał informacji, nie miał wzorca w postaci zdjęć, obrazków, żywych, karmiących kobiet – co kobiety, dokonujące swojego wyboru bez przymusu, z własnej woli bądź konieczności nazywają w internecie laktoterroryzmem.
Mam więc jedną prośbę do tych kobiet.
Przestańcie pieprzyć o jakimkolwiek laktoterroryzmie, pogódźcie się ze swoim wyborem, i dajcie innym dokonywać swoich. Może mądrzejszych, może waszym zdaniem głupich. Ale własnych. A żeby ich dokonywać potrzebne są informacje nie tylko od koncernów reklamujących butelki, smoczki, mieszanki i słoiczki. Potrzebne są zdjęcia, plakaty, komentarze, wpisy i wszelkie informacje, za które nikt nikomu nie płaci, za którymi nie stoi żadna kampania, żadna marka, żaden koncern, wyłącznie naturalność i zdrowie.
A jeśli te informacje ci przeszkadzają, to dam ci jedną, doskonałą radę: nie patrz. I bądź z siebie dumna tak samo jak inne. Bo karmiąc tak czy owak – zasłużyłaś na to, żeby być z siebie dumna i żaden obrazek tej twojej dumy nie podważa.