Ok, dobra. Ja wiem, temat grząski, bo niektóre moje koleżanki równolatki nigdy nie poruszyły tematu seksu z własną matką, a w nocy wsadzają se skarpetę w usta, żeby dzieci czegoś tam nie usłyszały. W szkołach wciąż opowiada się, że prezerwatywa to zło, a dzieci zrodzone w małżeństwie są bardziej wartościowe niż te z konkubinatu. Kiedy czytam wpisy dziewczyn na mojej grupie, wciąż trafiam na takie, z których wynika, że edukacja seksualna to temat wstydliwy i co gorsza – wciąż dostaję wiadomości o tym, że seks, na który kobieta nie ma ochoty, to nie gwałt, jeśli jest w małżeństwie, tylko obowiązek.
I wiem, że jeśli ktoś uważa, że edukacja seksualna to zło i demoralizowanie dzieci, to nie przekonam go, że jest inaczej. Ale wiem też z wiadomości, że mnóstwo mam budzi się z ręką w nocniku, gdy odkrywają, że po latach nie wspominania o seksie, ich dzieci oglądają strony porno albo jakieś dziwne filmiki i te mamy totalnie nie wiedzą, co z tym zrobić – zabronić? To tylko podgrzeje cudowny smak zakazanego owocu. Rozmawiać? Ale jak, jeśli z nami nikt nigdy o tym nie rozmawiał?
I czujemy się skrępowane powiedzeniem samego słowa… c i p k a, p o c h w a, w a g i n a.
I ja to rozumiem. Mi samej zajęło trochę czasu ogarnięcie, że to nie są wstydliwe słowa. Bardzo duża w tym zasługa dzieci, dla których te słowa nie mają jeszcze żadnych konotacji, są zupełnie normalne i ich brak skrępowania w tych tematach bardzo pomaga zachować zimną krew, gdy mówi się o tej gorącej, związanej z seksualnością człowieka. I stara się sensownie wyjaśnić na czym to polega, dostosowując to, co się mówi, do wieku dziecka.
EDUKACJA SEKSUALNA, SEKSUALIZACJA A SEKSUALNOŚĆ
Wiem, że po tym tekście spotkam się z zarzutami jakoby książki związane z edukacją seksualną i pokazujące, że każdy człowiek jest seksualny [a każdy jest, każdy człowiek ma naturalną i wrodzoną seksualność] i że każdy z nas ma układ fizjologiczny, który działa i czasami wypluwa z nas krew, a czasami pot, po prostu wiem, że ktoś napisze, że to seksualizacja dzieci. Tak jak piszą pod każdym tekstem o edukacji seksualnej. Wiec umówmy się raz na zawsze, że seksualność człowiek ma i musi sobie zdawać z niej sprawę. A seksualizacja to coś, co przychodzi z zewnątrz. Czyli nie książeczki o edukacji i seksualnej i wiedza o tym, że nocne polucje to norma. Ale to na przykład reklamy pani z cyckami na wierzchu i mężczyzn obok nich – w kompletnym ubraniu , to słowa wujka z wąsem, że „cycuszki to ci urosły, za chwilę będzie można cię bzykać”, to słowa mamy, że „jesteś brzydka jak płaczesz i nikt cię nie zechce”, to słowa koleżanki, że bez makijażu z domu nie wyjdzie.
Bardzo polecam w tym momencie tekst o tej granicy między seksualnością a seksualizacją -> KLIK.
I jasne – nie każdy musi się zgadzać, żeby edukacja seksualna odbywała się w szkole czy gdziekolwiek indziej. Ale mam nadzieję, że nie muszę przekonywać, jak ważna i potrzebna jest wiedza o ciele. Jedna z mam pisała mi, że jej dziewięcioletni syn, z którym nigdy nie rozmawiała na temat seksu, ogląda strony porno z ciekawości. Dziewięcioletni! Dwa lata starszy od mojego syna! I tu pytanie – czy prościej byłoby z tym dzieckiem rozmawiać od początku o tym, co naturalne, czy to wyrządziłoby mu to taką wielką szkodę? Bo moim zdaniem te strony porno wyrządziły mu większą i nie zaglądałby na nie po kryjomu, gdyby wiedział, że penis wchodzi do pochwy i z tego jest przyjemność i dzieci i że to nie jest coś niesamowicie zakazanego, tylko normalna i naturalna rzecz, przegadana po tysiąc razy.
Więc rozmawiajmy z dziećmi, wyjaśniajmy, tłumaczmy. Dostosowując wiedzę i informacje do ich wieku. I pomogą w tym książeczki. Które w naszym domu są na widoku, w łatwo dostępnym miejscu. Jedna z nich leży na koszu na pranie w łazience, kolejna na werandzie, kolejna na podcieniu, dwie przy stole w kuchni. To są książki jak każde inne, w naszym domu spotkacie je w każdym kącie w zasadzie i wśród nich właśnie te pozycje, które niżej pokazuję.
Oprócz książek zaprezentowanych na zdjęciach [fotografowanych starym telefonem, bo zepsuło mi się wejście do karty pamięci w kompie, więc bardzo przepraszam za jakość], w tekście znajdziecie linki do innych pozycji, których nie mam w swoim zbiorze, bo swego czasu pożyczyłam je lub oddałam, ale uważam za wartościowe.
Starałam się je ułożyć od tych dla najmłodszych, które odpowiadają na podstawowe pytania, do tych bardziej poważnych, dla dzieci starszych. No to… zaczynamy!
„Skąd się wziąłem”
Marcin Brykczyński
Wydawnictwo Literatura
Przepiękna, liryczna i bardzo delikatna książeczka odpowiadająca najmłodszym dzieciom na pytanie, skąd się wziąłem. Mój młodszy synek uwielbia najbardziej fragment, kiedy dziecko już jest na świecie:
„Maluch chce być z mamą stale,
przy niej czuje się wspaniale,
mleko mamy ssie radośnie,
dużo śpi i szybko rośnie”.
I moim zdaniem piękniej i delikatnej, bez ściem o bocianach czy kapustach, opowiedzieć o tych momentach od poczęcia do narodzin nie można. Oczywiście ona nie zaspokoi wiedzy starszych dzieci, które chcą wiedzieć konkretniej, skąd ten „taty rój nasionek rączych mknie z jajeczkiem się połączyć” [niżej znajdziecie książeczki, które to wyjaśnią], ale wartość literacka tej książeczki zaspokaja potrzeby również mojego starszego syna, który słucha jej tak samo jak młodszy – z zaciekawieniem i uśmiechem.
>>KUPISZ TUTAJ<<
„Książka pełna miłości, czyli jak Michałek przyszedł na świat”
Alona Frankiel
Wydawnictwo Nisza
No i w tej książce – napisanej prostym i takim, w moim odczuciu, trochę przesłodzonym językiem, jest już konkretniej. Historia o tym, jak Michałek przyszedł na świat odpowiada na wszystkie bardziej szczegółowe pytania przedszkolaka. Na pewno bardzo pięknie opisuje, jak wygląda zakochanie i bardzo jestem wdzięczna za to podkreślenie, jak z zakochania przechodzi się w miłość i potem z tego rodzi się dziecko.
„Byliśmy przytuleni tak blisko, że penis taty Michałka, który na razie nie był niczyim tatą, wślizgnął się do mojej waginy, mamy Michałka, która na razie nie była niczyją mamą” [w ostatnim wersie w książce jest literówka – zamiast „była” jest „byłam” – taki szczegół, ale jestem ciekawa, czy w następnym wydaniu zostanie to poprawione].
I pewnie w tym momencie wyjdę na oschłą albo jeszcze jakąś, ale to nie jest moja ulubiona książka z tej tematyki. Dla mnie za słodka i za bardzo uduchowiona, ale wiem, że są ludzie, którzy lubią taki styl, więc dla nich bardzo polecam. W następnej książce, którą polecam, twierdzą zresztą, że opis samego aktu seksualnego nie jest dla dziecka aż tak istotny, więc… sami zdecydujcie, czy chcecie o tym rozmawiać : )
>>KUPISZ TUTAJ<<
„Skąd się nie biorą dzieci. Czyli dwa w jednym: opowieści dla Przedszkolaka i Małego Żaka oraz instruktaRZ w pigułce dla Dorosłych”
Bianca-Beata Kotoro i Wiesław Sokoluk, ilustracje Łukasz Jagielski
Wydawnictwo Baeata-Vita
Na tę książkę polowałam jakiś czas, bo słyszałam o niej masę pochwał i dobrych opinii, jakoby była najlepszą pozycją na rynku. Na pierwszy rzut oka stwierdziłam, że jest kiepsko sklejona, bo kartka odpadła niemalże od razu po otwarciu. Drobiazg, ale warto mieć taśmę klejącą na wszelki wypadek.
Niemniej w tej książce znalazłam masę ciekawych wniosków i porad i ciężko mi znaleźć coś, z czym mogłabym polemizować. Na przykład:
„Jeśli oswoisz przedszkolaka z funkcjonowaniem ludzkiego organizmu, jego anatomią i związanym z nią nazewnictwem – zwłaszcza intymnym – łatwo mu będzie w przyszłości przejść przez kolejne etapy rozwojowe oraz towarzyszące im zmiany i przyjmie je z zaufaniem i radością.”
„Jeżeli dziecko nauczysz, że można rozmawiać o wszystkim zwyczajnie, a rodzic lub opiekun nie dostaje przy pewnych tematach szczękościsku i/lub nie zaczyna mówić głupot – uzna ono, że wszystko, o czym mówimy, jest kolejnym kawałkiem świata oraz że może normalnie o tym rozmawiać.”
Książka składa się z trzech części. Pierwsza to instruktarz w pigułce [zabawne, bo korektor i autorzy musieli się tłumaczyć na jednej z pierwszych stron ze słowa „instruktarz” pisanego przez „rz”. Czytelnicy zwracali im uwagę, że to słowo pisze się przez „ż”. Takie sytuacje to moje guilty pleasure. Sprawdźcie sami, czy słusznie ta uwaga była zwracana ; )].
Ale – wracając – ów instruktarz to faktycznie bardzo przydatne wskazówki, dzięki jednej całkowicie zmieniłam moje myślenie na temat opowiadania dziecko o „tych sprawach” [chodzi o nieużywanie za dużo przenośni – czyli mama nie ma w brzuszku domku dla dziecka – bo dziecko wyobrazi sobie autentycznie domek w brzuchu – tylko na przykład woreczek. Bo woreczek faktycznie przypomina macicę i można w nim coś zmieścić, natomiast pępowina to raczej rurka, a nie sznurek, bo przez rurkę faktycznie coś może przepływać, a przez sznurek nie].
Następna jest część dla dzieci – dwa rozdziały. Jeden składający się z rozmów dzieci z rodzicami i pokazujący, jak takie rozmowy można poprowadzić, a drugi to opowiadanie właśnie o tym, jak bierze człowiek [ciekawe i fajnie opisane, moim zdaniem].
A potem przypominajka, czyli opisanie anatomicznego słownictwa i ostatnie wskazówki.
Moim zdaniem – książka sztos. Nie dziwię się jej sławie, bo naprawdę może być podręcznikiem dla wielu rodziców. I polecam. Bardzo. [tylko pamiętajcie o taśmie].
>>KUPISZ TUTAJ<<
„Zwykła książka o tym, skąd się biorą dzieci”
Alicja Długołęcka
Wydawnictwo Czarna Owca
Książka Alicji Długołęckiej [doktora nauk humanistycznych i edukatorki psychoseksualnej] to już pozycja dla starszych dzieci. Mojemu siedmiolatkowi jej nie czytałam, bo sama autorka mówi, że to książka dla dzieci, które same potrafią ją przeczytać. I to jest naprawdę zwykła pozycja, składająca się z autentycznych dialogów z 8-, 9- i 10-latkami. Tu już zakres tematów jest o wiele szerszy, moim zdaniem to dobry podręcznik do edukacji seksualnej dla starszych dzieci i jeśli jesteś nauczycielem, któremu przypadł w udziale zaszczyt prowadzenia takich zajęć, to kup tę książkę. U mnie ta książka jeszcze poczeka, aż chłopcy podrosną i zaczną zadawać bardziej konkretne pytania.
>>KUPISZ TUTAJ<<
„Skąd się biorą dzieci?”
Pierluigi Diano
Wydawnictwo Espe
Ta z kolei pozycja powinna być chyba trochę wyżej, przed „Zwykłą książką…”, bo tą starszy syn już był zainteresowany, a jedną z części czytam nawet młodszemu [chodzi o część „Dziennik pokładowy”, czyli bardzo dokładny opis, jak rozwija się dziecko w brzuchu” str. 37. ]. W każdym razie to książka dla dzieci powyżej 10 lat i jest rewelacyjnie złożona i na moje oko arcyciekawa dla wchodzących w wiek nastoletni dzieci. W tej książce jest wszystko: komiks, dokładne wyjaśnienie pojęć, masa tematów od miesiączkowania po trądzik, od kwestii obcisłej bielizny po kwestię parytetu płci. I to wszystko wytłumaczone jest tak, że naprawdę ciężko nie zrozumieć.
To również, moim zdaniem, taki obowiązkowy podręcznik, tym bardziej jeśli sami boimy się poruszać pewne tematy lub zwyczajnie sami się nie znamy.
>>KUPISZ TUTAJ<<
„Wielka księga cipek”
Dan Höjer, Gunilla Kvarnström
Wydawnictwo Czarna Owca
Teoretycznie powinnam kupić „Wielką księgę siusiaków” [tutaj link do ebooka] i pewnie kupię za jakiś czas, ale tę książkę pożyczyłam dla siebie od koleżanki i wrzucam do zestawienia, bo jest po prostu fenomenalna. Tyle, ile ja się dowiedziałam o kobietach i ich historii z tej książki, to dawno się nie dowiedziałam i masę rzeczy, chociażby z językoznawstwa, sobie przypomniałam [cipka to kiedyś była młoda kurka ; )]. Oczywiście, można też kupić książki dla dorosłych o historii kobiet, ale jeśli miałabym córkę, to tę książkę sprezentowałabym jej nawet bez okazji. Bo jest w niej wszystko i napisane jest to bardzo przystępnym językiem – od postrzegania kobiet w Biblii, przez to, jak traktowana była kiedyś miesiączka, po, wreszcie, trudny temat, jak nazywać swoją „małą” i do czego są potrzebne włosy łonowe.
>>KUPISZ TUTAJ<<
„Mała książka o miesiączce”
Marie Oskarsson
Wydawnictwo Czarna Owca
I tu kolejna „kobieca” książka, choć ja na głos czytałam ją Chłopu, bo co jak co, ale on chyba powinien wiedzieć, o co chodzi. I w ogóle uważam, o czym już pisałam tutaj, że chłopcy powinni ogarniać kobiecą miesiączkę. A w tej książce informacji jest mnóstwo – od historii postrzegania kobiecego okresu, po historię powstawania artykułów higienicznych [wiecie, że kubeczek menstruacyjny to wynalazek z 1867 roku? A w Ameryce został opatentowany w 1937 – niestety wojna przeszkodziła w przyjęciu się go na rynku i ostatecznie przez wiele lat prym wiodły podpaski i tampony].
Szczerze polecam – dla siebie, dla córek i dla synów też. Zauważyłam zresztą, że chłopcy, jeśli im się mówi otwarcie o miesiączce, są zainteresowani faktami o niej – i dobrze. Dobrze dla ich przyszłych partnerek.
>>KUPISZ TUTAJ<<
„Sexedpl”
Anja Rubik
Wydawnictwo WAB
I ostatnia w mojej bibliotece, chyba najbardziej znana książka i promowana jako idealna dla nastolatków. Jednym z moich pierwszych spostrzeżeń było – DUPY Z CELLULITEM. Dżizas, jak mi tego brakowało w książkach dla nastolatków! Dodatkowo w tej książce naprawdę w jasny i przystępny sposób poruszany jest prawie każdy temat związany z seksualnością. Od molestowania, po wygląd, od orientacji płciowej do chorób przenoszonych drogą płciową. Główną wadę tej książki zauważył Zwierz Popkulturalny [nie pamiętam, czy w podkaście czy na swoim fp], ale faktycznie – w tej książce poruszany jest naprawdę prawie każdy temat i to bardzo dobrze poruszany: na pytania odpowiadają specjaliści w swoich dziedzinach. I jako podręcznik do wychowania seksualnego zawiera wszystko oprócz jednej ważnej informacji: jak zajść w ciążę. I to mnie również ugryzło – bo tak jak popieram antykoncepcję, jako dziewczyna byłabym wdzięczna za opisanie wszystkich sposobów na „niezajście”, ale jako kobieta i koleżanka wielu dziewczyn, które w ciążę zajść nie mogą, chciałabym w takim podręczniku jednak podkreślić, że wszystkie nasze decyzje mogą mieć wpływ na to, czego będziemy chcieli w przyszłości. Taki szczegół. Ale moim zdaniem istotny. Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że ginekolog powinien mi zbadać hormony zanim przepisze tabletki anty… no cóż, moje życie by było o wiele łatwiejsze 🙂 A w tej książce nie ma o tym ani słowa.
>>KUPISZ TUTAJ<<
Na koniec w mojej biblioteczce są jeszcze dwie [pożyczone na wieczne nieoddanie chyba pozycje]. Przede wszystkim „Horror, czyli skąd się biorą dzieci” Grzegorza Kasdepke [można kupić oddzielnie jako audiobook TUTAJ, albo w zbiorze „Wielka księga uczuć” TUTAJ].
A także „Nowe wychowanie seksualne” Agnieszki Stein. Tę ostatnią polecam każdemu, kto woli sam rozmawiać z dzieckiem i przede wszystkim każdemu, kto chce zrozumieć, czemu dziecko tak a nie inaczej się zachowuje, co przeżywa i jak z szacunkiem te jego przeżycia traktować.
A jeśli mam żartobliwie zakończyć ten przegląd i pośmiać się trochę z tego, jaka to jestem mundra i oczytana, to kilka dni temu, po moim wywodzie na temat tego, dlaczego młodszy syn sika na stojąco, a ja na siedząco i co ja tam mam między nogami i do czego to służyło, syn po całej tej mojej tyradzie, spojrzał na mnie i zapytał:
– No dobra, nie masz siuraka. Jak myślisz, kiedy ci urośnie?
No więc ten, no… Powodzenia i trzymajmy za siebie kciuki w „TYCH” rozmowach wzajemnie : )
We wpisie znajdują się linki afiliacyjne.
Witaj. Dziękuję za ten przegląd. Moja córcia we wrześniu pójdzie do szkoły i „obudziłem się” że nie tylko z czytaniem, matematyka i językiem angielskim trzeba jej troszkę pomóc, ale również z edukacją seksualną. Do tej pory nie posilkowalem się książką, ale dość swobodnie o seksualności z córką rozmawiałem. Tak, JA. Mam zdecydowanie większa swobodę w tym zakresie niż żona. I raczej były to odpowiedzi na pytania niż inicjowane rozmowy. Które pozycję polecilabys dziewczynce w tym wieku? Dodatkowo jakąś pozycję która podpowie mojej żonie jak swobodniej się w tym poruszać, bo ja wierzę że powinna poznawać narrację obu stron i to będzie najpełniejszą edukacja. Córka, choć subtelna i wrażliwa,jest bardzo elokwentna i rezolutna więc myślę że możemy sobie pozwolić na dość odważne pozycję, ale jednak dobrane do wieku. Z góry dziękuję za wszelkie sugestie