Niektórzy z was pewnie zauważyli, że blog przez ostatnie dwa miesiące trochę się zmienił. Jest coraz mniej zdjęć Kosmyka, coraz mniej tak zwanych zapchajdziur. Nad każdym tekstem pracuję po kilka godzin [jeśli nie fizycznie, to mentalnie, zwyczajnie obmyślając intensywnie i układając w głowie jego treść]. Chcę, żeby każdy z wpisów był przygotowany w sposób porządny, żeby nie był [jak kiedyś] rzeczą „do odwalenia”, żeby się czytało.
I wybucham śmiechem, kiedy czytam na fejsie komentarze dziewcząt, że blog nie jest taki, jak kiedyś, że kiedyś to było o czym czytać, że kiedyś starałam się bardziej… I piszą to mi w momencie, w którym nigdy tak bardzo nie oddawałam siebie blogowi, jak własnie teraz. Nigdy wcześniej tak bardzo nad nim nie pracowałam.
Kiedyś sredyś.
Kiedyś już nie wróci. Tym bardziej, że większość postów „z kiedyś” powoli usuwam. Zwłaszcza, jeśli można wyczytać z nich szczegóły o mojej rodzinie. Niekoniecznie miłe i niekoniecznie takie, o których musicie wiedzieć. Ja wiem, że was takie posty jarają. Że lubicie zaglądać za moją firankę. Że o wiele chętniej czytacie, komentujecie, lubicie posty, w których szeroko otwieram wam drzwi do mojego domu. Szczerze opisuję, co u Jaskółki piszczy. Widzę to, a udowodnienie tego było tylko formalnością.
W sobotę dodałam post o tym, jak to rodzice źle ubierają dzieci na jesieni i ten post osiągnął w ciągu kilku godzin taką samą oglądalność jak „Dziecko w szambie”, jeden z ważniejszych tekstów na blogu. Kiedy [również na fejsie] napisałam kolejny tekścik, wypominający, że skoro pod postem o ubrankach pojawiły się komentarze żądające porządnych tekstów, to czemu te teksty, które są porządne, wcale nie są chętnie czytane, rozpętała się nagonka osób, które w większości widziałam po raz pierwszy w życiu, ale które czuły wyjątkową potrzebę dosrania, bo przecież „blog już nie jest taki jak kiedyś”.
Oczywiście, że nie jest. Jest tysiąc razy lepszy niż rok temu, niż pół roku temu, nawet – niż trzy miesiące temu. Każdy, kto twierdzi inaczej, albo jest przypadkowym widzem, albo zwyczajnie nie umie czytać.
Na początku szukałam problemu w sobie. Zawsze na początku szukam problemu w sobie. Być może to ja coś robię źle? Rozumiecie chyba – chcę się rozwijać, macierzyństwo rewelacyjnie mnie dopełnia, dzięki blogowaniu czuję się jeszcze bardziej spełniona, tym bardziej, że jednym czy dwoma postami reklamowymi [które i tak starannie przebieram] mogę spokojnie robić to, co lubię. Nie muszę porzucać dziecka i jechać 50 km do pracy. Blog to moja praca i lepszego komfortu nie mogłabym sobie wymarzyć. Zawsze chciałam pisać. I teraz mogę tym pisaniem zarobić na dalsze pisanie. Bajka. Ale i tak chcę iść do przodu, chcę się rozwijać, chcę coraz lepiej pisać, tylko… dla kogo to robić, skoro dostaję maile z pytaniem „kiedy napiszesz o tym, jak odpieluchowałaś Kosmę?” albo „napisz proszę, jak często NAPRAWDĘ bzykasz się z chłopem?”.
I wtedy ze zdumieniem odkrywam, że pisany na kolanie post o cmentarzu ma tyle samo wyświetleń, co wypłakana „Samotność w matce” i zaczyna do mnie docierać.
To nie ze mną jest problem. To z ludźmi jest coś nie tak. To nie moja wina, że czasem muszę namówić do dania marnego lajka pod tekstem, który bez tych lajków nie dotrze nawet do połowy z was. To nie moja wina, że klikacie, komentujecie, czepiacie się bzdur, a o fajne teksty muszę walczyć jak lew. Żeby wiedzieć, że komuś się tekst podoba, żeby wiedzieć, że ktoś zrozumiał, że ktoś docenia. Żebym miała tę satysfakcję, że to co robię jest fajne i żeby ta satysfakcja nie wynikała wyłącznie ze sztywnych statystyk i ilości UU. To nie mój problem, że największym krzykaczom nie stoi inteligencji, żeby skomentować lub pochwalić dobry tekst, ale prowadzić zażartą dyskusję pod postem o bzdurze mogą godzinami. Tak, tę bzdurę dodałam specjalnie, żeby zobaczyć, jak dużo takich kłapaczy dziobem nie przynoszących mi nic dobrego faktycznie jest. I zobaczyłam, jak łatwo zdobyć popularność – wystarczy napisać wam cokolwiek, co zagra na płytkich i prymitywnych emocjach.
Dżizas krajst, idźcie sobie, nie wracajcie!
Nigdy już nie będę pisała, jak dawniej. Za kilka miesięcy nie będę pisała, jak teraz. Chcę się zmieniać, chcę, żeby to, co jest na blogu, było najlepszym, co mogę z siebie dać. Nigdy nie byłam typowym blogiem parentingowym, nigdy też być nim nie chciałam.
Osąd na fejsie był jednoznaczny: treści się zepsuły. Są beznadziejne. Nie takie, jak kiedyś. Bo nie piszę już o kupie Kosmyka, nie naśmiewam się z chłopa, nie zwierzam się wam z problemów, z których powinnam się zwierzyć najbliższym. Nie macie o czym plotkować, więc jest do dupy.
Wspaniała nagroda za dwa miesiące intensywnej, ciężkiej pracy z nadruchliwym dzieckiem i… jeszcze czymś, o czym napiszę w najbliższym czasie. Wspaniała. Dziękuję tym wszystkim, którzy mieli ochotę napisać pod tym postem te swoje wypocinki i uprzejmie ich proszę o… pozwólcie, że nie przeklnę, więc po prostu idźcie sobie, bo szczerze mi się znudziło wyrzucanie was drzwiami, a potem oknem.
Nie muszę mieć miliona wejść, miliona lajków, miliona czytelników. Nigdy tego nie chciałam, płakałam chłopu w rękaw, gdy wasza liczba przekroczyła 30 000 [moje marzenia były trzykrotnie niższe!]. Wiedziałam, że taka kumulacja przyniesie tylko problemy i się nie myliłam. Od pogróżek, po elaboraty przekonujące mnie o mojej głupocie. Walcie się. Nie wiem, co was do mnie przygnało z całej masy wartościowych ludzi, ale idźcie już. Na Pudelka czy inne dobre mamy. Wy pójdziecie, przyjdą następni. Wartościowsi. Oni są moim celem, nie komentarze i odsłony.
Chcę po prostu pisać to, co czuję, to na co mam ochotę i mieć z kim o tym rozmawiać. I tylko czasem żal mi tyłek ściska, kiedy widzę, jak wiele fajnych tekstów przepada, bo niektórych interesuje tylko MIĘSO. Szczegóły.Wyłącznie z nich czerpie pożywkę. I myśli, że swoje marnym zdaniem może podzielić się z każdym wszędzie. Przykro mi. Nie u mnie.
Chcę, żeby zostali tutaj ci, co chcą czytać ten „beznadziejny blog” i w tekstach, które fejsbukowa rada przysięgłych oznaczyła jako najgorsze z możliwych, znajdą cokolwiek, co poruszy ich serca i rozum.
Kilka najgorszych tekstów z ostatnich miesięcy:
W każdym razie – nic już nie będzie tak jak kiedyś. Jak rok czy dwa lata temu. Wszystko się zmienia. Ja też. Wbrew pozorom, wbrew temu, co wy mi mówicie, wbrew temu, że czasem sama się pytam, chcąc potwierdzić przypuszczenia, wiem dokładnie, w którą stronę zmierzam. Chcę pisać tak, jak czuję, pisać to, co chcę i iść tam, gdzie intuicja mi podpowiada, To, że podpowiada mi kierunek, do którego ostatnio zmierzam – musicie się z tym pogodzić. I albo zaakceptować, albo spadać stąd czym prędzej. Bo dla malkontentów i bolidupków miejsca tutaj nie będzie.
Jednocześnie dziękuję wszystkim tym, którzy piszą do mnie maile i wiadomości. Są. Czasem się udzielają, czasem nie. Ale wracają i wierzą, że to, co robię, robię zarówno dla nich, jak i dla siebie. Bo lubię to robić i nic mi nie daje większej satysfakcji jak właśnie kontakt z wami. Żadne pieniądze mi tego nie zastąpią.
Blog się zmienia. Będzie trochę inaczej. Obok lekkich tekstów, inspiracji, do których ostatnio przykładam się bardziej niż zwykle, a ich projekty czekają w folderach, pojawią się teksty ambitniejsze, lepsze. Coraz lepsze. Być może stanę się blogerką parentingową z krwi i kości [chociaż rzadko korzystam z przepisów], ale może też instynkt zaprowadzi mnie w inne rejony? Cokolwiek się stanie, musicie się z tym pogodzić. Zostać albo odejść. Przestać drzeć sobie łacha i rozpamiętywać przeszłość. Bo ona nigdy nie wróci. A moja karawana jedzie dalej.
I sama też się zmieniam. Już nigdy nie będę tą samą mamą Kosmyka.
O czym niedługo się przekonacie 🙂
PS. Tak w ogóle to ona jest słodką, kochaną, zakompleksioną i niewierzącą w siebie zahukaną pannicą. Tylko czasem ją wkurwiacie [dopisek: chłop].
Tekst”nigdy nie kochałam trak bardzo ” trafiłam na niego kiedyś gdzieś wcześniej nie wiedziałam że jest fikcją i na pewno nie było odnośnika do twojego bloga tylko niestety nie jestem w stanie już sobie przypomnieć co to był za blog bo to jakiś taki owiedzony przypadkiem
ech nic nie kumam <br />kum kum<br />przeczytałam tekst i nie rozumiem<br />przeczytałam komentarze i nadal mam mętlik <br />ba jeszcze większy niż po przeczytaniu postu <br />nie jestem stałą czytelniczką, ale pamiętam Twego bloga z czasów kiedy nie było jeszcze "regulaminu"<br />(nie szukaj mnie w starych powiadomieniach czy komentarzach, bo od tamtej pory ze 3 a może 4 zmieniłam
i znowu "łyknęliście" "daliście się nabrać" itp. Tak do czytelników…dobrze że nim nie jestem, bo byłoby mi przykro, że ktoś sobie mną gra…
Nie jesteś, to idź sobie, ok? Po co tu siedzisz, skoro nie jesteś i nie chcesz być? Jeszcze raz powtarzam, ostatni, spadaj, po prawej u góry kliknij i papa. Produkuj się gdzie indziej 🙂
no fascynujesz mnie! jest regulamin??? jak to rozumiec, że autor ma regulamin tego jak go czytać i komentować? wszyscy tak mają czy tylko Ty? i znowu tu zajrzę, bom ciekawa ponad miarę!
A jeśli ktoś ma jeszcze ochotę napisać komentarz, po którym widać, że nie orientuje się o co na moim blogu chodzi [heh, nigdy tak naprawdę nie wpuściłam was do mojego domu, ale łyknęliście to jak świeże mleko] albo nawet oficjalnie pisze, że nie czyta bloga, wpadł tylko na ten tekst powylewać swoje żale, to nie musi się trudzić. Zapraszam do regulaminu: http://matkatylkojedna.blogspot.com/p/
Bardzo, bardzo podoba mi się ten wpis!!
Wiadomo, że się zmieniamy. Pytanie czy zmieniamy się na lepsze? I czy mamy w sobie dość samokrytyki, by przyznać się, że czasem popełniamy błędy, że może nie tędy droga?<br />Czytam Twój blog od dawien dawna, nie dla zdjęć Kosmyka czy tekstów o papkach. Czytałam go ze względu na teksty – napisane fajnym językiem, z dużą dozą humoru i dystansu do siebie i otaczającego Cię świata bądź też całkiem
Nie rozumiem jednej rzeczy – kto wam powiedział, że jako komentujący macie takie samo prawo, co autor? I kto wam wmówił, że jeśli ktoś ma inne zdanie niż wy, to musi je koniecznie zmienić pod wpływem pierwszej lepszej osoby, która mówi, że czyta, czyta, a ja nawet takiej osoby nie kojarzę? Wiesz, jest taka historia o Basi, która całe życie obserwowała sąsiadkę zza roku. Zaglądała jej przez okno,
"kto wam wmówił, że jeśli ktoś ma inne zdanie niż wy, to musi je koniecznie zmienić pod wpływem pierwszej lepszej osoby, która mówi, że czyta, czyta, a ja nawet takiej osoby nie kojarzę" – nigdzie nie piszę, że masz zmieniać zdanie pod wpływem mojej skromnej osoby. Piszę za to o zasadzie fair play w dyskusji, prowadzonej w normalny, kulturalny sposób. Jak mnie nie kojarzysz, no to cóż –
Dowód na to, że nie trzeba piać z zachwytu i ciągle się zgadzać, żeby jednocześnie napisać coś bzdurnego, co nie nadaje się do publikacji 🙂 A poza tym, zerknęłam w skrzynkę, przeanalizowałam wszystkie nieopublikowane komenty od kwietnia [wcale nie było ich tak dużo, na prawie 200 tekstów raptem 30 bez 20 spamerów] i jakoś nie widziałam ani zalogowanej ani anonimowej ale podpisanej Zosi. Wniosek:
Jest dobrze! Tak, jak uwielbiałam do ciebie zaglądać, tak wciąż lubię to robić! <br />Trzymam kciuki 🙂
Twoje teksty wgniatają w fotel, wywołują tysiące skrajnych myśli, tak wlaśnie powinno być. Jeśli to włanie kierunek w którym zmierzasz, to uważam że jesteś na bardzo dobrej drodze. <br />Pozdrawiam.
Oczywiście,że zostaję. No chyba,że mi napiszesz wprost,że mam spadać;-) Że czytam-wiesz,czasem komentuję czasem nie. Niezmiennie jestem pełna podziwu dla twego talentu!
Czytam Twojego bloga od dawna, choć nigdy nic nie pisałam… Pisz dalej, bo jesteś świetna, a z czasem nawet jeszcze lepsza 🙂 Rób tak dalej, bo idziesz w dobrą stronę.
Ale się działo na tyb BFG. Matki szaleją! Zmieniają! Kasują! Co to będzie?
Ale BFG było tydzień czy dwa temu, a u mnie zmiany już od września 😀
Te wypisane przez Ciebie teksty to właśnie moje ulubione, po nie tu zaglądam. Czasami czytam po kilka razy. Ale czasami budzą takie emocje, którymi nie chcę się dzielić, trudniej je skomentować.
Dzisiaj "odkrylam" Pani blog:) …czytając niektóre wpisy tak się pozytywnie smialam aż mi moje spierzchniete usta pękły;) jestem pod wrażeniem bloga teksty ruszają serducho…wichurka
przeglądam swój blog i najchętniej większość wpisów bym wywaliła, zostawiła tylko te konstruktywne, pozytywne, budujące, ja tam się zmieniłam choćby ten sposób, że wyrobiłam sobie nawyk pozytywnego myślenia. Jak czytam, ile jadu i krytycmu było w moich wypowiedziach, to mi wstyd, a najgorzej, że właśnie wpisy żerujące na tak niskich emocjach, najlepiej się czytały. Czuję się z nimi źle i nie
Życzę powodzenia! Tak ładnie zaleciało "dezintegracją pozytywną", że aż przyjemnie;) A teraz krótko ( jak to bywa u TEŚCIOWYCH – chcę się podlizać 😉 Robię to z premedytacją!!! i publicznie!!! ) Zmieniaj się jak chcesz i bądź szczęśliwa! A teraz truizm – człowiek przecież żyje po to, żeby być szczęśliwym;) Pozdrawiam! KBD 🙂 babcia Kosmy 🙂 matka Damiana
Cholera, ominął mnie tekst o kupie. Jak żyć? Chłop i jego wkład bezcenny. Zmiany, hormony pełnia. Rób co uważasz, najgorzej stać w miejscu- wiem, bo stoję. Szalona Joanno ten tekst to dobry tekst.
Tak po cichu powiem… nie było tekstu o kupie Kosmyka… ale ciii. Wszyscy się dali nabrać 😀
Nie ogarniam… Jeśli nie pasuje mi jakaś książka to jej nie czytam. Jeśli znudził mnie serial w TV to przestaję go oglądać. Jeśli teksty na czyimś blogu uważam za denne to… używam krzyżyka w górnym rogu okna przeglądarki, wychodzę i nie wracam. Po co psuć nerwy sobie i blogerowi?
Dzień dobry Joasiu !<br />Ja może z innej beczki.<br />Pare tygodni temu pojawił sie na blogu wpis o zaletach Croksów,jako sandałków do biegania.<br />Jako dorosła osoba(w wieku Twojej mamy) nosiłam je całymi dniami. W domu jako kapcie, w pracy jako buty do pracy.<br />Pracuję w szpitalu więc chodzę całymi kilometrami.<br />W tym roku kontaktując ortopedę dowiedziałam się,że mam palce u stopy
Dziękuję i przykro mi z powodu stóp, ale… ja nigdy nie pisałam o Crocksach…
Twój blog, Twoje prawo 🙂
<3
Ja nigdy nie komentowałam Twoich tekstów, jestem jakby "cichą wielbicielką", ale ten tekst sprawił, że przemówię: Jesteś doskonałą tekściarą, która.chwyta mnie za serce, rozśmiesza, wyciska łzy, ale przede wszystkim ciekawi, zawsze, nawet jeśli tekst nie jest zgodny z moim kręgiem zainteresowań. Miałam okazję poznać Cię osobiście, wiem, że kunszt pisarski masz wypracowany już od studiów
Bardzo odważny tekst, ale i prawdziwy. Sama sobie życzę takiej odwagi. Jestem u Ciebie pierwszy raz, ale na pewno nie ostatni :). Powodzenia 🙂
Nie podważam, że dobre teksty skłoniły czytelników to zostania tu na dłużej m.in.mnie ale skoro nikt by się nie skapnal ,ze coś się zmienia to nie było by komentarzy typu co się dzieje ?nie jest już tak jak kiedyś? I oczywiście nie byłoby wogole tego postu…każdy ma prawo prowadzić bloga jak chce,nie neguje tylko z przykrością czyta się teksty idź sobie. …itd. a hejterzyzvawsze będą, nawet
Kurcze trochę tego nie rozumiem….zaczynając pisać bloga ukierunkowalas go w sposób przyciągający ludzi o podobnych poglądach, poczuciu humoru, problemach bądź ciekawych twojego "innego " życia…teraz zapowiadasz zmiany i wymagasz tego samego od swoich czytelników a nie kazdy ma ochotę na zmiany i trochę nie fair mówić do nich "idźcie sobie wynocha nara" bo to dzięki nim
To nie tylko dzięki czytelnikom blog zdobył jako taką popularność, wybacz. Nie mieli by co czytać, gdybym ja nie pisała tak, a nie inaczej. Zresztą… zastanów się, o czym mówisz – w ciągu niespełna dwóch lat blog przeszedł kilkanaście zmian mniejszych i większych. po raz pierwszy zapowiedziałam zmianę nową – czyli co? Muszę o niej napisać, żeby ktoś zauważył? Przez dwa miesiące nikt się nie
Do tej pory czytałam cię wybiórczo – to znaczy te teksty o pierdach omijałam, czytałam te "gorsze" 😉 Widzę, że teraz będę czytać wszystko jak leci 😉
Hej-ho, bywaczem jestem tutaj rzadkim (czy można mnie więc "bywaczem" nazwać? hmm, może tak, bo właśnie – bywam, nieregularnie ;)), ale przed momentem poczułam niesamowitą bliskość, więź z Tobą – mogłabym się bowiem podpisać pod tym, co piszesz, obiema rękami!<br />Też odnoszę wrażenie, że jak dopieszczę jakąś notkę, jak napiszę dobry tekst, nad którym myślałam, nie zawsze trafi on do
Chłop to umie zgrabnie podsumować!<br />A poza tym to ja nie rozumiem tych zdziwionych czytelników, że blog się zmienia – po pierwsze Twój blog to możesz go sobie zmieniać jak Ci się podoba, jak chcesz możesz jutro mieć blog o hello kitty i tyle 😉 po drugie ja pamiętam jak jakiś czas temu, chyba w komentarzu do wpisu Nishki o tym dlaczego nie pokazuje zdjeć dzieci napisałaś, że masz plan trochę
Kurczę, jeśli ogólnie przyczyny twojego podejścia jestem w stanie zrozumieć, to jakoś nie wiem, czuję pewien niesmak. Nie chcę kadzić czy oceniać jakości twojego pisania. Widzę, że się świetnie rozwijasz, masz sporo fajnych opowieści do przekazania. Nie wiem jakie masz statystyki, ale ciągle będę twierdzić, że dobry tekst zawsze się obroni nieważne czy będziesz go mocno promować czy nie. Nie do
hmm….chyba się przyłącze do Matki Debiutującej.<br />Zacznę od początku: <br />Co do tekstu na fejsie to nawet ja nieblogująca matka wiem co sprawi, że w "kociołku się zagotuje". Jak to się mówi, "kto sieje wiatr – ten zbiera burze". Oczywiście wyraziłaś swoje zdanie i poziom dyskusji daleko odbiegł od oczekiwanego ale każdy ma prawo do swojego zdania. Nie od dziś wiadomo,
Tacy jesteście mądrzy i myślicie, że rozumiecie wszystko 🙂 Zrywam boki ze śmiechu 😀 Seksi chwile rodziców – satyryczny cykl, miał być odsłanianiem prywatności? Gdzie to jest napisane, że mówi to konkretnie Joanna Jaskółka i chłop z imienia i nazwiska? Remont domku – niedługo i tak pokażę wam przyszłą sypialnię Kosmyka – będzie tynk, bejca i kilka cegieł. Taka sobie matka, która myśli, że na
Zaglądam od niedawna. Intrygują mnie teksty, nie zdjęcia jak na większości blogów, na które zaglądam. Lubię jak coś jest inteligentnie napisane. Może być metaforą, sarkazmem, lubię się zagłębić. I to czytam, choć jest długie i po większym maratonie blogowym, w celu nadrobienia zaległości, jak widzę długi tekst, już się nie chce, już oczy szczypią, mimo to wzrok podąża dalej i dalej po literkach.
Przyszłam" nowa" dzięki "wikilistka" i zostaje z przyjemnością !!!!! Trzymam kciuki , pozdrawiam 🙂
Te Twoje najgorsze to i tak są najlepsze. Ty wiesz.
Ja trafilam na Twojego bloga w maju szukajac przepisow na syrop z sosn, miod z mniszka i inne konfitury z rozy 🙂 zostalam 🙂 czasem wpisuje komentarz, czasem pytanie o nalewke czy sok… i moze to zabrzmi okropnie obrzydliwie, ale zostalam tu glownie z powodow kulinarnych 🙂 zrobilam wiekszosc przetworow z Twoich przepisow 🙂 moje dziecko ma juz 8 lat, wiec o Kosmyku czytam z usmiechem ale
Mój blog nie ma może mnóstwo czytelników (do Twoich statystyk ani trochę się nie umywa), ale podobne wysnuwam ostatnio wnioski…mój ostatni post to wspominki. Emocje, które siedziały we mnie w dniu Święta Zmarłych. Podzieliłam się nimi z moimi czytelnikami i nikt nie potrafił tego w odpowiedni sposób skomentować. To drugi taki post, który mnie rozczarował. Pierwszy również traktował o śmierci.
Oj Asiu, widać że Ci dopiekli… Nie daj się zaszczuć, co Cię obchodzą jacyś anonimowi ludzie z internetu? <br />A mnie nie wygonisz, ja lubię czytać to co piszesz.
Bez względu na to o czym będziesz pisać, po prostu dobrze się Ciebie czyta.
Wszystko fajnie, ale mi zgrzytaja dwi sprawy. "Oni są moim celem, nie komentarze i odsłony. " – gdyby rzeczywiscie tak bylo, to nie pojawialy by sie notoryczne prosby o lajka czy komentarze czy udostepnianie, bo one dowodza, ze nie wystarcza Ci osoby ktore i tak tu przyjda tylko chcesz wiecej i wiecej (a kiedys tak nie bylo,zanim fb zaczal ciac zasiegi) , i zgadzam sie totalnie z
Czytaj ze zrozumieniem, a potem sobie idź, jeśli nie rozumiesz, że żeby dotrzeć do wartościowych czytelników, muszę promować teksty, które uważam za dobre, a wiem, że jest ryzyko, że nie zostaną docenione. Jakbyś myślała, to byś sama do tego doszła, ale lepiej czytać po łebkach. Co do reszty – wybacz, że koniec roku sprzyja refleksji, nie tylko u mnie 😀 I też nie wyskoczyłam jak filip z konopii
Pomijajac fakt w jaki sposob sie zwracasz do swoich czytelnikow (co to za zwrot "jakbys myslala" sugerujacy ze nie mysle?) a nie kazdy Cie bedzie glaskal po glowce, to nie Ty pierwsza i nie ostatnia czujesz sie niedoceniana za swoja prace (czytaj teksty), pewnie wiekszosc na etacie to odczuwa bedac na etacie. To jest akurat normalne. I zanim mnie zjedziesz za brak polskich znakow to
Komentarz, w którym obnażasz swoją niewiedzę nie mógł być inaczej skomentowany – wybacz 🙂 Zresztą uzasadniam, więc wystarczy przeczytać. Tak samo, jak przeczytać w tekście jasno napisane, że nie zależy mi na tysiącach. Z tymi, co są ze mną, jestem w stanie zarabiać i więcej mi nie potrzeba. <br /><br />Za teksty "niskich lotów", których ostatnio nie ma w ogóle – więcej już możesz się
Niestety bardzo prawdziwe to co napisałaś. Gdy zakładałam bloga wiedziałam doskonale o czym ma być i dla kogo to robię – chciałam dzielić się doświadczeniem i póki co mam nadzieję nie zboczyłam z tej ścieżki. Jednak tylko ja wiem ile mnie to kosztuje? Jak często czuję, że to niesprawiedliwe, bo ja siedzę nad tekstem tak jak piszesz kilka godzin i marnych kilka osób, albo i nie go podlajkuje, a
Dałaś po garze…<br />A chłopa Twego love 😛 Może u mnie też to napisze 😉
Choć komentuję u Ciebie bardzo rzadko , to teraz muszę to napisać. Trzymam kciuki, przede wszystkim realizuj się w tym, co robisz. Myślę, że Ci wartościowi czytelnicy dorosną razem z Tobą do czegoś więcej 🙂
Chłop rozwalił system…nie wiem co teraz mysleć, hahaha;) i gdzie tekst o ubieraniu dzieci, jak mogłam przeoczyc coś takiego?<br />A tak serio to ja po prostu czasem za Tobą nie nadążam, piszesz świetnie, ale tak często, że nie jestem w stanie przerobić nawet połowy, zwolnij. Niech te teksty troche pożyją, daj nam się poupajać. To Twoje miejsce i rób jak chcesz, to tylko takie moje spostrzeżenia
Rozwijaj się Kobieto a my razem z Tobą 🙂 I pisz dalej co ci w duszy gra. Twój blog Twoja decyzja. Jak ktoś lubi zostanie. Ja zostaję bo lubię i już.
Gratuluję! Gratuluje odwagi by odsiać tych co przychodzą by czytać byle co. <br />Mi zmainy sie podobają, bo lubie Twoje pisanie, a ambitne teksty są wartościowe, nie każdy lubi i je rozumie. <br />A hejterki olej! bądź sobą i pędź do przodu!
Pani Jaskółko 3maj się i rob swoje!!! Są czytelnicy, którzy czytają wszystko, co wyjdzie z pod Pani pióra…mhm..klawisza:). Do nich zaliczam się ja. Biorę na klatę wszystkie Pani teksty, zobowiązuje się lajkowac:D pozdrawiam dzięki ,ze jest ten blog. Sylwia.
do cholery! ja zostaję!
Czytam każdy tekst. Komentarze zostawiam sporadycznie, kiedy coś mnie szczególnie poruszy, kiedy nie da się po prostu nic nie napisać.. ze zniecierpliwieniem i ciekawością czekam na każdy nowy wpis 🙂
Ja na co dzień nie pisze, tylko czytam i to wszystkie Twoje teksty – ale teraz się odezwę – ja ZOSTAJĘ :)<br />Trzymaj się!
Uwielbiam takie zmiany 🙂 Powodzenia 🙂
Dla niektórych Twoje blogowanie się już kończy. Według mnie, dopiero się zaczyna :)<br />Powodzenia!
Zostaję<br />Agnieszka