Kiedy tylko ogłosiłam finalną przeprowadzkę, kilka osób od razu żywo zareagowało i wysłało mi wiadomości z pytaniem, jak to wszystko udało mi się zorganizować [i do tego w ciąży] i jak właściwie się urządziłam. Mam dla nich smutną wiadomość: nie wiem. Nie wiem. Połowy nie pamiętam 🙂
A poza tym wcale się jeszcze nie urządziłam. Mamy mniej więcej ogarnięte dwa pokoje, kuchnię, łazienkę i korytarz, ale na podwórku cały czas pobojowisko [dla bezpieczeństwa na spacery wychodzę z Kosmykiem i psem do lasu, pora świetna, bo jelenie zrzucają rogi, więc może nam się uda coś znaleźć], na strychu hula wiatr, a budynek gospodarczy jest zawalony starymi rzeczami moich rodziców i resztkami naszych warszawskich gratów.
Ale nie ma dnia, żebyśmy czegoś nie udoskonalili, czegoś nie rozpakowali, czegoś nie sprzątnęli. Zresztą sami widzieliście, że wpisów na blogu jak na lekarstwo, a ja, zamiast pisać, szoruję, czyszczę, sporządzam kolejne zakupowe listy dla Chłopa [muszę coś wymyślić z tymi listami, bo on się jeszcze nie nauczył racjonalnych zakupów. Tym sposobem zamiast ziemi pod kwiatki, mam 20 kilo ziemi pod palmy. To na wypadek chyba, gdyby mi kiedyś jedna odbiła].
W tym wszystkim jest Kosmyk, którego na czas wszystkich naszych urządzań trzeba czymś zająć, jakoś zabawić. Na moje nieszczęście mam dziecko dość pomocne [sama sobie zgotowałam ten los] i chętne do pracy, jednak czasami jego pomoc jest bardziej niż zbędna. Chociaż nie powiem – ziemię do kwiatków, którą własnoręcznie rozsypał na podłodze w kuchni, bardzo skrupulatnie posprzątał odkurzaczem. Przy okazji wciągnął też świeżo posadzoną pietruszkę i rzodkiewkę, ale cóż… powiedzmy, że zaopatrzyłam się w dużo nasion, a ziemia i tak była pod palmy.
W nowym starym domku mieszkamy już całą rodziną od wtorku i rozglądając się wokół, w trakcie pisania tego tekstu, muszę powiedzieć, że jestem z siebie całkiem zadowolona. O swojej ciąży i o kąciku dla nowego dziecka na razie nie myślę [opcja sufit wchodzi w grę :D], ale dumna jestem z siebie, że przed wyprowadzką udało mi się przejrzeć dokładnie nasze rzeczy i posegregować, sprzedać, wyrzucić większość nam niepotrzebnych. Część z tych, do których mi zostało trochę serca [głównie książki], spoczywa w kartonach na strychu, ale większości – nie ma. I tyczy się to też zabawek Kosmyka – w nowym starym domku wylądowały autentyczne nie psujące się pochłaniacze czasu. Uf. Wreszcie dość plastikowych części pod nogami.
I koty:
Które większość dnia spędzają na parapetach. Nauczyły się tego od Kosmyka:
O, tu jest niepsujący się pochłaniacz czasu numer jeden. Parking Plan Toys. Dzięki niemu rozpakowałam pół szafy i wyczyściłam łazienkę. Kosmyk dostał ten parking w prezencie urodzinowym, czyli już miesiąc temu, ale ta zabawka w ogóle mu się nie nudzi i zanim pójdzie spać, musi koniecznie ustawić na nim swoje brumy. Dzięki temu nie wpadam na nie, gdy w nocy idę do łazienki. Najlepsze prezenty to takie, które uszczęśliwiają też mamusię, prawda?
Stolik, o którym pisałam tutaj, w całej okazałości, choć zastawiony malunkami. W tle widać wspomniane w podlinkowanym tekście moje miejsce do pracy. Właśnie tu siedzę 🙂 Kabel wspomagający prztyczek do internetu na razie jest wisielcem, ale podczas najbliższego wolnego Chłopa pojedziemy do miasta i kupimy jakiś router czy coś, żeby hulało światem w całym domku. I pod podcieniem, czego się nie mogę doczekać 🙂
Niżej cały komplet bloków rysunkowych, w których zakochaliśmy się oboje z Kosmykiem, z serii, o której pisałam tutaj. Pierwszy był „Mrówkowy blok rysunkowy”, ale postanowiłam zaszaleć i sprawić dziecku cały komplet, żeby miał co robić, kiedy ja usiądę wreszcie i zajmę się blogiem. I tak właśnie jest – ja siadam pisać tekst albo zanotować jakąś anegdotkę z Kosmykiem, a moje dziecko siedzi i „pracuje jak mamusia” 🙂
Jestem dumna, że udało mi się tak wymyślić nasze „domowe biuro”. U dziadków był z tym problem, bo zazwyczaj pisałam w swoim pokoju, w którym na zabawki Kosmyka miejsca nie było, i żeby coś sobie popisać musiałam czekać aż Chłop wróci z pracy albo podrzucić na chwilę dziecko babci. [Biedna babcia, prawda? :D, ale nie martwcie się, praktycznie wszystkie teksty na blogu powstawały w nocy :)] A teraz mogę po prostu przesunąć stolik Kosmyka bliżej mojego, czym zaznaczam, że pora na robotę. I jest fajnie, bo zawsze widzę, co akurat maluje Kosmyk, mogę podejść [nie muszę łazić do drugiego pokoju lub krzyczeć „co tam?” przez drzwi] i mu pomóc, jeżeli nie rozumie polecenia, a bardzo często siadam obok niego i zwyczajnie rysujemy razem. Te bloki są naprawdę rewelacyjne. Samochodowy już zrobiliśmy calutki i zanosi się na to, że będzie nam potrzebny kolejny. Z tego, co wiem, teraz jest na niego spora przecena: klik.
Pytaliście się, na jaki ostatecznie kosz na pranie się zdecydowałam [po tym wpisie]. Padło na 3 Sprouts, z racji tego, że świetnie się też sprawdził przy przenoszeniu zabawek Kosmyka [głównie książek i samochodów], co mogliście zobaczyć tutaj. Ja wybrałam lwa, ale można też dostać takie z łabędziem i ośmiornicą – tutaj. Są urocze i pięknie się komponują z ceglaną ścianą. Dlatego też stoją w salonie, a nie w pokoju Kosmyka – cieszą moje oko i nie myślę wtedy o ich zawartości 🙂
Jeśli chcielibyście zająć dziecko jakimiś zadaniami, a przy tym nie chce wam się podchodzić i za każdym razem tłumaczyć, o co w kolejnym poleceniu chodzi, serdecznie polecam „Labirynty nie z tej ziemi” i „Łamigłówki nie z tej ziemi”. Ta pierwsza składa się w całości z różnych labiryntów i wytłumaczenie Kosmykowi, że w każdym z nich chodzi o znalezienie drogi z punktu A do punktu B, nie było wcale trudne, a zajęło dziecko na dobrą godzinę, co akurat jest dość trudne, a druga książeczka to łamigłówki i zagadki, które już wymagają czasami moich wyjaśnień, ale spoko, jestem w stanie zerknąć i wytłumaczyć Kosmykowi, o co w zadaniu chodzi bez wstawania od stolika albo wychodzenia z kuchni [akurat wtedy tuż po zrobieniu zdjęć gotowałam rosół, ale też byłam w stanie kontrolować poczynania dziecka :)].
Pytaliście się mnie, o moje podsumowanie remontu. Kilka słów nabazgrałam dla Makóweczek i na tym poprzestańmy. Remont spłukał nas totalnie i już wiem, że na razie dalsze inwestycje [garaż, strych, podjazd, budynek gospodarczy] musimy odłożyć trochę w czasie. Wszak mam w brzuchu poważniejszą inwestycję 🙂 Dostałam też kilka pytań o to, jak zorganizować przeprowadzkę i już, już miałam przygotowywać ten wpis, ale zrobiła to za mnie Wikilistka. Pytaliście się też, jak zorganizować przeprowadzkę w ciąży, więc oto wskazówka: drugi trymestr to czas idealny. Ja zaraz wchodzę w trzeci i już widzę, że trzytygodniowa, a nawet dwutygodniowa zwłoka całkowicie by mnie przez brzuch zablokowała [z Kosmykiem w ósmym miesiącu nie mogłam sobie sama butów zawiązać!]. Więc teraz, póki mogę, staram się uporządkować, ułożyć, przygotować jak najwięcej się da i zrobić to w jak najbardziej przemyślany sposób. I wszystko zapisywać, bo wiecie, w ciąży to ja mam spory problem z zapamiętywaniem. Chłop ma taki problem wrodzony, więc notes i długopis to teraz u nas podstawa…
Spytałabym się, jak wam się podoba, ale celowo nie dodałam zdjęć całych wnętrz, bo czekam sama na efekt ostateczny 🙂 Mam za to pytanie natury praktycznej. Sporo osób chce mnie odwiedzić w moim przybytku i pyta, co mi kupić na nowy dom. Nie oczekuję prezentów, czekolada wystarczy, ale wiem, że właśnie z prezentami „parapetówkowymi” zawsze jest problem [czy będą odpowiednie, czy się spodobają, czy się przydadzą?], może pomyślimy więc razem o tym, jaki prezent na nowe mieszkanie byłby najodpowiedniejszy, najpraktyczniejszy i najbardziej uniwersalny? Ja obstawiam ścierki do kuchni, a wy?
Jestem już weteranką jeśli chodzi o przeprowadzki- w obrębie miasta, z miasta do miasta i z kraju do innego kraju. 6 przeprowadzek przez ostatnie 6 lat i bynajmniej nie jest to powód do dumy. To wszystko za mną, wreszcie osiedliśmy, chociaż czasami łapię się na tym, że mówię ,,a w następnym domu to…” A jak wytłumaczyć dziecku, że po raz kolejny się przenosimy? U nas m.in. zdała egzamin książeczka pt. ,,Przeprowadzka Tygrysa”. Może się komuś przyda…
Na mojej liście uniwersalnych prezentów parapetowych poza kartami podarunkowymi widnieją: ścierki kuchenne (nawet jak nie pasują to się przydadzą choćby jako szmaty do podłogi czy cóś), ręczniki (analogicznie – jeśli kolor nie ok to albo jako awaryjne albo wykorzysta się na szmaty), ciepły koc o ile ktoś z puli 'przenocujcie u nas’ (znów – jak się nie wstrzelę kolorem to i tak pościel gościową się trzyma w szafie), patelnia lub fajny garnek jeśli to nowe gospodarstwo domowe (tego się nie trzyma na wierzchu, więc niedopasowanie nie jest tak bolesne), łyżeczki do herbaty jeśli gospodarze lubią ciasta (gubią się i ich wiecznie mało!), dobry otwieracz do konserw (bo jakoś tak zawsze wszyscy o to proszą!).
Widzę tu przyjaźń z Naszą Księgarnią 🙂
Trzeba przyznać mają oryginalne rzeczy dla dzieciaków. Żałuję, że u nas znajdują niewielu klientów.
PS: Na co dzień pracuję w księgarni – takie zboczenie zawodowe, że zawsze patrzę na wydawcę. Chociaż z reguły nie muszę, bo niektóre wydania zwyczajnie znam na pamięć.
W kolejce do wydania czeka „Inwazja bazgrołów” – już nie mogę się doczekać 🙂
Ja właśnie dziś zerknęłam na „Inwazję” i jak tylko wykończymy te, co mamy, to zrobimy sobie inwazję w domu 🙂
Trochę zazdroszczę tych nowych porządków. Niby też mogę wziąć i wywalić wszystko co jest mi zbędne. Nie trzeba się do tego zapewne przeprowadzać, ale tak z niczego – to i motywacji nie ma. Dużo siły życzę i radości z wprowadzanych zmian. No i oczywiście owocnej palmy 😉
Przede mną remont starego domu… i mimo tego, że jestem zachwycona i chciałabym jak najszybciej boję się o koszty rzeczy niezaplanowanych… a pewnie dużo się takich trafiło co?? A te cegły na ścianie to płytki??
Pozdrawiam i zapraszam do mnie 🙂
Cegły to cegły 🙂
A koszty wzrosną – u nas dwukrotnie, bo wyszedł komin do kompletnej rozbiórki i całkowita wymiana dachu 🙁
Asiu jaki w ogóle metraż ma wasz dom? ile pokoi? pokaż kiedyś jak się urządziliście, jak mieszkacie i czy podjęłabyś się ponownego remontu 😉
Około 60 metrów na dole chyba, dwa pokoje, na górze poddasze, ale nie zrobione 🙂
Trochę pisałam o naszych pokojach tutaj: https://matkatylkojedna.pl/ile-osob-zmiesci-sie-na-jednej-kanapie/ i tutaj: https://matkatylkojedna.pl/maly-pokoj-chlopcow/. Kuchnia mnie dobija i łazienka też – do wymiany. Elewacja do zrobienia, poddasze: do zrobienia, weranda: do umeblowania. Kupa roboty przed nami 😀
aaaa faktycznie! teraz sobie przypominam te posty 🙂 pytałam nie bez przyczyny i szperałam po remontowych też nie bez przyczyny bo kupiliśmy „staruszka” i będziemy remontować :/ strasznie klimatyczny i przytulny ten Wasz domek <3 dużo pracy, ale jak widać warto – pozdrawiam!
Najlepszy prezent moim zdaniem to karty podarunkowe do sklepów z 'artykułami domowymi’ typu IKEA, TK Maxx (przynajmniej takie prezenty na parapetówę są popularne w Stanach)
Tak! To jest najlepsze, bo żeby zrealizować taką kartę mogłabym nawet do stolicy się wybrać 🙂 A niektóre z takich kart można w ogóle online realizować 🙂
Poproś o pomysły na prezenty, a Asia się odezwie 😉
I będę jednocześnie tak bezczelna, że wkleję tu linka (jakby co skasujesz komentarz ;)), ale od razu złożę też samokrytkę. Bo ja nawet popełniłam specjalny wpis o prezentach na parapetówkę – http://www.prezentujeprezenty.pl/2014/09/7-prezentow-na-parapetowke.html – i co więcej on mi się nawet podoba, ale dopiero jak na niego spojrzałam w kontekście prezentu do Twojego domu, to doszłam do wniosku, że te moje propozycje to nadają się tylko na wielkomiejskie parapetówki… W związku z tym zakładam, że jednak nic z tych rzeczy byś nie chciała dostać i nie polecam Twoim gościom kupowania takich prezentów 😉
Ej, ale wieszaki są cudne! A w podobnym foremkach na lód robię Kosmykowi lody z soku malinowego 🙂
Te wieszaki to była moja jedyna nadzieja! Ale za to z tych męskich na krawaty to by się Twój chłop nieźle uśmiał 😉
Krawatów ma sztuk dwa: na wesela i do munduru galowego, ale boję się, co będzie jutro, wróci ze służby, zerknie w komentarze i zobaczy u ciebie maszynkę do popcornu… To jest jednak prezent uniwersalny, nawet na wieś 🙂
A Chłop czyta Twoje wpisy? I jeszcze komentarze? To podziwiam Chłopa i zazdroszczę Tobie – mój mąż na mojego bloga nie zagląda, o ile go nie zmuszę 🙂
Heh, powiedział, że fajnie wiedzieć, z kim spędzam noce 😀
to mój się najwyraźniej nie interesuje tym z kim spędzam noce 😛
Albo o tym nie wiesz 🙂 Ja Chłopa na podglądaniu bloga złapałam, kiedy myślał, że śpię 😀 Z nimi to nigdy nie wiadomo, niby nie zna, nie lubi, a potem adres z pamięci wklepuje 🙂
Z miejsca zamówiłam łamigłówki i labirynty. Mój syn niestety nie lubi siedzieć nad książeczkami, ale nie ustaję w nadziei, że może coś go w końcu zainteresuje.
A ja jako praktyczny prezent na parapetówkę obstawiam „nowoczesną kopertę” czyli zasilenie konta 😉 Pozdrawiam! KBD 🙂 babcia Kosmyka 🙂 matka Chłopa
Podziwiam Cię kochana! Ja też się mniej więcej w drugim trymestrze przeprowadzalam i niezbyt miło to wspominam. Do dziś pamiętam mój płacz i żal, bo nie mogłam własnych okien umyć!!
I podziwiam Twoje zdjęcia, naprawdę są coraz lepsze.
Co do prezentów to ściereczki, ręczniki i poszewki na jaki to moim zdaniem fajny i praktyczny pomysł. Ja lubię też kwiaty doniczkowe, więc często w takich sytuacjach je kupuję.
Dziękuję 🙂 Ja też do tej pory myślałam, że kwiaty doniczkowe to super pomysł i sama takie kupowałam! Ale patrzę się teraz na moje trzy zastawione zastawione inspektami parapety i nie wiem, czy bym miała jeszcze miejsce na kolejną doniczkę 🙂 Ale ja też nie mam dużo półek i jeszcze nie mam szklarni, więc to się pewnie zmieni 🙂
Wszystko poza pszewkami. Jednym z pierwszych naszych wspólnych zakupów była kołdra 2×2,2. Tymczasem wszyscy przynosili nam poszewki w standardowym 1,4×2. Siłą rzeczy mam teraz 5 kompletów pościeli i 3 wypasione prześcieradła kompletnie nie otwarte, nowiutkie i bezużyteczne. Prędzej czy później wykorzystam albo przeszyję. Wtedy jednak bardziej potrzebowałam właśnie owych ścierek czy ręczników. A nawet zwykłych misek!