Na jednym z kanałów na kablówce, za którą płacę jak za zboże, puszczają ostatnio całymi blokami kolejne sezony serialu „Przyjaciele”. Zerkam sobie na nie, bo czasami, gdy karmię Adasia, kończą mi się kartki do czytania. W jednym odcinku serialu Rachel kończyła 30 lat i scenarzyści z tej okazji „przypomnieli” 30 urodziny reszty przyjaciół. Było śmiesznie, zabawnie, przaśnie i trochę tragicznie, bo dla lubianej paczki 30 urodziny były granicą do starości, do odpowiedzialności, do… nie wiem do czego, bo tak jak lubię „Przyjaciół”, tak żadnego z ich strachów ani przez moment nie poczułam.
To jest tak, jak napisałam na swoim profilu na fejsie [zaraz stuknie 1000 obserwujących – cieszę się, możecie obserwować :)]
Za nieco ponad tydzień kończę 30 lat. Nie wiem dokładnie kiedy, bo mam problem z określeniem daty urodzin moich dzieci #tentyptakma, ale znajomi pamiętają i jedna koleżanka spytała się, czy nie czuję żalu, że ostatecznie nie zrobiłam magistra, a nawet kariery, a do tego wylądowałam w środku lasu z wizją większych zakupów raz na pół roku [konkretnie za dwie godziny, juuupi!]. I jak to bywa z sugestiami typu „czy ci nie żal?”, oczywiście przez moment zaczęło być mi żal.
Potem zerknęłam na swoje dzieci i pomyślałam to, co myśli każda przeciętna mamusia „Ale przecież mam moje skarby!” [w tym momencie skarb numer jeden rozlał szklankę wody na dywan teściowej i nasypał na to płatki cini minis (również teściowej), żeby wyhodować jej mrówki, a skarb numer dwa ekstremalnie sobie ulał].
A potem uświadomiłam sobie: WTF? Kto powiedział, że po trzydziestce kończy się życie i że jeśli nie osiągnie się sukcesu przed tą datą, to życie jest zmarnowane? Dżizas, moje życie, wcześniej spętane nakazami, zakazami, powinnościami, dopiero się zaczyna!
Mam dwójkę dzieci, pracę, dom, ogródek, nie muszę prosić mamusi, żeby kupiła mi buty, nie muszę prosić tatusia o samochód, nie muszę dostosowywać się do szefa, przełożonej, nauczycieli, profesorów, nawet korki mam w nosie, bo wina nie piję. Za 10 lat skończę czterdziestkę, dzieci będę miała odchowane, kredyt prawie spłacony, chłopu zostanie kilka lat do emerytury, otworzymy wielki pensjonat i będziemy imprezować z gośćmi do rana. Nie mogę się doczekać 🙂
Trzydzieści lat, piszą, jest granicą starości. Dla mnie to początek najlepszych lat mojego życia, jeśli po drodze nic się katastrofalnie nie zawali [dach na przykład, bo coś ostatnio skrzypi].
PS. Co nie znaczy, że musicie mnie zalać falą życzeń. Nie przywiązuję wagi do dat, większości nie pamiętam, więc w sumie… wszystko mi jedno 🙂
Cały wpis, trochę niedopracowany, był szybko spisaną refleksją po rozmowie z koleżanką. Obie rozmawiałyśmy żartobliwie i obie zgodziłyśmy, że przywiązywanie się do dat wszystko komplikuje. Na siłę wytwarzamy sobie bariery – wieku, czasu, płci, a potem się dziwimy, że czujemy ograniczenie i żal, że nie udało nam się dobiec do mety z pełnym bagażem.
Ja już od dawna nie stawiam sobie żadnych granic. „Co będzie, to będzie” – coś takiego chciałam przekazać we wpisie „Dwa lata w sieci”. I dalej tak uważam, niczego się nie spodziewam, cieszę się najdrobniejszymi rzeczami – lawendą od Magdy z Rudomi, coroczną wakacyjną wizytą przyjaciół, którzy nie płaczą w żadne swoje urodziny, a z którymi regularnie widujemy się kilka razy do roku, kąpielą w jeziorze, rejsem w pierwsze sierpniowe popołudnie. I niech tak zostanie.
Mniej więcej w tej grupie poznaliśmy się kilka lat temu w pewnej kawalerce na Popiełuszki w Warszawie i tak trwamy. Nie musimy do siebie dzwonić, nie musimy się w naszej przyjaźni utwierdzać ani utrzymywać na siłę poprawnych stosunków. Po prostu czasami nadchodzi „ten czas”, robimy zryw narodowy i całą grupą zwalamy się na którąś z obecnych na zdjęciu głów. Tym razem padło na mnie.
Na See Blogers kilka osób pytało o moją torbę, w której ukrywałam wszystkie skarby i przydatne gadżety. To nowość – torba Morini dla mam [są też modele idealne dla tatusiów]. W środku ma mnóstwo mniejszych i większych przegródek, które sprawiają, że w pozornym nieładzie czai się uporządkowana konstrukcja, która nie rozsypie się podczas poszukiwania kluczy. Noszę w niej zawsze kilka pieluszek, chusteczki, spray na komary, dodatkowy kocyk, ubranie na zmianę dla Adasia, a czasem, gdy idę na popołudnie do mamy, laptop i cały zestaw do pracy. Ta torba połknie wszystko i wszystko znajdzie w niej swoje idealnie dopasowane miejsce – niezwykłe udogodnienie, szczególnie przy spontanicznych wypadach nad jezioro lub wyjazdach za wieś 🙂
Torba jest przydatna, gdy Chłop wybiera ten najgorszy możliwy moment na robienie zdjęć 🙂
Podsumowując, moje trzydzieste urodziny trwały cały weekend i mam wrażenie, że będę je świętować jeszcze przez kolejne lata – po prostu chłonąc życie i zgarniając zachłannie wszystko, co mi przyniesie. A czym dla was była [lub wam się „jawi”] trzydziestka? Otwarte drzwi czy zamknięte okno? 😉
Od 10 lat mam mentalnie 30.. w końcu czuję się na swoje lata (też zeszłoroczna wakacyjna trzydziestka ;D). Dwoje dzieci, trzecie w planach, ślub (haha) w planach. Juz nie jestem „za młoda”, już mnie nikt „siksą” nie nazwie. Pani.. ja już CZYDZIEŚCI mam !! Dumnie 🙂
30 urodziny miałam prawie rok temu, jakoś nie wzruszyły mnie za bardzo, urodziny to urodziny, nie ważne które. Razem z przyjaciółmi upiekliśmy kiełbasę nad ogniskiem (w listopadzie!) wypiliśmy piwo i wróciliśmy do rzeczywistości 🙂 Nadal bardziej myślę o sobie jako o dziewczynie, nie kobiecie, nie uważam żebym straciła szanse na dobre rzeczy w życiu i czekam na kolejne urodziny i ognisko jeśli tylko pogoda pozwoli.
Pozdrawiam Aś
30 to tylko pewna data, przekroczenie tej „bariery” nic w życiu nie zmienia. Można być starym mając lat 20 i młodym 80. Z wiekiem nie czuję się ani doroślejsza ani bardziej poważna, nie uważam też aby były jakieś rzeczy których mi robić/nosić nie wypada. Żyć trzeba a nie skupiać się na datach!
Ja swoją trzydziechę będę świętować dwa tygodnie przed porodem, trochę przez Ciebie Matko 😉
30 obchodziliśmy z mężem bardzo hucznie… Ale totalnie nie myślę, żeby to była jakaś cezura, a potem to już tylko sznur ;-P I tak dalej czujemy się, jak byśmy mieli po 25 lat, tylko Dzieci rosną i włosy bieli powoli figlarz czas.
Ani okno, ani drzwi – kolejny etap wędrówki przez życie…a każda dekada niesie ze sobą niespodzianki i nowe doświadczenia… A to jest intrygujące.
Płakałam jak Joey we wspomnianym odcinku 😉 ale muszę przyznać, że zainspirowałaś mnie… muszę sobie to przemyśleć..
🙂
A ja niedawno świętowałam 36 🙂 I dla mnie dopiero po trzydziestce życie się rozkręciło. Teraz mnie lekko przeraża 40, ale w 40 urodziny pewnie stwierdzę, że dopiero 50 to dramat 🙂 I tak do setki 🙂
Moja trzydziestka jeszcze przede mną… Ponad dwa lata i jakoś mnie jeszcze nie przeraża 😉 Za to mój mąż za trzy lata skończy 40… I o tym myślę częściej 😉 Niedługo przed swoimi 30. urodzinami mi się oświadczył – strach pomyśleć, co wykombinuje teraz 😉
Oj miałam podobne odczucia – trzydziestke przywitałam na swoim, w ramionach kochanych mężczyzn (małego i duzego), z solidnym fachem w ręce (co z tego, że z szefem nad sobą – szefa można zawsze zmienić), propozycją świetnej pracy i poczuciem ze życie się dopiero zaczęło 🙂 Co prawda nie mam wizji ze do 40 dzieci będą odchowane, bo też miałam w planach jeszcze coś urodzić, ale 40 tez nie jawi mi się jak jakaś granica.
Wszystkiego dobrego!
30 były koszmarne, bynajmniej nie z powodu wieku. Ale 32? Rewelacja! Dwa najlepsze lata mojego życia się załapały między tymi dwiema datami. Więc teraz mam otwarte drzwi, otwarte wszystkie okna, trochę jest przeciąg, ale to wiatr zmian 🙂
Trzydzieste przeplakalam, ale czterdzieste to dopiero byly! Teraz czekam na piecdziesiate i juz mi sie micha cieszy 🙂
Mnie już 25 . urodziny napawały przerażeniem… O 30. wolę nie myślęc 😀
Daaj spokój, dzień jak co dzień. Trochę działa wyparcie 😀
30 lat bylo rok temu, w tym 31 i to niedlugo. Wsrod przyjaciol na szczescie 🙂
Najlepiej!
To jest chyba tak, że te okrągłe daty sprawiają, że czujemy się w obowiązku podsumowywać co było. Nie wiem czy da mnie te konkretne urodziny coś otwierały czy zamykały. Wiem tylko tyle, że kilogramów i zmarszczek przybyło, przyjaciół prawdziwych ubyło natomiast. W trzydziste urodziny obudziłam się w domu z płaczącą dziesięciodniową córką, z depresją porodową, strachem w oczach, że skończyło się moje życie, a zaczęło nasze, nowe. Poza tym wszystko pachniało tak samo, nic się nie zmieniło…
To już Dante wiedział, że po trzydziestce się zaczyna jazda (co prawda u niego z ciemnego lasu do zimnego piekła i jeszcze dalej, ale niech tam). Jeszcze do niedawna żyłam w nieustannym poczuciu takiego nacisku na żołądek – że oto marnuję czas, że mam przerwę w studiach, że nie pracuję, że nic generalnie nie robię (tylko Rysia chowam) a wszystko się wali nam na głowy, A NAWET NIE MAM TRZYDZIESTU LAT D: ale to jest prosta droga do nerwicy, więc zaczęłam pisać trochę więcej i mówię sobie, że fizyczny wiek człowieka nie powinien go ograniczać ;] Czytam Twojego bloga już jakiś czas i powiem, że to właśnie ze względu na swojego rodzaju pewność, spokój, jaki z niego bije – niech się wali, niech się pali, a ja sobie poradzę, prędzej czy później! Dajesz mi siłę, i na pewno nie tylko mnie (te rzesze fanów!). Wybacz sentymentalną nutę, ale tak mi się zebrało 😀
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin 😉
Dżizas, a ja myślałam, że ten spokój tylko ja czuję i to takie moje wołanie w puszczy 🙂 Dzięki 🙂
A niech tam, powiem. W 30 rocznicę urodzin uświadomiłam sobie, że już mi nie wszystko wypada robić ;( Byłam wtedy MĄDRA I MŁODA – Utrudniło mi to życie;( W 40 rocznicę – stwierdziłam : „skończyłam czterdzieści lat – nie muszę się odezwać” Byłam wtedy MĄDRA – ułatwiło mi to życie 😉 (zwłaszcza w kontaktach międzyludzkich) W 50 rocznicę urodzin stwierdziłam, że zostało mi tylko „I” Od tej pory lubię udawać „STARĄ I GŁUPIĄ” – wspaniale ułatwia mi to życie:)))) Pozdrawiam WSZYSTKICH przed i po TRZYDZIESTCE ! KBD 🙂 babcia Kosmyka i Adasia 🙂 matka Chłopa:) teściowa Asi