Cała prawda o tym, jak udało mi się schudnąć w 20 dni i ile naprawdę straciłam!

Joanna Jaskółka
19 września 2017

Udostępnij wpis

Po tekście o błędach, które popełniłam, starając się wcisnąć w stare dżinsy oraz po innym - odwaga do bycia niedoskonałym -  zauważyłam większe zainteresowanie tym, na jakim poziomie trzyma się obecnie moja waga. A to dodam jakieś zdjęcie, a to instastory i zawsze znajdzie się ktoś, kto stwierdzi, że a to schudłam, a to przytyłam. Postanowiłam więc ogarnąć się ostatecznie i podjęłam się wyzwania: schudnąć w 20 dni. W ciągu 20 dni jadłam tak, żeby osiągnąć zamierzony efekt. Czy mi się udało?

 

 

 

 

Oczywiście!

 

Było ciężko. Musiałam się porządnie skupić. Dość porządnie. Ogarnąć. Wyrzucić parę rzeczy.

 

Po dogłębnych przygotowaniach zaczęłam pracę nad sobą. Przewartościowałam kilka kwestii.

 

 

I zabrałam się za dwudziestodniowe wyzwanie, dzięki któremu miałam schudnąć.

 

Potrzebowałam tego, choć w sumie tak: odżywam się zdrowo, bo dzieci chcę odżywiać zdrowo. Czytam etykiety, analizuję [z tej strony polecam blog Ani Makowskiej i jej fp]. Dużo się ruszam, bo każdy, kto widział moje dzieci wie, że muszę się dużo ruszać, żeby za nimi nadążyć [chyba że się turlają, jak tutaj, to wtedy stoję, bo pilnuję psa]. To, czy przytyłam, czy nie, określam spodniami i ich uciskiem w pasie. Staram się pilnować rzeczy, zawartych w tym tekście. W wakacje przestałam ćwiczyć, ale rekompensowałam to rowerem. Jak przyjdą chłody, pewnie znów wyciągnę moją matę. Niemniej musiałam. Wzięłam się za siebie i udało mi się. W ciągu dwudziestu dni...

 

 

Schudłam o całą gorycz, że nie mam płaskiego brzucha.

Schudłam o całą złość, że smukłe to ostatnie, co mogłabym powiedzieć o moich nogach.

Schudłam o wkurzenie, że nigdy nie wejdę w rozmiar M z Zary, choć rozmiar M w H&M bywa za duży, a testowanie innych rozmiarówek to przeważnie ruletka.

Schudłam o żałość, że nigdy nie będę miała pięknie wyregulowanych brwi, gładkich jak na masełko i ślicznie równiutkich.

Schudłam o wyrzut sumienia, że lubię jeść lody, lubię usiąść przed dobrym filmem czy serialem i sobie je jeść powoli tak, żeby zaczęły pod koniec płynąć śmietaną.

Schudłam o kompleks beznadziejnego pieprzyka, który nie wygląda jak pieprzyk, ale jak jakaś kurzajka.

A potem poszłam dalej. Schudłam o zawiść, zazdrość, wkurzenie, że inni mają lepiej, lepiej umieją, lepiej im wychodzi. Konsekwentnie odmawiam sobie takich rzeczy, są zakazane, bo nie sprawiają, że czuję się dobrze, nie pomagają, a grymas, jaki tworzą na mojej twarzy zmienia się w brzydkie zmarszczki. Nie chcę tego.

 

 

W tytule jest dwadzieścia dni. Nie, nie trwało to tyle. Myślę, że z dwadzieścia lat pracowałam nad sobą, żeby jakoś wybronić się przed błędami rodziców [skądinąd popełnianymi z dobrej woli i często wynikającej po prostu z ich niewiedzy]. A kiedy już to zrobiłam, przeszłam na ścisłą dietę. I to ona właśnie sprawiła, że wreszcie schudłam. Dietę, w której odmawiałam sobie i również w swoim towarzystwie wszystkiego tego, czego kompletnie nie potrzebuję do szczęścia.

 

Ostatnio dziennikarka i zarazem czytelniczka prosiła mnie o wypowiedź, w jaki sposób pokochać swoje ciało. Odpowiedziałam dość krótko: trzeba pokochać siebie. Jak się nie kocha siebie, wszystko w ciele będzie przeszkadzać. Jak się nie kocha siebie, człowiek jest w najgorszym wypadku niedowartościowany, zrzędliwy, zaczyna krytykować, wszystko mu przeszkadza. Jak nie w sobie, to w innych. Czepnie się a to źle zapisanego słowa, a to jakiejś opinii, a to jeszcze czegoś, w końcu własnego brzucha, ud, ust, oczu, zawsze coś mu będzie przeszkadzać.  Myślisz, że nie wiem,  czemu ktoś ma ochotę napisać mi coś przykrego? Oczywiście, że wiem i bardzo takim ludziom współczuję, życząc im, by szybko uporali się ze swoim ciałem i duchem. Bo można. Są terapie, są kursy, są książki. Można też spróbować samemu.

 

Koleżanka rozstała się ostatnio z facetem i jakiś czas po rozstaniu zadzwoniła do niego w jakiejś tam nierozwiązanej sprawie, którą chciała zakończyć. On odpowiedział jej opryskliwie i gburowato, kipiąc wściekłością i chcąc jej dokopać, skończył rozmowę słowami, że nie ma czasu z moją koleżanką rozmawiać, bo aktualnie jest u swojej nowej dziewczyny. Koleżanka relacjonowała mi zdarzenie, słuchałam i zapytałam, czy jest na niego wściekła. A ona, po chwili milczenia powiedziała:

 

- Wiesz... zdrowy i szczęśliwy człowiek w nowym związku nie czułby potrzeby dowalania byłej dziewczynie. Epatowałby szczęściem. Nie chciałby sprawić nikomu przykrości, gdyby naprawdę czuł się dobrze. Szczęśliwy człowiek jest szczęśliwy i zadowolony, a nie wściekły, zirytowany i złośliwy. Na bank nie ma nikogo, po prostu jest wściekły, bo wie, co stracił.

 

Dziennikarce odpowiedziałam krótko, licząc na jej inteligencję. Tu chciałabym rozwinąć. Wszystko się rozbija o tak zwaną pewność siebie i samoakceptację. A to z kolei o wszystko, co wynieśliśmy z domu. Jeśli w domu byliśmy poprawiani, krytykowani, przesłuchiwani i ogólnie "na celowniku", to wtedy ciężko wypracować jakąś dobrą samoocenę. Ciężko zaufać samej sobie. I ciężko dojść do tego momentu, w którym niczego nie musisz ani sobie, ani innym udowadniać. Robisz to, co robisz i nic nikomu do tego, jeśli sprawia ci to przyjemność. Wyglądasz jak wyglądasz i nic nikomu do tego, jeśli czujesz się z tym dobrze. Ludzie mówią - a, bo szkoła. A bo koledzy. A bo - geny. Geny grają swoją rolę. Ale jeśli dziecko w domu nie napełni swojego kubeczka, w którym tkwią potrzeby bycia kochanym, bycia rozumianym, bycia wolnym, kompetentnym i docenionym, to takie dziecko będzie miało problem z zaakceptowaniem siebie, z pokochaniem siebie. Takim, jakie jest. Z wadami i wszystkimi zaletami.

 

 

I kiedy ktoś się mnie spyta, czemu dwa lata temu z zabawnego zeszłam na tor, w którym opisuję meandry wychowania moich dzieci, to podeślę mu ten tekst. Bo większość treści zawartych na blogu jest po to, żeby moje dziecko w przyszłości nie musiało chudnąć z tych wszystkich fizycznych lub niefizycznych, domniemanych lub faktycznych wad. Jak ja. Kiedyś.

 

 

 

PS. A czy schudłam w ogóle? Za cholerę nie wiem. Nie mam wagi, więc nawet jeśli schudłam lub przytyłam, to spodnie dalej pasują idealnie. Zdjęcie z instagrama: tutaj.

Udostępnij wpis

A dla wiejskich [choć nie tylko] matek została też stworzona grupa, na którą serdecznie cię zapraszam TUTAJ
Obserwuj nas też na Instagramie
Możesz też udostępnić wpis i skomentować go na Facebooku
Jestem Asia.
Piszę o tym, jak uciec z miasta i wychowywać dzieci na wsi, z dala od sklepów, ale bliżej siebie.

Naszą historię znajdziesz Tutaj

Ale ona wciąż się pisze, więc zostań ze mną w kontakcie:


    Subscribe
    Powiadom o
    guest
    2 komentarzy
    najstarszy
    najnowszy oceniany
    Inline Feedbacks
    View all comments
    Kat Nems
    5 lat temu

    A ja już liczyłam na jakieś obiadowe boxy czy jakieś inne super porady:)) 😉
    A tak na poważnie, to życzę Ci, abys nigdy się nie odchudiła z tej życiowej mądrości jaką nosisz w sobie:)) I tego dystansu do siebie, o którym ja sama często zapominam.
    Takiej jak Ty nie mam nigdy dosyć, nigdy w nadmiarze:))
    Pozdro zza wielkiej wody!

    Aga
    Aga
    5 lat temu

    Uwielbiam Cię :)!! I takich tekstów aktualnie najbardziej potrzebuję także znowu dziękuję 😉

    22 marca 2023
    15 zabaw, którymi zajmiesz dzieci, kiedy kolejny raz zostają w domu z powodu choroby [nie na dworze]!]

    Moja buńczuczna mina - gdy odpowiadałam  na pytanie ludzi obserwujących moje brykające w październiku w jeziorze dzieci, czy nie boję się, że zachoruję - zbledła. Już nie jestem taka pewna, czy aby nie zachorują. Po pandemii zdrowie każdego z nas zaczęło szwankować. Coraz częściej łapią nas infekcje, szczególnie gardła, a długie przesiadywanie w domu sprawiło, […]

    20 marca 2023
    Chodź ze mną do łóżka, czyli jak sprawuje się półkotapczan Lenart po roku używania?

    Rok temu, dokładnie w marcu, przyjechała do mnie ekipa Lenart, żeby zamontować mi w pokoju półkotapczan. Po raz pierwszy od wielu lat miałam mieć własną sypialnię i... trochę się tego bałam. Tym bardziej że wskoczyłam na nieznane wody - zamiast klasycznego łóżka - wybrałam półkotapczan. Mebel, który pamiętałam z czasów dzieciństwa z pokoju koleżanki, u […]

    18 marca 2023
    Rozgryzam "Rozgryzione", czyli jak karmić, żeby nie przekarmić lub nie zagłodzić

    "To, jak bardzo wmuszam mojemu dziecku jedzenie, może mieć gorszy efekt niż pozawalanie dziecku na wszystko" - usłyszałam od autorek książki "Rozgryzione'' Zuzanny Wędołowskiej i Marty Kostki. Książka ta zwaliła mi z serca kawał poczucia winy za to, że "źle karmię moje dziecko". Książka pokazała mi, że nie muszę karmić idealnie, żeby karmić dobrze. O […]

    16 lutego 2023
    Bezsenność - co zrobić, żeby zasnąć, kiedy nie możesz spać?

    Przez dwa lata mój sen był dziwaczny. Stany lękowe, leki, depresja, stres, to wszystko sprawiło, że spałam dziwacznie. Budziłam się wyspana o 3 w nocy, kładłam się o 8, wstawałam o 11, potem przerwa, żeby odebrać dzieci i znów drzemka na godzinę o 16. Cały mój wolny czas kombinowałam, kiedy mogłabym odespać nieprzespaną noc. Kiedy […]

    7 lutego 2023
    Sama kupię sobie kwiaty, czyli o piosenkach zemsty luźne przemyślenia

    - Mamo, czemu wciąż śpiewasz tę piosenkę, przecież wiesz dobrze, ze możesz sobie sama kupić kwiaty, a nawet je zasiać!    Tak mi powiedział syn, gdy po raz setny przesłuchiwałam najnowszą piosenkę Miley Cyrus “Flowers”. A przesłuchiwałam ją nie dlatego, że Miley swymi kwiatami odkryła dla mnie Amerykę, ja już to znałam, ale dlatego, że […]

    3 lutego 2023
    I tak to się żyje na tej wsi...

    Miesiąc urlopu to sporo, ale jak bardzo mi to było potrzebne wie każdy, kto pracuje praktycznie bez przerwy. Niestety, ale często tak właśnie wygląda praca w social mediach - nawet kiedy odpoczywasz, zerkasz w komórkę, bo a nuż, coś się pojawi, co można skomentować, ktoś się pokłóci na grupie, ktoś napisze obrażony, że został zablokowany […]

    Obserwuj nas na Instagramie

    instagramfacebook-official