Jednym z największych pragnień albo przynajmniej pomysłów do rozważenia każdego mieszczucha przeprowadzającego się na wieś jest to, żeby mieć kury. Ja co prawda ze wsi wyszłam do miasta, a potem wróciłam, ale moja wieś to było turystyczne zagłębie, które krowę widziało w moim wczesnym dzieciństwie. Potem już tylko kajaki i pokoje do wynajęcia. Zaczynałam od zera.
Chcesz mieć kury, ale czy możesz?
Kilka razy, gdy pokazywałam moje kury na instagramie, padło pytanie, czy mam pozwolenie na kury. Yyyy… śliski temat, bo w internecie znajdziesz tyle opinii, ile ja mam aktualnie kur. W Polsce teoretycznie nie ma obowiązku rejestrowania hodowli drobiu, jeśli jest ona wyłącznie na użytek własny [wg różnych źródeł to ok. od 50 do. 80 kur. A jeśli chcemy prowadzić handel bezpośredni, to zgodnie z rozporządzeniem Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 29 grudnia 2006 roku, bez rejestracji możemy hodować do 350 kur. [źródło: okiemrolnika.pl z dnia 31.10.2022].
ALE!
W rozporządzeniu Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 31 marca 2022 r. w sprawie zarządzenia środków związanych z wystąpieniem wysoce zjadliwej grypy ptaków (Dz.U. z 2022 r. poz.768) istnieje obowiązek zgłaszania do powiatowego lekarza weterynarii miejsc, w których jest utrzymywany drób lub inne ptaki, z wyłączeniem ptaków utrzymywanych stale w pomieszczeniach mieszkalnych.
I ten obowiązek istnieje i należy go przestrzegać. Czyli nawet, jeśli posiadamy w kurniku czy jakiejkolwiek szopce pięć kur na użytek własny, musimy zgłosić ten fakt do Powiatowego Inspektoratu Weterynarii [obowiązek ten został zaktualizowany w 2022 roku, ale obowiązuje od 2017 roku. Kiedy dzwoniłam do mojego Inspektoratu, poinformowali mnie, że mogę zgłosić moje kury mailowo, listem [za potwierdzeniem] lub osobiście i nic dodatkowego się z tym nie wiąże. Na stronach Powiatowych Inspektoratów są nawet specjalne wzory do zgłaszania takich hodowli i możemy z nich skorzystać, ponieważ ustawodawca nie określił formy zgłaszania, jedynie obowiązek.
I jeszcze jedno…
Teoretycznie każdy, kto ma ogród, może hodować kury, jednak sytuacja się komplikuje na terenach podmiejskich – warto sprawdzić, czy nasza posesja nie leży na gruncie wyłączonym z produkcji rolniczej – warto wówczas zasięgnąć informacji bezpośrednio w gminie, ponieważ regulaminy są w każdej inne i czasem na terenie wyłączonym, jest możliwość posiadania kilku kur.
Gdzie trzymać kury?
Nasze pierwsze kury trzymaliśmy po prostu na wybiegu królików [które kiedyś było dawną drewutnią i jej fundamenty wciąż są dobre – tak, na Mazurach nawet drewutnie miały fundamenty]. Po jakimś czasie z wybiegu zrobiliśmy regularną wolierę – osiatkowaliśmy górę i zaczęliśmy budowę kurnika.
O tym, czy kurnik się opłaca, czy się wychodzi na zero, czy na minus, opowiem za chwilę. U nas pierwszą konstatacją podczas budowy było to, że… kury mają za mało miejsca. Kolejnym więc ruchem było rozszerzenie im wybiegu na nasze pole.
Podsumowując – warto mieć kurnik. Nawet nieocieplony, bo kury naprawdę są w stanie przeżyć w trudnych warunkach. Na pewno musi być wentylowany, posiadać grzędy i gniazda, dobrze, gdy jest okno, zabezpieczone siatką, które można uchylić lub chociaż doświetlająca żarówka. W kurniku musi być też być poidło, karmidło. Ściółka – słomiana lub z drewnianych trocin z piaskiem. Tak podstawowo.
Czego potrzebują kury?
Moje dzieci odpowiedziałyby: miłości! Ale to nie do końca tak jest. Kury bywają sprytne, potrafią rozpoznać nawet 100 dziobów swoich towarzyszek, potrafią się ze sobą komunikować, dużo pamiętają [na przykład miejsce, gdzie ostatnio znalazły jedzenie], mają swoich ulubieńców w stadzie [i te nielubiane jednostki również], ale pomimo tego są bardzo prosto zbudowanymi ptakami. Ciężko wymagać od nich przywiązania okazywanego jak u psów czy kotów. A jak zdecydują się kogoś nie lubić, to będą go nie lubić złośliwie i natrętnie. Jedna z moich kur permanentnie dziobie kurczaki i mimo że z kurczaków wyrosły już młode kurki, ona wie, że to były te kurczaki i potrafi je z tylko sobie znanych powodów dziobać.
Ale wracając, kury zdecydowanie potrzebują:
- miejsca do grzebania, czyli zabezpieczonego wybiegu. I to nie tylko zabezpieczonego ze względu na drapieżniki, ale też dlatego, że nawet dwie kury, wypuszczone w ogród, są w stanie rozgrzebać przepiękną rabatę z kwiatami. [Swoją drogą, w październiku, celowo wypuściłam kury na grzędy warzywne – wypieliły, co trzeba, potem przykryłam to wszystko słomą i mam przygotowany permakulturowy ogród na wiosnę]. Moje kury mają wybieg częściowo odsłonięty, ten przy kurniku jest osiatkowany, ale ten na polu już nie. Kilka razy widziałam, jak cała zgraja drobiu tłoczyła się pod siatką, bo perliczki wypatrzyły jastrzębia czy innego drapieżnika. Jeśli trudno ci osłonić cały wybieg, warto zadbać chociaż o część lub postarać się o bujne krzewy.
- kurnik, z mojego doświadczenia, lepszy byle jaki zbudowany samodzielnie, niż te gotowce, które można kupić za niewiarygodnie niską cenę. Ocieplony porządny kurnik można kupić od 10 000 tysięcy złotych – jeśli ktoś ma swoje materiały i potrafi, zrobi kurnik samodzielnie trochę taniej.
- poidła/karmidła – moje kury na początku miały miski, potem dopiero znajomy zrobił mi korytko dla nich, kiedy liczba drobiu przekroczyła 20, kupiłam poidło i karmidło do kurnika [tutaj znajdziesz to moje]
- pasza – najpopularniejszą paszą pierwszego wyboru jest granulat, jednak ja korzystam z niego sporadycznie. Głównie dlatego, że jego skład pozostawia wiele do życzenia, jeśli chcę mieć zdrowe jajka, wolę karmić kury naturalnie, a nie paszą przemysłową. Stawiam na mieszanki ziaren i suplementację [mieszanka, którą ostatnio kupiłam tutaj]. Ogólnie w przydomowej hodowli kury są w stanie zjeść wszystkie zielone odpadki, oprócz nich i ziaren, przygotowałam moim kurom ususzone zielonki [pokrzywę, lucernę, koniczynę, siano], dodatkowo do dziś jeszcze karmię je warzywami z mojego ogrodu – startą marchewką, pietruszką [sporo pietruszki ususzyłam, bo miałam w tym roku wysyp. Moje kury uwielbiają kukurydzę, arbuza, cukinię i kiedy widzą, że niosę coś dla nich, gdakają jak najęte. Dopóki jest ciepło i są na wybiegu, namiętnie grzebią też w ziemi i wyciągają robaczki.
- czas – z racji tego, że na wsi jest wszystko za darmo, nikt z miasta nie pomoże ci zajmować się kurnikiem. A pracy jest sporo – poranne wypuszczenie kur z kurnika i sprawdzenie, czy wszystko w porządku, skontrolowanie czystości misek i wyczyszczenie ich, dolanie wody, dorzucenie ziarna. Potem kolejny obchód około południa – kontrola karmideł, poideł, zebranie jajek. I po południu znowu to samo. Moje kury lubią się czuć bezpiecznie, więc same wchodzą wieczorem do kurnika i siadają na grzędach, ale kaczki bywają niesforne – nie zliczę, ile razy biegaliśmy z chłopakami po podwórku za uciekającym kaczorem, który za nic w świecie nie chciał nocować w kurniku, tylko na słupku i jeszcze namawiał kolegów. Każdego wieczoru zamykamy kury i kaczki w kurniku, dla bezpieczeństwa i jest to rytuał, który dzielę ze starszym synem lub często robimy to wspólnie, a potem siedzimy jeszcze chwilę, patrząc, jak zabawnie śpią kury [a kaczki imprezują]. Ach i jeszcze dochodzi szukanie – najlepszych kur, najlepszej paszy, najlepszego poidła, najlepszych witamin. No powiem ci – samo się robi, nic nie musisz 😀
Jaki jest realny koszt hodowli kur i kaczek?
Szczerze – gdybym wiedziała, nie podjęłabym się. Na szczęście robiliśmy wszystko stopniowo, zaczynając od kwietnia, więc wszystkie wydatki rozdzielamy na kilka miesięcy. Niemniej – koszt całości na pewno przekroczył 10 000 zł, co jest frustrujące, zważywszy, że cały kurnik został zbudowany z desek z podłogi naszego strychu, okno również było z naszego domu jeszcze sprzed remontu, a część dachu to były resztki blachodachówki jeszcze skądś tam, a siatka, to siatka leśna – dzięki zagadaniu do leśniczego, okazało się, że sporo takiej siatki z młodniaków ma zwyczajnie do oddania, bo gdy drzewka urosną, ona leże bezczynnie w lesie i trzeba coś z nią zrobić [nie bójcie się pytać].
Naprawdę nasz kurnik jest mega recyklingowy i największym jego kosztem, oprócz ocieplenia, gwoździ, kantówek, kawałka blachy i rynny jest… praca ludzkich rąk. Chciałabym, ale jeszcze nie potrafię sama takich rzeczy budować i we wszystkim pomagali nam panowie ze wsi nad Śniardwami.
Jakie kury na sam początek i skąd je zdobyć?
Pierwsze kury, najpopularniejsze karmazynki, przywiózł mi ojciec z gospodarstwa. Kiedy zaczął powstawać kurnik, a lis zeżarł nam z 10 niosek, zaczęłam sama szukać na własną rękę kolejnych – najprościej było znaleźć na OLX i właśnie tam znalazłam piękne araukany, śliczne Ayam Cemani, perliczki i… kaczki. Moja pierwsza wizyta w gospodarstwie z kurami na sprzedaż była niesamowita – pani wyszła z domu w takich puchatych klapeczkach i w nich weszła do wielkiej obory, gdzie trzymano takie rasy, o jakich w życiu nie słyszałam. Kiedy z kolegą zapakowaliśmy kury do auta, pani nam pomachała i w tych klapeczkach weszła z powrotem do domu. Wówczas byłam zszokowana, aktualnie rozumiem ją w stu procentach – sama mam klapki do drobiu i jak mi wpadnie do głowy, też mogłyby być puchate – nie znaczy to, że chodzę w nich po domu 😀
Kolejna wizyta również była zaskakująca – hodowlę prowadził szesnastoletni chłopak – miał ogrom drobiu i w tym kaczki. To od niego mamy gęś Balbinę, nasze pierwsze kaczki staropolskie oraz pierwsze trzy francuskie [piżmowe]. Kolejne piżmowe przywiózł mi ojciec. Ogólnie mamy już ponad 40 sztuk drobiu i na wiosnę planujemy więcej.
Na sam początek polecam karmazynki, czyli te zwykłe, czerwone kurki – nie są wymagające, bywają uparte, ale dość szybko przyzwyczajają się do warunków i oswajają z człowiekiem. Warto na początek tak jak ja – znaleźć hodowcę na olx [na słupach we wsiach są też często ogłoszenia], pojechać do gospodarstwa, zobaczyć, podpytać i przywieźć do domu. Pamiętaj, żeby mieć własny karton/klatkę, żeby przewieźć ptaki, bo hodowcy najczęściej wrzucają ptaki w zwykły worek i wiśta wio.
Z innych ras polecam Leghorn [bardzo dużo niosą], kury zielononóżki, Araukany [niebieskie jajka] i… perliczki. Są bardzo głośne i upierdliwe, ale ostrzegają stado i pełnią rolę takich surykatek wypatrujących zagrożenia.
Nie polecam na początek kupowania bardzo małych kurek – najlepiej wybierać takie ok. 18-19 tygodnia, tuż przed tym, jak zaczynają się nieść [ok. 22 tygodnia].
Czy potrzebujesz koguta?
Pytanie, a raczej odpowiedź na nie, zablokowała mi instagram – to znaczy miałam problem nawałem zszokowanych wiadomości, kiedy napisałam, że kury absolutnie koguta nie potrzebują, żeby nieść jajka. Kiedy nie ma koguta, jego rolę [przewodniczki stada] bierze na siebie jedna z kur i wszystkie się jej w miarę słuchają, a jajka znoszą tak czy siak, choć nic się z nich nie wylęgnie.
Czy kaczki mogą mieszkać z kurami?
Kolejne pytanie z instagrama, które pytaniem nie było, a raczej stwierdzeniem, że nie mogą. Ależ mogą, mogą. Moje kury z kaczkami dogadują się całkiem nieźle, a raczej konsekwentnie żyją sobie równolegle w dwóch społecznościach – zdarza się, że kaczka dziobnie kurę lub odwrotnie, gdy wparowuję z ugotowanymi ziemniakami, kaszą, ziarnem czy arbuzem na wybieg, ale nie dochodzi do rozlewu krwi. Ta refleksja o kurach i kaczkach pochodzi stąd, że kury lubią sucho, a kaczki to syfiarze taplające się w błocie – jeśli wybieg jest odpowiednio duży [a my nasz chcemy jeszcze rozszerzyć i wybudować dołek z wodą], to problem z kaczkami może być tylko taki, że nie chcą się dostosować, wleźć wieczorem do kurnika [ej serio, bywa, że wszystkie kury na grzędach, a kaczki kwaczą przed wejściem i mają jeszcze imprezę] i po prostu lubią błocko. Dlatego gniazdo dla kur jest wyżej, gniazdo dla kaczek niżej, a drewniana skrzynia w kurniku wypełniona jest popiołem – żeby kurki miały swoje suche miejsce do wyczyszczenia się [kury je uwielbiają]. Słowem – jeśli dostosujesz wybieg, możesz trzymać z kurami i kaczki, i nawet psychodeliczną gęś.
Czy kury uciekają z wybiegu?
Uciekają regularnie, a najczęściej kaczki. Uciekają, oczywiście te, co mogą, bo części podcięliśmy lotki [tutorial można znaleźć na youtube]. Szczerze mówiąc nie jestem jakoś specjalnie za tym, żeby je zaganiać – moje dzieci to robią. Dopóki większość stada trzyma się razem, a lis nie podchodzi, jestem spokojna, niemniej już siatka leśna jest przywieziona, żeby zasłonić resztę wybiegu.
Czy opłaca się mieć własne jajka?
Na koniec najważniejsze pytanie – czy to się opłaca? Absolutnie, kurde, nie. Biorąc pod uwagę koszty kurnika, woliery, wybiegu moje 16 kur musiałoby znosić miesiąc w miesiąc każda po jednym jajku i jeśli sprzedawałabym je po 2 zł sztuka, może po dwóch latach wyszłabym na zero.
ALE TO NIEMOŻLIWE.
Kura nie znosi jajek codziennie – tzn. jej celem jest składanie jajek codziennie, a cel nie zawsze jest osiągnięty. Jeśli kura nie zniesie jajka do południa, znosi jajko dopiero następnego dnia i pyk, jedno jajko mniej. W okresie zimowym również produkcja ustaje. Kury czasami czują się gorzej, bywa, że jedzenie im nie podpasuje i się obrażają, czasem mają za mało witamin, mimo że sypiesz tyle samo, to się nie ogarną i koleżanki im zjedzą. Czasem, jak u nas, przyjdzie lis i wyłapie część drobiu, trzeba kupować kolejne – raz nam się zdarzyło, 10 kur niosek po atrakcyjnej cenie 20 zł. Kolejne kosztowały już 25 zł. Bywa, że kura znosi jajko nie w kurniku, tylko gdzieś indziej jej się spodoba – i kiedy znajdziesz to miejsce, zamiast jajek bywają same skorupki, bo ktoś się poczęstował. Sporo jajek poszło, kiedy miałam kurczątka – podawałam im codziennie ugotowane jajka z płatkami owsianymi. A przecież też sami chcieliśmy czasem zjeść jajeczko.
Staram się mieć w kurniku od 15 do 25 kur i bywa, że jednego dnia wynoszę 15 jaj, a czasami tylko osiem. To nie takie oczywiste, że ile kur, tyle będzie jajek. I że koszty nam się zwrócą – nie zawsze, tym bardziej że ja nie mam kur dla zarobku. Nasze jajka zazwyczaj oddaję rodzinie i przyjaciołom, a kury i kaczki robią największą robotę moim dzieciom – kurokaczoterapia, tak to się powinno nazywać.
Czy zjemy nasze kury? I co dalej z kurnikiem?
Obrońców kurzego życia mogę tylko pouczyć, że warto wiedzieć, czego się broni – są kury na mięso (brojlery), są kury na jajka (Nioski -120 jaj rocznie, Leghorn – nawet 300 jaj rocznie). Jeśli kura znosi smaczne jajka, po co zabijać źródełko? Jedno jest pewne – psychodeliczna gęś oraz kaczki staropolskie mają u nas dożywocie i nie ma co się o nie przynajmniej martwić [i nie zniosły jeszcze żadnego jaja, bo są za młode].
Na przyszły rok planujemy rozszerzyć wybiegi dla drobiu, wykopać dołek na wodę na kaczek, kupić więcej perliczek i kury Ayam Cemani [znoszą czarne jajka]. Być może dokupimy towarzystwo naszej gęsi. Trzeba też będzie poprawić wolierę, bo jak widać na zdjęciu powyżej, niektóre niedociągnięcia łatałam samodzielnie siatką 😀
Aktualnie jedna z kur siedzi na jajkach [taki se durny czas wybrała], więc najbliższe tygodnie to będzie szykowanie na szybko ocieplonego miejsca dla kurczaków, a potem… nie wiem. Może owce? Może lamy? Na pewno coś, co tak jak kury kompletnie się nie opłaca, ale daje dużo radości i przynajmniej trochę zdrowego jedzenia.
Masz pytania? Pisz.
A jak nie chcesz pisać, to czytaj moją książką. Co prawda nie o kurach, ale też dobra:
Mnie nieustannie intryguje: ile czasu taka kura żyje? i jak już przestanie nieść jajka, to co? bo piszesz, że gęś i kaczki na emeryturę a kury?
Z czego ten kurnik budowaliście, że takie koszty wyszły 🙂 Sąsiedzi obok ogarnęli wszystko ZNACZNIE niższymi kosztami, w sumie to sąsiad i mąż ogarnęli kurnik w weekend 🙂